[BAEL] #3

Księga 1 ~ Byliśmy łgarzami

ELIOT

Eliot westchnął. Z trudem otworzył monitor, który zablokował się w połowie i nie chciał ruszyć dalej. Eliot próbował ostrożnie nim podrygiwać, by usterka puściła, ale po nerwach zaczęły mu przechodzić niepokojące impulsy. Ostatecznie udało mu się otworzyć sprzęt całkowicie, tylko że zamiast starej, niezaktualizowanej przeglądarki, pojawił się zaśnieżony obraz, który migał naprzemiennie z dziwnym skrzeczeniem. Eliot kilka razy postukał w ekran. Nic się nie zmieniło.
— Co jest, kurna?
Zatrzymał palec tuż przy ekranie. Stukanie nic już nie pomagało, więc zapukał w monitor. Przyłożył rękę do ucha i zaczął nasłuchiwać. Nadal dziwnie trzeszczał. Nigdy wcześniej nie spotkał się z taką awarią. Nie z tak poważną. Kolejne sekundy mijały, a urządzenie nie zdążyło się zresetować. Czy to przez to, że znajdował się w lesie? Pokręcił głową i zacmokał. Nie było na to żadnych szans. W strefie OMEGA mieli czujniki aż po sam mur. Rozejrzał się. Gdzieś wśród tych koron drzew ukrywał się nadajnik. Możliwe, że nawet na każdym z nich.
— No dalej… — zachęcił ekran, by zaczął działać.
Nic się nie wydarzyło.
Znów wyciągnął publikację Beala. Przekartkował książkę do połowy w poszukiwaniu artykułu na temat mechanicznych rąk. Nagle zatrzasnął książkę. Dlaczego szukał odpowiedzi w teoriach spiskowych? Nie, to zwyczajna awaria, którą zaraz naprawią.
Sprawdził jeszcze raz ekran. Nic się nie zmieniło. Zadrżał z niecierpliwości. Ruszył więc niepewnym krokiem przed siebie. Czekanie było gorsze od zepsutego sprzętu, a przecież bardziej się już nie zgubi.
— Teoretycznie, mechanizm na rękach jest połączony z bazą strefy OMEGA — zastawiał się. — A skoro coś się z nim stało, to również z bazą. Żyję… — Przewrócił oczami. — Dzięki wilkowi, żyję, a przecież mechanizm rejestruje pracę mojego serca. Pilnuje stanu zdrowia i wysyła sygnały ostrzegawcze do systemu. — Wystawił przed siebie lewą rękę. — Dlaczego wciąż nią poruszam? Bael. Barry. Książka. Teoria. Wszystko na raz. To najpiękniejszy dzień w moim ży… — nim zdołał dokończyć, rąbnął czołem o coś twardego.
Eliot zachwiał się i cofnął o parę kroków, aby nie przewrócić się i nie rąbnąć w cokolwiek, co znajdzie się za swoimi plecami. Czoło piekło jak cholera, ale przede wszystkim irytowało go, że w tak rzadko porośniętym obszarze, musiał akurat trafić na drzewo i w nie walnąć…
Rozmasował głowę. System nie działał, nie miał niczego zimnego, więc mógł już wyliczać minuty do pojawienia się pięknego siniaka.
— To i tak najpiękniejszy dzień w moim życiu — dokończył stanowczym tonem. — I, o wielkie drzewo, które stanęło na mojej drodze, gdzie jesteś…
Spojrzał przed siebie, ale nie znalazł żadnego. Przymrużył oczy i jeszcze raz objął wzrokiem okolicę, która wydawała się… pusta. Luknął przez ramię. Las rozciągał się za jego plecami w łuku, sięgając terenów, których nie potrafił objąć. Jednak przed Eliotem widniała jedynie pustka.
Skoczył bliżej i wyciągnął obie ręce przed siebie. Zakasał rękawy, a potem dotknął czegoś chłodnego, trochę mokrego w dotyku. Eliot wymacał niewidoczną dla oka powierzchnię.
— A więc to jest MUR — mruknął pod nosem, powoli domyślając, że dotarł do granicy strefy OMEGA.
Zaśmiał się krótko i oschle. Przykucnął. Jak w ogóle dotarł tak daleko? Przecież MUR powinien znajdować się kilkanaście kilometrów od terenów zabudowanych. Za żadne skarby nie wyszedł aż tak daleko, chyba że ludzie zapomnieli zmienić dane. Jeszcze piętnaście lat temu nie istniała dzielnica,  w której obecnie mieszka z rodziną. Niż demograficzny skończył się, dzieci przybyło, zabudowań narosło, więc i MUR stał się im bliższy.
Musiał wszystkich ostrzec. Jeśli zabiorą jeszcze kawałek lasu, nieświadomi prawdziwej odległości od MUR-u, zabraknie im pól na uprawy. Aż dostał dreszczy z  tej całej ekscytacji. Nic się się nie działo w strefie OMEGA od lat. Ludzie wiedli nudne, chore życie, którym rzygał na samą myśl. Schematy. Wszędzie widniały schematy, których starał się unikać, ale... nie dawał rady. Bo nawet jeśli się wyłamie, to wciąż pozostanie w strefie OMEGA, nigdy nie wyjdzie poza nią.
Nagle ziemia się zatrzęsła. Eliot złapał się o MUR i przeczekał chwilę, aż trzęsienie ustąpiło, prawie ustąpiło. Czuł pod stopami lekkie drżenie, jakby zapowiedź przed kolejnym trzęsieniem.
Wykorzystał chwilę i się podniósł. Wrócił na moment do lasu i złamał dwie gałązki, po czym wbił je w ziemię, tuż przed murem. Z torby wyciągnął jakąś szmatkę i przewiązał ją przez skrzyżowane gałązki. Nie wiedział, czy później odnajdzie to miejsce, ale przynajmniej będzie świadomy, czego ma szukać.
— UWAGA, UWAGA! — rozległ się kobiecy głos.
Podniósł lewą rękę, zadowolony, że ekran znów zaczął działać. Pomylił się jednak. Obraz wciąż był zaśnieżony. Nic się nie zmieniło, wciąż słyszał to delikatne, nieznośne trzeszczenie. Żadnego komunikatu nie nadawano przez urządzenie, więc skąd pochodził?
— UCIEKAJ! — krzyknęła znowu ta kobieta.
Ziemia przestała drżeć, a sprzęt całkowicie zamilknął. Eliot zapukał w urządzenie, lecz czarna, niepokojąca plama zasłoniła ekran. Nie reagował.
— Nope, nope, nope… — Pokręcił przecząco głową. — Nie podoba mi się to. Nie podoba. Oj, nie podoba. Nie wiem, kto mi tu krzyczy nad uchem, ale… — zawahał się na moment, kiedy zobaczył, że drzewo znajduje się podejrzanie blisko niego. — Przed czym mam uciekać? — zapytał niepewnie.
Przymrużył oczy i podszedł bliżej lasu. Drzewo wydawało się robić to samo, bo z każdym krokiem przysuwało się bliżej Eliota. Nie tylko ono. Całe pasmo, które zdołał objąć wzrokiem, podążało ku Eliotowi.
— Co jest, do cholery?
Ziemia zatrzęsła się, a rząd drzew zwalił się za jednym razem. Eliot zamachnął się rękoma, aby utrzymać równowagę, ale nie znalazł siły, by walczyć z trzęsieniami, które wciąż przybierały na sile. Przyklęknął i w tej pozycji zaczął uciekać bliżej MURu.
Skała trzasnęła. Świat, który miał a sobą pękł w pół. Czarna szczelina rozwarła się między lasem a Eliotem. Wraz z każdym trzęsieniem powiększała się coraz bardziej, a las niknął w nieskończonej ciemności.
Eliot syknął zajadle. Ma niby poddać się sile żywiołu? Nie! Będzie walczył. Od początku do końca. Całe życie próbował przeskoczyć nad murami, które przed nim postawiono. Zawsze udawało mu się przez nie przebić, więc i teraz przeszkoda nie zniszczy jego planów na życie. Jeszcze nie pokazał Barry’emu zdjęcia wilka.
Obrócił się. Wyrwa podążała ku niemu wraz z narastającymi trzęsieniami, które tylko wzmagały pochłanianie lasu. Eliot nie wytrzymał. Przewrócił się i kilka razy przeturlał ku przepaści. która zdążyła pochłonąć co najmniej dziesięć procent lasu. Dłonią próbował zahaczyć o cokolwiek, złapać się, nim wpadnie w tę cholerną dziurę.
Ekran, przypomniał sobie nagle o urządzeniu. Zamachnął się i ostrym krańcem wbił w ziemię. Eliot uśmiechnął się szeroko, lecz za wcześnie. Jego plecy stały się ciężkie. Pochylał się wraz z gruntem. Róg ekranu wysuwał się powoli, choć Eliot i tak był wdzięczny, że jeszcze go trzyma. To wszystko była wina plecaka... Plecak był zbyt ciężki… Publikacja Baela, zdjęcia, jedzenie, nawet notatnik schował, cały dorobek swojego życia, ale ile ono było warte, jeśli teraz je straci?
Uśmiechnął się.
Nowa przygoda, nowe zdobycze — z tym się właśnie spotka. Bez chwili zawahania Eliot zrzucił z siebie plecak i złapał się za korzeń wystający z drzewa. Podciągnął się wyżej. Aż dostał od tego zadyszki. Nie poddał się jednak. Ziemia nadal się za nim osuwała. Ciemna przepaść sięgnęła już obszaru, którego Eliot nie zdołał zmierzyć.
Korzeń pękł…
— Co? — zdążył wyszeptać, nim poleciał ku bezdennej przepaści, widząc po raz pierwszy w życiu kopulę oplatającą całą strefę OMEGA. A wyglądała jak plastry miodu…

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!