[Pozory czasem mylą] Rozdział 28 Jeśli kłamiesz, to rób to dobrze



Gray przewrócił oczami, a potem zdusił w sobie śmiech. Zastanawiał się, czy Erza tylko udaje czasem dziecko, czy może wewnątrz faktycznie nadal nim jest — szczególnie wobec pysznego ciasta truskawkowego. Może i on tym razem spróbuje?
— A wracając do tematu… — przerwała milczenie.
— Co z nim?
— Natsu ma coś Lucy.
— Jego rodzice porwali ją.
— Tak, tak, ale to nie to. Mam wrażenie, że Natsu… jakoś czuje się winny i zaczyna ją pomału lubić.
— Lubić lubić czy lubić.
— Lubić, chyba lubić, bo przecież lubi lubi Lisannę, chyba… — powiedziała niepewnie.
— Lisannę podobno kocha.
Erza spojrzała na Graya krzywo.
— Naprawdę? — spytała cienkim, sztucznym głosikiem. — Chodzą razem, pewnie planują przyszłość, ale oni są… jakoś niedopasowani.
— Z góry skreślasz ich wspólną przyszłość?
— To nie to. — Zamyśliła się na moment. — To raczej chodzi o coś innego. Lubią się, ale to nadal szczeniaki.
I kto to mówi?, pomyślał Gray, widząc, jak Erza zaciera rączki na widok cukierni. Aż przyspieszyli, kiedy z drugiej strony zaczęła nadchodzić grupa turystów. Erza bez chwili wątpliwości wbiegła do środka i zajęła stolik przy samej ladzie. Uśmiechnęła się szeroko do kelnerki i poprosiła o dwa ciasta truskawkowe.
— A ty co chcesz? — spytała Graya.
Otworzył szeroko usta i zamilkł. Niepewnie spojrzał w kierunku chłodziarki z lodami. Same klasyki. Nawet sprzedawali ten okropny smak gumy balonowej. Nie zmienili lodów toffee, choć gorzej smakowały już chyba tylko kapcie. Za to uwielbiał czekoladowe. Ich oczywiście już nie było. Zostały tylko truskawkowe i śmietankowe. Innych za nic nie weźmie.
— Lody.
— Śmietankowe i truskawkowe? — spytała kelnerka.
— Tak… — odpowiedział wątpliwie. — Skąd wiedziałaś?
Wzruszyła ramionami, zapisując w notesie zamówienie.
— Reszta jest obrzydliwa — mruknęła pod nosem, a potem odeszła.
— To prawda — przyznał jej rację.
Gray przysiadł się do Erzy — z niecierpliwością wpatrywała się w kelnerkę, która na talerz nakładała ciasta truskawkowe.
— Coś do picia? — Wskazała na maszynę do kawy. — Mogę polecić również coś zimnego.
— Poproszę latte — odparł Erza, dumnie wypinając pierś.
— Od kiedy ty pijesz „latte” — Gray zaczynał się powoli bać, że ktoś w sklepie podmienił Erzę na inną osobę. — Przecież ty nienawidzisz kawy.
— Jestem dorosła i czas pić kawę.
Pokręcił głową. Trafił do innego wymiaru i teraz nie może się z niego wydostać. Nawet cukiernia świadczyła przeciwko niemu. Zmieniło się w niej wiele. Przede wszystkim ściągnęli tę obrzydliwą tapetę w czerwone kwiatki i pomalowali ścianę na jasnozielony kolor. Pomieszczenie dzięki temu wydawało się… świeższe. Pozbyli się również obrazu, choć akurat jego lubił. Był to zwykły pejzaż jesienny, namalowany przez jakiegoś lokalnego artystę, którego imienia nie pamiętał. Jednak największą zmianę poczuł. Zapach był po prostu inny. Ostatnim razem jeszcze czuł ten charakterystyczny zapach lat siedemdziesiątych. Ludzie kochali za to ten lokal, bo przypominał im o czasach ich młodości, ale Gray go nienawidził. Śmierdziało, nie pachniało. Teraz roznosił się w środku słodki zapach ciast i owoców. Aż milej się siedziało w środku.
Kelnerka przyniosła dwa ciasta i pucharek z lodami. Mruknęła „smacznego” i odeszła, kiedy grupa turystów weszła do środka. Błogą ciszę zastąpił hałas nieokiełznanej dziczy, która rzuciła się na ladę w rozglądaniu się za ciastami. Erza złapała za swoje talerze i przysunęła bliżej w obawie, że ktoś jej zabierze deser.
— Chyba tu nie porozmawiamy — stwierdził Gray.
— Chyba nie, ale możemy zjeść coś smacznego. — Chwyciła za pierwszy kęs ciasta. — Cholera, niebo w gębie. Cud ludzkości. Kiedy już stanę się bogata, to będę zamawiała tu codziennie ciasta.
— A kalorie?
— Kalorie to zakazane słowo.
— Ta, ta. — Wsadził łyżeczkę w środek lodów. Obok okna przeszła grupka dzieciaków. — Powinienem być w szkole, ty też. Powinniśmy chodzić.
— Kawiarnia jest założona przez Mirajane, my tylko tam pracujemy — wyburczała coś przez zęby, zajadając się ciastkiem.
— Nie o to mi chodzi.
— A o co?
— O wykształcenie i te sprawy.
— „Te sprawy”? — powtórzyła i coś od o siebie dodała, ale zagłuszył ją tłum.
— Chodzi mi o przyszłość. Nie skończyliśmy liceum. Wiem, że jesteśmy już dorośli, sami o sobie decydujemy, ale może…
— Gray, dla nas nie ma przyszłości. W ten czy inny sposób nie mamy.
— Znowu nie o to mi chodzi.
Jęknął. Cały czas zmierzał w innym kierunku niż Erza. Rozumiał ją, widziała jedynie Acnologię i to, jaką przeszłość będą mogli wybrać za jego przyzwoleniem. Jednak nie chciał do końca życia tkwić w strachu ani tym bardziej w tej kawiarni, z której i tak nie czerpali wystarczających dochodów.
— Chcę pójść na studia i zostać architektem, może nawet zabytków — mówił szybko, aby Erza mu nie przerwała. — Oczywiście, kiedy już pomożemy Natsu i te sprawy. Skończę liceum, zdam egzaminy i pójdę na studia, nawet na Uniwersytet Magnolijski. Przecież mają tam ten kierunek. Będę pracował w kawiarni jak zawsze. Tylko potem…
—… odejdziesz — dokończyła za niego.
Skinął. Jeszcze nie myślał o tym poważnie. W zasadzie po raz pierwszy pomyślał o tym niedawno, o studiach, o innym życiu. Pomysł nie był zły, Acnologia pewnie przystałby na niego. Może poprosiłby Lucy o pomoc, to by przeszło, ale domyślał się reakcji przyjaciół. Ich już nie umiał zostawić za sobą.
— A teatr? Crocus? — pytała dalej Erza.
— Kiedyś pojedziemy.
— A więc coś zacząłeś planować… — Odstawiła ciastko na bok. — To… dobrze… Powodzenia. Życzę ci, aby marzenia się spełniły.
— To nie marzenia, to… myśl. Jedna, nawet mnie nie słuchaj.
— Przestań, to nie taki zły pomysł. Może dzięki temu spłaciłbyś w końcu długi rodziców. Zapytaj się Lucy, ona ci pomoże. Nie zastanawiałeś się nad studiami w Crocus? W szkole byłeś dobrym uczniem, może na stypendium byś się załapał? — mówiła bez wytchnienia, aż w końcu zamilkła. — Mój mały Gray dorasta, a jeszcze chwilę… był taki mały.
— Oj, przestań.— Spróbował lodów. Smakowały całkiem dobrze, choć wątpił, by były ręcznej roboty. — A ty co planujesz?
— Aktorka — odpowiedziała bez chwili zawahania.
Zakaszlał. Od tego wszystkiego zachłysnął się lodami.
— Słucham? — upewnił się, że słuch go nie zawodzi.
— Uważasz, że się nie nadaję? Z tym wdziękiem? Z tą urodą? Mój talent aktorski nie może się zmarnować. Przecież to byłby grzech, gdyby tak się stało. Jak sądzisz?
— Nigdy nie widziałem, jak grasz.
— Oj, bo nie wzięli mnie nigdy na żadne przedstawienie. — Oparła się łokciem o stół, a brodę oparła o dłoń. — Chyba mnie nie lubili w szkole. Szczególnie nauczycielki, zawsze brały inne dziewczyny do roli, nigdy mnie.
— Niesprawiedliwość — mruknął.
Tłum turystów ryknął w chwili, gdy kelnerki przyniosła im pucharki z lodami. Dwaj mężczyzny zaczęli klaskać, nim przyjęli deser. Jednak ich zapał opadł, gdy tylko skosztowali jagodowej trucizny, którą Gray bał się choćby powąchać. Nie wiedział, z czego to robili, ale z niczego legalnego. Turyści skrzywili się i odepchnęli pucharki od siebie. Jeden z nich skierował się wprost do łazienki. Kelnerka wzruszyła ramionami i powiedziała stanowczo:
— Takie państwo zamawiali. Smak.
Odeszła. Walory smakowe walorami, ale Gray nie zgodził się z kobietą. Te lody były po prostu niedobre. Słyszał tylko o jednej osobie, która je lubiła — właściciel lokalu.
— Jeśli zakończymy z Acnologią sprawy, spróbuję — obiecała Erza.
— „Kiedy” je zakończymy — poprawił przyjaciółkę. — A teraz najedz się tego ciasta i wracajmy do domu. Pewnie Natsu z Lisanną czekają na nas pod drzwiami.
— Zamknąłeś na drugi zamek. — Ukryła uśmiech za włosami, odwracając się w kierunku reszty gości lokalu. — Cholera…
— A żebyś wiedziała, że zamknąłem.
Gray zaśmiał się, a zaraz po nim Erza. Nawet odstawiła na bok ciastko. Nie umieli się powstrzymać. Raz za razem śmiali się niepowstrzymanie, aż Gray złapał się za brzuch, gdy złapał go skurcz. Skulił się i jęknął.
— Było warto — wysyczał przez zęby. — Nie mogę się doczekać jego miny. — Wybrał z pucharka trochę rozpuszczonych lodów. — Ile razy kopnął drzwi?
— Ze cztery, co najmniej.
Rozległ się trzask. Gray i Erza równocześnie spojrzeli na kelnerkę, która opuściła tacę z kolejnymi pucharkami. Szkło z lodami roztrzaskało się po całym lokalu. Erza schyliła się i przetarła łydkę.
— Chyba mnie coś uderzyło — szepnęła, a potem gwałtownie podniosła się i wbiła przerażony wzrok za okno lokalu. Krzesło zachwiało się i upadło z hukiem. Chwilę później turysta wrzasnął i uciekł w kierunku lady. Schował się za nią.
Gray stał w miejscu. Bał się odwrócić. Ciepło delikatnie łaskotało go w plecy, było delikatne i przemykało wraz z wiatrem przez uchylone drzwi. Pucharki z lodami odsunął. Wrzaski zaczęły nabierać na sile, a kolejne piski przemijały wraz z tupaniem kolejnych uciekinierów. Ryk syreny rozniósł się po całym placu i wtedy Gray podjął decyzję. Wstał, powoli przekręcając ciało w drugą stronę. Czerwone płomienie zatańczyły przed jego oczami, mijając się po drodze z chmurą czarnego dymu, która zmierzała ku czystemu niebu.
Gray odszedł od stołu i wyszedł na zewnątrz. Zapach spalenizny uderzył w jego nozdrza. Zasłonił się ręką, ale na niewiele się to zdało. Dym zdążył dotrzeć do jego płuc. Zakasłał i cofnął się, lecz gdy w tłumie mignęły mu różowe włosy, przystanął. Zdjął rękę z twarzy. Zapomniał o całym świecie. Czy naprawdę Natsu był obok? Czy to on stał za kolejnym pożarem? Gray nie był pewien, w co ma wierzyć. Wydawało się, że obecna rzeczywistość jest tylko niechcianym koszmarem.
Wzdrygnął się, a potem obejrzał przez ramię, by sprawdzić, gdzie jest Erza. Wyszła właśnie z kawiarni. Nie czekał więc na nią. Pobiegł w kierunku tłumu, lecz ten go zatrzymał, kiedy rozległ się wybuch. Jakaś kobieta skuliła się, łapiąc dziecko z silny uścisk. Jej ramię krwawiło z miejsca, w którym tkwił szklany odłamek. Kawałki szkła roztrzaskały się po całym placu ludzi. Gray obmacał się. Na szczęście nie był ranny. Szybko wstał i ominął tłum łukiem, nim wszyscy ludzie zaczęli uciekać przed kolejnymi wybuchami, które nastąpiły w równych sekwencjach. Budynek obok również zajął się ogniem.
— Co jest? — spytał z niedowierzaniem w głosie, bo nie wierzył w to, co go otaczało.
Ogień rozprzestrzenił się na kolejny budynek, zajmując go w przeciągu chwili, a potem szedł dalej w krwawej szarży ku kamienicy. Policjanci przyjechali i od razu wpadli do budynków mieszkalnych nakazując natychmiastowe ich opuszczenie. Ludzie wybiegli ze środka — w szlafrokach, ubrani tylko w lekkie ubrania, jedna kobieta trzymała niemowlę, a ojciec dźwigał na plecach trójkę dzieci. Wszyscy uciekli od ognia, choć staruszka wlokła się powoli. Policjanci pochwycili ją i zanieśli na drugą stronę. Odciągnęli chwilę później pozostałych gapiów. A Gray tylko stał i kręcił głową. Nie umiał znaleźć Natsu w tym szalejącym tłumie, tym bardziej Lisanny, ale czuł, że oboje tu są.
Jak ich tylko znajdę, zawlokę do domu i nie wypuszczę z niego już nigdy więcej, pomyślał, kiedy staż pożarna w końcu zaczęła gasić pożar. Ogień cichł, choć zniszczenia, których dokonał, już nie było w sposób opisać. Gray już widział czarne zgliszcza domów i sklepu, od którego wszystko się zaczęło. Modlił się tylko, by nikt nie zginął… Natsu ani Lisanna nie byli mordercami…

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!