Wstała i pobiegła w stronę swojego
pokoju. Krzyki Erika i Harry’ego niosły za nią, lecz nie zatrzymała się.
Przebiegła przez pierwszą z bram — okrytą kryształami białego lodu. Schyliła
nisko czoło, ab poprosić sowy wykute z lodu, strażników wejścia, aby te
przepuściły ją do komnaty. Lodowy powiew wydostał się zza wejścia. Wkroczyła do
środka.
Biała jak śnieg wrona usiadła na
zamarzniętym drzewie.
— Tracę moc? Tracę nad nią kontrolę? —
zapytała zwierzęcia. Wrona przechyliła tylko łeb na prawą stronę. — Nie
rozumiesz, prawda? Jak możesz mnie zrozumieć?
Zrobiła krok do przodu. Stukot obcasa
rozniósł się echem wśród pustej komnaty. Lodowe kolumny zatrzaskały, gdy
podłoże skruszyło się przy samej podstawie. Przykucnęła. Dłonią dotknęła lodu. Przepiękne wzory śnieżynek, które sama wyryła
będąc jeszcze dzieckiem, zniknęły, roztapiając się jak śnieg w wiosennym słońcu.
Jednak tutaj nie docierały żadne promienie, jedynie ciemność.
Alicja pochyliła się i zdjęła buty.
Rzuciła je gdzieś za siebie.
Chłód objął jej stopy. Najpierw
zadrżała z zimna, ale potem spłynęło na nią przyjemne uczucie. Z lodem nadal
wiązał ją kontrakt — tak jak dwa tysiące lat temu jej ciocię. Tylko teraz
wydawał się taki kruchy.
Podłoga zatrzęsła się. Wrona uciekła z
gałęzi i poleciała do śnieżnego sklepienia, które chroniło całą komnatę przed
światłem świata zewnętrznego.
— „Chłód jesienią przybywał, gdy matka
żegnała swoje dziecko u bram Hadesu” — wyszeptała, idąc ku przeciwległej
ścianie. — „Tęsknota ściskała serce, aż pierwsze łzy Demeter spłynęły pod
postacią pięknego śniegu. A jedna z tych łez będzie należeć do ciebie” — słowa
jej matki zabrzmiały ostrym tonem w jej myślach.
Ukryta wśród lodowych nici oplatających
sufit komnaty łza Demeter spłynęła, a potem skapnęła na dłoń Alicji. Zamarzła
ponownie.
— Alicja, otwórz — usłyszała krzyk
Erika.
Z ochotą wpuściłaby go, ale nie na
rozmowę. Potrzebowała ciepłego ciała, aby rozgrzać zmarzniętą skóręw tym
lodowym piekle, by na moment zapomnieć o problemach i choć raz oddać się w
pełni ukochanemu. Bez żadnych wyrzutów sumienia, bez żadnego oszukiwania
Harry’ego…
Westchnęła. Prędzej czy później, i tak
wejdą.
Otworzyła drzwi jednym ruchem dłoni.
Erik wparował do środka jako pierwszy,
lecz już przy samym wejściu poślizgnął się i runął na podłogę. Zaśmiała się.
Ponad tysiąc lat, a on dalej nie umiał jeździć na lodzie.
— Piękne przedstawienie — pochwalił go
Harry. — Sto lat w samotności, a ty nadal nie umiesz chodzić po lodzie — dodał
złośliwie.
Erik zmarszczył czoło, ale po chwili
zaśmiał się i odparł:
— Sto lat, a ty nadal się wymądrzasz.
Harry podał Erikowi pomocną dłoń.
Zawahał się, ale ostatecznie pozwolił sobie
pomóc. Podziękował cicho, kiedy stanął na równe nogi. Rozłożył szeroko ręce i
zamachał nimi zabawnie, jakby próbował się wzbić w powietrze. Przejechał
kawałek na lodzie. Harry zakuł go w plecy, a potem popchnął wprost na Alicję.
Odsunęła się w ostatniej chwili. Erik walnął nosem prosto w kolumnę. Złapał się
jej, a potem obejrzał przez ramię, posyłając i Harry’emu, i Alicji wściekłe
spojrzenie.
— Zostanę tutaj — wycedził przez zęby.
— Przepraszam, nic na to nie poradzę. —
Wzruszyła rękoma. — Lód. Ślisko.
— Akurat nie to miałem na myśli. — Erik
westchnął. — Dlaczego uciekłaś? — zadał pytanie, którego Alicja wolała nie
usłyszeć.
Otworzyła usta. W myślach utworzyło się
już idealnie kłamstwo, a przynajmniej wierzyła w jego perfekcję. Szybko zdała
sobie sprawę, że przejrzą ją, nim nawet zdąży dokończyć zdanie.
Zbliżyła się do wykruszonego z lodu
łoża i usiadła na nim. Wzięła utkaną z płatków śniegu suknię. Położyła ją na
kolanach.
— Nie umiem kontrolować swojej mocy —
wyznała. Erik i Harry byli pierwsi. Nikomu wcześniej się nie zwierzyła z tej
okrutnej prawdy.
Harry odsunął się. Złamał lodową gałąź,
nawet nie próbując spoglądać w stronę Alicji. Erik odepchnął się od lodowego
słupa. Przejechał przez całą długość komnaty, aż runął na łoże. Chwyciła za
dłoń ukochanego. Była tak przyjemnie ciepła…
— Od dawna? — spytał.
Przymknęła powieki i pokręciła głową.
Tak bardzo chciała uniknąć dalszego przesłuchania. Nie mogła jednak od tego
uciec.
— Od tamtego dnia — odpowiedziała
cicho. — Powoli, po troszeczku, ale coraz gorzej.
— Jak się teraz czujesz? — wtrącił się
Harry. Założył ręce na piersi i zmarszczył ze złości czoło. Prawa noga zaczęła
mu drgać. — Proszę, powiedz.
— Nie stresuj się tak — próbowała
uspokoić narzeczonego. — Jeszcze kontroluję moc. Tylko inaczej niż dawniej.
— Alicjo! — krzyknął ostrym tonem. — To
nie jest…
Harry podszedł do chłodnej ściany i
dotknął ją czołem. Włosy rozczesał palcami, a potem odwrócił się i powiedział
coś cicho. Nie zrozumiała go.
— Powtórz — poprosiła.
— Wiesz, że będę to musiał zgłosić
Atenie — powtórzył niewyraźnie, ale tym razem Alicja wyłapała cały sens zdania.
Pochyliła czoło nad podłogą.
Oczywiście, że do obowiązków Harry’ego należało zgłosić ten fakt. Czego innego
się spodziewała? Że dla niej będzie kłamał? Erik na pewno, ale nie Harry.
— Ty… — wysyczał Erik. — Ty naprawdę
chcesz ją zdradzić? Nie wystarczy ci, że przez sto lat oboje odbywaliśmy karę?
Naprawdę nic nie możesz dla nas zrobić?
— Dla was? — dopytał się.
Chłodny pot spłynął po plecach Alicji.
Odruchowo odsunęła się od Erika. Dłoń wyrwała z ciepłego uścisku, a potem nie
odważyła się już spojrzeć ukochanemu w twarz. Nawet w obliczu miłości
zachowywała się jak tchórz.
— Alicjo… — zaczął nieśmiało Harry. —
Wiem o was. Wiem i naprawdę mi to nie przeszkadza, więc nie odsuwaj się od
Erika. Faktycznie sto lat to zbyt długo. Nie zasłużyliście na taką karę. I
teraz… — zawahał się. Wziął głęboki wdech i dokończył zdanie: — Teraz musimy
wykonać misję. Atena nie ma dla nas czasu. Jeśli misja się powiedzie, nie
będziemy musieli się martwić o marnotrawienie czasu Ateny.
— Harry… — powiedzieli równocześnie
Alicja i Erik.
— Źle robię, ale macie rację. Sto lat
wam wystarczy. — Uśmiechnął się blado. — Może i ja powinienem wtedy zostać
ukarany. Tak się nie stało. Skoro mi zostało przebaczone, wam też powinno. Nie
neguję decyzji Ateny, ale też w pełni jej nie popieram.
Chłód załaskotał serce Alicji.
Kryształki lodu wydobyły się wraz z jej oddechem. Uformowały się w płatki
śniegu, które poleciały wraz z jesiennym wiatrem. Odłożyła suknię na bok i
wstała. Misja. Harry zaufał jej. Słowa, które padły z ust mężczyzny, nie
powinny w ogóle pojawić się w jego myślach, a tym bardziej zostać
wypowiedziane. Odwróciła się ku Erikowi. Uśmiechał się, a był to uśmiech
szczery i zwrócony ku Harry’emu.
Dał
się oszukać, pomyślała,
kiedy oparła się o lodową kolumnę. Dlaczego Harry stanął po ich stronie?
Dlaczego nie wyznał Atenie prawdy? Jeszcze sto lat temu w podskokach pobiegłby
do ich opiekunki i wyśpiewał wszystko, bo przecież wtedy tak też uczynił. Popełnili
błąd z własnej winy, ale karę otrzymali przez psią lojalność Harry’ego. Gdyby
nie ona, żyliby z Erikiem jak do tej pory…
— Dziękuję, Harry — odparła, starając
się brzmieć naturalnie. — Naprawdę dziękuję. Tylko co dalej? Kiedyś się
dowiedzą…
— Możliwe — przyznał Harry. — Na razie
nie martw się o to. Mamy ważniejsze sprawy na głowie. Ares się zbuntował, ktoś
zagroził, że ukradnie „czas”, a Atena niekoniecznie przejmuje się zdradą Aresa.
— Nie dziwię jej się — burknął Erik.
Ześlizgnął się bliżej krawędzi łóżka, ale nie wstał z niego.
— Co masz na myśli? — spytał Harry.
Dłonie włożył do kieszeni garnituru, a plecami oparł się o lodową kolumnę. —
Chętnie posłucham twoich uwag.
— Bogowie zdradzają się od momentu, w
którym narodzili się z chaosu. Nie ma w tym nic twórczego ani… — urwał w
poszukiwaniu właściwego słowa — dziwnego. Ot, kolejny bieg rzeczy. Ale tym „czasem”
mnie zainteresowałeś. Kto niby chciałby ukraść „czas”? Raczej interesowali się
sztyletem, ale moi bracia dobrze go strzegą. Sam go dobrze strzegę.
— Tu chodzi o coś więcej. — Alicja
podrapała się po szyi. — „Czas” może naprawić to, co zniszczyli bogowie, a
czego ludzie nie są wstanie sami naprawić. Jeśli ktoś chce go zdobyć, musi kryć
się za tym jakaś konkretna akcja.
— Mamy chociaż jakiegoś podejrzanego?
Niby jeszcze nic się nie stało, ale lepiej dmuchać na zimne. Dziwne tylko, że…
— Erik nie dokończył.
Dziwne
tylko, że Atena bardziej przejęła się zdarzeniem, które jeszcze się nie
wydarzyło, uzupełniła
w myślach Alicja. Tak samo jak Erik obawiała się reakcji Ateny. Gdzie tak
naprawdę ich wysyłała? Albo od czego odsuwała?
— Harry? — odezwała się, gdy milczenie
trwało zbyt długo.
— Podpisał się ten… „ktoś”. Jako
dziecko Afrodyty i Hadesa.
— Na przeklętą piętę Achillesa i
wszystkie chaosy świata... — wysyczał Erik. — Mówisz, że mamy szukać tego
dziecka?
— Albo potomka — poprawił go Harry. —
Raczej potomka. Nawet wiem, gdzie niektórzy się znajdują…
— Zaraz, zaraz — przerwał Erik. Złapał
się za głowę i potrząsnął nią. — Chcesz mi powiedzieć, że wiesz, gdzie znajduje
się potomek przeklętego dziecka Afrodyty i Hadesa? Kiedy NIKT od tysięcy lat
nie mógł znaleźć choćby jednego z nich?! — ryknął, a Echo rozniosło jego głos
między pustymi ścianami lodowej komnaty. — Nie ważne — dodał, nim Harry zdołał
cokolwiek powiedzieć na swoją obronę.
Erik podniósł się. Odepchnął od łóżka i
ślizgiem przejechał przez całą długość pokoju, aż zatrzymał się przy samym
wejściu. Brama nie przepuściła go na drugą stronę. Skinął głową, ale milczenie
nadal trwało.
— Może lepiej zostań z Alicją —
zaproponował niespodziewanie Harry, podchodząc do Erika. Brama otworzyła się
przed nim. — Póki możecie, cieszcie się swoim życiem. Nie przeszkadza mi to
wszystko. — Wzruszył ramionami. — Dopóki nasze rodziny nie zechcą spełnić
przysięgi — dokończył ciszej.
Alicja usłyszała słowa narzeczonego.
Erik także musiał.
— Jutro wyruszamy — obwieścił, a potem
zniknął za lodową ścianą.
Erik położył dłoń na bramie i szepnął
niewyraźne „proszę”. Alicja nie próbowała go zatrzymywać. Również potrzebowała chwili
samotności, nie bliskości. Czasy były trudne, a jeszcze trudniejsze okazało się
zaakceptowanie zmian, które nadeszły w ciągu tych stu lat rozłąki.
— Spróbujemy jeszcze raz? — zapytała.
Zbliżyła się do Erika i wtuliła się w jego tors. — Spróbujemy?
— Chciałbym, ale… — zawahał się. —
Harry ma rację. Kiedyś wypełnicie obietnicę i staniecie się mężem i żoną, a
wtedy… — dotknął jej policzka — chyba nie dam rady.
— Może jeszcze wiele lat minie nim to
się wydarzy?
— Właśnie. Kiedyś się to wydarzy.
Prędzej czy później.
— A więc uciekniesz? Znowu? — Odsunęła
się od Erika. — Dlaczego w ogóle zacząłeś coś, co nie ma przyszłości?
Chwycił ją w talii i przyciągnął z powrotem
do siebie. Nie pocałował. Zamiast tego pogładził jej wargi. W oczach
mężczyznywidziałajuż tylko smutek.
— Eriku…
— Sto lat to dużo czasu — przerwał jej.
— Eriku… — zaczęła bardziej stanowczym
tonem.
— I zaczynamy z dramą na początku
historii? Może chociaż w połowie zrobilibyśmy jakieś wyznanie, smutny moment,
pożegnanie, a potem życie w żalu i wyrzutach sumienia?
— Eriku!
— Słucham, Alicjo.
— Nie chcę rezygnować i nie chcę
nieszczęśliwego zakończenia. Nie kocham Harry’ego.
— A pokochasz mnie?
— Tylko jeśli dasz mi taką szansę.
Wyrwał lewą dłoń z uścisku. Brama
otworzyła się jakby na zawołanie. Erik nawet przez moment nie wahał się.
Przeszedł przez nią, żegnając się z Alicją smutnym uśmiechem. Nie wypowiedział
ani jednego słowa. Nie musiał. Już wiedziała. Tylko jeśli dasz mi taką szansę, powtórzyła w myślach.
Pomyliła się.
— Kurwa!
Walnęła z wściekłości pięścią w
podłoże. Lód pękł pod nią. Wpadła pod taflę do chłodnej wody. Wrona
zaskrzeczała żałośnie, rzucając się na ratunek Alicji. Kobieta wystawiła znad
poziomu wody dłoń, lecz ta zaczęła zamarzać wokół niej. Oczy otworzyła szeroko.
Zamachnęła się nogami, lecz te poruszały się wolno, jakby wpadła w gęstą
galaretę. Przesunęła się w prawą stronę i zaczęła machać nadgarstkiem, aż
natrafiła na twardy fragment lodu. Spięła mięśnie i podniosła się. Wrona
złapała za jej suknię, pomagając wyciągnąć się na podłogę.
Zakasłała lodem, a potem wymiotowała
przed własnym łożem. Złapała się za ramiona. Było jej chłodno. Chłodniej niż
kiedykolwiek w życiu. Wrona złapała za białe, niedźwiedzie futro i zarzuciła je
na Alicję. Przykryła się. Szorstki materiał podrażnił jej skórę, lecz tylko tak
czuła ciepło.
— Umieram… — odparła, a potem się
rozpłakała.
0 Comments:
Prześlij komentarz