Oddech Natsu uspokoił się. Od kilku godzin nie wstrząsnęły nic żadne konwulsje, więc Lucy rozsiadła się wygodnie na fotelu, który wcześniej zajmował Gray, i na moment zamknęła oczy. Nie dała rady zasnąć. Chwila relaksu sprawiała, że budziła się gwałtownie z krzykiem zduszonym między zamkniętymi wargami. Przetarła zmęczone oczy i przykryła się kocem w tę wietrzną i chłodną noc.
Natsu drżał pod kilkoma
warstwami narzut, międzyczasie nałożyła na wierzch kolejną. Mimo to gorączka i
ciągłe uczucie zimna wciąż go trawiły.
Nie obudził się ani razu odkąd
pojawiła się w tym pokoju. Zastanawiała się, czy może to właśnie jej obecność
nie pozwala Natsu otworzyć oczu. Co powie, jak ją zobaczy? Jakimi pytaniami
zaskoczy? Czy w ogóle jej wybaczy?
Nieudolnie wierzyła, że
pierwsza jego reakcja będzie przepełniona miłością, że wybaczy jej i może znowu
będzie tak jak dawniej.
Dlaczego tak głupio o tym
marzyła? Przecież to niemożliwe...
Przyciągnęła kolana do piersi,
głowę położyła na oparciu. Łzy z trudem trzymały się w jej oczach. Nie chciała
płakać, do tej pory wylała już wystarczająco dużo łez.
— Hej... — usłyszała słaby,
ledwo słyszalny głos.
Zerwała się z miejsca. Podeszła
do Natsu i podniosła powoli jego głowę. Podłożyła mu poduszkę, pozwalając
odetchnąć po długich dniach snu.
— Hej — powtórzył, tym razem z
otwartymi oczami.
— Hej, głupku. — Pogładziła mu
włosy. — Długo spałeś.
— Hm... — mruknął. Dalej nie
był w stanie mówić.
— Tak, ale... ale... —
Pociągnęła nosem. — Będzie już wszystko dobrze, jak sądzisz?
Odwrócił wzrok od Lucy,
wbijając go w pustą ścianę.
Lucy zawstydziła się jego
reakcją. Nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć, czy jakiekolwiek słowa zmienią
teraz cokolwiek. Dlatego sięgnęła ku ramieniu Natsu i na nim położyła swoją
dłoń.
— Wybacz mi — wyszeptała, jakby
to cokolwiek miało zmienić. Natsu nie chciał na nią patrzeć w tym momencie,
powinna to uszanować i w głębi serca akceptowała jego decyzję, ale… Obiecał jej
pomoc, jeśli tylko będzie jej potrzebowała, a właśnie teraz najmocniej jej
oczekiwała.
Zacisnęła dłoń w pięść.
Zastanowiła się przed moment, co jeszcze powiedzieć, czy to cokolwiek zmieni?
Nie dowie się tego bez ryzyka.
— Oszukiwałam cię od dłuższego
czasu — zaczęła swoją opowieść. Czy w ogóle jej słuchał? Tym razem to nic nie
znaczyło. — Czy oszukiwałam? To trochę za wiele powiedziane, nie zamierzałam
mówić ci prawdy. O Nashi, o Zerefie i o tym bogu, bo się bałam. Nashi… W sumie
przedstawiła mi się jako Shina to nasza… — przełknęła głośno ślinę, na moment
się zatrzymując. — To nasza córka… z przyszłości — wydusiła z siebie.
Złapała się za usta. Żółć
podeszła jej do gardła, chwyciło ją wrażenie, że za moment zwymiotuje. Samo
wyobrażenie Nashi, jej córki, która powróciła do przeszłości, żeby zapobiec
wydarzeniom z przyszłości, potęgowało chowane w niej lęki.
Samotność.
Bezradność.
Słabość.
Natsu zerknął na Lucy, krótko,
bo w ostatniej chwili zdążyła napotkać na jego spojrzenie.
— Nie wybaczysz mi? Hm? —
Trąciła go w czoło. — Nikt mi nie powiedział, że to tak się skończy albo
zacznie, w zależności od tego, jak na to patrzeć.
— On… — zaczął Natsu i znowu
urwał. Po kilkudniowej śpiączce i poderżnięciu gardła nie oczekiwała większego
wyznania z jego strony.
— Poczekam. Pomyśl. Nie spiesz
się. Ja… — zdała sobie sprawę, że planuje skłamać. — Ja nigdzie nie odejdę.
***
Po kolejnym tygodniu odpoczynku
Erza wyruszyła w kierunku najbliższego miasta, omijając szerokim łukiem Bard
Town, aby zawiadomić Laxusa o wydarzeniach z jaskini. Zostawiła Graya z resztą
z nadzieją, że nie zrobi niczego głupiego i przypilnuje ich, szczególnie Lucy,
przed ucieczką. Maury obraził się na matkę, wstydząc się za jej zachowanie, i z
trzaskiem zamknął się w pokoju, kiedy dawniej należał do jego biologicznych
rodziców.
Atmosfera w rezydencji zrobiła
się ciężka. Nikt nic nie mówił, spędzali czas raczej osobno — Lucy zamknięta na
samej górze, w miejscu, w którym zostawiła na śmierć małżeństwo, Gray
przesiadywał w kuchni, Natsu odpoczywał w tym samym pokoju, co wcześniej.
Spotykali się raz dziennie. Omawiali najważniejsze sprawy i żegnali się w
smutku, resztę dnia spędzając w samotności.
Erza wróciła dopiero pod koniec
tygodnia, niosąc zapas jedzenia i ubrania na zmianę. Rzuciła Lucy czarny
płaszcz z kapturem, dla Natsu wzięła czerwoną togę, Gray podziękował za nowe
rzeczy, Maury niechętnie przyjął nowy strój.
— Musimy wracać — oznajmiła w
końcu wyprowadzkę z tego przeklętego miejsca.
— A co z matką tego chłopca? —
przypomniała kobiecie Lucy.
Zignorowała ją. Przeszła do
Graya, usiadła obok niego i sięgnęła w kierunku głowy Maury’ego. Chłopiec
uderzył w rękę matki i uciekł na zewnątrz.
— Wstydzę się za ciebie! —
wykrzyczał jeszcze, a potem zerknął na Lucy, zapraszając ją do siebie.
Pokręciła głową. Była gotowa
sprostać Erzie, nawet jeśli na końcu czekała na nią tylko nienawiść. Maury
poddał się. Zostawił dorosłych samych sobie.
Lucy podążyła za Erzą,
nieśmiało rozpoczynając rozmowę od zwykłego „cześć”. Nic więcej nie dało rady
przejść jej przez gardło. Niestety Erza przez cały ten czas milczała, skupiona
na pakowaniu i sprzątaniu miejsca, jakby nie chciała zostawić dowodów na ich
obecność w tej rezydencji. Skończyła po dwóch godzinach, bez przerwy na
jedzenie czy chwilę odsapnięcia. Lucy usiadła obok wejścia, na chłodnym stopniu
i wpatrzyła się w wsiadającego do pojazdu Natsu. Okrył się dwoma kocami, jego
skóra wciąż była blada, ale przynajmniej ruszał się sprawniej niż wcześniej.
Pomachała w jego kierunku. Nic
odpowiedział tym samym, tylko wsiadł do pojazdu i zatrzasnął za sobą drzwi.
Gray aż podskoczył z wrażenia. Wrzucił do środka ostatnie pakunki i poprosił
Maury’ego, żeby policzył pakunki. Chłopak westchnął ciężko, ale podjął się
łatwej pracy.
W końcu i Erza wyszła z
rezydencji. Pozostawiła Lucy za sobą z wrażeniem, że dziewczyna wcale nie jest
mile widziana w towarzystwie reszty.
To bolało i czuła się
zdradzona, zresztą po raz kolejny. Czasem dosięgały ją wątpliwości, czy Fairy
Tail ma dla niej jeszcze jakieś znaczenie. Brakowało miejsca nawet w głupim
pojeździe w drodze powrotnej. Czy tak należało postępować z przyjaciółmi?
Nie…
Nie…
Nie…
Zacisnęła szczękę ze złości.
Wiele ostrych słów cisnęło się jej na usta i wstrzymywał ją tylko fakt, że obok
jest Maury. To dziecko naoglądało się już zbyt wiele rzeczy w życiu.
— Dobra, Gray, ruszamy — oznajmiła
niespodziewanie Erza.
Lucy zerwała się z miejsca.
Podbiegła do kobiety i chwyciła ją za ramię, obracając w swoją stronę. Erza
otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
— Nie masz prawa mnie tak
traktować — wypaliła Lucy. — Nie masz prawa udawać, że nie istnieję. Tak,
zabiłam biologicznych rodziców Maury’ego i wiesz co? Nie żałuję — wycedziła
przez zęby. — Nie żałuję, że to zrobiłam, słyszysz?
Skinęła powoli głową.
— No i co z tego, że mnie
słyszysz? — spytała Lucy. — Ale czy mnie słuchasz? Nie! Nikt mnie nie słuchał
od początku. Nawet nie wiesz, ile razy mnie zignorowaliście. I dlaczego? Bo tak
było wam wygodniej? Bo przygoda czekała? Bo…
Erza podniosła rękę i trzepnęła
Lucy w lewy policzek.
Nagły ból sparaliżował dziewczynę, a łzy spłynęły po jej policzkach
nieświadomie, nie dając jej czasu na ich wstrzymanie. Poczuła pieczenie — ostre
i do tego schodzące coraz niżej, jakby promieniowało przez całe ciało.
Zmierzyła Erzę wzrokiem —
chłodnym i przepełnionym przerażeniem. I kiedy Scarlet ponownie podniosła dłoń,
Lucy odruchowo zasłoniła się przed uderzeniem, które nigdy do niej nie dotarło.
Erza zarzuciła torbę przez
ramię i wróciła do pojazdu. Nałożyła przepaskę pobierającą moc, uruchamiając
sieć magicznych połączeń, które ruszyły sprzętem. Lucy zdążyła w ostatniej
chwili wsiąść. Usadziła się w najbardziej oddalonym miejscu, z dala od reszty,
przyciągnęła kolana do pieści i ukryła w nich zaczerwienioną twarz.
Kiedy…
Kiedy przestali być rodziną? —
pytała siebie, pozostawiając odpowiedzi w sferze rzeczy, które wprawiały ją w
obrzydzenie. Wolała o tym wszystkim zapomnieć, zepchnąć w dalsze zakątki
umysłu, ale… wyglądało na to, że z każdym dniem te pytania stawały się coraz
cięższe i nie zamierzały jej opuścić.
***
Dotarli po trzech dniach jazdy
pojazdem z nocnymi przerwami na przywrócenie sił przez Erzę. Tylko ona
prowadziła, nie pozwoliła nikomu innemu zająć miejsca, nawet Grayowi, który
kilka razy grzecznie zaproponował jej pomoc. Odmówiła za każdym razem znaczącym
milczeniem, jak gdyby i jemu przestała ufać po wszystkich wydarzeniach, jakie
miały miejsce.
Ostatecznie zrezygnował z
jakichkolwiek prób i usnął obok, nie budząc się aż do ostatniego przystanku.
Zaczęło nimi trząść, trafili na zniekształcony kawałek drogi. Rzeczy
podskakiwały w samochodzie, nie utrzymywały się nawet pod własnym ciężarem.
Jednak Lucy bardziej martwiła się o stan Natsu. Nie narzekał, w sumie w ogóle
się nie odzywał, tylko że jego rany nie zagoiły się w jedną noc.
Zmartwiona kilka razy zerknęła na niego, czekają na
odpowiedni moment, żeby zajrzeć do jego bandaży, czy przypadkiem nie
przesiąkają krwią. Poczekała na jeden z zakrętów. Kiedy Erza gwałtownie
skręciła, udała, że traci równowagę. Poleciała w stronę Natsu, zatrzymując na
oknie. Sprawnym ruchem zahaczyła o togę Natsu. Bandaże na szczęście były suche.
Wróciła na swoją część auta i
dopiero tam odetchnęła z ulgą. Przynajmniej nie musiała się już martwić o
Natsu, a zacząć o siebie. Dotarcie do Fairy Tail wiązało się z samosądem. Nikt
jej nie wyda straży, ale nie liczyła na to, że wszyscy zapomną o sprawie —
szczególnie Laxus, który nadal ją winił za śmierć dziadka. Dziwić się mu i nie
dziwić. Poniekąd była za to odpowiedzialna, choć nie w stopniu, w którym
uważał. Za dużo ostatnimi czasy spadało na jej barki niesłusznie. Czy kiedyś
ktoś zrzuci z niej ten ciężar? Szczerze w to wątpiła, ale może…
— Wróciliśmy — oświadczył Gray,
wychylając głowę za szybę.
Przybyli o poranku, chwilę
przed tym, jak straganiarze zaczęli wystawiać swoje towary na targu. Na ulicach
zebrało się niewiele osób — chodziły raczej pojedyncze osoby z psami i ludzie
wracający z nocnych prac. Fairy Tail było zamknięte magicznym zamkiem od
wewnątrz. Budynek chroniła potężna siła, dorównująca tej, którą posiadała rada
magiczna. Zapewne to oni nałożyli zaklęcie na drzwi.
Zatrzymali się.
Erza wysiadła jako pierwsza,
zabierając ze sobą tylko jedną torbę podróżną. Opuściła ją przed wejściem. Nagą
dłoń przyłożyła do drzwi.
— Idź. Otwórz. To my —
wyszeptała. Na jej znak drzwi otworzyły się samoistnie. — Idziemy — rozkazała
pozostałym.
Laxus już czekał. Plecy
przykrywało mu czarne futro ze złotą błyskawicą wyszytą pośrodku materiału.
Popijał tani, bezwartościowy alkohol, który był tani i szybko upijał, czego
chyba najbardziej potrzebował.
Zauważył ich dopiero po chwili.
Zamrugał kilka razy, wbijając w nich pijackie spojrzenie. Czknął. Dopił
alkoholu do końca, a butelkę odstawił w kąt, licząc, że Mirajane zajmie się nią
po przybyciu do gildii.
— Nie mogłeś się dopuścić do
gorszego stanu? — zarzuciła mu Erza. — Weź ogarnij się, jesteś mistrzem gildii.
Co by powiedział twój dziadek?
— Że kontynuuje jego
dziedzictwo. A myślisz, że co? Że staruszek zawsze chodził trzeźwy.
— Nieważne — Erza szybko się
poddała. — Wróciliśmy.
— Widzę.
— No i? — pogoniła go, po czym
wskazała na Lucy.
Dziewczyna wyszła przed
pozostałych, gotowa na każdą karę, którą naszykował dla niej Laxus. Nadal nie
uważała, by na nią zasłużyła, ale skoro w ten sposób mogła zaprowadzić
tymczasowy porządek, to stanie się tym kozłem ofiarnym.
— Zostawiłam ich na śmierć —
przyznała Lucy, zanim Laxus jako pierwszy cokolwiek jej zarzucił. — Nie żałuję.
Zasłużyli na to. Jestem gotowa ponieść konsekwencje swoich czynów.
Wyraz twarzy mężczyzny nie
zmienił się. Był zaspany, niekoniecznie na nich skoncentrowany, lecz Lucy nie
miała wątpliwości, że ją słucha.
— Odejdź z Fairy Tail — wydawał
swój wyrok.
Obecni przy Lucy zamarli. Nikt
nie oczekiwał kary, którą zamierzał dziewczynie wymierzyć Laxus. Nawet Erza.
Odepchnęła Lucy na bok i zbliżyła się do mężczyzny. Pochwyciła go za koszulę,
podnosząc na wysokość swojej twarzy.
— Czy to jest jakiś żart? —
wysyczała przez zęby.
— Nienawidzę was! — wykrzyczał
Maury.
— To przesada — i Natsu dodał
coś od siebie.
— Nie, to jego chora zemsta —
zauważył w końcu Gray. — Tak, dalej uważaj, że Lucy zabiła mistrza. Zanurzaj
się w tym pieprzonym alkoholu i zapominaj o świecie. NIC mi do tego. Tylko
zostaw Lucy w spokoju.
— Dlaczego? — Laxus uderzył w
dłoń Erzy, odpychając ją od siebie. Stanął twardo na ziemi i odparł ciężkim
głosem. — Czy kiedykolwiek mój dziadek pozwoliłby mordercy zostać członkiem
Fairy Tail? Ona się zmieniła, nie widzicie tego czy już tak oślepił was ten
pieprzony blask przyjaźni, że nie widzicie tego. Czy Lucy, jaką znacie, dopuściłaby
się takiego czynu?
— Ona… — Erza gwałtownie
obróciła się w stronę Lucy, kręcąc głową. — To… On ma rację.
Odsunęła się od reszty, stając
za Laxusem na znak, że w tej kwestii go popiera.
Szybko. Lucy nie oczekiwała, że
ktokolwiek będzie o nią walczyć, ale skoro rozpoczął się ten sąd, to dlaczego z
góry go przegrała? Czy tak od początku ktoś ustalił?
— Wszyscy się zmieniliśmy —
Gray nadal jej bronił, jak obiecał. — Poza tym te gnoje zasłużyły na to, co ich
spotkało. Lucy uratowała mojego syna. Czy to się nie liczy?
— Nie — odpowiedział Laxus krótko
i rzeczowo.
Lucy miała wrażenie, że za
moment ktoś roztrzaska jej serce. W tym samym lustrze dłużej nie znajdowała
swojego odbicia. Zastąpiła je zupełnie obca dziewczyna, która z trudem szukała
na sobie uśmiechu. Blizny okalały jej całe ciało w głębokich bruzdach, aby
przypominać jej każdą wyprawę i każdy ból. Nie zapomniała, ale i nie
zaakceptowała do końca tej innej kobiety. Dlaczego? Czy wciąż drążyła w tym
lustrze, szukając Lucy Heartfilii? A jeśli jej tam wcale nie było?
Osoba, którą widział Gray, Erza,
Natsu, Laxus i inni, to był zupełnie ktoś inny.
Osoba, na którą właśnie
patrzyli, to była Lucy Heartfilia.
— Odchodzę — oświadczyła,
przerywając dyskusję pozostałych.
— Nie możesz — załkał Maury. —
Czy to moja wina? Jeśli tak, to zrobię wszystko, żeby ci to wynagrodzić. Nie
możesz…
Lucy przyklęknęła przed
chłopcem i przytuliła go mocno, zanim się rozpłakał. Pogładziła jego włosy
troskliwie. Na pewno nie żałowała swoich wyborów, szkoda tylko, że nie udało
jej się wcześniej uratować tego dziecka.
— To moja decyzja — wyjaśniła
mu delikatnym tonem. — Chciałam wrócić do Fairy Tail, tak bardzo, że
zapomniałam, kim się stałam. Nie widzę w tym miejscu dawnego domu. To nie jest
mój dom, więc nie ma tu dla mnie miejsca.
— Nie mów tak. — Przetarł oczy.
— Nikt cię stąd nie wyrzuci.
— Nie, ale skoro są tu ludzie,
którzy mnie tu nie chcą, to czy nie lepiej odejść, zanim wszyscy wskażą mi
drogę do wyjścia?
Pokręcił głową.
— Dziękuję za wszystko, Maury.
Gray, nie spodziewałam się, że będziesz mnie tak zaciekle bronił. Nawet Natsu…
— urwała. Tylko z nim nie wiedziała, jak się pożegnać. Na naprawienie błędów
było już za późno. Na powrót do ciepła brakowało właściwych sił.
Wstała. Wystawiła dłoń w
kierunku Laxusa, tam gdzie znajdował się różowy znak gildii Fairy Tail. Starła
go i odeszła, zostawiając po sobie otwarte drzwi. Nastało dziwne milczenie.
Lucy stanęła przed wejściem, uderzyło w nią silne uczucie samotności.
Straciła dom.
Straciła przyjaciół.
Straciła przyszłość.
Drzwi zatrzasnęły się
samoistnie na znak, że już nie ma gdzie wrócić.
0 Comments:
Prześlij komentarz