[Zmierzch bogów] ROZDZIAŁ 4. φροντίδα

Wstała i pobiegła w stronę swojego pokoju. Krzyki Erika i Harry’ego niosły za nią, lecz nie zatrzymała się. Przebiegła przez pierwszą z bram — okrytą kryształami białego lodu. Schyliła nisko czoło, ab poprosić sowy wykute z lodu, strażników wejścia, aby te przepuściły ją do komnaty. Lodowy powiew wydostał się zza wejścia. Wkroczyła do środka.
Biała jak śnieg wrona usiadła na zamarzniętym drzewie.
— Tracę moc? Tracę nad nią kontrolę? — zapytała zwierzęcia. Wrona przechyliła tylko łeb na prawą stronę. — Nie rozumiesz, prawda? Jak możesz mnie zrozumieć?
Zrobiła krok do przodu. Stukot obcasa rozniósł się echem wśród pustej komnaty. Lodowe kolumny zatrzaskały, gdy podłoże skruszyło się przy samej podstawie. Przykucnęła. Dłonią dotknęła lodu.  Przepiękne wzory śnieżynek, które sama wyryła będąc jeszcze dzieckiem, zniknęły, roztapiając się jak śnieg w wiosennym słońcu. Jednak tutaj nie docierały żadne promienie, jedynie ciemność.
Alicja pochyliła się i zdjęła buty. Rzuciła je gdzieś za siebie.
Chłód objął jej stopy. Najpierw zadrżała z zimna, ale potem spłynęło na nią przyjemne uczucie. Z lodem nadal wiązał ją kontrakt — tak jak dwa tysiące lat temu jej ciocię. Tylko teraz wydawał się taki kruchy.
Podłoga zatrzęsła się. Wrona uciekła z gałęzi i poleciała do śnieżnego sklepienia, które chroniło całą komnatę przed światłem świata zewnętrznego.
— „Chłód jesienią przybywał, gdy matka żegnała swoje dziecko u bram Hadesu” — wyszeptała, idąc ku przeciwległej ścianie. — „Tęsknota ściskała serce, aż pierwsze łzy Demeter spłynęły pod postacią pięknego śniegu. A jedna z tych łez będzie należeć do ciebie” — słowa jej matki zabrzmiały ostrym tonem w jej myślach.
Ukryta wśród lodowych nici oplatających sufit komnaty łza Demeter spłynęła, a potem skapnęła na dłoń Alicji. Zamarzła ponownie.
— Alicja, otwórz — usłyszała krzyk Erika.
Z ochotą wpuściłaby go, ale nie na rozmowę. Potrzebowała ciepłego ciała, aby rozgrzać zmarzniętą skóręw tym lodowym piekle, by na moment zapomnieć o problemach i choć raz oddać się w pełni ukochanemu. Bez żadnych wyrzutów sumienia, bez żadnego oszukiwania Harry’ego…
Westchnęła. Prędzej czy później, i tak wejdą.
Otworzyła drzwi jednym ruchem dłoni.
Erik wparował do środka jako pierwszy, lecz już przy samym wejściu poślizgnął się i runął na podłogę. Zaśmiała się. Ponad tysiąc lat, a on dalej nie umiał jeździć na lodzie.
— Piękne przedstawienie — pochwalił go Harry. — Sto lat w samotności, a ty nadal nie umiesz chodzić po lodzie — dodał złośliwie.
Erik zmarszczył czoło, ale po chwili zaśmiał się i odparł:
— Sto lat, a ty nadal się wymądrzasz.
Harry podał Erikowi pomocną dłoń.
Zawahał się, ale ostatecznie pozwolił sobie pomóc. Podziękował cicho, kiedy stanął na równe nogi. Rozłożył szeroko ręce i zamachał nimi zabawnie, jakby próbował się wzbić w powietrze. Przejechał kawałek na lodzie. Harry zakuł go w plecy, a potem popchnął wprost na Alicję. Odsunęła się w ostatniej chwili. Erik walnął nosem prosto w kolumnę. Złapał się jej, a potem obejrzał przez ramię, posyłając i Harry’emu, i Alicji wściekłe spojrzenie.
— Zostanę tutaj — wycedził przez zęby.
— Przepraszam, nic na to nie poradzę. — Wzruszyła rękoma. — Lód. Ślisko.
— Akurat nie to miałem na myśli. — Erik westchnął. — Dlaczego uciekłaś? — zadał pytanie, którego Alicja wolała nie usłyszeć.
Otworzyła usta. W myślach utworzyło się już idealnie kłamstwo, a przynajmniej wierzyła w jego perfekcję. Szybko zdała sobie sprawę, że przejrzą ją, nim nawet zdąży dokończyć zdanie.
Zbliżyła się do wykruszonego z lodu łoża i usiadła na nim. Wzięła utkaną z płatków śniegu suknię. Położyła ją na kolanach.
— Nie umiem kontrolować swojej mocy — wyznała. Erik i Harry byli pierwsi. Nikomu wcześniej się nie zwierzyła z tej okrutnej prawdy.
Harry odsunął się. Złamał lodową gałąź, nawet nie próbując spoglądać w stronę Alicji. Erik odepchnął się od lodowego słupa. Przejechał przez całą długość komnaty, aż runął na łoże. Chwyciła za dłoń ukochanego. Była tak przyjemnie ciepła…
— Od dawna? — spytał.
Przymknęła powieki i pokręciła głową. Tak bardzo chciała uniknąć dalszego przesłuchania. Nie mogła jednak od tego uciec.
— Od tamtego dnia — odpowiedziała cicho. — Powoli, po troszeczku, ale coraz gorzej.
— Jak się teraz czujesz? — wtrącił się Harry. Założył ręce na piersi i zmarszczył ze złości czoło. Prawa noga zaczęła mu drgać. — Proszę, powiedz.
— Nie stresuj się tak — próbowała uspokoić narzeczonego. — Jeszcze kontroluję moc. Tylko inaczej niż dawniej.
— Alicjo! — krzyknął ostrym tonem. — To nie jest…
Harry podszedł do chłodnej ściany i dotknął ją czołem. Włosy rozczesał palcami, a potem odwrócił się i powiedział coś cicho. Nie zrozumiała go.
— Powtórz — poprosiła.
— Wiesz, że będę to musiał zgłosić Atenie — powtórzył niewyraźnie, ale tym razem Alicja wyłapała cały sens zdania.
Pochyliła czoło nad podłogą. Oczywiście, że do obowiązków Harry’ego należało zgłosić ten fakt. Czego innego się spodziewała? Że dla niej będzie kłamał? Erik na pewno, ale nie Harry.
— Ty… — wysyczał Erik. — Ty naprawdę chcesz ją zdradzić? Nie wystarczy ci, że przez sto lat oboje odbywaliśmy karę? Naprawdę nic nie możesz dla nas zrobić?
— Dla was? — dopytał się.
Chłodny pot spłynął po plecach Alicji. Odruchowo odsunęła się od Erika. Dłoń wyrwała z ciepłego uścisku, a potem nie odważyła się już spojrzeć ukochanemu w twarz. Nawet w obliczu miłości zachowywała się jak tchórz.
— Alicjo… — zaczął nieśmiało Harry. — Wiem o was. Wiem i naprawdę mi to nie przeszkadza, więc nie odsuwaj się od Erika. Faktycznie sto lat to zbyt długo. Nie zasłużyliście na taką karę. I teraz… — zawahał się. Wziął głęboki wdech i dokończył zdanie: — Teraz musimy wykonać misję. Atena nie ma dla nas czasu. Jeśli misja się powiedzie, nie będziemy musieli się martwić o marnotrawienie czasu Ateny.
— Harry… — powiedzieli równocześnie Alicja i Erik.
— Źle robię, ale macie rację. Sto lat wam wystarczy. — Uśmiechnął się blado. — Może i ja powinienem wtedy zostać ukarany. Tak się nie stało. Skoro mi zostało przebaczone, wam też powinno. Nie neguję decyzji Ateny, ale też w pełni jej nie popieram.
Chłód załaskotał serce Alicji. Kryształki lodu wydobyły się wraz z jej oddechem. Uformowały się w płatki śniegu, które poleciały wraz z jesiennym wiatrem. Odłożyła suknię na bok i wstała. Misja. Harry zaufał jej. Słowa, które padły z ust mężczyzny, nie powinny w ogóle pojawić się w jego myślach, a tym bardziej zostać wypowiedziane. Odwróciła się ku Erikowi. Uśmiechał się, a był to uśmiech szczery i zwrócony ku Harry’emu.
Dał się oszukać, pomyślała, kiedy oparła się o lodową kolumnę. Dlaczego Harry stanął po ich stronie? Dlaczego nie wyznał Atenie prawdy? Jeszcze sto lat temu w podskokach pobiegłby do ich opiekunki i wyśpiewał wszystko, bo przecież wtedy tak też uczynił. Popełnili błąd z własnej winy, ale karę otrzymali przez psią lojalność Harry’ego. Gdyby nie ona, żyliby z Erikiem jak do tej pory…
— Dziękuję, Harry — odparła, starając się brzmieć naturalnie. — Naprawdę dziękuję. Tylko co dalej? Kiedyś się dowiedzą…
— Możliwe — przyznał Harry. — Na razie nie martw się o to. Mamy ważniejsze sprawy na głowie. Ares się zbuntował, ktoś zagroził, że ukradnie „czas”, a Atena niekoniecznie przejmuje się zdradą Aresa.
— Nie dziwię jej się — burknął Erik. Ześlizgnął się bliżej krawędzi łóżka, ale nie wstał z niego.
— Co masz na myśli? — spytał Harry. Dłonie włożył do kieszeni garnituru, a plecami oparł się o lodową kolumnę. — Chętnie posłucham twoich uwag.
— Bogowie zdradzają się od momentu, w którym narodzili się z chaosu. Nie ma w tym nic twórczego ani… — urwał w poszukiwaniu właściwego słowa — dziwnego. Ot, kolejny bieg rzeczy. Ale tym „czasem” mnie zainteresowałeś. Kto niby chciałby ukraść „czas”? Raczej interesowali się sztyletem, ale moi bracia dobrze go strzegą. Sam go dobrze strzegę.
— Tu chodzi o coś więcej. — Alicja podrapała się po szyi. — „Czas” może naprawić to, co zniszczyli bogowie, a czego ludzie nie są wstanie sami naprawić. Jeśli ktoś chce go zdobyć, musi kryć się za tym jakaś konkretna akcja.
— Mamy chociaż jakiegoś podejrzanego? Niby jeszcze nic się nie stało, ale lepiej dmuchać na zimne. Dziwne tylko, że… — Erik nie dokończył.
Dziwne tylko, że Atena bardziej przejęła się zdarzeniem, które jeszcze się nie wydarzyło, uzupełniła w myślach Alicja. Tak samo jak Erik obawiała się reakcji Ateny. Gdzie tak naprawdę ich wysyłała? Albo od czego odsuwała?
— Harry? — odezwała się, gdy milczenie trwało zbyt długo.
— Podpisał się ten… „ktoś”. Jako dziecko Afrodyty i Hadesa.
— Na przeklętą piętę Achillesa i wszystkie chaosy świata... — wysyczał Erik. — Mówisz, że mamy szukać tego dziecka?
— Albo potomka — poprawił go Harry. — Raczej potomka. Nawet wiem, gdzie niektórzy się znajdują…
— Zaraz, zaraz — przerwał Erik. Złapał się za głowę i potrząsnął nią. — Chcesz mi powiedzieć, że wiesz, gdzie znajduje się potomek przeklętego dziecka Afrodyty i Hadesa? Kiedy NIKT od tysięcy lat nie mógł znaleźć choćby jednego z nich?! — ryknął, a Echo rozniosło jego głos między pustymi ścianami lodowej komnaty. — Nie ważne — dodał, nim Harry zdołał cokolwiek powiedzieć na swoją obronę.
Erik podniósł się. Odepchnął od łóżka i ślizgiem przejechał przez całą długość pokoju, aż zatrzymał się przy samym wejściu. Brama nie przepuściła go na drugą stronę. Skinął głową, ale milczenie nadal trwało.
— Może lepiej zostań z Alicją — zaproponował niespodziewanie Harry, podchodząc do Erika. Brama otworzyła się przed nim. — Póki możecie, cieszcie się swoim życiem. Nie przeszkadza mi to wszystko. — Wzruszył ramionami. — Dopóki nasze rodziny nie zechcą spełnić przysięgi — dokończył ciszej.
Alicja usłyszała słowa narzeczonego. Erik także musiał.
— Jutro wyruszamy — obwieścił, a potem zniknął za lodową ścianą.
Erik położył dłoń na bramie i szepnął niewyraźne „proszę”. Alicja nie próbowała go zatrzymywać. Również potrzebowała chwili samotności, nie bliskości. Czasy były trudne, a jeszcze trudniejsze okazało się zaakceptowanie zmian, które nadeszły w ciągu tych stu lat rozłąki.
— Spróbujemy jeszcze raz? — zapytała. Zbliżyła się do Erika i wtuliła się w jego tors. — Spróbujemy?
— Chciałbym, ale… — zawahał się. — Harry ma rację. Kiedyś wypełnicie obietnicę i staniecie się mężem i żoną, a wtedy… — dotknął jej policzka — chyba nie dam rady.
— Może jeszcze wiele lat minie nim to się wydarzy?
— Właśnie. Kiedyś się to wydarzy. Prędzej czy później.
— A więc uciekniesz? Znowu? — Odsunęła się od Erika. — Dlaczego w ogóle zacząłeś coś, co nie ma przyszłości?
Chwycił ją w talii i przyciągnął z powrotem do siebie. Nie pocałował. Zamiast tego pogładził jej wargi. W oczach mężczyznywidziałajuż tylko smutek.
— Eriku…
— Sto lat to dużo czasu — przerwał jej.
— Eriku… — zaczęła bardziej stanowczym tonem.
— I zaczynamy z dramą na początku historii? Może chociaż w połowie zrobilibyśmy jakieś wyznanie, smutny moment, pożegnanie, a potem życie w żalu i wyrzutach sumienia?
— Eriku!
— Słucham, Alicjo.
— Nie chcę rezygnować i nie chcę nieszczęśliwego zakończenia. Nie kocham Harry’ego.
— A pokochasz mnie?
— Tylko jeśli dasz mi taką szansę.
Wyrwał lewą dłoń z uścisku. Brama otworzyła się jakby na zawołanie. Erik nawet przez moment nie wahał się. Przeszedł przez nią, żegnając się z Alicją smutnym uśmiechem. Nie wypowiedział ani jednego słowa. Nie musiał. Już wiedziała. Tylko jeśli dasz mi taką szansę, powtórzyła w myślach.
Pomyliła się.
— Kurwa!
Walnęła z wściekłości pięścią w podłoże. Lód pękł pod nią. Wpadła pod taflę do chłodnej wody. Wrona zaskrzeczała żałośnie, rzucając się na ratunek Alicji. Kobieta wystawiła znad poziomu wody dłoń, lecz ta zaczęła zamarzać wokół niej. Oczy otworzyła szeroko. Zamachnęła się nogami, lecz te poruszały się wolno, jakby wpadła w gęstą galaretę. Przesunęła się w prawą stronę i zaczęła machać nadgarstkiem, aż natrafiła na twardy fragment lodu. Spięła mięśnie i podniosła się. Wrona złapała za jej suknię, pomagając wyciągnąć się na podłogę.
Zakasłała lodem, a potem wymiotowała przed własnym łożem. Złapała się za ramiona. Było jej chłodno. Chłodniej niż kiedykolwiek w życiu. Wrona złapała za białe, niedźwiedzie futro i zarzuciła je na Alicję. Przykryła się. Szorstki materiał podrażnił jej skórę, lecz tylko tak czuła ciepło.
— Umieram… — odparła, a potem się rozpłakała.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!