[Pogromca smoków] Rozdział 62

 

Lucy nie ruszała się przez dłuższy moment. Zastygła w przyklękniętej pozycji, myśląc ciężko o wszystkim po kolei. Nic nie układało się w taką całość, jaka powinna się nakreślić po wszystkich wydarzeniach, których byli świadkami. A kolejny powrót do Bard Town sprawiał, że przeznaczenie ciągnęło ich ku temu miejscu. Zostawili tam niedokończone sprawy, a może i nieświadomie uwolnili drzemiące w jaskini zło.

Ona uwolniła.

Lucy złapała się za drżące ramię. Zacisnęła na skórze palce, wbijając w nią paznokcie aż do krwi. Powstały cienkie wgłębienia, a mimo to nie czuła bólu. Ogarnął ją strach. Targnęło poczucie winy, jeszcze niesłuszne i niepotwierdzone, ale już drażniące jej zszargane nerwy.

— Naprawdę? — wysapała.

Oczy otworzyła szeroko, usta przegryzła. Zacisnęła wolną dłoń w pięść, po czym z całej siły walnęła nią w drzewo, zduszając w sobie krzyk. Gdziekolwiek nie poszła, niosła za sobą nieszczęście. Czegokolwiek nie zrobiła, jej dobre chęci ścieliły drogę do samego piekła. Jakkolwiek nie postąpiła, życie zostawiało swoje dwa grosze, niszcząc jej nadzieje.

— Lucy! — usłyszała wołanie Natsu.

Poklepała się po policzkach. Rozciągnęła skórę. Sprawdziła jeszcze raz, czy przypadkiem drobne rany na jej ramieniu nie są za widoczne. Na zaś poprawiła rękaw. Jednak jeśli Natsu jej uwagę, skłamie, że się uderzyła. Akurat na oszukiwaniu innych się znała.

— Tu jestem! — Pomachała w kierunku biegnącego Natsu. — Porządki zrobione?

— Tak jest! — zameldował. — Spacer skończony?

— Tak jest! — odpowiedziała mu w ten sam sposób.

Natsu zatrzymał się. Rozejrzał po okolicy i zaciągnął się powietrzem przez nos. Coś zwróciło jego uwagę. Podbiegł dokładnie w miejsce, gdzie wcześniej stał Darezen. Przykucnął, zbliżając nos do ziemi. Zaczął niuchać.

— Natsu... — Lucy zwróciła jego uwagę. — Natsu, może pójdziemy już spać? — zaproponowała, aby tylko odciągnąć go od zapachu mężczyzny.

— Ktoś tu był — oświadczył.

Lucy zadrżała. Nie potrzebowała kolejnych problemów związanych z podejrzeniami Natsu. Jednak nie powinien dziwić jej fakt, że Pogromca Smoków wyczuł mężczyznę. Jego nos odbierał zapachy, których normalny człowiek nigdy by nie wyczuł, a akurat Darezena to nawet Lucy wyczuwała z tej odległości.

— Natsu, może już wracajmy do domu? — zaproponowała niepewnie. — Ciemno jest i...

— Nie! — odparł ostro. Wyciągnął rękę, osłaniając nią Lucy, a potem zaczął lustrować otoczenie. Nie bezmyślnie. Podążał za tropem Darezena, wędrując spojrzeniem tam, gdzie mężczyzna zniknął. Lucy nie pamiętała, dokąd się udał ani kiedy zniknął z jej oczu. Teraz poznała drogę, którą przebył.

— Ech, Natsu, dzisiaj jest festiwal. Mnóstwo ludzi przechodziło tędy. Magowie także...

— Dlaczego próbujesz mnie odciągnąć od śledzenia?

Odwrócił się nagle. Lucy zacisnęła usta w wąską linijkę, uciekła od niego wzrokiem. Kłamała, ale w żywe oczy wydawało się to trudniejsze.

Puściła rękę Natsu i odeszła sama, pozostawiając go z milczeniu. Jeszcze przez moment wahał się, więc poczekała na niego, opierając się o jedno drzew i wtedy się poddał. Dobiegł do Lucy i szturchnął ją w ramię.

— No dobra, może masz rację — powiedział.

Wyrzuty sumienia urosły w sercu Lucy. Odruchowo rozchyliła wargi, zastanawiając się, czy to nie ten moment, aby wyzwać Natsu prawdę. Powstrzymała się w porę.

— Posprzątałeś w domu? — zmieniła temat.

Natsu kiwnął energicznie.

— Nie poznasz go! Wiem, że z początku wyglądał strasznie, ale już nabrał koloru. Oszczędziłem trochę pieniędzy, więc jutro pójdziemy na zakupy. Myślałem o takim świetnym łóżku, żeby zajmował cały pokój! I koniecznie nowa szafa.

Zaśmiała się.

— A po co ci nowa szafa?

— Bo starą spaliłem, żeby w domu było ci ciepło.

Objął ją ramieniem. Lucy zamarła, więc nieświadomy swojej siły Natsu pociągnął ją za sobą w stronę domu. Pogwizdywał radośnie i nieustannie opowiadał Lucy o swoich planach, co do remontu pokoju. Nie słuchała. Pozostała na fragmencie, że dla niej spalił szafę, aby było jej ciepło...

Dwie łzy wypłynęły jej z oczu.

— To był Darezen — wyznała niespodziewanie.

— He?

— Darezen do mnie przyszedł — mówiła dalej. — Zostałam uniewinniona. Żałosne... W zamian za to wyślą mnie na samobójczą misję. W jaskini nieopodal Bard Town, tej samej, do której weszłam, ludzie obudzili jakieś "zło". Nikt nie wrócił stamtąd żywy. Przepraszam, że ci wcześniej nie powiedziałam.

Natsu pozostawił jej wyznanie bez komentarza.

Wepchnął ją do domu i zamknął za sobą drzwi. Przed kominkiem faktycznie leżały fragmenty szafy — jedynej, jaką mieli z Happym. Przyjemne ciepło unosiło się w pokoju. Natsu wysprzątał łóżko, rozkładając na nim wytrzepany koc. Na podłodze wyłożył zniszczony materac.

— Dobranoc — powiedział i położył się na podłodze, tyłem do łóżka.

— Ja mam... — Wskazała palcem na przygotowane posłanie.

— Hm... — mruknął, po czym zamknął oczy.

Lucy ułożyła się na łóżku. Myślała, że Natsu znalazł jej poduszkę. Myliła się. To był jego ukochany szal, ostatnia pamiątka po Igneelu. Lucy wtuliła się w go mocniej. Nie mogła spać. Dręczyło ją milczenie Natsu. On również nie zasnął. Oddychał ciężko, udając, że dawno zabrał się za odpoczynek. Na jego nieszczęście, sylwetka odbiła się w rozbitym lustrze.

Miał otwarte powieki.

— Pewnie mi nie wybaczysz? — spytała go.

— Nie wiem, o czym mówisz...

Przełknęła głośniej ślinę.

— To, że cię okłamałam. Ja... To nie tak, że ci nie ufam. Ja zwyczajnie chcę sama załatwić swoje sprawy.

— To dobrze. Nie jestem zły. Skoro każdy z nas ma swoje sprawy, to nie musimy się martwić o innych. Zresztą ja podobnie postąpiłem. Odszedłem. Zająłem się swoimi sprawami. Ciebie też nie powinienem zatrzymywać.

Lucy zwinęła się w kłębek. Przyciągnęła kolana do piersi i schowała między nogami głowę.

— Masz w sumie rację — przyznała z trudem. — Może czas się rozdzielić. Może warto pomyśleć nad naszą przyszłością. Fairy Tail i tak ledwo istnieje. Naprawdę nie potrafię tu się odnaleźć. Jakbym trafiła do obcego świata.

Wyprostowała się, twarzą do sufitu. Latała tam ćma.

— Nie do tego chciałem wrócić — tym razem zaczął Natsu. — Myślałem, że nic się nie zmieni, że niezależnie od wszystkiego, pozostaniemy tą starą, dobrą gildią, która w trakcie jednej imprezy potrafiła rozwalić całą Magnolię... — Położył się na plecach. Wyciągnął dłoń w kierunku sufitu. — Świat należał do nas. Zawsze zwyciężaliśmy. A tu... Przegraliśmy. Ja przegrałem... Nie umiałem uratować dziadka. Nie mogłem...

Przewróciła się na drugi bok.

Natsu płakał głęboko. Zacisnął mocno powieki, wstrzymując w sobie cały ból, ale łzy zdradziły go, płynąc jeszcze mocniej. W końcu zasłonił się ramieniem, jakby wstydził się chwili słabości przed Lucy.

— Nie wrócimy do tego, co było? — spytał cienkim, pełnym żalu głosem.

— Nigdy — odpowiedziała mu szczerze i wzięła głęboki wdech. — Przepraszam, że cię okłamałam. Zawsze uważałam cię za lepszego, tym razem ja się chcę poczuć lepiej. Poczuć się ważniejsza.

— Dla mnie jesteś ważna. — Przewrócił się na bok w kierunku Lucy. — Nie chcę tym razem popełnić żadnego błędu.

— Tak się nie da — przerwała mu. — Błędy popełnia się na okrągło. To niemożliwe, żeby mieć ciastko i zjeść ciastko. Coś za coś.

— Chyba że masz dwa.

Lucy urwała.

Wyciągnęła rękę, zawisła poza łóżkiem, szukając Natsu. Ujął jej palce. Załaskotał dziewczynę. Zaśmiała się słodko i chwyciła go w delikatnym uścisku, powoli przyciągając do siebie.

Wskoczył na łóżko obok Lucy. Przykryła i jego kocem, podłożyła szalik pod głowę Natsu, a sama ułożyła się na jego torsie.

Zasnęła, nim zdążyła dokończyć rozmowę.

***

Stanęła przed wejściem do gildii.

W nocy dręczyły ją koszmary. Śnił jej się Zeref, Nashi, Natsu i bóg, którego napotkała w innej rzeczywistości wykreowanej przez Maurego. Wszyscy siedzieli w kręgu, patrząc na nią długo i w milczeniu. Każdy nosił na sobie smutny uśmiech, który miał jej przypominać o wszystkim, co już się wydarzyło i co ma się dopiero wydarzyć. Chciała poznać odpowiedzi na swoje pytania, lecz nim zadała choćby jedno, obudziła się.

Popędziła do gildii tak szybko, jak tylko mogła. Ledwo wstało słońce, Natsu zdążył dwa razy się przeciągnąć i ostatecznie postanowił, że jeszcze trochę pośpi. A potem z jakiś powodów postanowił, że zrzuci z siebie kamizelkę i spodnie. Został w łóżku w samych gaciach, zapominając o obecności Lucy w swoim domu. Ech, tak go zostawiła, zbyt długo nie zastanawiając się nad jego zachowaniem.

Gildia i zapowiedziana misja dręczyły ją bardziej. Kolana jej drżały. Sądziła, że za moment zemdleje z przejęcia. Ku swojemu zaskoczeniu, dała radę otworzyć drewniane wrota. Zaskrzypiały przerażająco. Mirajane i Laxus zwrócili się w stronę przybyłej Lucy.

— Hej — przywitała ich ponuro.

Mirajane odwróciła się od niej i wróciła do czyszczenia kieliszków, ignorując Lucy.

Laxus uderzył pięścią o blat. Mirajane zbladła ze strachu. Wyszła zza lady i uciekła na górę, w kierunku pokoi, w których na noc pozostali niektórzy członkowie gildii.

A kiedy już zostali sami, Laxus usiadł przy jeden z ław i rzucił ostre:

— Siadaj.

Lucy złapała się za rozpalone czoło. To ją czekało od początku, niczego innego nie powinna się spodziewać, a jednak agresywna reakcja Laxusa przeraziła ją. Niepewnie zbliżyła się do mężczyzny i przysiadła się do niego. Położył ręce na stole. W jednej z nich trzymał zwinięty w rulon pergamin.

Nie odważyła się spojrzeć mu w oczy.

— To misja — stwierdziła.

— Więc dobrze wiesz, gdzie cię wysyłają? — spytał przez zęby Laxus. — Dopiero zginął dziadek, a ty już pchasz gildię w kłopoty?

— Dlatego chciałeś porozmawiać ze mną na osobności? Żeby nikt więcej nas nie usłyszał? — zarzuciła mu.

Zamrugał ze zdziwienia, a potem parsknął krótkim, wymuszonym śmiechem.

— Tak, dokładnie tak — przyznał jej rację. — Niektórzy nie zgodziliby się ze mną, pewnie trzymaliby twoją stronę. Nic nie zrobiłaś. To nie twoja wina — wypowiedział te słowa sarkastycznym tonem. — Zrobiłaś. To twoja wina. Jestem wściekły. Nie wybaczę ci tego, że przez ciebie dziadek nie żyje, ale jednocześnie wiem, że nie w pełni zasługujesz na te oskarżenia.

— Nie w pełni? Nic. Nie. Zrobiłam — powtórzyła z przekonaniem.

— Nieważne. — Rzucił w jej stronę pergamin z misją. — Zadanie przyszło bezpośrednio od Rady Magicznej. Masz się udać do tej przeklętej jaskini i zbadać sprawę. I wrócić. Żywa. Nie chcę nikogo więcej stracić. Nikt nie chce. Rozumiemy się?

— To samobójcza misja — przypomniała mu. — Pewnie Natsu ze mną pójdzie. Już wie o niej, reszty nigdy nie poproszę o coś podobnego.

— I dobrze. Levy jest w ciąży, Erza z Grayem muszą zaopiekować się Maurym, Juvia rozpacza z powodu Graya. Reszta też sobie jakoś ułożyła życie. Nie pociągaj ich ze sobą do grobu.

— Nie będę — obiecała.

— To dobrze. — Skinął z zadowolenia głową. — I nie miej mi tego za złe. To nie tak, że chcę się ciebie pozbyć. Po prostu zamierzam prowadzić Fairy Tail inaczej niż mój dziadek. On zawsze miał miękkie serce, ale w tym czasach potrzeba trochę dyscypliny. Zginął jeden z najsilniejszych magów Fiore. To nigdy nie zapowiada spokojnych czasów.

— Nigdy nie żyliśmy w spokojnych czasach — poinformowała go Lucy, wstając. Wzięła za sobą misję. — I wiem, co oznacza ból po stracie. Sama straciłam i mamę, i ojca. Wyrazy współczucia — rzuciła krótko i skierowała się ku wyjściu.

Laxus odprowadził ją wzrokiem. Założył ręce na piersi, czekając na chwilę, w której Lucy opuści gildię i wyruszy w samobójczą misję. Zdawał sobie sprawę, że najpewniej wysyła ją na śmierć, a mimo to nie pożegnał się i nie pozwolił pożegnać z innymi. Ale zaakceptowała nawet to, dusząc w sobie ból, niesłusznie na nią nałożony.

Jednak nie zamierzała opuszczać gildii bez ostatniego słowa, bez zasiania ziarna niepewności, bez gwarancji, że będzie miała gdzie wrócić. Dlatego stanęła w progu budynku i uśmiechnęła się delikatnie, zadając pytanie:

— Czy Makarov powiedział ci o Lumen Etoile?

— Co? — Laxus poruszył się, a Lucy zamknęła za sobą wejście i zniknęła.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!