Dlaczego płakała, kiedy pragnął uczynić ją piękną?
Przeciął skalpelem twarz kobiety. Palce włożył pod skórę i powoli zaczął odrywać ją od mięśni. Stawała się w końcu piękna. Odpowiednie kształty wyłoniły się spod obrzydliwie gładkiej skóry. Tak nieskazitelnej, pewnie zniszczonej przez operacje plastyczne. W tym wieku powinna mieć już zmarszczki, krosty. Tego brakowało tej twarzy, dlatego ją chciał naprawić. Wydobyć piękno, o którym zapomniała.
Kropelka potu spłynęła po jego czole. Odruchowo podniósł rękę z płatem skóry i przetarł się nad maską chirurgiczną. Zostawił na sobie rozmazany ślad krwi.
Jak cudownie...
Ta krew należała do tej pięknej, cudownej kobiety, którą ratował. Której oddawał utracone życie. Zapomniała. Widział to w jej oczach. Widział jej własne odbicie, które było obce. Zapewne każdego ranka wstała, oglądała się w lustrze i dziwiła, kim jest.
Zmieni to.
Przypomni kobiecie, jak cudowne jest jej prawdziwe odbicie. Jednak czekało przed nim sporo pracy. Dopiero zaczął. Płat skóry odłożył na tacę obok. Uśmiechnął się za myśl, że przepięknie krwawy okrąg na zawsze będzie zdobił już oblicze kobiety. Żadnej doskonałości już nie ukryje.
Jednak nadal jej nos był zbyt prosty. Włosy chyba zbyt gęste, jak na jej wiek, i nie widział choćby jednego, siwego kosmyka.
Zatopił zakrwawione palce w grube, ciemne kosmyki i przeczekał je. Sapnął ciężko. Po kilku godzinach pracy był zmęczony. Nie spał w nocy zbyt długo. Stał pod domem kobiety, odliczając minuty, zanim wróci do domu. Padał deszcz, bardzo gęsty i niezapowiedziany. Zapomniał parasolki. Na całe szczęście jeszcze się nie rozchorował.
Wziął głęboki wdech i pokręcił głową.
Odłożył skalpel na bok i tym razem wziął czystsze narzędzie, które odkaził poprzedniego ranka. Idealnie nadawało się do tych włosów. Tylko czy wystarczy wyrwać te włosy? Czy nie odrosną? Przecież mógł uczynić ją jeszcze piękniejszą... Uratować przed nieszczęściem życia w tym sztucznym, nieudolnym ciele i wydobyć prawdziwą ją. Taką, jaką wcześniej była.
Nagle oczy kobiety otworzyły się.
Szarpnęła gwałtownie ciałem, gdy trzymał skalpel nad jej czołem. Ze strachu przeciął jej mięsień nad brwią.
Jaka niezdara? To nic, naprawi i ten błąd. Choć z drugiej strony, jak mógł nazwać błędem tak cudowne, gładkie cięcie, nadające kobiecie subtelnej, krwawej rysy nad sztucznie poprawionymi brwiami?
Zrozumie...
Jednak ona dalej się wierciła.
Zacisnął mocniej pasy przytwierdzające ją stołu. Tym razem mu już nie ucieknie. Głupoty nie da rady wyleczyć ale kiedy zobaczy, jak jest piękna, nareszcie doceni jego starania?
Przejechał ostrzem po jej czole, zostawiając cudownie krzywą linię, która zaczynała się nad prawą skronią, a kończyła tuż przy przeciwnym uchu. Jęknęła żałośnie przez zamknięte usta.
Dlaczego go nienawidziła, gdy pragnął uczynić ją piękną?
Rozdarł jej ubrania. Żółć podeszła mu do gardła na widok nieskazitelnie gładkiej skóry. Wziął jednak głęboki wdech i powstrzymał wymiociny. Naprawi i resztę, nie tylko twarz. Nie sądził, że stanie przed nim tak poważne wyzwanie. Był gotowy. Naprawdę był gotowy uczynić wszystko, aby tylko naprawić błędu kobiety i znów pozwolić jej nazwać się piękną.
Pochylił się nad uchem kobiety.
— Nic za to nie chcę – szepnął. Chciał dodać więcej, lecz zadrżał.
Nie powinien drżeć.
Ona też nie powinna.
Odłożył skalpel i rozciągnął ścierpnięte od pracy ciało. Rozluźnił je, postanawiając, że czas wrócić do pracy. Na początek włosy... Jednak kiedy już miał wziąć skalpel, zauważył dwie strzykawki — jedną pustą, drugą pełną.
Zamrugał ze zdziwienia. Przywołał wspomnienia.
Pierwsza, żeby spała w trakcie zabiegu.
Druga..., aby nie cierpiała. Zapomniał podać kobiecie środki przeciwbólowe.
Palnął się w czoło. Jak można być tak głupim? Nie dziwił się wcale, dlaczego wyrzucili go ze szpitala. Całkowity brak profesjonalizmu.
Spokojnie, naprawi błąd.
Zabrał strzykawkę z płynem i wbił igłę w żyłę w zgięciu łokciowym. Podał kobiecie cały środek, uśmiechając się do niej cały czas, aby się nie martwiła. Tylko że ona wciąż wyglądała tak, jakby chciała się rozpłakać. I to nie ze szczęścia. Nie rozumiał.
Była jakaś dziwna...
Niespodziewanie dotarło do niego. Nosił maseczkę, więc nie widziała jego uśmiechu.
Bez chwili zawahania zdjął maseczkę i rzucił ją na narzędzia chirurgiczne, które przygotował specjalnie dla kobiety.
Odwrócił się powoli, tak aby zrobić jej niespodziankę. Wtedy dopiero uśmiechnął się szeroko, najszerzej jak tylko potrafił.
Kobieta wrzasnęła. Szwy zamykające jej usta pękły, rozrywając delikatną tkankę. Piękne... To było takie piękne. Wciąż krzyczała.
Czyżby nie pokochała jego pięknej twarzy?
A logika wyjechała na wakacje. Jak zawsze zresztą.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej odpocznie ;)
Usuń