Lucy nie ruszała się przez dłuższy moment. Zastygła
w przyklękniętej pozycji, myśląc ciężko o wszystkim po kolei. Nic nie układało
się w taką całość, jaka powinna się nakreślić po wszystkich wydarzeniach,
których byli świadkami. A kolejny powrót do Bard Town sprawiał, że
przeznaczenie ciągnęło ich ku temu miejscu. Zostawili tam niedokończone sprawy,
a może i nieświadomie uwolnili drzemiące w jaskini zło.
Ona uwolniła.
Lucy złapała się za drżące ramię. Zacisnęła
na skórze palce, wbijając w nią paznokcie aż do krwi. Powstały cienkie
wgłębienia, a mimo to nie czuła bólu. Ogarnął ją strach. Targnęło poczucie
winy, jeszcze niesłuszne i niepotwierdzone, ale już drażniące jej zszargane
nerwy.
— Naprawdę? — wysapała.
Oczy otworzyła szeroko, usta przegryzła.
Zacisnęła wolną dłoń w pięść, po czym z całej siły walnęła nią w drzewo,
zduszając w sobie krzyk. Gdziekolwiek nie poszła, niosła za sobą nieszczęście.
Czegokolwiek nie zrobiła, jej dobre chęci ścieliły drogę do samego piekła.
Jakkolwiek nie postąpiła, życie zostawiało swoje dwa grosze, niszcząc jej
nadzieje.
— Lucy! — usłyszała wołanie Natsu.
Poklepała się po policzkach. Rozciągnęła
skórę. Sprawdziła jeszcze raz, czy przypadkiem drobne rany na jej ramieniu nie
są za widoczne. Na zaś poprawiła rękaw. Jednak jeśli Natsu jej uwagę, skłamie,
że się uderzyła. Akurat na oszukiwaniu innych się znała.
— Tu jestem! — Pomachała w kierunku
biegnącego Natsu. — Porządki zrobione?
— Tak jest! — zameldował. — Spacer
skończony?
— Tak jest! — odpowiedziała mu w ten sam
sposób.
Natsu zatrzymał się. Rozejrzał po okolicy i
zaciągnął się powietrzem przez nos. Coś zwróciło jego uwagę. Podbiegł dokładnie
w miejsce, gdzie wcześniej stał Darezen. Przykucnął, zbliżając nos do ziemi.
Zaczął niuchać.
— Natsu... — Lucy zwróciła jego uwagę. —
Natsu, może pójdziemy już spać? — zaproponowała, aby tylko odciągnąć go od
zapachu mężczyzny.
— Ktoś tu był — oświadczył.
Lucy zadrżała. Nie potrzebowała kolejnych
problemów związanych z podejrzeniami Natsu. Jednak nie powinien dziwić jej
fakt, że Pogromca Smoków wyczuł mężczyznę. Jego nos odbierał zapachy, których
normalny człowiek nigdy by nie wyczuł, a akurat Darezena to nawet Lucy
wyczuwała z tej odległości.
— Natsu, może już wracajmy do domu? —
zaproponowała niepewnie. — Ciemno jest i...
— Nie! — odparł ostro. Wyciągnął rękę,
osłaniając nią Lucy, a potem zaczął lustrować otoczenie. Nie bezmyślnie.
Podążał za tropem Darezena, wędrując spojrzeniem tam, gdzie mężczyzna zniknął.
Lucy nie pamiętała, dokąd się udał ani kiedy zniknął z jej oczu. Teraz poznała
drogę, którą przebył.
— Ech, Natsu, dzisiaj jest festiwal.
Mnóstwo ludzi przechodziło tędy. Magowie także...
— Dlaczego próbujesz mnie odciągnąć od
śledzenia?
Odwrócił się nagle. Lucy zacisnęła usta w
wąską linijkę, uciekła od niego wzrokiem. Kłamała, ale w żywe oczy wydawało się
to trudniejsze.
Puściła rękę Natsu i odeszła sama,
pozostawiając go z milczeniu. Jeszcze przez moment wahał się, więc poczekała na
niego, opierając się o jedno drzew i wtedy się poddał. Dobiegł do Lucy i
szturchnął ją w ramię.
— No dobra, może masz rację — powiedział.
Wyrzuty sumienia urosły w sercu Lucy.
Odruchowo rozchyliła wargi, zastanawiając się, czy to nie ten moment, aby
wyzwać Natsu prawdę. Powstrzymała się w porę.
— Posprzątałeś w domu? — zmieniła temat.
Natsu kiwnął energicznie.
— Nie poznasz go! Wiem, że z początku
wyglądał strasznie, ale już nabrał koloru. Oszczędziłem trochę pieniędzy, więc
jutro pójdziemy na zakupy. Myślałem o takim świetnym łóżku, żeby zajmował cały
pokój! I koniecznie nowa szafa.
Zaśmiała się.
— A po co ci nowa szafa?
— Bo starą spaliłem, żeby w domu było ci
ciepło.
Objął ją ramieniem. Lucy zamarła, więc
nieświadomy swojej siły Natsu pociągnął ją za sobą w stronę domu. Pogwizdywał
radośnie i nieustannie opowiadał Lucy o swoich planach, co do remontu pokoju.
Nie słuchała. Pozostała na fragmencie, że dla niej spalił szafę, aby było jej
ciepło...
Dwie łzy wypłynęły jej z oczu.
— To był Darezen — wyznała niespodziewanie.
— He?
— Darezen do mnie przyszedł — mówiła dalej.
— Zostałam uniewinniona. Żałosne... W zamian za to wyślą mnie na samobójczą
misję. W jaskini nieopodal Bard Town, tej samej, do której weszłam, ludzie
obudzili jakieś "zło". Nikt nie wrócił stamtąd żywy. Przepraszam, że
ci wcześniej nie powiedziałam.
Natsu pozostawił jej wyznanie bez
komentarza.
Wepchnął ją do domu i zamknął za sobą
drzwi. Przed kominkiem faktycznie leżały fragmenty szafy — jedynej, jaką mieli
z Happym. Przyjemne ciepło unosiło się w pokoju. Natsu wysprzątał łóżko,
rozkładając na nim wytrzepany koc. Na podłodze wyłożył zniszczony materac.
— Dobranoc — powiedział i położył się na
podłodze, tyłem do łóżka.
— Ja mam... — Wskazała palcem na
przygotowane posłanie.
— Hm... — mruknął, po czym zamknął oczy.
Lucy ułożyła się na łóżku. Myślała, że
Natsu znalazł jej poduszkę. Myliła się. To był jego ukochany szal, ostatnia
pamiątka po Igneelu. Lucy wtuliła się w go mocniej. Nie mogła spać. Dręczyło ją
milczenie Natsu. On również nie zasnął. Oddychał ciężko, udając, że dawno
zabrał się za odpoczynek. Na jego nieszczęście, sylwetka odbiła się w rozbitym
lustrze.
Miał otwarte powieki.
— Pewnie mi nie wybaczysz? — spytała go.
— Nie wiem, o czym mówisz...
Przełknęła głośniej ślinę.
— To, że cię okłamałam. Ja... To nie tak,
że ci nie ufam. Ja zwyczajnie chcę sama załatwić swoje sprawy.
— To dobrze. Nie jestem zły. Skoro każdy z
nas ma swoje sprawy, to nie musimy się martwić o innych. Zresztą ja podobnie
postąpiłem. Odszedłem. Zająłem się swoimi sprawami. Ciebie też nie powinienem
zatrzymywać.
Lucy zwinęła się w kłębek. Przyciągnęła
kolana do piersi i schowała między nogami głowę.
— Masz w sumie rację — przyznała z trudem.
— Może czas się rozdzielić. Może warto pomyśleć nad naszą przyszłością. Fairy
Tail i tak ledwo istnieje. Naprawdę nie potrafię tu się odnaleźć. Jakbym
trafiła do obcego świata.
Wyprostowała się, twarzą do sufitu. Latała
tam ćma.
— Nie do tego chciałem wrócić — tym razem
zaczął Natsu. — Myślałem, że nic się nie zmieni, że niezależnie od wszystkiego,
pozostaniemy tą starą, dobrą gildią, która w trakcie jednej imprezy potrafiła
rozwalić całą Magnolię... — Położył się na plecach. Wyciągnął dłoń w kierunku
sufitu. — Świat należał do nas. Zawsze zwyciężaliśmy. A tu... Przegraliśmy. Ja
przegrałem... Nie umiałem uratować dziadka. Nie mogłem...
Przewróciła się na drugi bok.
Natsu płakał głęboko. Zacisnął mocno
powieki, wstrzymując w sobie cały ból, ale łzy zdradziły go, płynąc jeszcze mocniej.
W końcu zasłonił się ramieniem, jakby wstydził się chwili słabości przed Lucy.
— Nie wrócimy do tego, co było? — spytał
cienkim, pełnym żalu głosem.
— Nigdy — odpowiedziała mu szczerze i
wzięła głęboki wdech. — Przepraszam, że cię okłamałam. Zawsze uważałam cię za
lepszego, tym razem ja się chcę poczuć lepiej. Poczuć się ważniejsza.
— Dla mnie jesteś ważna. — Przewrócił się
na bok w kierunku Lucy. — Nie chcę tym razem popełnić żadnego błędu.
— Tak się nie da — przerwała mu. — Błędy
popełnia się na okrągło. To niemożliwe, żeby mieć ciastko i zjeść ciastko. Coś
za coś.
— Chyba że masz dwa.
Lucy urwała.
Wyciągnęła rękę, zawisła poza łóżkiem,
szukając Natsu. Ujął jej palce. Załaskotał dziewczynę. Zaśmiała się słodko i
chwyciła go w delikatnym uścisku, powoli przyciągając do siebie.
Wskoczył na łóżko obok Lucy. Przykryła i
jego kocem, podłożyła szalik pod głowę Natsu, a sama ułożyła się na jego
torsie.
Zasnęła, nim zdążyła dokończyć rozmowę.
***
Stanęła przed wejściem do gildii.
W nocy dręczyły ją koszmary. Śnił jej się
Zeref, Nashi, Natsu i bóg, którego napotkała w innej rzeczywistości wykreowanej
przez Maurego. Wszyscy siedzieli w kręgu, patrząc na nią długo i w milczeniu.
Każdy nosił na sobie smutny uśmiech, który miał jej przypominać o wszystkim, co
już się wydarzyło i co ma się dopiero wydarzyć. Chciała poznać odpowiedzi na
swoje pytania, lecz nim zadała choćby jedno, obudziła się.
Popędziła do gildii tak szybko, jak tylko
mogła. Ledwo wstało słońce, Natsu zdążył dwa razy się przeciągnąć i ostatecznie
postanowił, że jeszcze trochę pośpi. A potem z jakiś powodów postanowił, że
zrzuci z siebie kamizelkę i spodnie. Został w łóżku w samych gaciach,
zapominając o obecności Lucy w swoim domu. Ech, tak go zostawiła, zbyt długo
nie zastanawiając się nad jego zachowaniem.
Gildia i zapowiedziana misja dręczyły ją
bardziej. Kolana jej drżały. Sądziła, że za moment zemdleje z przejęcia. Ku
swojemu zaskoczeniu, dała radę otworzyć drewniane wrota. Zaskrzypiały
przerażająco. Mirajane i Laxus zwrócili się w stronę przybyłej Lucy.
— Hej — przywitała ich ponuro.
Mirajane odwróciła się od niej i wróciła do
czyszczenia kieliszków, ignorując Lucy.
Laxus uderzył pięścią o blat. Mirajane
zbladła ze strachu. Wyszła zza lady i uciekła na górę, w kierunku pokoi, w
których na noc pozostali niektórzy członkowie gildii.
A kiedy już zostali sami, Laxus usiadł przy
jeden z ław i rzucił ostre:
— Siadaj.
Lucy złapała się za rozpalone czoło. To ją
czekało od początku, niczego innego nie powinna się spodziewać, a jednak
agresywna reakcja Laxusa przeraziła ją. Niepewnie zbliżyła się do mężczyzny i
przysiadła się do niego. Położył ręce na stole. W jednej z nich trzymał
zwinięty w rulon pergamin.
Nie odważyła się spojrzeć mu w oczy.
— To misja — stwierdziła.
— Więc dobrze wiesz, gdzie cię wysyłają? —
spytał przez zęby Laxus. — Dopiero zginął dziadek, a ty już pchasz gildię w
kłopoty?
— Dlatego chciałeś porozmawiać ze mną na
osobności? Żeby nikt więcej nas nie usłyszał? — zarzuciła mu.
Zamrugał ze zdziwienia, a potem parsknął
krótkim, wymuszonym śmiechem.
— Tak, dokładnie tak — przyznał jej rację.
— Niektórzy nie zgodziliby się ze mną, pewnie trzymaliby twoją stronę. Nic nie
zrobiłaś. To nie twoja wina — wypowiedział te słowa sarkastycznym tonem. —
Zrobiłaś. To twoja wina. Jestem wściekły. Nie wybaczę ci tego, że przez ciebie
dziadek nie żyje, ale jednocześnie wiem, że nie w pełni zasługujesz na te
oskarżenia.
— Nie w pełni? Nic. Nie. Zrobiłam —
powtórzyła z przekonaniem.
— Nieważne. — Rzucił w jej stronę pergamin
z misją. — Zadanie przyszło bezpośrednio od Rady Magicznej. Masz się udać do
tej przeklętej jaskini i zbadać sprawę. I wrócić. Żywa. Nie chcę nikogo więcej
stracić. Nikt nie chce. Rozumiemy się?
— To samobójcza misja — przypomniała mu. —
Pewnie Natsu ze mną pójdzie. Już wie o niej, reszty nigdy nie poproszę o coś
podobnego.
— I dobrze. Levy jest w ciąży, Erza z
Grayem muszą zaopiekować się Maurym, Juvia rozpacza z powodu Graya. Reszta też
sobie jakoś ułożyła życie. Nie pociągaj ich ze sobą do grobu.
— Nie będę — obiecała.
— To dobrze. — Skinął z zadowolenia głową.
— I nie miej mi tego za złe. To nie tak, że chcę się ciebie pozbyć. Po prostu
zamierzam prowadzić Fairy Tail inaczej niż mój dziadek. On zawsze miał miękkie
serce, ale w tym czasach potrzeba trochę dyscypliny. Zginął jeden z
najsilniejszych magów Fiore. To nigdy nie zapowiada spokojnych czasów.
— Nigdy nie żyliśmy w spokojnych czasach —
poinformowała go Lucy, wstając. Wzięła za sobą misję. — I wiem, co oznacza ból
po stracie. Sama straciłam i mamę, i ojca. Wyrazy współczucia — rzuciła krótko
i skierowała się ku wyjściu.
Laxus odprowadził ją wzrokiem. Założył ręce
na piersi, czekając na chwilę, w której Lucy opuści gildię i wyruszy w
samobójczą misję. Zdawał sobie sprawę, że najpewniej wysyła ją na śmierć, a
mimo to nie pożegnał się i nie pozwolił pożegnać z innymi. Ale zaakceptowała
nawet to, dusząc w sobie ból, niesłusznie na nią nałożony.
Jednak nie zamierzała opuszczać gildii bez
ostatniego słowa, bez zasiania ziarna niepewności, bez gwarancji, że będzie
miała gdzie wrócić. Dlatego stanęła w progu budynku i uśmiechnęła się
delikatnie, zadając pytanie:
— Czy Makarov powiedział ci o Lumen Etoile?
— Co? — Laxus poruszył się, a Lucy zamknęła
za sobą wejście i zniknęła.
0 Comments:
Prześlij komentarz