— Sł…
Nim
zdążyła dokończyć, bóg poderwał się, podchwycając ją w talii. Drzwi do wielkiej
sali otworzyły się i oboje wylecieli na zewnątrz, przemykając nad ognistą
rzeką, która opływała cały pałac. Wodne płomienie zatańczyły na pożegnanie,
machając i rozsyłając wokoło ogniste strumienie. Kornelia przybliżyła kolana do
piersi, gdy jeden z nich pomknął ku niej. Sukienka podwinęła się, a dziewczyna
poczuła, jak powoli wysuwa się spod uścisku Tanatosa. Złapała go za szyję,
wbijając głowę w jego pierś — tak chudą, że czuła pod ubiorem jedynie kości.
— Złap
mnie mocniej — poprosiła.
Ręka
powędrowała ku jej nogom, łapiąc pod kolanami. Tanatos w milczeniu przyciągnął
do siebie Kornelię, pozwalając, by usta musnęły jej czoło. Spojrzała w górę,
dostrzegając zdziwienie i wątpliwości malujące się w ciemnych oczach. Pocałunek
nie był przypadkowy. I choć zdawała sobie z tego dobrze sprawę, nie zamierzała
skarcić, a tym bardziej odrzucić, ukochaną Śmierć.
Przybliżyła
palce do policzka — tego, którego tak mocno pragnęła dotknąć, odkąd po raz
pierwszy ujrzała Tanatosa zabierającego Rafała do świata zmarłych. Nic się nie
zmieniło. Nadal jej serce ściskało uczucie inne od reszty; nieprzewidywalne i
niezrozumiałe. Skąd pochodzisz, pytała,
ale zaraz rozwiewała wątpliwości, zatapiając się w długim spojrzeniu.
Tanatos
rozchylił wargi, lecz głos utknął mu wewnątrz. Zmieszany odwrócił głowę. Nie!, krzyknęło serce, kolejny raz
powtarzając znienawidzone słowo. Echo odbiło się w myślach, a ciało poruszyło
samo, łapiąc boga za ucho. Pociągnęła za nie złośliwie.
—
Przestań! — krzyknął. — Znowu to robisz…
Parsknęła
pod nosem, przysłaniając usta. Tak,
znowu to robiła. Nie pamiętała podobnej igraszki, ale nie było jej to
potrzebne. Wtuliła się jeszcze raz w Tanatosa, otwierając szeroko oczy. Hades
rozciągnął się przed nią wzdłuż i w szerz, jakby przemierzała całą ziemię
dookoła. Kręte rzeki i głębokie jeziora, pustynie i równiny, przez które
przeszła teraz wydawały się takie maleńkie. Jak długo szła? Jak długie były tak
naprawdę tereny, które przemierzyła?
Zbyt krótko, zbyt krótkie. Minęło kilka godzin, nie więcej, a mimo to
zdołała przemierzyć podziemie.
Tanatos
uniósł się wyżej, pozwalając Kornelii dotknąć ciemnego sklepienia. Przypominało
zachmurzone, jesienne niebo, na którym nie było widać żadnych gwiazd. Nawet
najwyższy budynek w całym Hadesie nie sięgał do tego nieba. Należało tylko do
nich.
—
Lądujemy — odparł Tanatos, gwałtownie nurkując przy rzece zapomnienia.
Chwyciła
się mocniej. Jej włosy porwał pęd wiatru, a na policzkach poczuła kropelki
wody, które zaraz zsunęły się i poleciały dalej. Szum wody stał się
głośniejszy, aż ucichł. Tanatos zwolnił. Zwinął skrzydła i wylądował miękko na
wysepce umiejscowionej pośrodku rzeki.
Kornelia
uciekła z uścisku boga, stając na pokrytej czarnymi daliami ziemi. Nadepnęła na
jeden z kwiatów. Szybko odsunęła się, pozwalając mu wstać, gdy jeszcze żył.
— To
są twoje kwiaty — szepnął jej na ucho Tanatos.
—
Moje?
Płatki
oderwały się od zdeptanego kwiatu i odleciały wraz z wiatrem, niosąc się przez Hades.
Nie pachniały. Dalia nie wydzielała choćby najmniejszego zapachu. Zabawne, pomyślała, śmiejąc się pod
nosem. Kwiaty przypominały ją…
—
Pójdziemy dalej? — spytał, wystawiając przed siebie dłoń.
Kornelia
pochwyciła ją, pozwalając się prowadzić ku zniszczonemu, opuszczonemu budynkowi
— zarośniętym przez chwasty i bluszcz spowijający niskie kolumny. Cztery schodki prowadziły na podwyższenie
wokół którego ustawiał się rząd kamiennych pulpitów. Na każdym z nich leżał
zwinięty papier. Kornelia przyspieszyła zaciekawiona tym, co jest zawarte z
pismach. Tanatos przytrzymał ją.
— Za
wcześnie.
— Co
jest za wcześnie? — Szarpnęła za rękę, lecz uścisk nie zelżał. — Odpowiedz mi,
proszę…
Szarpnął
za jej nadgarstek, wykręcając ciałem ku niemu. Opuszkiem kciuka musnął
policzek, a potem uśmiechnął się, lecz ten uśmiech przepełnił się smutkiem.
—
Jeszcze trochę — rzekł błagalnie. — Błagam, jeszcze trochę wytrzymaj.
Obiecałem, że nie pokażę, póki sama… — urwał zdanie, biorąc głęboki wdech
powietrza. — To nie ma sensu, przepraszam.
Odsunął
się, wypuszczając Kornelię z uścisku. Usiadł na pierwszym ze schodków,
skrzydłami zahaczając o jednen z pulpitów. Znajdujący się na nim papirus
rozwinął się, a papier potoczył pod same stopy Kornelii. Mit o Penelopie, przeczytała nagłówek. Imię rozpoznała natychmiast.
Spojrzała na Tanatosa — przyglądał jej się w milczeniu, wyraźnie zaciekawiony,
co zrobi. Nie ruszył się jednak, nie próbował ingerować, jakby wyraził zgodę na
to, by ona dokonała wyboru.
—
Penelopa — szepnęła — to imię zaginionej?
Odpowiedź
była zbędna, a samo milczenie wystarczało za nią.
—
Rozumiem…
Pochyliła
się i zabrała papirus, zwijając go z powrotem w rulon. Weszła na schody i
zadrżała. Nieprzyjemny chłód musnął jej ramiona, a później znikł, nim zdążyła
się do niego przyzwyczaić. Co to było?, pomyślała,
odkładając pergamin na miejsce.
Pozostałe trzysta trzydzieści pięć leżało przy kolumnach, ustawiając się
w różnych rzędach. Liczba pojawiła się znikąd, ale znała ją dokładnie.
Wyrysowała się w jej pamięci, a kolejne pięć wyobraziło w momencie, gdy ktoś
zapisywał na papierze kolejne historie.
Zeskoczyła
z podwyższenia. Obrazy znikły.
—
Podobno słuchasz opowieści? — odezwał się Tanatos, wskazując na miejsce obok
niego.
— Wolę
postać — odparła.
—
Dobrze. Ale wysłuchasz? — upewnił się.
Zawahała
się. Czy na tym właśnie polegała jej rola? By słuchać innych? A co z jej
opowieścią?
—
Jeszcze trochę — odpowiedział, jakby odczytując jej niepokoje.
—
Słucham?
— Po
prostu wiem, o czym rozważasz. Po prostu wysłuchaj. Kiedyś i ty zostaniesz
wysłuchana.
Chwyciła się za suknię. Ciepło w sercu znów
pochwyciło ją znienacka, tym razem rozpalając policzki, a może i nawet całą
twarz. Gorąco popłynęło wraz z krwią, sprawiając, że rana na szyi zapiekła.
Krew wyschła, krusząc się. Tanatos złapał kilka z tych okruszków i zgniótł je w
dłoni, którą położył na piersi Kornelii. Ciche „przepraszam” bezgłośnie
przeszło przez jego usta.
Kornelia
przybliżyła się. Nie chciała uciekać. Nie krzyczała. Nie bała się. Nie czuła
zażenowania. Nic… A może więcej. Pokochała chłodny dotyk, który w ciągu chwili
ukoił jej gorejące ciało.
—
Opowiadaj — szepnęła.
—
Została wybrana śmiertelniczka, która miała strzec granicy dzielącej Olimp i
świat śmiertelników. Bogowie jednak nie zadowolili się na widok małej, słabej
dziewczynki, która skończyła ledwo sześć wiosen. Zaproponowali więc pozostałym,
by poprzednia strażniczka pełniła swą służbę jeszcze przez kilka lat. Zgodzili
się, lecz Zeus postawił jeden warunek: wszyscy muszą zobaczyć na własne oczy
dziewczynkę. I tak pałac Zeusa przeszedł przez chmury, a bogowie ujrzeli małą
dziewczynę. Hades dowiedział się o tym i pojął, że nikt z Olimpu nie
poinformował go o tej umowie. Wysłał boga śmierci, Tanatosa, by życie kilku
ludzi zabrał w zamian. Tak też uczynił. Zebrałem żniwo, a ostatnia na liście
była przyjaciółka dziewczynki. Zeus dowiedział się o rozkazie Hadesa i nakazał
Hermesowi przybyć z wiadomością i ostrzeżeniem. Tanatos i Hermes zderzyli się.
Odwrócona pochodnia i ostrzeżenie wysunęły się z rąk bogów. Zanim zdążyli je
złapać, mała przyjaciółka pochwyciła dary, wypuszczając wstążkę niebieską. Za swoją
nieuwagę zostali obaj ukarani. Tanatos za karę miał przez lat piętnaście
obchodzić się bez pochodni, a Hermes za niedostarczenie wiadomości rozsyłać po
świecie bezustannie plotki o kobiecie, która chciała dawniej pokonać bogów…
—
Pochodnia jest wciąż w ciele tej przyjaciółki? — przerwała, domyślając się
zakończenia historii.
—
Oczywiście, że tak — potwierdził bez chwili zawahania. — Gorzej… Przyjaciółka
umarła, a ja przyszedłem po jej kosmyk i pochodnię. — Pokręcił głową,
przerywając. Palce powędrowały ku szyi Kornelii i dotknęły rany, niemal
niewyczuwalnie. — Odciąłem pukiel włosów, lecz wtedy zgaszona od wieków
pochodnia, zapaliła się. I od tamtego dnia nie zgasła.
—
Tanatos pozostawił zmarłą w świecie żywych, by ta odnalazła sposób na zgaszenie
pochodni. Unikał jej. Nie chciał, aby dotarła do Hadesu, ale tak się stało, bo
przyjaciółka nie wiedziała o pochodni — dokończyła opowieść.
Kiwnął
na znak, że ma rację.
— To…
— urwał niespodziewanie, odsuwając rękę. Zacisnął ją w pięć i położył na udzie,
równocześnie błądząc wzrokiem po polu pełnym dalii. — Pochodnia zapaliła się,
bo przyjaciółka wciąż chciała żyć. Śmierć nie powinna wtedy do niej przybyć.
Zerwała
się z miejsca.
—
Czyli te zgony naprawdę były powiązane z bogami? To wasza wina, że zginęłam? —
spytała stanowczym tonem, obiecując sobie, że nie odpuści Tanatosowi tej
odpowiedzi.
Wziął
głęboki wdech i w milczeniu czekał, jakby zbierając myśli i wybierając
najlepsze z rozwiązań.
Kornelia
za długo już czekała. Nie obchodziło ją, co usłyszy. Liczyła się tylko prawda;
szczerość, której tak mocno oczekiwała od Tanatosa, a która nadal nie pojawiała
się. Traciła cierpliwość. Podeszła do boga, podchwycając go za policzki i
kierując głowę w jej stronę. Ich spojrzenia spotkały się, lecz oczy Tanatosa po
chwili powędrowały w inne miejsce.
—
Patrz na mnie — rzekła błagalnie.
Cisza
nadal trwała.
—
Tylko odpowiedz, nic więcej — dodała, pokładając całą nadzieję w tych słowach.
— Tak.
Cofnęła
rękę, przykładając ją do piersi.
—Wiedziałam.
— Uśmiechnęła się delikatnie. — Naprawdę wiedziałam. To takie…
—
Kornelio… — przerwał dziewczynie — wszystko, co ma miejsce w życiu ludzkim,
dzieje się z woli bogów. Ale…
— …nie
każdy ginie przez nich — dokończyła. — Nie chciałam umierać. Nie chciałam
odchodzić. Rodzina mnie potrzebowała, więc zostałam.
Zaczesała
włosy do tyłu, łapiąc się za głowę. Powoli przypominała sobie ostatnie chwile
życia. Były to tylko pojedyncze, niemal nic nieznaczące obrazy, które dały jej
powód, dla którego została w świecie żywych. I tyle. Moment, w którym
zamordowano ją, wspomnienia z życia czy początek jej istnienia jako ducha
—nadal nie odkryły się.
— A
czy możesz mi powiedzieć coś więcej? — spytała, wyjmując zza sukni pióro.
Czarny
puch zatańczył na wietrze, łagodnie łaskocząc ją po skórze. Ścisnęła je mocniej
— nie chciała, aby uciekło wraz z wichrem i krążyło po świecie zmarłych.
— Tak,
mogę — rzekł niepewnym głosem, przyjmując od Kornelii pióro.
Skrzydła
zwinęły się, otulając wokoło Tanatosa. Złapał za jedno z nich i dołączył pióro
do reszty. Przytwierdziło się w tym samym miejscu, z którego wcześniej wypadło;
zapełniło pustkę, by skrzydła znów stanowiły jedność.
—
Dziękuję.
—
Proszę — szepnęła. — A teraz czekam.
Wskazał
na wyspę.
—
Wiesz, gdzie się znajdujemy?
Pokręciła
głową. Kojarzyła to miejsce, wydawało jej się, że kiedyś tu już była, ale nic
więcej. Wszystko pozostało jedynie przeczuciem, które powoli narastało.
—To
komnata mitów — wyjaśnił krótko Tanatos, wchodząc na podwyższenie. Skrzydłami
trącił o stos pergaminów, które poleciały ku podłożu i jak domino pociągnęły za
sobą kolejne stosy. Papier rozwinął się, turlając aż od samego podwyższenia po
same stopy Kornelii. Niektóre pomknęły nawet ku rzece.
Kornelia
wnet zorientowała się i pobiegła ku pergaminom, chwytając te, które były w
zasięgu jej dłoni. Inne umoczyły się w wodzie. Rzuciła w bok złapane, szybko
zbierając kolejne. Ciemny atrament rozmazał się, a woda docierała do kolejnych
partii. Kornelia rozłożyła je wśród dalii. Jak teraz miały wyschnąć, kiedy do
Hadesu nie docierało słońce? Nie wiedziała, dlatego posłała ostre spojrzenie
Tanatosowi, który łapał kolejne pergaminy z drugiej strony.
—
Przepraszam — powiedział żałosnych głosem.
— Masz
skrzydła od…
—…
powstania świata — dokończył, zanim zdążyła wziąć wdech. —W świecie żywych
skradam się między pokojami trochę jak duch, a w Hadesie zazwyczaj przebywam na
otwartych przestrzeniach. Tu jestem drugi raz w życiu. Przepraszam jeszcze raz…
— Pokornie pochylił głowę.
—
Musisz raczej przepraszać tego, co zapisał je — zauważyła, zwijając suche pergaminy.
— Wcześniej powiedziałeś, że znajdujemy się w komnacie mitów. Dlaczego komnata?
Powinien to być jakiś pokój, z drzwiami… — zawiesiła głos, widząc, że Tanatos
bardziej przejmuje się rozrzuconymi pergaminami niż ją.
Mimowolnie
uśmiechnęła się. Przykucnęła i pomogła zwijać kolejne papiery, układając je w
podobne stosy, co wcześniej. Tanatos nawet nie zająknął się, gdy kładła na
siebie „mit o Heraklesie” i „mit o Joannie D’arc”, więc kontynuowała.
Poszczególne tytuły tekstów intrygowały ją. Gdyby miała więcej czasu,
najchętniej wypełniłaby go studiując kolejne pisma. Opowieści pochodziły z
różnych czasów, zaczynając od starożytnej Grecji, a kończąc na czasach
nowożytnych. Czy i mój mit tutaj czeka?, spytała,
rozglądając się za własnym mitem. Nie znalazła go, ale wciąż pozostało kilka
papirusów, które bezpiecznie spoczywały na kamiennych pulpitach. Podejrzewała,
że w nich są zawarte historie, które obecnie się toczą; w tym i jej.
— Może
dokończysz później? — zaproponował Tanatos, przynosząc kolejny stosik. — I tak
wiele z nich nie wyschnie.
— Mogę
i później — zgodziła się, wstając i otrzepując sukienkę. — Więc opowiesz mi o
tym miejscu w końcu?
—
Komnata mitów… — zaczął od razu — miejsce, w którym mity ożywają. Dawniej były
spisywane przez zmarłych, ale ci zaczęli zapominać o historiach, które sami
przeżyli. Wielu w ogóle nie dotarło.. Wciąż brakuje zapłaty dla Charona. —
Westchnął ciężko. — Teraz zajmuje się tym jedna osoba, która przeżywa mity.
Widzi je własnymi oczami i spisuje.
— Ale
po co to wszystko? — spytała, nie tracąc czasu.
— Po
to, żeby nie zapomnieć. — Głos brzmiał lekko i spokojnie. — Bo świat zapomina,
a my nie chcemy pamiętać. Jak wielu herosów zostało już zasypanych ziemią przez
historię? Jak wielu z nich pamiętacie jako bohaterów, a ilu ochrzciliście
mianem potworów? Jeśli zostaną zapomniani, to jaki ich czeka los? To miejsce pozwala poznać tych ludzi. Wyobraź
sobie, że kiedyś zabrałem do Hadesu człowieka, który zginął otruty przez żonę.
Wszyscy uważali go za potwora, który parował się „czarną magią” i zabił syna
szefa wioski… — zaśmiał się pod nosem — a w rzeczywistości pomógł wielu
ludziom, gdyż zwalczył niebezpieczną chorobę zesłaną przez Choroby. Wiesz co
się stało, gdy trafił do kolejki przed Charonem? Ludzie chcieli go skatować na
śmierć. Dotarł na drugi brzeg, a ci, którzy pisali mity, rozprzestrzenili po
całym Hadesie opowieść o nim.
— A
teraz te opowieści się rozmazały… — zauważyła.
—
Śmierć przychodzi do każdego — prędzej czy później.
—
Rozumiem. W takim razie co z mitami, które obecnie się dzieją? — Wskazała na
kamienne pulpity. — To tutaj są pisane.
— Nie.
— Pokręcił głową, ku jej zaskoczeniu. — Tutaj znajdują się najnowsze mity, ale
w innym miejscu są pisane. W komnacie. Za drzwiami.
— Za
jakimi drzwiami?
— Za
tymi, które są przed tobą…
Zamrugała
i uniosła głowę, kierując wzrok przez siebie. Drewniane drzwi wyłoniły się
znikąd, a wydobywający się zza nich dźwięk potwierdził tylko, że ktoś znajduje
się po drugiej stronie; że to nie iluzja. Jednak Tanatos okłamał ją, mówiąc, że
stoją przed nią. Nawet gdyby wyciągnęła rękę najdalej, jak tylko umiała, nie
dosięgłaby metalowej klamki. Drzwi czekały prawie przy samej wodzie,
kilkanaście kroków od niej.
— Nie
mogę ich otworzyć — stwierdziła.
— Nie,
nie możesz — potwierdził jej przypuszczenia Tanatos.
Westchnęła
ciężko i usiadła z powrotem na schodek, ocierając zmęczoną twarz. Krew
rozmazała się na jej palcach, choć wcześniej nie pobrudziła ich, gdy wkładała
pieniążek z powrotem do szyi.
— Ja
naprawdę chcę tutaj zostać, w Hadesie — wyznała szczerze, lecz w głębi duszy
wiedziała, jaką otrzyma odpowiedź.
— Nie…
Nie teraz.
Nie, nie, nie, rozbrzmiało
w jej myślach, powtarzając się nieustannie tym samym echem. Zasłoniła uszy, aby nic więcej nie usłyszeć.
Głosy umilkły, ale świadomość odmowy wciąż przy niej pozostała.
—
Dlaczego wciąż tu jesteś? Dlaczego przy mnie? Dlaczego powiedziałeś, że… —
urwała, czując jak ciepło napływa w piersi. — Znowu to się dzieje.
—
Pochodnia reaguje na twoje emocje. Dlatego nigdy nie zgaśnie, jeśli ty nie
wygasisz siebie jako człowieka. Chyba — dodał niespodziewanie.
—
Chyba… — powtórzyła, marszcząc czoło. — Więc wszystko opiera się na
przypuszczeniach? Mogę oddać pochodnię, mogę zrobić wszystko, aby tylko
pozostać w Hadesie. Jesteś bogiem, możesz coś zrobić. Przecież… — zamilkła.
Warga zadrżała jej. Nic więcej nie zdołała z siebie wydusić. W pierwszym
odruchu odrzuciła pomysł, który przeszedł przez jej głowę, ale im więcej sekund
mijało, tym mocniej go akceptowała. Bogowie nie chcieli, żeby wróciła.
Przynajmniej nie teraz.
Tanatos
odwrócił wzrok, przyglądając się płynącemu w oddali Charonowi. Wiózł na łodzi
trójkę osób, niemal turystów, którzy z fascynacją przyglądali się każdej części
Hadesu, którą mijali. Kornelia zaśmiała się pod nosem. Teraz przez wieczność będą oglądać to miejsce, pomyślała, a w tym
samym momencie Tanatos ponownie zainteresował się jej osobą. Położył dłoń na
jej kolanie i poklepał kilka razy, sapiąc ciężko.
— Od
początku mojego istnienia nie byłem z żadną kobietą — zwierzył się. — Od
początku istnienia nie dotknąłem kobiety, nie poczułem jej ciepła, nawet nie
porozmawiałem. Trzymałem się z dala od ludzi, bo przynosiłem tylko śmierć.
Jednak pewnego dnia zgubiłem pochodnię. Zmieniło się tak wiele. Hades wściekł
się, ale pozwolił mi obserwować ciebie. Czekać, aż umrzesz — dodał szybko. —
Piętnaście lat minęło… — Pokręcił głową. — Nigdy jeszcze czas tak bardzo mi się
nie dłużył. Aż stało się. Zamordowano cię, a ja przybyłem po ciebie. Wyglądałaś
tak pięknie. Martwa, chłodna, a zarazem tak ciepła, krew spływała po tobie…
Przez ten widok oniemiałem. Wystraszyłaś się, pochodnia zapaliła się w tobie,
ale potem doszliśmy do porozumienia. Możesz mnie odrzucić. Pozwolę, byś nazwała
mnie Śmiercią, ale czy istnieje choćby cień szansy, byśmy mogli spróbować…
—…być
razem? — dokończyła pytająco, kładąc rękę na dłoni Tanatosa. — Niczego nie
pamiętam.
— W
takim razie znajdź pamięć — zaproponował. — I wróć… Wróć proszę…
—
Dziękuję, to miłe słowa, ale… — Westchnęła ciężko. — Ale to dla mnie trudne.
Nie wierzę, bym była piękna. Jesteś bogiem, a ja…
Sięgnął
za siebie, wyjmując spod płaszcz lustro. Podał je niepewnie Kornelii,
przegryzając lewą wargę. Odsunęła się. Nie chciała oglądać siebie; widzieć
twarzy, której przeraził się Daniel. Jednak przyjęła lustro, przymykając oczy.
—
Samotność — szepnął Tanatos. — Nie widzą cię, nie słyszą. Jesteś pustką.
Samotną, ignorowaną pustką…
Nie
potrzebowała usłyszeć więcej. Rozumiała ból Tanatosa, z jednym tylko
zastrzeżeniem. Ona przeżywała tę mękę przez jeden dzień, on cierpiał tysiące,
dziesiątki tysięcy lat. Nie wyobrażała sobie, żeby przeżyła ten czas,
zachowując zdrowe zmysły. I nie wierzyła, widząc Tanatosa tak spokojnego i
normalnego. Podziwiała go, ale i z narastającym niepokojem w sercu zaczęła się
go bać. Kim był? I co oddał za ten spokój? Czy zaakceptował siebie, czy
poświecił część duszy? Czy mnie też to
czeka?, spytała w myślach, zaciskając dłoń na lustrze.
Powoli
otworzyła powieki, zaklinając się, że nie wystraszy na swój własny widok.
Jednak kiedy ujrzała po raz pierwszy swe odbicie, zamarła w przerażeniu. Siwe
włosy opadły na jej policzki, blade, niemalże białe jak kreda do tablicy.
Krople krwi spływały strużkami z oczu zaczerwionych w gałkach, które chroniła
cienka warstwa zasinionych powiek. Usta miała spierzchłe, popękane w niemal
równych odstępach.
Szyja
zaklekotała. Skierowała lustro w dół, gdzie z wyobrażenia o cienkiej linii,
pozostała nicość. Nie zaprzeczała, linia wyglądała na niewielką, ale skóra
wokół zmarszczyła się, złudnie zwężając, jakby ktoś ją dusił.
—
Jestem… — słowa nie przeszły przez gardło — obrzydliwa — wyszeptała, drżąc.
Zamknęła
oczy, dusząc się na samo wspomnienie o własnym odbiciu. Nie, więcej nie była
gotowa zdzierżyć.
Chwyciła
lusterko mocniej i cisnęła nim o jedną z kolumn, rozbijając na kilkanaście
kawałków. Tanatos chwycił ją w nadgarstku i przyciągnął do siebie.
—
Jesteś przepiękna! — rzekł stanowczym tonem, potrząsając Kornelią. — Jesteś…
—…obrzydliwa
— dodała od siebie.
—
Jeśli tak uważasz, to powiem tylko, że obrzydliwie piękna.
Rękaw
od płaszcza przesunął się, odsłaniając nadgarstek Tanatosa i przywiązaną do
niego niebieską wstążkę. Jej kraniec rozwiązał się. Wstążka opadła swobodnie na
dalię, przykrywając ją jakby kołderką. Kornelia schyliła się i podniosła
materiał, przyglądając jaskrawej powierzchni, gładkiej i miłej w dotyku.
—
Pilnuj jej dobrze — powiedziała, przywiązując wstążkę z powrotem do nadgarstka
Tanatosa. — To cenny przedmiot.
—
Jeden z najcenniejszych — dodał.
Gdy
wykonała ostatni supełek, Tanatos chwycił ja za podbródek, przybliżając do
siebie. Nie sięgnęła bogowi nawet do szyi. Dopiero teraz wydał się ogromny.
Wcześniej ani razu nie stanęła nim twarzą w twarz, a tym samym nie zauważała,
jak różnią się pod względem wzrostu.
—
Jesteś za wysoki — napomknęła.
Obejrzała
się przed ramię i stanęła na pierwszy ze schodków, sięgając wyżej, niemal do
ust Tanatosa. Dłoń położyła na jego policzku — chłodnym i bladym, podobnym do
jej własnego. Nastało długie, wymowne milczenie, choć słowa były zbędne. Z oczu
boga wyczytywała wszystko — strach, niepewność, potrzebę bliskości i ciepło,
którym obejmował ją. Kornelia zagubiła się. Nie wiedziała, jak odpowiedzieć,
gdy serce biło w piersi jak szalone. Pocałuj,
krzyczały myśli. Broniła się przed nimi, przypominając sobie, że to złudne
uczucia, że zna Tanatosa parę godzin.
Tanatos
pochylił się przed Kornelią i złożył subtelny pocałunek na szyi. Zadrżała, ale
nie odepchnęła boga. Przeszedł dalej, całując w policzek — na ustach ostała się
krew. W przypływie chwili, jednej, niespodziewanej emocji rzuciła się na szyję
Tanatosa, całując go z namiętnością i pasją, o którą siebie nie podejrzewała.
Jakby witała się kochankiem po tysiącach lat rozłąki, nie zamierzając już nigdy
wypuścić go ze swoich rąk, nie dać odejść, bo jedno mrugnięcie sprawi, że się
nie odnajdą. Tanatos oddawał pocałunki, skrzydłami otulając jej ciało.
Łaskotały, ale zignorowała drażniący skórę dotyk.
Nagle
przerwała. Dlaczego?, spytała,
trzymając zamknięte oczy. Łaskotanie zanikło, a miejsce wypełniła pustka.
Pustka, którą odczuwała w świecie żywych.
— Nie…
— Pokręciła głową. — Niemożliwe…
— Co
jest niemożliwe!? — rozległ się wrzask. — Pozwoliłaś mi zginąć! — Rozpoznała
ten głos od razu. Należał do Daniela.
0 Comments:
Prześlij komentarz