lukanette, Miraculous, seks, pocałunek, opowiadanie +18
Luka przerzucił torbę z ubraniami na zmianę przez ramię i wyszedł wprost na rzęsisty deszcz. Zmókł po pięciu minutach po same kostki. Woda nalała mu się w buty. Chlupała między odklejającą się wkładką, która miała go potencjalnie chronić w deszczowe dni. Działała równie skutecznie co nieprzemakająca kurtka, z której dało się wydusić wiadro wody.
Chciało mu się śmiać, ale zamiast śmiechu wydobył się z jego ust żałosny jęk. Ten dzień go dobił. Na początku menedżer zmusił go do przyjścia na nocną zmianę, na którą wcześniej się nie zgodził, pod pretekstem choroby drugiego pracownika. Potem rozbił kilka kufli z piwem; zapłacił za wszystko z własnej kieszeni. A na koniec dowiedział się, że w najbliższym tygodniu nie zagra w weekendowych koncertach, choć menedżer obiecywał mu to od miesiąca.
Łzy cisnęły mu się oczu. Gdyby nie deszcz, rozpłakał by się, ale jego twarz dawno zalała woda, nie dał rady wydusić jeszcze łez. Na domiar złego drżał z zimna.
Stanął przy przystanku i sprawdził najbliższy autobus. Ostatni odjechał pięć minut wcześniej, na kolejny miał czekać niecałą godzinę. O tej porze nie było otwartego ani jednego sklepu. Nawet całodobowy zamknięto ze względu na przeprowadzoną inwentaryzację.
— Ja się zabiję.
Opadł na ławkę, prosto w zebraną kałużę. Woda chlusnęła pod jego pośladkami. Złapał się za głowę i jęknął żałośnie kolejny raz tego dnia, przeklinając mocno ostatnie miesiące swojego życia. Kto twierdził, że dorosłość okaże się taka wspaniała? Po wszystkich sukcesach Kotów spodziewał się kolejnych osiągnięć, a nie wymówek w stylu "muszę napisać egzaminy", "to tylko hobby, rodzice chcą, bym studiowała". Na tym skończyły się rozmowy, a tym samym skończyła się wielka kariera, o której Luka marzył.
Zaczęło padać mocniej.
Opuścił bezwładnie ręce. Torba rzeczami wpadła w kolejną kałużę — nie męczył się, żeby ją podnieść. Zatrzymał w tej bezradnej pozycji, poszukując swojego spojrzenia w spływającej wodzie. Odbijało się w niej tylko światło latarni.
— Oj, Luka, Luka, nie udało ci się to życie.
Westchnął z tej całej bezradności, z którą został sam.
Wyciągnął z kałuży torbę z ubraniami i wstał, nie zamierzając czekać godziny na autobus. Na piechotę miał do wynajmowanego mieszkania pół godziny — czy siedzi, czy chodzi, tak samo zmoknie.
— Życie daje ci w kość, nie łam się! Przerwij przeznaczenia krąg. Wyjdź zza granic! Marzeń pochwycić moc i idź, nie łam się! — śpiewał przez całą drogę, zdzierając sobie gardło na pustych ulicach Paryża.
Głos odmówił mu posłuszeństwa. Zachrypł od zimna, wilgoci i zmęczenia oraz poczucia, że nic mu się nie udało w życiu, choć dopiero je rozpoczynał. Gdyby spotkał siebie sprzed kilku lat — młodego, aspirującego nastolatka, którego kariera rozkwitała, a kolejne możliwości pojawiały się zanim dobrze postawił krok w świecie show biznesu — nie spojrzałby na niego. Odwróciłyby się i odszedł, niosąc na sercu ciężar wstydu i zawodu.
A zawiódł wszystkich...
— Luka — usłyszał słaby, kobiecy szept zza siebie.
Odwrócił się powoli. Na widok stojącej za nim postaci zacisnął usta w wąską linijkę. Zamknął oczy, błagając, aby to był tylko zły koszmar. Ten dzień nie mógł być jeszcze gorszy.
— Luka — powtórzyła osoba stojąca naprzeciw.
— Marinette — wypowiedział w końcu imię dziewczyny. — Co tu robisz?
Podbiegła i złapała go za dłoń, wyrwał ją od razu i uciekł w kierunku mieszkania. Podążyła za nim w milczeniu, choć jej oczy błagały, aby ją wysłuchał, na moment dał szansę, na którą przecież zasługiwała w jej mniemaniu.
Nie.
Nasłuchał się kłamstw przez wiele lat i stracił nadzieję na jakąkolwiek szczerość ze strony Marinette. Może i kiedyś obiecał jej, że jeśli tylko będzie go potrzebowała, nie odwrócili się do niej plecami, ale wtedy inaczej patrzył na świat; inaczej widział związki.
Wystukał kod do klatki i wskoczył do środka, wyciskając z włosów zebraną wodę. Chlusnął nią w skrzynkę na listy, a potem ruszył na swoje piętro. Obce kroki podążyły za nim.
— Luka, ja... — podjęła znowu próbę przed drzwiami.
Zamknął mieszkanie, nie wpuszczając do siebie Marinette. Przez Judasza zobaczył, że usiadła na jednym ze schodków w tej spelunie, gdzie co ranek wychodził na papierosa niekoniecznie godny zaufania mężczyzna. Na dodatek nie akceptował obcych w tym bloku. Szanował panujący porządek na klatce schodowej — kaktusy, które raz na dwa tygodnie podlewał i raz na miesiąc wycierał szmateczką, wycieraczki o takim samym kolorze, które porozścielał na każdym piętrze, i starego pluszaka, którego kochała jego córeczka z pierwszego małżeństwa. Nienawidził wszystkiego, co zakłócało porządek, a w szczególności siedzących nie na swoim miejscu ludzi.
Luka otarł twarz z kropel deszczu i zadrżał z zimna. Przestali grzać, na klatce było jeszcze chłodniej, a Marinette zziębła równie mocno co on, stojąc w tym deszczu.
— Luka, Luka... — Pokręcił głową i otworzył drzwi.
Wskazał dłonią, by weszła.
Podziękowała cicho, naciągając na siebie zniszczony sweter. Przygładziła lepiące się od wody włosy i wykręciła je jeszcze na klatce, aby nie zostawiać dodatkowych mokrych plam w mieszkaniu Luki.
Wciągnął ją do środka. I tak przedpokój nadawał się jedynie do mycia.
Zrzucił buty i na bosaka poszedł do pokoju połączonego z otwartą kuchnią. Wyciągnął spod łóżka świeże ręczniki — jeden podał Marinette, drugi wziął dla siebie. Rozścielił na złożonej kanapie prześcieradło. Zaproponował Marinette, by usiadła a potem nastawił wodę w czajniku elektrycznym.
— Proponuję czarną. Mam tylko czarną. Najtańszą. Przepraszam — burknął i wrzucił torebki do dwóch takich samych kubków. Sprawdził przenośnią lodówkę bez zamrażarki. Znalazł w niej całą cytrynę, ku swojemu zaskoczeniu.
— Dziękuję — szepnęła równie słabym głosem, co wcześniej. — Jestem Biedronką.
"Jestem Biedronką".
Luka powtórzył w myślach jedno zdanie kilkanaście razy, a w tym czasie zalał herbatę, wyrzucił torebki, dorzucił cytryny i posłodził napar. Podał Marinette pierwszy z kubków i usiadł obok kobiety.
Biedronka.
Zamknął oczy i wyobraził sobie od dawna nie widzianą bohaterkę, która po pokonaniu Władcy Ciem zawiesiła działalność superbohaterską. Wróciła ostatnimi czasy, pomagając w drobnych zadaniach w mieście i roznosząc wszędzie jedną wiadomość: "Zawiodłam siebie, a więc zawiodłam i was".
— Jesteś Biedronką — stwierdził Luka.
Parę lat temu inaczej przyjąłby prawdę. Uwierzyłby Marinette, tak jak teraz, zaakceptowałby wyznanie, a nawet pomógłby w zwalczaniu zła i problemach, z jakimi borykała się na co dzień. Dziś ostatni punkt pominął wraz z całym gniewem, który wylałby na Marinette za każde kłamstwo.
— Nie jesteś... zły? — upewniła się.
Napił się łyka herbaty. Przesłodził ją, przynajmniej o jedną łyżeczkę, od cytryny wydobył się chemiczny smak, który zmarnował cały napój.
— Nie — odpowiedział w końcu Marinette. — Tyle razy się na ciebie złościłem. Wystarczy. Teraz...
— A nie jesteś zaskoczony?
Zaskoczony? Nie, nie był. Prawda, którą mu wyznała, pokrywała się ze wszystkim, czego wcześniej doznał. Te nagle ucieczki miały teraz idealne wytłumaczenie. Ciągle zmęczenie Marinette w końcu stało się zrozumiałe. No i dotarło do niego, dlaczego wcześniej nie poznał odpowiedzi.
— Nie, nie jestem.
Wzięła herbatę ze stołu napiła się odrobinę. Skrzywiła się przez słodko—chemiczny smak napoju. Uśmiechnęła się w stronę Luki — tylko w ramach grzeczności i powoli odstawiła herbatę, jak najdalej od siebie.
— Obrzydliwa — potwierdził Luka i również odłożył kubek. Nie dał rady więcej wypić.
— Straszna.
— Dobrze, że wcześniej wypłukałem czajnik. Gdybyś tylko widziała ten kamień.
— Jak możesz tak żyć? — zapytała dopiero teraz gdy rozmowa się trochę ruszyła.
Luka podrapał się za uchem.
— Myślałem, że łatwiej spełniać marzenia — odpowiedział kobiecie. — Pewnie ty to rozumiesz najlepiej.
— Tak... To prawda — wysapała, przymykając oczy. — Luka, ja nie spełniałam swoich marzeń, ja walczyłam o marzenia innych. Jako Biedronka, jako bohater, ale zostałam z tym sama. Usunęłam wszystkim moim bliskim wspomnienia. Sama zapomniałam, że jestem bohaterką, ale... potrzebuję kogoś.
Przysunęła się kawałek bliżej.
Luka położył dłoń między nimi.
— Dlaczego przyszłaś do mnie? Dlaczego nie ktoś bliższy, Marinette? Jestem w tym momencie ostatnią osobą...
— Nie! — przerwała mu. Złapała Lukę za rękę i przyłożyła jego palce do swojej piersi. Wyczuł delikatne uderzenia jej serca.
Spróbował wyszarpać dłoń, ale Marinette zacisnęła na niej uścisk.
— Wiem, że przychodząc teraz do ciebie, zachowuję się samolubnie i nieodpowiedzialnie. I wiem też, że nie miałeś żadnego obowiązku choćby mnie tu wpuszczać. Ale... Ale... — Łzy spłynęły jej po policzku. — Byłam przy tobie szczęśliwa i potrzebuję kogoś. Nawet na jedną noc, bo na więcej nie zasługuję. Nie... — urwała. — Nie zasługuję nawet na tyle, ale może... może... ty też... — umilkł.
Pogładziła policzek Luki i ujęła go czule. Przesunęła się znowu, była bliżej.
Z tego ciepła zapłonęły i jej, i jemu policzki.
Nie umiał powiedzieć "nie". Ostatnie miesiące przechodził ciężko, nie mogąc liczyć na ciepło, na szczerość i jakiekolwiek uczucie ze strony ludzi, którzy go otaczali. Szedł do pracy, wracał i witało go puste mieszkanie z zapakowanym w folię jedzeniem, które zamówił na wynos.
Nikt mu jeszcze nic nie ugotował. A w kącie stała nienastrojona gitara, której nie ruszał od tygodnia, bo rzeczywistość nie zgrała się z marzeniami.
Czy zachowa się niesprawiedliwie, jeśli raz otoczy się uczuciem, któremu powinien zaprzeczyć?
Tyle razy zraniony....
Tyle razy odrzucony...
Mimo to znalazł się bliżej Marinette. Musnął jej policzek ustami. Odchyliła głowę do tyłu. Pocałował jej szyję. Zjechał niżej, zostawiając kolejny pocałunek na barku. Odsunął jej koszulę.
— Zdejmij ją — poprosiła.
Zacisnął palce na jej piersi — wydała łagodny jęk. Wolną rękę wsunął pod jej mokrą koszulę, zanosząc ciepłe i wilgotne dotyki po nagiej skórze kobiety. Luka czuł pod palcami wypuklenia, które biegły wzdłuż brzucha Marinette. Przypominały zagojone rany i pozostałe po nich blizny.
Z każdym pocałunkiem zastanawiał się, co przeżyła.
Z każdych kolejnym sapnięciem wątpił, że postępuje właściwie.
Z każdym zetknięciem z Marinette myślał, co wobec niej czuje?
Jednak odsunął wszystkie wątpliwości na bok, kiedy ją objął. Palce zatopił w jej krótkich włosach. Dawniej nosiła dwa kucyki, które doskonale pamiętał, ale nie zauważył zmiany fryzury.
Nieważne.
Ucałował jej czoło, odsuwając z niego włosy. Oddała mu pocałunek w szyję, tuląc mocno, jakby obawiała się, że za moment ją puści i wyrzuci z tego mieszkania. Chwyciła kraniec jego koszuli — zdjęła ją i położyła obok siebie. Popchnęła Lukę na poduszkę. Poddał się jej — temu władczemu spojrzeniu, którym go obrzuciła, wraz z drobnymi łzami spływającymi po jej twarzy, i okrzykami samotności, które skrywała za drobnymi usteczkami.
Usiadła na nim, wyprostowała plecy i sięgnęła do bielizny, którą zdjęła bez wyraźnej zgody Luki na kolejny krok. Jednak dzięki temu zrozumiał, jak bardzo się mylił. Blizna nie pozostała na jej brzuchu, przebiegała również pomiędzy drobnymi piersiami — tam była głębsza i bardziej zaczerwieniona. Jak bardzo musiał boleć ją każdy ruch.
Sięgnął do jej blizn i musiał dotknąć tej linii, poczuć pod opuszkami krzywdy, jakich doznała, będąc Biedronką. To nie zabawa. To nie gra. Zbyt późno poznała o tym prawdę.
Dotknął ją. Zamknęła oczy z bólu i ze wstydu, gdy Luka przejechał palcami wzdłuż całej blizny, omijając jej piersi, omijając całą jej kobiecość, którą powinien się teraz zajmować.
— Spieszysz się — zauważył, osuwając dłoń niżej. Zapomniał, po co do niego przyszła.
Złapał ją za wąskie biodra. Przesunął kobietę niżej, tak że siadła na jego kroczu. Poczuli się nawzajem. Zabrakło w nich namiętności, której oboje się spodziewali w tych okolicznościach. A jednak ani Luka, ani Marinette nie zamierzali przerwać.
Marinette położyła się na Luce i zatopiła usta w pocałunkach, które Luka przerwał. Musnął kciukiem kącik jej ust, rozchylił jej wargi. Dwa palce włożył do jej ust. Zarumieniła się głębiej. Twarz Marinette zapłonęła z gwałtownego przypływu ciepła.
Dziwne.
I Luka poczuł wzbierające się w nim gorąco.
Podniósł się i wsunął język między wargi kobiety. Objęła go nagle, podnosząc ciało. Przesunął rękę niżej, w stronę kieszeni od spodni, w które włożył dłonie. Jęknęła.
Nie dał jej uciec od pocałunków, które pogłębił.
Przewróciłby ją pod siebie, ale kanapa była za wąska dla nich. Dlatego pozwolił jej zostać w tej pozycji.
Odsunął się od niej. Językiem przejechał po wargach Mariette, kiedy ta złapała jego tors. Zsunęła się po jego ciele i chwyciła między zębami jego sutek. Teraz i on jęknął — i z bólu, i z dziwnej przyjemności, która rozniosła się ciele.
— Oj, zróbmy to! — wykrzyczał, podnosząc się wraz z Marinette.
Okręciła nogi wokół jego pasa i pisnęła z zaskoczenia nagłą akcją Luki.
Nie zwracał na nią uwagi. Położył Marinette na sofie. Sięgnął do jej spodni, które rozpiął. Zacisnęła powieki, jakby bała się zbliżenia. Przecież sama do niego przyszła z chęcią spędzenia tu nocy. Żałowała decyzji? Zmieniła ją?
Luka się zawahał.
— Nie chcesz? — upewnił się, czy właściwie postępuje.
Wzięła głęboki wdech.
— Tak, chcę — wysapała, przytakując jeszcze kilka razy głową.
Nie wiedział, czy próbowała przekonać jego czy siebie, ale skończyło się na tym, że złapała Lukę w nadgarstku. Przesunęła jego rękę niżej, aby mógł dotknąć ją przez spodnie.
— Chcę — powtórzyła bardziej stanowczym głosem.
Więcej mu nie było potrzeba.
Złapał ją w kolejnych pocałunkach, które składał na jej ustach, szyi i nagim dekolcie. Tym razem gorąco uderzyło w niego jak nigdy wcześniej. Poczuł to — pożądanie, które wydawało się nigdy nie zaistnieć wobec Marinette. Z żadną inną kobietą tak wiele go nie łączyło. Przelotne noce mijały, a ta zdawała się trwać i nie wątpił w to, że nigdy jej nie zapomni.
Przyjaciółka.
Dziewczyna.
Nikt.
I nagle kochanka.
Nie pozwolił jej wydobyć się z uścisku, w którym ją pochwycił. Poddała się mu — akceptowała wszystko, co szykował. I dlatego przymknęła oczy. Luka pocałował ją w każdą z powiek, rozumiejąc jej decyzję.
— Rozbierz się — wyszeptał do jej ucha.
Zacisnęła wargi w wąską linijkę. Podniosła się do pozycji siedzącej. Zrzucili z siebie resztę mokrych ubrań, które wylądowały na podłodze.
Marinette położyła się, przysłoniła oczy ręką i rozsunęła nogi. Brakowało na sofie miejsca, więc jedną ze stóp postawiła na podłodze. Obniżył się i ucałował jej udo, idąc coraz wyżej z każdym głośniejszym stęknięciem Marinette. Te dźwięki napełniały go niedającą się opisać satysfakcją. Pragnął zatopić się w nią, ulżyć i sobie, ale wtedy usłyszał:
— To nie jest mój pierwszy raz — poinformowała go, jakby nie chciała, żeby traktował ją za delikatnie.
— Adrien? — upewnił się, że nie wprowadził siebie w błąd.
— Adrien — odpowiedziała mu szczerze.
Było już obojętne. Nie oczekiwał miłości, a jedynie chwili ukojenia wraz poddaniem się tej krótkiej rozkoszy. Wszedł w nią gwałtownie, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Nie pozwolił jej się przygotować. I tak chodziło tu tylko o jedną noc.
Ciało Marinette było kruche, na każde pchnięcie reagowała drżeniem i dziwnymi jękami, które nie przypominały tych, które powinna wydawać kobieta w trakcie seksu.
Mijali się z przyjemnością — brakowało między nimi prawdziwego uczucia, ale jednocześnie czuli się tak dobrze, skupiając na każdym ruchu.
Luka zapomniał o problemach na chwilę, kiedy trzymał Marinette w swoich objęciach, kiedy był w jej ciepłym środku. Nie chciał kończyć, dopiero zaczęli tę noc, a jednak po kolejnym pchnięciu, opadł.
Zaśmiał się z całego zawodu i tego, jak nawet w trakcie głupiego seksu coś może mu nie wyjść. To nie był jego dzień ani tym bardziej właściwy czas. Chciało się Luce śmiać głośniej — aby tylko usłyszeli go sąsiedzi i pomyśleli, że w końcu zwariował. Jednak urwał, gdy usłyszał szloch Marinette.
— To moja wina. — Rozpłakała się, kiedy jeszcze był w niej. Okręciła nogi wokół jego bioder i przylgnęła do Luki, nie zamierzając go jeszcze puszczać. — Chcę miłości! Ja... Ja... To mnie niszczy. Nie... — sapnęła do ucha Luki. — Nie zostawiaj mnie jeszcze. Rób, co chcesz, co tylko chcesz. Ja chcę zapomnieć. Nie chcę mocy, chcę...
Pocałował ją głęboko. Rozumiał jej obawy, potrzebę bycia z drugim człowiek i samotność. Inaczej nie przyszłaby do niego, szczególnie po tak wielu latach rozłąki. Znaleźli się tu i teraz nie dla miłości, tylko dla chwilowej satysfakcji w swoim nudnym, pełnym zawodów życiu.
— Chcesz jeszcze? — spytał, choć miał obawy, że za szybko mu nie wstanie.
Mylił się.
Marinette wstała. Popchnęła Lukę i opadł na plecy. Na moment wysunął się z niej, ale chwilę później usiadła na nim. Zaczesała włosy do tyłu i uśmiechnęła się szaleńczo, wkładając Lukę w siebie — głęboko i tak stanowczym ruchem, że stanął mu od razu. Zaśmiała się złośliwie.
— Luka, Luka... — Otarła łzy. — Nie zaśniesz dziś!
****
Nie zasnął.
Leżał z otwartymi oczami, przyglądając się zwisającej z sufitu pajęczynie, kiedy Marinette leżała na nim wpół zaspana. Oczy jej się przymykały. Nie miała sił wstać, pójść się wykąpać, ale jednocześnie powstrzymywała się od zaśnięcia.
Ich palce u lewej dłoni splotły się w czułym uścisku, z którego ani jedno, ani drugie nie zamierzało zrezygnować.
Odetchnęli w tym samym moment — trochę z ulgi, a trochę ze zmęczenia.
— Przepraszam — mruknęła Marinette.
— Ja też. — Nie żałował, ale ta noc zaszła za daleko. — Jutro wszystko wróci do normy.
Objął ją ramieniem i pogładził po jeszcze wilgotnych włosach. Złożył delikatny pocałunek na jej czole.
— Jesteś niesamowity, Luka — zaczęła ku jego zaskoczeniu. Ziewnęła szeroko, po czym położyła się bliżej jego barków. — Wierz w siebie. Słyszałam twój głos. Słyszałam twoją grę. Masz wielki talent. Ciężko pracujesz. — Zamknęła oczy. — Dasz ra...
Usnęła. Luka przykrył jej ramiona kocem, nie chcąc, by niepotrzebnie zmarzła w tym chłodnym mieszkaniu. Wyglądała niewinnie z tymi krótkimi włosami i dziecinną twarzyczką, którą miało się ochotę uszczypnąć w trakcie snu.
Powstrzymał się.
— Dziękuję, Marinette. — Założył kosmyk jej włosów za ucho. — Dziękuję.
I sam zasnął, trzymając Marinette w swoich ramionach. Gdy wstanie z rana, może nic się nie zmieni, ale nie wątpił, że tej nocy wiele rzeczy zrobił inaczej codzienny Luka by postąpił.
0 Comments:
Prześlij komentarz