[Echo z zaświatów] ROZDZIAŁ 32. Powrót, którego nikt nie chce


Przewoźnik zatrzymał drugim końcem wiosła łódź. Jęki zmarłych zamilkły, przeradzając się w pełne żalu westchnienia zazdrości. Odsunęli się, gdy Daniel wkroczył do wody. Dłoń wyciągnął ku górze. Wydawało się, że pieniążek zalśnił, dając znać, że wciąż czeka jeszcze jedna osoba do popłynięcia. Charon zakaszlał i zawrócił, wydając z siebie dziwny dźwięk, podobny do śmiechu, ale do końca. Kornelia poprawiła się na łodzi. Nie spoglądała w stronę brzegu, a przede wszystkim unikała Daniela. Nie wyraziła choćby słowa sprzeciwu, ale w rzeczywistości miała ochotę wyskoczyć z łodzi i popłynąć o własnych siłach do Cerbera.
Pomimo wszystkich sprzeczności rodzących się w jej myślach, pozostała w łodzi, która akurat zatrzymała się. Daniel wsiadł do niej lekkim susem i usadowił się dokładnie obok Kornelii. Stykaliby się ramionami, gdyby nie to, że ręka chłopaka przeszła przez ciało zmarłej. Nie było w tym żadnego uczucia, jedynie pustka. Przetarła wierzch dłoni, aby poczuć choćby własny dotyk.
— Jak umarłeś? — spytała w końcu, nie chcąc, by podróż przebiegła w ciszy.
— Zostałem zamordowany — odpowiedział lakonicznie. Uśmieszek nie schodził z jego twarzy. Okularów wciąż nie założył. Z oczu bił złoty blask, tak piękny w ciemnościach Hadesu i zarazem tak niepokojący w obliczu podejrzanego mroku, który skrywało to spojrzenie.
— Nie wyglądasz na zamordowanego.
— Ponieważ chciałem się tu znaleźć. Idę do H… — Raptownie złapał się za gardło. Próbował wziąć wdech, lecz jakby zaczął się dusić.
— Plutona Najwyższego — podpowiedziała. — Albo Plutona.
— Plu… — odkaszlnął — Plutona — dokończył, łapiąc głęboki oddech. — Mooogę się tutaj udusić? — zwrócił się do Przewoźnika, nadal drżąc.
— Nie, ale boli — odparł. — Ach, moje stare kości nie raz przeżyły gniew pana… A skoro bogowie czują ból, to ludziom mogę tylko współczuć. Chociaż jedynie głupiec przeciwstawia się bogom.
— Aha… — zgodził się beznamiętnie.
Daniel odsunął się od Kornelii. Łódź znowu zachybotała, ale szybko odzyskała równowagę, gdy wypłynęli na głęboką wodę. Zawodzące wycie trzech głów Cerbera zaniosło się echem przez wodę. Łańcuch zagrzechotał.
— Chyba nie może się już ciebie doczekać — stwierdził Charon.
— Naprawdę?! — ucieszył się Daniel.
— Nie mówiłem o tobie — naprostował swoją wypowiedź, posępnie marszcząc brwi.
Nawet on nie cieszy się z obecności Daniela…, pomyślała, drapiąc się po szyi. Znowu zaczęła swędzieć. Coś tu było nie tak. Nie sama obecność Daniela, ale to jak się zachowywał i przede wszystkim, dlaczego nie poruszyła go śmierć… Dlaczego wyglądał na tak szczęśliwego, gdy trafił do samego Hadesu?
— Kto cię zabił? — kontynuowała przesłuchanie. Czy będzie szczery?, dodała w myślach.
— Nie wiem, nie widziałem napastnika.
— Rozumiem. Czyli nie wiesz, dlaczego umarłeś?
— Nie, nie, nie… — Pomachał ręką. — Wystarczy mi… — przerwał nagle. Oczy rozwarły się szeroko. Odruchowo zasłonił usta, jakby dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, że za dużo powiedział.
— Gdzie Tanatos? — pytała dalej.
— Nnie wiem — zadygotał. Daniel nie należał do najlepszych kłamców. — Zaniósł mnie tutaj…
— A jak przeszedłeś jaskinię z Kimeryjczykami?
— Nie było mnie tam.
Więc skąd ten wiatr?, podpowiedziały jej myśli, gdy kłamstwa Daniela zaszły za daleko. Nadal nie zorientował się z farsy, którą przedstawiała. Charon nie odzywał się. Prowadził łódź i czasem podśmiewywał się pod nosem. Przynajmniej Przewoźnik pojął przedstawienie.
— A skąd wziąłeś pióro? — Wyrwała siwego włosa. — I dlaczego zdjąłeś okulary?
— Jja… — zająknął się i nie odpowiedział. Splótł palce u dłoni. Coś wyszeptał, ale Kornelia nie usłyszała jego słów.
Daniel wstał. Z kieszeni wyjął okulary i znów założył na nos. Na policzkach wyłoniły się delikatne, niewinne rumieńce.
— Myślałem, że ojciec przybędzie — odezwał się niespodziewanie. — Myślałem, że przyjdzie po mnie. Jeszcze go nie ma, więc muszę zanieść wiadomość… By przyszedł — zaczął mówić niekończącym się słowotokiem. Szybko i bez przerwy choćby na najmniejsze wdechy. — Mama będzie zła, ale mówiłem jej, że to zrobię. Musiałem. Przecież to moje przeznaczenie.
— Ciekawe… — powiedziała zaskakująco szczerze, jak na tę rozmowę. — Możesz mówić dalej.
— Nnie, to znaczy, kurczaki, to nie ma znaczenia! — Przetarł skronie. — Jestem zmęczony. Rozmowa z tobą jest ok., ale ty nic nie zrozumiesz. Ten wzrok… — Wskazał na Kornelię palcem. — Po prostu on mnie przeraża. Taki pusty. Widzę siebie, nie, nie widzę siebie — zaczął mówić bez sensu.
Kornelia usiadła wygodniej, po czym wyjrzała zza Daniela — zbliżali się do brzegu. Za szybko, jeszcze nie skończyła przesłuchania.
— A skąd mnie znasz?
— Miałem wizję — wyznał bez żadnych oporów. — Widziałem cię. Naszą rozmowę, ale… — przerwał.
Wbił w Kornelię przerażony wzrok. Odsunął się dwa kroki i zamarł, gdy szturchnął Charona. Przeprosił cicho, powoli powracając spojrzeniem do zmarłej. Nie dokończył już zdania. Kiedy łódź osiadła na mieliźnie, Daniel wyskoczył z niej i pobiegł w stronę skamlającego Cerbera.
— Łap go! — rozkazała odruchowo Kornelia, wygrzebując się ostrożnie z łodzi.
Charon podał jej dłoń — przyjęła ją z ochotą. Bosą stopą stanęła w mokrym piachu, na którym znów rozrosły się kwiaty.
— Łap go! — powtórzyła nakaz, kiedy Daniel znalazł się naprzeciw Cerbera. — Pobawię się! — obiecała.
Cerber zamerdał ogonkiem, a potem przygniótł gnającego zmarłego do piachu. Zwierzę zaszczekało radośnie.
— Dziękuję, Charonie — zwróciła się po raz ostatni do Przewoźnika.
— Jeszcze się spotkamy. — Pomachał jej. — Jeśli wcześniej chaos nas nie pochłonie — dodał, odpływając.
Dobiegła do Cerba i pogłaskała go po jednej z głów. Dwie kolejne wystawiły jęzory, pochylając pyski nisko, jakby oczekując dalszych pieszczot. Westchnęła. Niby obiecała, ale teraz wolała zająć się Danielem.
— Za chwilę? — zaproponowała zwierzęciu.
Trzy głowy na raz odwróciły się, obrażając. Jedna fuknęła, druga wystawiła jęzor, a trzecia posłała przerażający uśmiech, gdy przygniotła Daniela jeszcze mocniej do podłoża.
— Już dobrze — powiedziała ze zrezygnowaniem w głosie. — Pobawię się, ale Daniel nie może uciec.
Cerber podskoczył trzy razy w miejscu, po czym schylił się nisko, machając ogonem tak mocno, że po drugiej stronie bramy utworzył się wir.
Burza piaskowa?, pomyślała, przyglądając się unoszącemu się wysoko piaskowi, który zaczął pochłaniać coraz większą powierzchnię drogi do sądu. Jedna z głów Cerbera chwyciła w zęby Daniela. Zamachnęła się i rzuciła go ku górze, a gdy opadł, otworzyła pysk i pochłonęła zmarłego.
— Żyje? — spytała lekko zaniepokojona.
Cerber jednocześnie pokręcił głowami.
— No tak, Daniel nie żyje — zrozumiała, że dobrała złe pytanie. — Będę mogła z nim jeszcze porozmawiać?
Tym razem głowy kiwnęły.
— Dobrze, a więc w co się chcecie pobawić?
Cerber szarpnął za łańcuchy, jakby mając zamiar je wyrwać, lecz te pozostały przytwierdzone do bramy. Zaskomlał smutnie i rozpłaszczył się na ziemi, językiem trącając o żelazną bramę. Kornelia zbliżała się i usiadła przy psie. Plecami oparła się o jego twardą, szorstką skórę.
— Czujesz się samotny, prawda?
Odpowiedział żałosnym szczeknięciem.
— Wydaje mi się, że… — dotknęła rany na szyi — trochę cię rozumiem — dokończyła, choć po części nie pojmowała własnych słów. Dlaczego właśnie takie dobrała? Samotność rzeczywiście doskwierała jej, ale z jakiego powodu? Przecież otaczało ją tak wielu ludzi i bogów. Rozmawiała, śmiała się, a nawet płakała z Kaziem i Radkiem, więc gdzie leżał problem.Gdzie znajdowała się ta samotność? — Gdy byłam mała, bardzo mała, marzyłam, że zostanę piosenkarką, choć głos miałam tragiczny. Penelopa zawsze się ze mnie śmiała, ale wspierała mnie, gdy przygotowywałam się do przedstawienia na dzień mamy. Mama nie przyszła. Musiała zostać wtedy w pracy. Taty też nie było. Zaśpiewałam wtedy tak żałośnie, że pozostałe mamy wyśmiały mnie cichaczem. Wszystko słyszałam, więc rozpłakałam się i już nigdy więcej nie zaśpiewałam. Potem chciałam zostać panią w sklepie, jeszcze później założyć własną firmę, a skończyło się na tym, że poszłam na studia, by znaleźć dobrze płatną pracę. Tak pomyślałam, że skoro mama nie przyszła na przedstawienie, to ja zrobię wszystko, by następnym razem nie musiała martwić się o pieniądze. I… — głos załamał jej się. — I umarłam. Mama i tata zostali sami. Więc rozumiem cię, Cerberze…
Pogłaskała psa po brzuchu. Cerber zawarczał słodko. Pyszczkiem trącił Kornelię, na szczęście jeszcze nie zaczął jej oblizywać, choć widziała wysuwający się język.
— Nie — zabroniła od razu.
Spojrzały na nią smutne oczka.
— Nie — powtórzyła. — To obrzydliwe.
Spuścił zawiedzione głowy.
— Przepraszam, przepraszam. — Poklepała go po łapie. — Wiesz, że muszę iść.
Zaskomlał smutno, jakby jeszcze raz błagając, by z nim została.
— Przykro mi, ale oboje przynależymy do innych miejsc. Gdyby była taka możliwość, to z przyjemnością bym cię do siebie wzięła. Nie to, że chcę psa, tak dużego psa… — dodała ciszej — ale zrobiłabym dla ciebie wyjątek.
Oczy psa aż zabłyszczały z radości.
— O ile Pluton Najwyższy się zgodzi — podkreśliła na zaś, gdyby Hades jednak przysłuchiwał się całej rozwowie. — A teraz wypluj Daniela.
Podniosła się równocześnie z Cerberem. Jedna z głów zacharczała — niekoniecznie ta, która połknęła zmarłego. Otworzyła szeroko pysk, lecz pomimo kilku prób nic nie wyskoczyło z wnętrza psa. Środkowy łeb zadygotał. Stuknął pyskiem pierwszą z głów i szczeknął. Psisko stanęło w rozkroku i zacharczało głośno. Daniel wyskoczył z Cerbera. Oblepiony był śliną i jasną flegmą, która ściekała mu ze wszystkich partii ciała. Skrzywił się zniesmaczony i zatrząsł cały, aby zrzucić z siebie obrzydliwą maź. Spróbował raz, potem drugi, lecz pozbył się tylko niewielkiej części tego, co zostawił mu Cerber na samym początku.
— Może cię wylizać — zaproponowała Kornelia. Czy on nie stoi za bramą?, myśli przerwało krótkie pytanie.
— Nie, dziękuję. — Wytarł usta. — To obrzydliwe. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Czy ja coś ci zrobiłem? I skąd ty mnie w ogóle znasz? Za bardzo mnie znasz…
  Kornelia przysunęła się bliżej Cerbera, którego łapa wyszła poza bramę. Wychyliła się i potwierdziła swoje przypuszczenia — Daniel stał już zabramą.
— Także miałam wizję — skłamała. Przeszła kawałek i ostrożnie ominęła Daniela, tak że zatrzymała się dopiero za jego plecami. — Ty też mnie za dobrze znałeś.
— Nie, nie, nie — zaprzeczył zbyt szybko. — Za dużo mówisz, to znaczy, wcześniej mówiłaś mniej i to mnie niepokoi. I dlaczego Cerber mnie połknął?
— Kto wie? — Wzruszyła niewinnie ramionami. — I dlaczego tak bardzo chcesz się dostać do Plutona?
— Ponieważ chcę zanieść mu wiadomość.
Zbliżyła się, a Daniel odruchowo zrobił krok do tyłu, niemal następując granicę bramy.
— Jaką wiadomość? — pytała dalej, odwracając uwagę chłopaka tak długo jak tylko mogła.
Piasek osunął się, gdy silny wiatr przemknął między wydmami. Jęk zmarłych, którzy utknęli w tym miejscu, zaniósł się wraz ze śpiewem Echo. Kornelia już stąd słyszała trzask suchych gałęzi, na których konali wisielcy. Są zbyt głośno, zauważyła. Wszystko było jakieś inne odkąd Daniel umarł.
— Jaką wiadomość? — powtórzyła, gdy odpowiedź nie padła.
Daniel przełknął głośno ślinę. Założył ręce za plecami, a wzrok wbił w podłoże, błądząc nim niemal wszędzie. Unikał jedynie Kornelii.
— Rozumiem — szepnęła.
Podeszła jeszcze bliżej. Daniel wzdrygnął się. Usta otworzyły się, jakby chciał coś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili przymknął je wraz z powiekami. Złapał się za głowę i krzyknął przerażająco.
Kap, kap, rozległ się dźwięk. Kapanie. Czerwone kropelki opadły z szyi Daniela i odbiły się od złotego piasku, by potem zacząć płynąć ku rzece Hadesu. Szyja chłopca rozwarła się. Krwiste mięso wydobyło na zewnątrz, a płat skóry rozerwał, jakby rozszarpany przez zwierzę. Jednak Cerber nie poruszył się choćby o kawałek.
Szyja Daniela wciąż się rozpadała. Pochwycony w spazmatycznych konwulsjach rzucił się na ziemię, charcząc. Krew spieniła się w jego ustach, gdy spojrzenie pełne bólu skierowało się na Kornelię — zdezorientowaną i opuszczoną przez jakikolwiek rozsądek. Kolejny impuls przebiegł, wykrzywiając ciało Daniela w łuk. Przeturlał się na bok, wypluwając krew i żółć na piasek — tuż przy łapie Cerbera, za bramą.
— Jeszcze nie… — Nie zdążyła.
Zęby Cerbera zabłysnęły. Jedna z głów pochyliła się nad cierpiącym w agonii Danielem. Otworzyła pysk i zacisnęła szczękę na brzuchu chłopaka. Kornelia usłyszała tylko dławienie, które ustało, kiedy Cerber zaczął kręcić głową w boki. Krew skapnęła na je policzekć. Uniosła drżącą dłoń i zmazała jedną kroplę. Co się dzieje?, spytała bezgłośnie, a chwilę później deszcz krwi oblał jej ciało w chwili, kiedy rozległ się dźwięk łamanych kości. Druga z głów wyszarpała rękę zmarłego i rzuciła ją pod stopy Kornelii. Ogon zamachał, a bawiąca się resztą ciała głowa zatopiła swe zęby jeszcze głębiej. Aż Daniel pękł w pół. Długie jelita osunęły się wraz podbrzuszem i nogami, a reszta pozostała w pysku psa.
— Nie, nie, nie… — wyszeptała.
Daniel zakaszlał. Strużka krwi popłynęła wzdłuż na piasek, a kolejny kwiat wyrósł z ziemi. Huk rozniósł się po całym Hadesie, a potem przepotężny, władczy ryk pana zmarłych przeciął jego własne królestwo, zabierając duszom ostatki radości i szczęścia. Jego gniew objął wszystko. Czuła to. Czuła w kościach, mięśniach, skórze, we wszystkim, co należało do niej, że złość Hadesa nie zna granic.
Cerber skulił się potulnie, puszczając Daniela. Chłopak wyciągnął ostatnią kończynę, błagając, by ktoś zakończył jego męki.
Nie była na to gotowa. Nie zamierzała sprawdzać, jak Cerber zareaguje na jej przybycie. Cofnęła się więc i zamknęła oczy, wyobrażając sobie jedynie miejsce, w którym czuła się naprawdę bezpiecznie — jaskinię Kazia i Radka. Błagała, aby tym razem się udało. To tam potrzebowała się udać, znaleźć spokój i zabawną rozmowę, która choćby na chwilę rozluźni ją.
Uniosła powieki…
— Aha, więc to znowu ty — usłyszała głos, który kojarzyła, ale którego nie umiała przypisać do żadnej osoby, którą znała.
Rozległ się pisk, a potem złoty blask otulił ją.
— Szpital — zdała sobie sprawę.
— Tak, a ja Pavor. A myślałem, że masz na imię Kornelia…

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!