NATSU
Poprawił krawat od garnituru i jeszcze raz przyjrzał się odbiciu w lustrze. Wyglądał strasznie, nie tak chciał się zaprezentować przed potencjalnym pracodawcą, ale lepsze to niż nic. Póki co nie było go stać na lepszy garnitur. Ten miał jeszcze z czasów szkolnych, a przynajmniej czasów, kiedy chodził do szkoły. Był przykrótki. Wciągnął nogawki, ile tylko dał radę. Wciąż za mało.
Włożył buty i jeszcze raz sprawdził, jak bardzo źle wygląda, ale wtedy z pokoju wyjrzała Lisanna. Uśmiechnęła się słodko i podbiegła do Natsu, niosąc ze sobą wyprasowaną marynarkę. Pomogła mu ją założyć.
— Całkiem... — przyjrzał się dokładnie — nieźle — zdziwił się na koniec. — Naprawdę nieźle. Skąd ją mam?
— Kupiłam w sklepie z odzieżą używaną. Za złotówkę! — Podskoczyła z radości. — A że parę swoich rzeczy sprzedałam przez Internet, to mam parę drobnych na takie wypadki. Pójdę dzisiaj jeszcze raz i poszukam ci jakiś spodni — obiecała.
— Nie musisz. — Pocałował ją w czoło. — Dziękuję za wszystko.
— Uda ci się! — zapewniła go. — Na pewno, wierzę w ciebie.
— Ja w siebie nie za bardzo, ale skoro ty tak, to nie mam innego wyboru, jak tylko dostać tę pracę!
— No musisz, musisz. — Cmoknęła go w usta. — Kocham cię, na pewno poradzisz sobie.
— Tak, wiem — powiedział mało przekonująco. Nie wiedział, kogo zamierza oszukać, na pewno nie siebie.
Zatrząsł się jeszcze, jakby chcąc zrzucić z siebie ciążący na nim stres, a potem założył kurtkę. Było tego dnia mroźnie, zapowiadali burzę śnieżną, nawet grad, a najlepsze buty nie oznaczały najcieplejszych. Przynajmniej kurtkę miał podgrzewaną, z futerkiem. Dla pewności wziął też gruby szal, żeby po pierwszym dniu pracy nie rozchorować się. Na zwolnienie lekarskie nikt go nie puści.
Przed samym wyjściem pocałował jeszcze mocno Lisannę i wyszedł na autobus. Przyjechał piętnaście minut później, nie nastał się na tym ziąbie.
Śnieg już dudnił o szyby autobusu, kierowca z trudem wytrzeć przednią, która jak na złość i zaparowała.
— Oj, ciężki dzień, ciężki — zaczęła narzekać jakaś staruszka siedząca niedaleko kierowcy.
— Pani nawet mi nie mówi. — Kierowca westchnął. — Planują zawiesić niektóre linie. Ludzie już mi narzekają, że nie mają jak dojechać do pracy.
— Może zrobią wolne?
— Wolne, wolne. Muszę za coś rachunki płacić, wszyscy musimy. — Zatrzymał się przed przejściem dla pieszych. — Wie pani, jak jest w tej chwili ciężko? Moja kuzynka z Tuly, wsi spod Magnolii, mówi, że od trzech dni nie mogą ich odkopać. Nawet do sklepu nie może wyjść. Śnieg tak ich zasypał. Dobrzy ludzie podają im jakieś jedzenie przez drony, bo nie da się przejść.
— A pan mi mówi, ja słyszałam o tym, że pod Crocus połowa wsi nie ma dostępu do prądu. W dzisiejszych czasach?! — oburzyła się. — Proszę pranie zrobić albo miksera użyć.
— Nie byliśmy na taką zimę przygotowani.
— Oj, ja za swojego życia takiej nie pamiętam! — podkreśliła.
Natsu słuchał ich z ciekawością, choć niekoniecznie miał ochotę włączyć się w rozmowę. Dojeżdżał już na swój przystanek, a śnieżyca jak trwała, tak trwała nadal i nie zapowiadało się, że w jakikolwiek sposób zechce zelżeć.
— A słyszał pan o tej tragedii? — ciągnęła staruszka.
— Jakiej konkretnie? Słyszałem o wielu. Z naszego miasta?
— Nie, z Crocus, a w zasadzie prawie. O tych Heartfiliach!
— No, znam, znam. Ta mała została jakoś kiedyś porwana przez słynnego Igneela.
— No, no, właśnie! — Wskazała na kierowcę palcem. — I pan wie, że mam znajomą w Crocus co mieszkała niedaleko takich Vermillion. Bardzo dziwna rodzina, a nieszczęście się wielkie stało, gdy dziecko im zaginęło. Wie pan, że to Heartfilia ją porwał. Pedofilem był!
Natsu aż zamarł. Zamrugał kilka razy ze zdziwienia, a potem zmienił siedzenie, bliżej rozmawiających ludzi. Nie zrozumiał źle. Serce mu kołatało w piersi. Ojciec Lucy nie żył, tak wynikało z gazet, ale pedofil?
— Żartuje pani? — zdziwił się kierowca.
— Nie. Gorzej powiem panu, ktoś był u Vermillionów niedawno i wyznał matce prawdę o losie dziecka. I co się okazało? Znaleźli trupa! Facet popełnił samobójstwo, a żona trzymała jego zwłoki od dwóch lat!
Natsu wstał. Podszedł szybko do wyjścia i poinformował, że to już jego przystanek.
Na zewnątrz zapanował nieprzenikniony mrok. Zgaszono nawet światła przy ratuszu, największa wieża od kościoła była pusta, nie odprawiano nawet wieczornej mszy, ale co gorsza Natsu nie widział ani jednego sklepu z gazetami. Wszystkie były zamknięte.
Zacisnął mocno powieki. Przełknął głośno ślinę i w końcu zwrócił się do staruszki:
— Przepraszam, ale czy to prawda, co pani powiedziała?
— Prawda, prawda.
— A może wie pani, kto wtedy odwiedził tę kobietę? — dopytał się jeszcze.
— Mogę się założyć, że ta cała Lucy, a w zasadzie jej sługusy, Acnologii, znaczy się. Taki niski z krótkimi czarnymi włosami i taki przystojniaczek z długimi, również czarnymi — opisała ich mało szczegółowo. Natsu domyślił się, że może chodzić o Zerefa i Gajeela, choć ciężko któregokolwiek z nich nazwać "przystojniaczkiem".
— Co tu się porobiło w tym świecie? — Kierowca pokręcił głową i zatrzymał się na przystanku. — Zdrowia życzę. — Pomachał wychodzącemu Natsu.
— Wzajemnie. Dobranoc — powiedział do staruszki.
— A dziękuję. I mówię panu... — opowiadała dalej kierowcy — coś strasznego jeszcze. Ten cały Igneel to też morderca. Zabił jedno ze swoich dzieci...
Drzwi od autobusu zamknęły się, a Natsu stanął zdezorientowany pośrodku przystanku, patrząc w nieokreśloną przestrzeń i drżąc. Wstrzymał oddech, a jego serce wydawało się na moment zatrzymać.
— Nie stój tak! — zwrócił mu uwagę siedzący na przystanku mężczyzna.
Obudził się. Rozejrzał wokoło i szybko uciekł w kierunku całodobowego sklepu, w którym na szczęście świeciło się światło. Wbiegł do środka. Drzwi aż trzasnęły o metalową półkę z chipsami. Przeprosił cicho. Rzucił się na dział z gazetami i wybrał pierwszą z brzegu. Otworzył ją na drugiej stronie, na pierwszej umieszczono jakieś głupoty dotyczące księżniczki.
— A zapłata? — Ekspedientka wyciągnęła dłoń po gazetę.
Natsu uśmiechnął sie krzywo. Podał ją. Zeskanowała gazetę, Natsu zapłacił drobnymi i dopiero wtedy pozwoliła mu ją zabrać. Podziękował skinięciem.
Oddychał ciężko. Dusił się. Nie, nie dusił, w piersi czuł jakiś nieprzyjemny ucisk, który go męczył. Miał ochotę wykaszleć go, ale za każdym razem, gdy próbował, wydobywał się z niego charkot.
"Igneel mordercą?" — dostrzegł tytuł małego artykułu na środku gazety. Oparł się o ścianę i odetchnął ciężko. Przejrzał jeszcze pozostałe strony, ale nie znalazł innej wzmianki o ojcu. To była jedyna. Igneel nikogo więcej nie interesował. Sam artykuł napisano pobieżnie, zachowując tylko kilka istotnych informacji, może pogłosek.
Natsu nie dowiedział się zbyt wiele.
Zwinął gazetę w rulon i podziękował, nim wyszedł ze sklepu. Śnieg uderzył go w twarz. Gazetę prawie porwał wiatr, więc ścisnął ją mocniej i dopiero ruszył w kierunku lokalu, w którym miał się spotkać z Ichiyą. Kolorowy neon był widoczny z daleka i gdyby nie on zgubiłby się w tej zamieci. Podążał za światłami, stawiając ciężkie kroki między zaspami śnieżnymi.
Nie minął go żaden samochód. Zastanawiał się, czy w ogóle jeszcze idzie po ścieżce dla pieszych, czy trafił już na ulicę. Brnął dalej. Krok po kroku, do przodu, aż ze zmęczenia zatrzymał się przy jednej z lamp. Sapnął ciężko.
Natsu pokręcił głową. Nie podda się, nie w momencie, gdy trafiła mu się szansa na lepsze życie.
Potrząsnął głową i podciągnął skarpetki schowane w grudzie śniegu.
Ruszył przed siebie. Ciemność okalała go ze wszystkich stron. Czuł się wyobcowany w miejscu, które jeszcze do niedawna tętniło życiem. Myślał o Igneelu. O artykule z gazety, o plotkach, które przypadkowo usłyszał, i o tym, że jego ojciec śpi na dworze w tej zaspie. Wygonił go. Zostawił na pastwę losu jak śmienia, w ogóle nie zastanawiając się, jak sobie poradzi w świecie po dziesięciu latach spędzonych w więzieniu.
Zostawił własnego ojca, jedyną rodzinę jaka mu pozostała. Choć pamiętał niewiele z ich wspólnych chwil, to powinny te wspomnienia wystarczyć, by podjąć rękę Igneela, nie ją odtrącić...
Zaszedł pod klub i obiecał sobie, że jak tylko otrzyma pierwszą wypłatę, zajmie się ojcem. Do tego czasu spróbuje mu pomóc. Znaleźć miejsce, gdzie porządnie się naje i wyśpi, bez obawy, że dana noc będzie ostatnią.
Wszedł do środka lokalu i zadrżał. W środku panował niesamowity upał. Zdjął z siebie kurtkę i oddał do szatni.
— Słucham? — Podszedł do niego młody, czarnoskóry kelner o chytrym uśmieszku i przystojnej twarzy. Natsu nabrał podejrzeń, że tu nie chodzi tylko o sprzątanie.
— Natsu Dragneel, byłem umówiony z panem Ichiyą w sprawie pracy — wyjaśnił w skrócie.
— A tak... — zgodził się. — Pan Ichiya wspominał o tobie. W takim razie zapraszam za mną. Słoneczka! — zwrócił się do siedzących przy barze dwóch dziewczyn. — Zostańcie, ukochane, a ta noc stanie sie niezapomniana — wyszeptał seksownym głosem, na dźwięk którego dziewczyny zapiszczały.
Natsu przewrócił oczami i pomodlił się, żeby tu chodziło tylko o sprzątanie sali i proste kelnerowanie, bez zabawiania gości.
Chłopak zaprowadził go przez salę. Mimo wczesnej pory panował w niej niemały ruch. Przy każdym ze stołów siedziały młodsze i starsze kobiety, tulące się do ubranych w drogie garnitury mężczyzn. Każdy z nich nalewał paniom wina do kieliszków, nie pozwalał im dotykać butelek. W kącie sali dostrzegł trzech ochroniarzy. Spojrzeli na Natsu równocześnie, ale po chwili wrócili do swoich spraw i przestali zwracać na niego uwagę
— Kogo szukaliście do pracy? — spytał niepewnie.
Kelner obejrzał się przez ramię i parsknął suchym śmiechem.
— To zależy od wyglądu i charakteru. Powiem ci jedno, jak zaczynałem, myślałem podobnie jak ty i zarabiałem minimalną. Teraz stać mnie na wycieczki za granicę, kupno mieszkania i samochodu, więc... zastanów się, jaką chcesz dostać pracę.
— Hm... Dzięki za radę.
Otworzył przed Natsu drzwi.
— Proszę — wyszeptał i odszedł.
Rozległy się oklaski, padały od prawej strony, gdzie na stole tańczył mężczyzna w średnim wieku, ubrany w ciasny, iskrzący się strój przypominający słynny ubiór Elvisa Presleya z jego ostatniego koncertu. Cekiny świeciły się wszędzie, jasne światło padało z kuli disco zawieszonej środku pomieszczenia. Kręciło się w rytm lecącej muzyki.
Mężczyzna zarzucił biodrami, a potem zaśpiewał wraz z lecącym kawałkiem. Okręcił się i wskazał palcem na Natsu.
— Wejdź — nakazał.
Natsu wskoczył na kręcącą się platformę i usiadł na jednym ze skórzanych foteli. Ichiya zarzucił długimi, rudymi włosami, odsłaniając pomarszczoną twarz, a do tego o kształcie kwadratu. Natsu nigdy wcześniej nie widział faceta o tak charakterystycznym podbródku, wyeksponowanym i sprawiającym wrażenie poprawianego operacją plastyczną.
— Natsu... — rzekł Ichiya. — Natsu Dragneel. Prawdziwy MĘŻCZYZNA wie wszystko. Prawdziwy MĘŻCZYZNA potrafi zdobyć serce kobiety, unieść ją poza niedoskonałości i stworzyć dzieło, o którym mu się nie śniło. Rozumiesz, co mam na myśli?
— Trochę tak, trochę nie...
— A co według ciebie oznacza być "prawdziwym mężczyzną"? — pytał dalej. Rozsiadł się naprzeciw Natsu i wyjął z barku kieliszek z winem.
Napił się lampki wina i sapnął ciężko, opadając na skórzane oparcie.
— Prawdziwym mężczyzną jest ktoś, kto bierze odpowiedzialność.
— Odpowiedzialność, mówisz. — Parsknął śmiechem. — Nie sądziłem, że kiedykolwiek ktoś dla mi tak niedojrzałą, prostą odpowiedź.
— Niedojrzałą? — zdziwił się szczerze. — Staram się...
— Dokładnie, starasz się. Odpowiedzialność nie ma wyznaczonych granic. Czy prawdziwym mężczyzną jest ktoś, kto bierze odpowiedzialność za kota? Oczywiście, że nie. Prawdziwych mężczyzn jest niewielu w dzisiejszym świecie.
— I pan się do nich zalicza? — spytał złośliwie Natsu, lecz Ichiya odpowiedział mu z pełną powagą w głosie:
— Nie inaczej.
— A dlaczego? Jaka jest twoja definicja?
— Taka nie istnieje — wyznał. — Nie istnieje i to jest właściwa odpowiedź, bo w naszym świecie nie ma poprawnej. Każdy może inaczej interpretować. Każdy może inaczej odbierać. Nie ma jednego, prawidłowego "prawdziwego mężczyzny", bo inaczej nie znalazł by się choćby jeden spełniający daną definicję.
— Czyli nie nadaję się?
— A skądże! — Machnął ręką. — Nikt się nie nadaje. Połowa chłopaków od nas to takie cioty, że głowa mała. Gdy przyszli do mnie po raz pierwszy, wyglądali jak ty. Mieli wielkie nadzieje, wymagali, sądzili, że mnie pokonają, ale to ja, Ichiya, wiem, kogo potrzebuję. Wiem, kogo wychowam. Blue Pegazus to mój dom i tu są moje dzieci, które muszę chronić. Jako "prawdziwy mężczyzna" daję dom tym, którzy go potrzebuję. Jeden ma chory matkę, drugi stracił bliskich i trzeci... — spojrzał Natsu prosto w oczy — ma ojca—przestępcę, który właśnie wyszedł z więzienia.
Natsu zmarszczył czoło ze złości. Już otworzył usta, by wyrzucić Ichiyi, że to nie oto chodzi, gdy mężczyzna kontynuował:
— No i co z tego?! — wykrzyczał na głos. — No i co z tego, chłopcze? Poprowadzę cię, wskażę właściwą drogę...
Rozwarł koszulę, ukazując burzę rudych włosów na klacie, i obiecał:
— Jeśli tylko będziesz tego potrzebował, wtul się we mnie!
Natsu zmrużył oczy ze zdziwienia. W pierwszej chwili sądził, że Ichiya zwyczajnie zwariował. W drugiej podniósł się, by uciec. W trzeciej z powrotem usiadł, kiedy Ichiya położył dłoń na jego ramieniu.
— Nadajesz się do tej pracy i stworzę z ciebie "prawdziwego mężczyznę" — zadeklarował poważnym tonem, nie akceptującym żadnych sprzeciwów.
— Słucham? — zająknął się.
— Dobrze słyszałeś, chłopcze. Czas na jasną drogę. Czas na cudowny świat. Musisz za mną pójść. Musisz poddać się fali życia i opuścić starą skórę. Jak wąż. Zostaw ją za sobą i wyjdź! — Rozłożył szeroko ręce. — Jesteś młody, wyszalej się, zdobądź świat, ukochaną. WSZYSTKO.
— Ale ja...
— Rozłóż ręce.
— Ja...
— ROZŁÓŻ! — wrzasnął.
Natsu odruchowo wstał i rozłożył szeroko ręce.
— I powtarzaj za mną! — mówił dalej Ichiya. — Jestem mężczyzną.
— Ale...
— Jestem mężczyzną!
— Jestem mężczyzną... — zaczął nieśmiało.
— JESTEM MĘŻCZYZNĄ!
— Jestem mężczyzną! — wykrzyczał Natsu, a jego policzki aż zapłonęły ze wstydu. Błagał, by nikt tego nie usłyszał, ale po chwili rozległy się śmiechy...
Wszyscy go usłyszeli.
— I teraz dalej: pokonam wszystkie trudności w życiu! — kazał mu dalej powtarzać.
— Pokonam wszystkie trudności w życiu!
— Nie dam się pokonać!
— Nie dam się pokonać!
— Nie dam się ojcu!
— Nie dam się ojcu!
— Znajdę swoją drogę!
— Znajdę swoją drogę!
— Zdobędę ukochaną!
— Ale ja już mam narzeczoną — poprawił go.
— Powtarzaj! — Ichiya zignorował Natsu.
— No dobra, zdobędę ukochaną!
— I będę żyć!
— I będę żyć!
— A teraz jeszcze raz całość — nakazał, tym razem już trochę ciszej Opuścił ramiona, a wraz z nim Natsu uczynił to samo. — Nie, ty jeszcze trzymaj. Masz, to też trzymaj! — Podał Natsu butelkę wina.
Chwycił ją i podniósł wysoko.
— Ale ja nie pamiętam całości! — wyżalił się Natsu.
— Mów!
— Eee... Jestem mężczyzną i... chyba pokonam wszystkie trudności w życiu. Nie dam się... eee... ppokonać. Nie dam się tacie! Mam narzeczoną, ale ją zdobędę i mam żyć!
Odsapnął z ulgą, że to już się skończyło. Ichiya zabrał od niego butelkę z winem i uśmiechnął się złośliwe. Natsu aż oblał zimny pot, kiedy wyjął pod stołu dwa mikrofony. Podał jeden Natsu.
— Zaśpiewaj ze mną, synku.
Natsu cofnął się odruchowo. Chciał uciekać, znaleźć się jak najdalej od tego miejsca i już nawet nie próbował szukać tu pracy. Odwrócił się, lecz wtedy Ichiya chwycił go za ramię i przyciągnął do siebie. W jego oczach dojrzał szaleńczy blask.
Natsu przełknął głośno ślinę.
— Obiecałeś. Zostajesz! Zamknijcie drzwi! — krzyknął do kelnerów.
Kluczy przekręcił się w zamku...
— Żżartujesz? — Głos Natsu zadrżał.
— Nope. Ani trochę. Zaśpiewamy razem, synku!
Ichiya wcisnął Natsu jeden z mikrofonów, swój okręcił w dłoni i nagle rozległa się muzyka. Ichiya bez wahania zaczął śpiewać. Wskazał na Natsu, każąc za nim podążać.
Zaczerwienił się ze wstydu. Coś tam wydukał, ale nie dał rady wydusić z siebie śpiewu. Blokowało go. Dusiło. Brakowało oddechu. W końcu opuścił mikrofon, poddając się. Odetchnął zawodząco, lecz wtedy Ichiya chwycił go w mocnym uścisku. Mikrofon dał między nich i... połaskotał Natsu.
Zaczął się śmiać do mikrofonu, zgrał się z melodią utworu.
— Śpiewaj! — rozkazał Ichiya.
Natsu zaśpiewał razem z nim. Fałszował niemiłosiernie i współczuł każdemu, kto musiał się wsłuchiwać w to tragiczne wykonanie utworu. Ichiya jednak nie wypuścił go, co więcej przytrzymał mocniej, aż dotarli do ostatniej zwrotki. Ichiya zaśpiewał fragment głośniej, zmuszając Natsu do podążenia za nim.
I... skończyło się.
Opadli ze zmęczenia na fotel i równocześnie zaśmiali się, kiedy ruszyła kolejna piosenka.
— Wystarczy — wysapał Natsu.
— Dokładnie — zgodził się z nim Ichiya. — I co? Lepiej?
Natsu odwrócił wzrok. Nie zamierzał przyznać, że faktycznie na sercu zrobiło mu się lżej. Był spokojniejszy i na moment zapomniał o ojcu, Lucy i Acnologii, nawet o rachunkach, które czekały na zapłacenie.
— I co?! — ponaglił go Ichiya.
— Lepiej — odpowiedział szybko.
— Muzyka to cud! Prawdziwy mężczyzna nie wstydzi się śpiewu ani tańcu! Musisz śpiewać i tańczyć! I zdecydowałeś już, co chcesz u mnie robić?
— Nadal... — zawahał się. — Nadal wolę pracować jako zwykły kelner lub sprzątacz. Mam ukochaną i nie zamierzam jej stracić, bo bym się zabawiał z innymi kobietami.
Ichiya ze zrozumieniem skinął głową. Wyjął teczkę spod stołu, pod którym znajdowało się zaskakująco dużo przedmiotów, jakby mężczyzna był przygotowany na wszystkie ewentualności. W środku znajdowała się umowa na okres próbny trzech miesięcy. Miał pracować na zlecenie, na tyle, ile się umawiali w trakcie pierwszej rozmowy plus trzy czwarte z napiwków.
W oczach Natsu o mało nie stanęły łzy. Miesiące poszukiwań pracy nie poszły na marne, w końcu dostanie szanse na lepsze życie i może zarobi na wynajęcie porządnego mieszkania z Lisanną.
— Wszystko się zgadza? — dopytał się Ichiya, postukując długopisem o stół. — Czy zechcesz pod moim okiem stać się PRAWDZIWYM MĘŻCZYZNĄ.
— Spróbuję. — Parsknął śmiechem.
— CZY ZECHCESZ?! — wykrzyczał tak głośno, że aż Natsu się wzdrygnął.
— Tak!
— To cudownie. — Klasnął. — Posłuchaj, chłopcze, idź się przebierz w coś normalnego. Poproś któregoś z chłopaków, zaprowadzą cię. Nie możesz pracować w starych butach i przykrótkich spodniach.
Natsu pochylił głowę ze wstydu. A więc jednak ktoś zauważył... Próbował ściągnąć nogawki niżej, ale fragment skarpet wciąż było widać.
— Przepraszam.
— Meh, nie przepraszaj! — Ichiya walnął Natsu w plecy. — Pomogę ci, dzieciaku. I pamiętaj, zachowuj się! Dzisiaj mamy bardzo ważnego klienta. Jako że nie pracujesz jak chłopaki, nie wychylaj się. Podawaj dobre wino, kawę, ale nigdy nie pytaj klientek, czego sobie życzą. Proponuj! — podkreślił. — Propozycja jest najważniejsza w naszej branży. Musimy się znać i wystawiać wysokie rachunki, a teraz... — podniósł się i wskazał palcem na drzwi — ku świetlanej przyszłości!
Natsu podpisał umowę i oddał Ichiyi długopis wraz z dokumentami. W tym samym momencie drzwi od pokoju otworzyły się, do środka wszedł ten sam czarnoskóry kelner, który wcześniej przyprowadził tu Natsu.
— Pójdź za Renem.
Natsu podążył za chłopakiem do pomieszczenia dla pracowników, małej klitki, w której mogli co godzinę się odświeżyć, coś zjeść i się napić. Ren nie polecał korzystać z niej do celów prywatnych, telefon raczej wyłączyć i niepotrzebnie nie przedłużać przerwy. Pokazał również Natsu wolną szafkę, przygotowaną dla nowego pracownika i wyjaśnił, że tu ma trzymać swoje rzeczy. Natsu skinął ze zrozumieniem, a potem dostał nowy uniform.
Był wygodny. Może i dopasowany, ale przynajmniej nogawki sięgały mu do pięt. Włożył na siebie wygodne, ciepłe buty, a stare postawił przy kaloryferze, by trochę się zagrzały, nim wyjdzie z pracy.
W głównej sali zawrzało. Zaczęto przestawiać stoły i złączać je w całość, aż w pewnym momencie wszystko umilkło. Natsu przyłożył ucho do drzwi z ciekawości, więcej nie usłyszał. Wrócił do zapinania surduta i poprawiania włosów, które po przygodzie z burzą wyglądały jak istny koszmar. I Ichiya nic na ich temat nie powiedział...
Natsu pokręcił głową. Poklepał się po policzkach i uśmiechnął szeroko, wierząc we własny uśmiech. Podjął tacę od barmana. Wskazał mu pierwszych gości, których ma odsłużyć, a w zasadzie samotnie siedzącą kobietę.
— Dasz radę! — mmotywował się i ruszył.
Postawił pierwszy krok. Noga poślizgnęła się na gładkiej, wypolerowanej podłodze. W ostatniej chwili zdołał utrzymać równowagę. Sapnął ciężko. Następny krok wykonał pewniej, stawiając nogę mocniej na podłodze i dostosowując się do panującej ślizgawy. Spodziewał się również, że im bliżej znajdzie się gości, tym mokrzej będzie od śniegu.
Zadarł podbródek i zatrzymał się nad stołem. Nie popatrzył w oczy nowej klientki, tylko schylił się przed nią i przywitał:
— Dzień dobry. Proszę...
— Natsu? — usłyszał znajomy głos, bardzo znajomy głos.
Podniósł głowę z niedowierzaniem i w pierwszy dzień pracy wymsknęło mu się :
— Ty…
0 Comments:
Prześlij komentarz