[Echo z zaświatów] ROZDZIAŁ 17. Brama nie była zamknięta


— Sł…
Nim zdążyła dokończyć, bóg poderwał się, podchwycając ją w talii. Drzwi do wielkiej sali otworzyły się i oboje wylecieli na zewnątrz, przemykając nad ognistą rzeką, która opływała cały pałac. Wodne płomienie zatańczyły na pożegnanie, machając i rozsyłając wokoło ogniste strumienie. Kornelia przybliżyła kolana do piersi, gdy jeden z nich pomknął ku niej. Sukienka podwinęła się, a dziewczyna poczuła, jak powoli wysuwa się spod uścisku Tanatosa. Złapała go za szyję, wbijając głowę w jego pierś — tak chudą, że czuła pod ubiorem jedynie kości.
— Złap mnie mocniej — poprosiła.
Ręka powędrowała ku jej nogom, łapiąc pod kolanami. Tanatos w milczeniu przyciągnął do siebie Kornelię, pozwalając, by usta musnęły jej czoło. Spojrzała w górę, dostrzegając zdziwienie i wątpliwości malujące się w ciemnych oczach. Pocałunek nie był przypadkowy. I choć zdawała sobie z tego dobrze sprawę, nie zamierzała skarcić, a tym bardziej odrzucić, ukochaną Śmierć.
Przybliżyła palce do policzka — tego, którego tak mocno pragnęła dotknąć, odkąd po raz pierwszy ujrzała Tanatosa zabierającego Rafała do świata zmarłych. Nic się nie zmieniło. Nadal jej serce ściskało uczucie inne od reszty; nieprzewidywalne i niezrozumiałe. Skąd pochodzisz, pytała, ale zaraz rozwiewała wątpliwości, zatapiając się w długim spojrzeniu.
Tanatos rozchylił wargi, lecz głos utknął mu wewnątrz. Zmieszany odwrócił głowę. Nie!, krzyknęło serce, kolejny raz powtarzając znienawidzone słowo. Echo odbiło się w myślach, a ciało poruszyło samo, łapiąc boga za ucho. Pociągnęła za nie złośliwie.
— Przestań! — krzyknął. — Znowu to robisz…
Parsknęła pod nosem, przysłaniając usta.  Tak, znowu to robiła. Nie pamiętała podobnej igraszki, ale nie było jej to potrzebne. Wtuliła się jeszcze raz w Tanatosa, otwierając szeroko oczy. Hades rozciągnął się przed nią wzdłuż i w szerz, jakby przemierzała całą ziemię dookoła. Kręte rzeki i głębokie jeziora, pustynie i równiny, przez które przeszła teraz wydawały się takie maleńkie. Jak długo szła? Jak długie były tak naprawdę tereny, które przemierzyła?  Zbyt krótko, zbyt krótkie. Minęło kilka godzin, nie więcej, a mimo to zdołała przemierzyć podziemie.
Tanatos uniósł się wyżej, pozwalając Kornelii dotknąć ciemnego sklepienia. Przypominało zachmurzone, jesienne niebo, na którym nie było widać żadnych gwiazd. Nawet najwyższy budynek w całym Hadesie nie sięgał do tego nieba. Należało tylko do nich.
— Lądujemy — odparł Tanatos, gwałtownie nurkując przy rzece zapomnienia.
Chwyciła się mocniej. Jej włosy porwał pęd wiatru, a na policzkach poczuła kropelki wody, które zaraz zsunęły się i poleciały dalej. Szum wody stał się głośniejszy, aż ucichł. Tanatos zwolnił. Zwinął skrzydła i wylądował miękko na wysepce umiejscowionej pośrodku rzeki.
Kornelia uciekła z uścisku boga, stając na pokrytej czarnymi daliami ziemi. Nadepnęła na jeden z kwiatów. Szybko odsunęła się, pozwalając mu wstać, gdy jeszcze żył.
— To są twoje kwiaty — szepnął jej na ucho Tanatos.
— Moje?
Płatki oderwały się od zdeptanego kwiatu i odleciały wraz z wiatrem, niosąc się przez Hades. Nie pachniały. Dalia nie wydzielała choćby najmniejszego zapachu. Zabawne, pomyślała, śmiejąc się pod nosem. Kwiaty przypominały ją…
— Pójdziemy dalej? — spytał, wystawiając przed siebie dłoń.
Kornelia pochwyciła ją, pozwalając się prowadzić ku zniszczonemu, opuszczonemu budynkowi — zarośniętym przez chwasty i bluszcz spowijający niskie kolumny.  Cztery schodki prowadziły na podwyższenie wokół którego ustawiał się rząd kamiennych pulpitów. Na każdym z nich leżał zwinięty papier. Kornelia przyspieszyła zaciekawiona tym, co jest zawarte z pismach. Tanatos przytrzymał ją.
— Za wcześnie.
— Co jest za wcześnie? — Szarpnęła za rękę, lecz uścisk nie zelżał. — Odpowiedz mi, proszę…
Szarpnął za jej nadgarstek, wykręcając ciałem ku niemu. Opuszkiem kciuka musnął policzek, a potem uśmiechnął się, lecz ten uśmiech przepełnił się smutkiem.
— Jeszcze trochę — rzekł błagalnie. — Błagam, jeszcze trochę wytrzymaj. Obiecałem, że nie pokażę, póki sama… — urwał zdanie, biorąc głęboki wdech powietrza. — To nie ma sensu, przepraszam.
Odsunął się, wypuszczając Kornelię z uścisku. Usiadł na pierwszym ze schodków, skrzydłami zahaczając o jednen z pulpitów. Znajdujący się na nim papirus rozwinął się, a papier potoczył pod same stopy Kornelii. Mit o Penelopie, przeczytała nagłówek. Imię rozpoznała natychmiast. Spojrzała na Tanatosa — przyglądał jej się w milczeniu, wyraźnie zaciekawiony, co zrobi. Nie ruszył się jednak, nie próbował ingerować, jakby wyraził zgodę na to, by ona dokonała wyboru.
— Penelopa — szepnęła — to imię zaginionej?
Odpowiedź była zbędna, a samo milczenie wystarczało za nią.
— Rozumiem…
Pochyliła się i zabrała papirus, zwijając go z powrotem w rulon. Weszła na schody i zadrżała. Nieprzyjemny chłód musnął jej ramiona, a później znikł, nim zdążyła się do niego przyzwyczaić. Co to było?, pomyślała, odkładając pergamin na miejsce.  Pozostałe trzysta trzydzieści pięć leżało przy kolumnach, ustawiając się w różnych rzędach. Liczba pojawiła się znikąd, ale znała ją dokładnie. Wyrysowała się w jej pamięci, a kolejne pięć wyobraziło w momencie, gdy ktoś zapisywał na papierze kolejne historie.
Zeskoczyła z podwyższenia. Obrazy znikły.
— Podobno słuchasz opowieści? — odezwał się Tanatos, wskazując na miejsce obok niego.
— Wolę postać — odparła.
— Dobrze. Ale wysłuchasz? — upewnił się.
Zawahała się. Czy na tym właśnie polegała jej rola? By słuchać innych? A co z jej opowieścią?
— Jeszcze trochę — odpowiedział, jakby odczytując jej niepokoje.
— Słucham?
— Po prostu wiem, o czym rozważasz. Po prostu wysłuchaj. Kiedyś i ty zostaniesz wysłuchana.
 Chwyciła się za suknię. Ciepło w sercu znów pochwyciło ją znienacka, tym razem rozpalając policzki, a może i nawet całą twarz. Gorąco popłynęło wraz z krwią, sprawiając, że rana na szyi zapiekła. Krew wyschła, krusząc się. Tanatos złapał kilka z tych okruszków i zgniótł je w dłoni, którą położył na piersi Kornelii. Ciche „przepraszam” bezgłośnie przeszło przez jego usta.
Kornelia przybliżyła się. Nie chciała uciekać. Nie krzyczała. Nie bała się. Nie czuła zażenowania. Nic… A może więcej. Pokochała chłodny dotyk, który w ciągu chwili ukoił jej gorejące ciało.
— Opowiadaj — szepnęła.
— Została wybrana śmiertelniczka, która miała strzec granicy dzielącej Olimp i świat śmiertelników. Bogowie jednak nie zadowolili się na widok małej, słabej dziewczynki, która skończyła ledwo sześć wiosen. Zaproponowali więc pozostałym, by poprzednia strażniczka pełniła swą służbę jeszcze przez kilka lat. Zgodzili się, lecz Zeus postawił jeden warunek: wszyscy muszą zobaczyć na własne oczy dziewczynkę. I tak pałac Zeusa przeszedł przez chmury, a bogowie ujrzeli małą dziewczynę. Hades dowiedział się o tym i pojął, że nikt z Olimpu nie poinformował go o tej umowie. Wysłał boga śmierci, Tanatosa, by życie kilku ludzi zabrał w zamian. Tak też uczynił. Zebrałem żniwo, a ostatnia na liście była przyjaciółka dziewczynki. Zeus dowiedział się o rozkazie Hadesa i nakazał Hermesowi przybyć z wiadomością i ostrzeżeniem. Tanatos i Hermes zderzyli się. Odwrócona pochodnia i ostrzeżenie wysunęły się z rąk bogów. Zanim zdążyli je złapać, mała przyjaciółka pochwyciła dary, wypuszczając wstążkę niebieską. Za swoją nieuwagę zostali obaj ukarani. Tanatos za karę miał przez lat piętnaście obchodzić się bez pochodni, a Hermes za niedostarczenie wiadomości rozsyłać po świecie bezustannie plotki o kobiecie, która chciała dawniej pokonać bogów…
— Pochodnia jest wciąż w ciele tej przyjaciółki? — przerwała, domyślając się zakończenia historii.
— Oczywiście, że tak — potwierdził bez chwili zawahania. — Gorzej… Przyjaciółka umarła, a ja przyszedłem po jej kosmyk i pochodnię. — Pokręcił głową, przerywając. Palce powędrowały ku szyi Kornelii i dotknęły rany, niemal niewyczuwalnie. — Odciąłem pukiel włosów, lecz wtedy zgaszona od wieków pochodnia, zapaliła się. I od tamtego dnia nie zgasła.
— Tanatos pozostawił zmarłą w świecie żywych, by ta odnalazła sposób na zgaszenie pochodni. Unikał jej. Nie chciał, aby dotarła do Hadesu, ale tak się stało, bo przyjaciółka nie wiedziała o pochodni — dokończyła opowieść.
Kiwnął na znak, że ma rację.
— To… — urwał niespodziewanie, odsuwając rękę. Zacisnął ją w pięć i położył na udzie, równocześnie błądząc wzrokiem po polu pełnym dalii. — Pochodnia zapaliła się, bo przyjaciółka wciąż chciała żyć. Śmierć nie powinna wtedy do niej przybyć.
Zerwała się z miejsca.
— Czyli te zgony naprawdę były powiązane z bogami? To wasza wina, że zginęłam? — spytała stanowczym tonem, obiecując sobie, że nie odpuści Tanatosowi tej odpowiedzi.
Wziął głęboki wdech i w milczeniu czekał, jakby zbierając myśli i wybierając najlepsze z rozwiązań.
Kornelia za długo już czekała. Nie obchodziło ją, co usłyszy. Liczyła się tylko prawda; szczerość, której tak mocno oczekiwała od Tanatosa, a która nadal nie pojawiała się. Traciła cierpliwość. Podeszła do boga, podchwycając go za policzki i kierując głowę w jej stronę. Ich spojrzenia spotkały się, lecz oczy Tanatosa po chwili powędrowały w inne miejsce.
— Patrz na mnie — rzekła błagalnie.
Cisza nadal trwała.
— Tylko odpowiedz, nic więcej — dodała, pokładając całą nadzieję w tych słowach.
— Tak.
Cofnęła rękę, przykładając ją do piersi.
—Wiedziałam. — Uśmiechnęła się delikatnie. — Naprawdę wiedziałam. To takie…
— Kornelio… — przerwał dziewczynie — wszystko, co ma miejsce w życiu ludzkim, dzieje się z woli bogów. Ale…
— …nie każdy ginie przez nich — dokończyła. — Nie chciałam umierać. Nie chciałam odchodzić. Rodzina mnie potrzebowała, więc zostałam.
Zaczesała włosy do tyłu, łapiąc się za głowę. Powoli przypominała sobie ostatnie chwile życia. Były to tylko pojedyncze, niemal nic nieznaczące obrazy, które dały jej powód, dla którego została w świecie żywych. I tyle. Moment, w którym zamordowano ją, wspomnienia z życia czy początek jej istnienia jako ducha —nadal nie odkryły się.
— A czy możesz mi powiedzieć coś więcej? — spytała, wyjmując zza sukni pióro.
Czarny puch zatańczył na wietrze, łagodnie łaskocząc ją po skórze. Ścisnęła je mocniej — nie chciała, aby uciekło wraz z wichrem i krążyło po świecie zmarłych.
— Tak, mogę — rzekł niepewnym głosem, przyjmując od Kornelii pióro.
Skrzydła zwinęły się, otulając wokoło Tanatosa. Złapał za jedno z nich i dołączył pióro do reszty. Przytwierdziło się w tym samym miejscu, z którego wcześniej wypadło; zapełniło pustkę, by skrzydła znów stanowiły jedność.
— Dziękuję.
— Proszę — szepnęła. — A teraz czekam.
Wskazał na wyspę.
— Wiesz, gdzie się znajdujemy?
Pokręciła głową. Kojarzyła to miejsce, wydawało jej się, że kiedyś tu już była, ale nic więcej. Wszystko pozostało jedynie przeczuciem, które powoli narastało.
—To komnata mitów — wyjaśnił krótko Tanatos, wchodząc na podwyższenie. Skrzydłami trącił o stos pergaminów, które poleciały ku podłożu i jak domino pociągnęły za sobą kolejne stosy. Papier rozwinął się, turlając aż od samego podwyższenia po same stopy Kornelii. Niektóre pomknęły nawet ku rzece.
Kornelia wnet zorientowała się i pobiegła ku pergaminom, chwytając te, które były w zasięgu jej dłoni. Inne umoczyły się w wodzie. Rzuciła w bok złapane, szybko zbierając kolejne. Ciemny atrament rozmazał się, a woda docierała do kolejnych partii. Kornelia rozłożyła je wśród dalii. Jak teraz miały wyschnąć, kiedy do Hadesu nie docierało słońce? Nie wiedziała, dlatego posłała ostre spojrzenie Tanatosowi, który łapał kolejne pergaminy z drugiej strony.
— Przepraszam — powiedział żałosnych głosem.
— Masz skrzydła od…
—… powstania świata — dokończył, zanim zdążyła wziąć wdech. —W świecie żywych skradam się między pokojami trochę jak duch, a w Hadesie zazwyczaj przebywam na otwartych przestrzeniach. Tu jestem drugi raz w życiu. Przepraszam jeszcze raz… — Pokornie pochylił głowę.
— Musisz raczej przepraszać tego, co zapisał je — zauważyła, zwijając suche pergaminy. — Wcześniej powiedziałeś, że znajdujemy się w komnacie mitów. Dlaczego komnata? Powinien to być jakiś pokój, z drzwiami… — zawiesiła głos, widząc, że Tanatos bardziej przejmuje się rozrzuconymi pergaminami niż ją.
Mimowolnie uśmiechnęła się. Przykucnęła i pomogła zwijać kolejne papiery, układając je w podobne stosy, co wcześniej. Tanatos nawet nie zająknął się, gdy kładła na siebie „mit o Heraklesie” i „mit o Joannie D’arc”, więc kontynuowała. Poszczególne tytuły tekstów intrygowały ją. Gdyby miała więcej czasu, najchętniej wypełniłaby go studiując kolejne pisma. Opowieści pochodziły z różnych czasów, zaczynając od starożytnej Grecji, a kończąc na czasach nowożytnych. Czy i mój mit tutaj czeka?, spytała, rozglądając się za własnym mitem. Nie znalazła go, ale wciąż pozostało kilka papirusów, które bezpiecznie spoczywały na kamiennych pulpitach. Podejrzewała, że w nich są zawarte historie, które obecnie się toczą; w tym i jej.
— Może dokończysz później? — zaproponował Tanatos, przynosząc kolejny stosik. — I tak wiele z nich nie wyschnie.
— Mogę i później — zgodziła się, wstając i otrzepując sukienkę. — Więc opowiesz mi o tym miejscu w końcu?
— Komnata mitów… — zaczął od razu — miejsce, w którym mity ożywają. Dawniej były spisywane przez zmarłych, ale ci zaczęli zapominać o historiach, które sami przeżyli. Wielu w ogóle nie dotarło.. Wciąż brakuje zapłaty dla Charona. — Westchnął ciężko. — Teraz zajmuje się tym jedna osoba, która przeżywa mity. Widzi je własnymi oczami i spisuje.
— Ale po co to wszystko? — spytała, nie tracąc czasu.
— Po to, żeby nie zapomnieć. — Głos brzmiał lekko i spokojnie. — Bo świat zapomina, a my nie chcemy pamiętać. Jak wielu herosów zostało już zasypanych ziemią przez historię? Jak wielu z nich pamiętacie jako bohaterów, a ilu ochrzciliście mianem potworów? Jeśli zostaną zapomniani, to jaki ich czeka los?  To miejsce pozwala poznać tych ludzi. Wyobraź sobie, że kiedyś zabrałem do Hadesu człowieka, który zginął otruty przez żonę. Wszyscy uważali go za potwora, który parował się „czarną magią” i zabił syna szefa wioski… — zaśmiał się pod nosem — a w rzeczywistości pomógł wielu ludziom, gdyż zwalczył niebezpieczną chorobę zesłaną przez Choroby. Wiesz co się stało, gdy trafił do kolejki przed Charonem? Ludzie chcieli go skatować na śmierć. Dotarł na drugi brzeg, a ci, którzy pisali mity, rozprzestrzenili po całym Hadesie opowieść o nim.
— A teraz te opowieści się rozmazały… — zauważyła.
— Śmierć przychodzi do każdego — prędzej czy później.
— Rozumiem. W takim razie co z mitami, które obecnie się dzieją? — Wskazała na kamienne pulpity. — To tutaj są pisane.
— Nie. — Pokręcił głową, ku jej zaskoczeniu. — Tutaj znajdują się najnowsze mity, ale w innym miejscu są pisane. W komnacie. Za drzwiami.
— Za jakimi drzwiami?
— Za tymi, które są przed tobą…
Zamrugała i uniosła głowę, kierując wzrok przez siebie. Drewniane drzwi wyłoniły się znikąd, a wydobywający się zza nich dźwięk potwierdził tylko, że ktoś znajduje się po drugiej stronie; że to nie iluzja. Jednak Tanatos okłamał ją, mówiąc, że stoją przed nią. Nawet gdyby wyciągnęła rękę najdalej, jak tylko umiała, nie dosięgłaby metalowej klamki. Drzwi czekały prawie przy samej wodzie, kilkanaście kroków od niej.
— Nie mogę ich otworzyć — stwierdziła.
— Nie, nie możesz — potwierdził jej przypuszczenia Tanatos.
Westchnęła ciężko i usiadła z powrotem na schodek, ocierając zmęczoną twarz. Krew rozmazała się na jej palcach, choć wcześniej nie pobrudziła ich, gdy wkładała pieniążek z powrotem do szyi.
— Ja naprawdę chcę tutaj zostać, w Hadesie — wyznała szczerze, lecz w głębi duszy wiedziała, jaką otrzyma odpowiedź.
— Nie… Nie teraz.
Nie, nie, nie, rozbrzmiało w jej myślach, powtarzając się nieustannie tym samym echem.  Zasłoniła uszy, aby nic więcej nie usłyszeć. Głosy umilkły, ale świadomość odmowy wciąż przy niej pozostała.
— Dlaczego wciąż tu jesteś? Dlaczego przy mnie? Dlaczego powiedziałeś, że… — urwała, czując jak ciepło napływa w piersi. — Znowu to się dzieje.
— Pochodnia reaguje na twoje emocje. Dlatego nigdy nie zgaśnie, jeśli ty nie wygasisz siebie jako człowieka. Chyba — dodał niespodziewanie.
— Chyba… — powtórzyła, marszcząc czoło. — Więc wszystko opiera się na przypuszczeniach? Mogę oddać pochodnię, mogę zrobić wszystko, aby tylko pozostać w Hadesie. Jesteś bogiem, możesz coś zrobić. Przecież… — zamilkła. Warga zadrżała jej. Nic więcej nie zdołała z siebie wydusić. W pierwszym odruchu odrzuciła pomysł, który przeszedł przez jej głowę, ale im więcej sekund mijało, tym mocniej go akceptowała. Bogowie nie chcieli, żeby wróciła. Przynajmniej nie teraz.
Tanatos odwrócił wzrok, przyglądając się płynącemu w oddali Charonowi. Wiózł na łodzi trójkę osób, niemal turystów, którzy z fascynacją przyglądali się każdej części Hadesu, którą mijali. Kornelia zaśmiała się pod nosem. Teraz przez wieczność będą oglądać to miejsce, pomyślała, a w tym samym momencie Tanatos ponownie zainteresował się jej osobą. Położył dłoń na jej kolanie i poklepał kilka razy, sapiąc ciężko.
— Od początku mojego istnienia nie byłem z żadną kobietą — zwierzył się. — Od początku istnienia nie dotknąłem kobiety, nie poczułem jej ciepła, nawet nie porozmawiałem. Trzymałem się z dala od ludzi, bo przynosiłem tylko śmierć. Jednak pewnego dnia zgubiłem pochodnię. Zmieniło się tak wiele. Hades wściekł się, ale pozwolił mi obserwować ciebie. Czekać, aż umrzesz — dodał szybko. — Piętnaście lat minęło… — Pokręcił głową. — Nigdy jeszcze czas tak bardzo mi się nie dłużył. Aż stało się. Zamordowano cię, a ja przybyłem po ciebie. Wyglądałaś tak pięknie. Martwa, chłodna, a zarazem tak ciepła, krew spływała po tobie… Przez ten widok oniemiałem. Wystraszyłaś się, pochodnia zapaliła się w tobie, ale potem doszliśmy do porozumienia. Możesz mnie odrzucić. Pozwolę, byś nazwała mnie Śmiercią, ale czy istnieje choćby cień szansy, byśmy mogli spróbować…
—…być razem? — dokończyła pytająco, kładąc rękę na dłoni Tanatosa. — Niczego nie pamiętam.
— W takim razie znajdź pamięć — zaproponował. — I wróć… Wróć proszę…
— Dziękuję, to miłe słowa, ale… — Westchnęła ciężko. — Ale to dla mnie trudne. Nie wierzę, bym była piękna. Jesteś bogiem, a ja…
Sięgnął za siebie, wyjmując spod płaszcz lustro. Podał je niepewnie Kornelii, przegryzając lewą wargę. Odsunęła się. Nie chciała oglądać siebie; widzieć twarzy, której przeraził się Daniel. Jednak przyjęła lustro, przymykając oczy.
— Samotność — szepnął Tanatos. — Nie widzą cię, nie słyszą. Jesteś pustką. Samotną, ignorowaną pustką…
Nie potrzebowała usłyszeć więcej. Rozumiała ból Tanatosa, z jednym tylko zastrzeżeniem. Ona przeżywała tę mękę przez jeden dzień, on cierpiał tysiące, dziesiątki tysięcy lat. Nie wyobrażała sobie, żeby przeżyła ten czas, zachowując zdrowe zmysły. I nie wierzyła, widząc Tanatosa tak spokojnego i normalnego. Podziwiała go, ale i z narastającym niepokojem w sercu zaczęła się go bać. Kim był? I co oddał za ten spokój? Czy zaakceptował siebie, czy poświecił część duszy? Czy mnie też to czeka?, spytała w myślach, zaciskając dłoń na lustrze.
Powoli otworzyła powieki, zaklinając się, że nie wystraszy na swój własny widok. Jednak kiedy ujrzała po raz pierwszy swe odbicie, zamarła w przerażeniu. Siwe włosy opadły na jej policzki, blade, niemalże białe jak kreda do tablicy. Krople krwi spływały strużkami z oczu zaczerwionych w gałkach, które chroniła cienka warstwa zasinionych powiek. Usta miała spierzchłe, popękane w niemal równych odstępach.
Szyja zaklekotała. Skierowała lustro w dół, gdzie z wyobrażenia o cienkiej linii, pozostała nicość. Nie zaprzeczała, linia wyglądała na niewielką, ale skóra wokół zmarszczyła się, złudnie zwężając, jakby ktoś ją dusił.
— Jestem… — słowa nie przeszły przez gardło — obrzydliwa — wyszeptała, drżąc.
Zamknęła oczy, dusząc się na samo wspomnienie o własnym odbiciu. Nie, więcej nie była gotowa zdzierżyć.
Chwyciła lusterko mocniej i cisnęła nim o jedną z kolumn, rozbijając na kilkanaście kawałków. Tanatos chwycił ją w nadgarstku i przyciągnął do siebie.
— Jesteś przepiękna! — rzekł stanowczym tonem, potrząsając Kornelią. — Jesteś…
—…obrzydliwa — dodała od siebie.
— Jeśli tak uważasz, to powiem tylko, że obrzydliwie piękna.
Rękaw od płaszcza przesunął się, odsłaniając nadgarstek Tanatosa i przywiązaną do niego niebieską wstążkę. Jej kraniec rozwiązał się. Wstążka opadła swobodnie na dalię, przykrywając ją jakby kołderką. Kornelia schyliła się i podniosła materiał, przyglądając jaskrawej powierzchni, gładkiej i miłej w dotyku.
— Pilnuj jej dobrze — powiedziała, przywiązując wstążkę z powrotem do nadgarstka Tanatosa. — To cenny przedmiot.
— Jeden z najcenniejszych — dodał.
Gdy wykonała ostatni supełek, Tanatos chwycił ja za podbródek, przybliżając do siebie. Nie sięgnęła bogowi nawet do szyi. Dopiero teraz wydał się ogromny. Wcześniej ani razu nie stanęła nim twarzą w twarz, a tym samym nie zauważała, jak różnią się pod względem wzrostu.
— Jesteś za wysoki — napomknęła.
Obejrzała się przed ramię i stanęła na pierwszy ze schodków, sięgając wyżej, niemal do ust Tanatosa. Dłoń położyła na jego policzku — chłodnym i bladym, podobnym do jej własnego. Nastało długie, wymowne milczenie, choć słowa były zbędne. Z oczu boga wyczytywała wszystko — strach, niepewność, potrzebę bliskości i ciepło, którym obejmował ją. Kornelia zagubiła się. Nie wiedziała, jak odpowiedzieć, gdy serce biło w piersi jak szalone. Pocałuj, krzyczały myśli. Broniła się przed nimi, przypominając sobie, że to złudne uczucia, że zna Tanatosa parę godzin.
Tanatos pochylił się przed Kornelią i złożył subtelny pocałunek na szyi. Zadrżała, ale nie odepchnęła boga. Przeszedł dalej, całując w policzek — na ustach ostała się krew. W przypływie chwili, jednej, niespodziewanej emocji rzuciła się na szyję Tanatosa, całując go z namiętnością i pasją, o którą siebie nie podejrzewała. Jakby witała się kochankiem po tysiącach lat rozłąki, nie zamierzając już nigdy wypuścić go ze swoich rąk, nie dać odejść, bo jedno mrugnięcie sprawi, że się nie odnajdą. Tanatos oddawał pocałunki, skrzydłami otulając jej ciało. Łaskotały, ale zignorowała drażniący skórę dotyk.
Nagle przerwała. Dlaczego?, spytała, trzymając zamknięte oczy. Łaskotanie zanikło, a miejsce wypełniła pustka. Pustka, którą odczuwała w świecie żywych.
— Nie… — Pokręciła głową. — Niemożliwe…
— Co jest niemożliwe!? — rozległ się wrzask. — Pozwoliłaś mi zginąć! — Rozpoznała ten głos od razu. Należał do Daniela.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!