— Widzisz, ojcze! Ja, ja, ja, to zrobiłem, nie
ona! Nie ona, SŁYSZYSZ?! — rozbrzmiał ryk na Olimpie.
Płótno zadrżało, a biała altanka zachybotała,
sprawiając, że na krótki moment Atena oderwała pędzel od płótna. Nałożyła
kolejną warstwę czerwonej farby na włosie, przyglądając się równocześnie
zadbanym kwiatom z olimpijskiego ogrodu. Skupiona na jednej czynności,
poprawiała jedynie co jakiś czas ułożenie własnego ciała, nie chcąc, by
niewygoda zniszczyła jej dzieło. Dopiero gdy skończyła odwzorowywać fragment
ogrodu, zamarła i beznamiętnie oświadczyła:
— A więc nie żyje. — Powróciła do pracy. — A on
jak zawsze głośny — dodała niespodziewanie.
Uśmiechnęła się niewinnie, dokładnie sprawdzając
najmniejszy szczegół znajdujący się na tworzonym przez nią obrazie. Krótkie,
brązowe włosy wypadały jej z niewielkiego kucyka, a ramiączko od sukni już
dawno opadło na złoty napierśnik, który nie zdjęła po porannym treningu. Mimo
upływu godzin nie odrywała się od przyjemności, poświęcając jej każdą cenną
chwilę.
Afrodyta weszła do ogrodu w obecności Wdzięków,
Uśmiechów i Igraszek, wesołych i miłych bóstewek, które radośnie kroczyły za
swoją panią, śpiewając jej i chwaląc jej piękno. Bogini obsypywała Olimp
najpiękniejszymi kwiatami, które wyrastały spod jej stóp. Afrodyta stanęła
naprzeciw Ateny, zasłaniając jej fragment ogrodu, który właśnie malowała.
Kobieta zachwyciła się pięknem ogrodu, choć widywała go niemal codziennie.
Rozkoszowała się cudownym zapachem roślin, muskając je delikatnymi dłońmi.
— Ignorujesz mnie — stwierdziła Afrodyta,
poprawiając opadający złoty pas. — Odejdzie, proszę, i nie przeszkadzajcie, bez
względu na to, co się stanie — zwróciła się do swych bóstewek, posyłając im
nieziemski, ciepły uśmiech.
Kobietom zmiękły kolana. Zaczęły szeptać między
sobą, nie chcąc opuszczać swojej pani. Jednakże w końcu usłuchały rozkazu i
wyszły poza ogród, wychwalając najcudowniejszy uśmiech swej pani.
— Kwiaty — odparła obojętnie Atena, gdy zostały
tylko we dwie.
— Kwiaty? — spytała zaciekawiona bogini miłości.
— Tak, kwiaty, nie twoje jakże przepiękne ciało.
Zostałaś uchwycona już na wystarczająco wielu dziełach sztuki, by teraz
niszczyć i moje.
Afrodyta parsknęła słodkim śmiechem, lecz nie
odeszła ani na krok.
— Ares zabił Zapomnianą Boginię — poinformowała
Atenę.
— Podejrzewam, że nawet ludzie to usłyszeli. —
Chwyciła się za podbródek, przychylając głowę na prawy bok. — Róże chyba były z
tej strony… Dlatego proszę, o wielka pani — zwróciła się nagle do Afrodyty —
przejść do tego, z czym do mnie przyszłaś. Może z tym samym, co do… Penelopy?
Chociaż dlaczego miałabyś to zrobić, skoro los ludzi cię nie obchodzi, prawda?
Afrodyta prychnęła dziecinnie.
— Ateno…
— Nie obchodzi, prawda? — przerwała bogini. —
Mimo swej mądrości, nie widzę powodu, dla którego miałabyś cokolwiek robić.
Robić, a może tak nakazało ci przeznaczenie? Ale jak? A odpowiedź kryje się nie
w relacji między Eleanor i tobą, a tobą i — zastanowiła się — Pavorem, tak ma
teraz na imię.
Afrodyta nagle spochmurniała. Podeszła do Ateny
i chwyciła za brzeg obrazu, odrzucając go daleko za altankę, między kwiaty.
— Mądra, piękna, waleczna i walcząca w imię
sprawiedliwości, a jej umysł przyćmienia zazdrość — podsumowała bogini miłości.
— Brak modlitw sprawił, że tak się zmieniłaś?
— Zazdrość? To ty odrzuciłaś mój obraz. —
Wskazała dłonią na klomb, do którego wpadło płótno. — Dlatego uspokój się,
przecież jeszcze możemy naprawić błędy, które popełniłaś.
— Ja? — Zdumiona rozejrzała się niewinnie wokół
ogrodu.
— Oczywiście — odpowiedziała bez cienia
wątpliwości. — Nie musisz się zamartwiać. Twoja ingerencja na pewno niczego nie
zmieniła i nadal będziemy mieli okazję, by odzyskać to, co nam zabrała Eleanor.
— To?
— Oczywiście, przecież ona nie jest boginią
mądrości. To tylko… — zamilkła na moment. — Człowiek… — dokończyła wątpliwie. —
Tak, to tylko człowiek. Myli się, popełnia błędy i wierzy w siebie. — Na jej
ustach zagościł niewielki uśmiech. — Właśnie odkryłam, że naprawdę jesteście do
siebie podobne. Po prostu nie w pełni boskie, bez krwi ojca.
— Oj, uwierz mi, że wiele boskości pozostawił na
mnie Zeus. Więcej tej boskości jest we mnie niż w tobie. — Zachichotała, nie
szczędząc Atenie czystej złośliwości skrytej za sztuczną niewinnością. — I
wystarczy, że rozłożę nogi, a zaraz Zeus znajdzie dla mnie więcej czasu niż dla
ciebie i wybaczy mi wszystko. Może ty też chcesz spróbować? Tyle lat dziewictwa
mogło wpłynąć na ten zepsuty charakter.
Mimo obojętności wypisanej na twarzy Ateny, w
jej oczach czaił się tajemniczy i nieposkromiony gniew. Ukrywała najskrytsze
emocje głęboko w sercu, ale nie umiała całkowicie zasłonić się przed
nieprzeniknionym wzrokiem bogini miłości.
— Wyjdź — poprosiła grzecznie Atena.
— Nie, ja tu zostaję — zaśpiewała. — Ateno —
zaczęła poważniejszym tonem — powiedziałam ci już, co mogę sprawić. I sprawię,
że ojciec posłucha cię, że w końcu dotrą do niego złe zamiary Eleanor i jej
siła. Porozmawiasz z nim, a Ares nawet nie będzie się liczył, jak zawsze. A ty,
tylko ty sprawisz i obiecasz, że F… — zamilkła — Pavorowi nie stanie się
krzywda, że sztylet go nie dosięgnie.
Sięgnęła dłonią do gładkiego policzka Ateny.
Przejechała po nim długimi palcami, dokładnie oglądając podłużną twarz bogini
mądrości. Posyłała słodkie i powabne uśmieszki, bawiąc się i kusząc kobietę.
Muskała opuszkami po szyi, aż przeszła do napierśnika, pod który włożyła rękę.
Dotknęła małych piersi Ateny, gdy nagle ta odepchnęła rękę Afrodyty, deklarując:
— Obiecuję, że oszczędzimy Pavora, ale czy
możesz mi zagwarantować, że nie stanie po stronie Aresa?
Afrodyta pochyliła się nad Ateną i szepnęła się
kusząco do ucha:
— Jesteś boginią mądrości, więc na pewno masz
już plan, by tego nie zrobił.
— Nie mam czasu na naprawianie twoich błędów.
— Pavor nigdy nie był i nie będzie błędem —
syknęła groźnie Afrodyta, uderzając pięścią o poręcz altanki. Przeszła kawałek
i zatrzymała się nad kwitnącymi daliami. Zahaczyła o płatki kwiatów,
kontynuując: — Gdyby był błędem, jego istnienie nie zostałoby postawione na
drodze Penelopy — rzekła powabnym głosem, jakby zapomniała o wcześniejszej
złości.
— Tylko ty tak uważasz…
Mimo nieśmiertelności, słowa Ateny raniły
Afrodytę, która widziała w Pavorze kogoś więcej niż tylko pomyłkę z
przeszłości. Może i jego istnienie kosztowało ją wiele upokorzenia, ale nigdy
jeszcze nie żałowała tego, co uczyniła.
— Błędem jest gra między tobą a Aresem. —
zaczęła spokojnym tonem Afrodyta. — Dawniej ludzie czcili cię jako boginię
sprawiedliwej wojny, wznosili ku twojej czci świątynie, składali ci ofiary, a
modlitwy wojowników niosły się śpiewem przed każdym bojem. Gdy twa czara
przestała być pełna, zaczęłaś naprawdę widzieć w Aresie przeciwnika. Może i nie
jest bogiem dla tych, którzy czerpią satysfakcję z brutalnej wojny, ale on umie
wykorzystywać to. Ty natomiast odchodzisz w zapomnienie. Po to jest ta mała
„wojenka” między tobą a bratem. A ta wojenka ma również doprowadzić do innego
zwycięstwa, którego tak pragniesz. Ale Pavor nic ci nie da… Nie pokonasz dzięki
niemu Eleanor.
Atena nie odezwała się choćby słowem przez cały
monolog Afrodyty. Słuchała z pełnym skupieniem, przyjmując do siebie każde
wypowiedziane słowo. Jednak kiedy nastało milczenie, Atena westchnęła cicho i
oświadczyła:
— Nie potrzebuję walczyć z moim bratem, by
udowodnić, że jestem od niego lepsza. Dzięki konfliktowi między nami mogę
chociaż trochę odwieść Eleanor od działań, zniszczyć ją, nie łamiąc
przyrzeczenia, które dałam Wielkiemu Ojcu. A Ares? To tylko głupia kupa mięśni,
która walczy w moje imię, myśląc, że działa przeciwko mnie. Ma sztylet
potrafiący nas zabić? Nadal żyję. — Wskazała na siebie. — Ma serce Zapomnianej
Bogini? I co z tego? On nie potrafi myśleć, nie umie wykorzystać okazji.
Wyszła na zewnątrz, zabierając ze sobą ukochaną
włócznię, która do tej pory stała oparta o altankę. Obróciła ją w dłoni i
gwałtownie wymierzyła trzon w krtań Afrodyty. Zimne ostrze dotknęło
nieskazitelnej skóry bogini miłości, sprawiając, że nieprzyjemne dreszcze
przeszły przez jej ciało. Afrodyta opuściła głowę ku podłożu, zamykając oczy,
by moment zastanowić się nad tym, co dalej ma począć. Nie zaprzeczała —
przerażał ją chłód wydobywający się z oczu Ateny. Jej obojętność zatrważała i,
choć nawet najbardziej ostre ostrze nie było zdolne przebić ciała boga, to nadal
obawiała się o własne życie. W myślach Ateny unosiły się kuszenia, które
zachęcały ją do pozbycia się problemu, do zabicia Afrodyty. Bogini miłości
wsłuchiwała się w każde słowo, czując, z jak wielkimi pragnieniami walczy córka
Zeusa.
Niespodziewanie obie kobiety zwróciły się w
jednym kierunku, równocześnie wyczuwając przybycie człowieka do świata bogów.
— Wszystko wiem i wszystko, co wiem, musi zostać
spełnione — powiedziała niemal szeptem Atena. — Wejdź! — zwróciła się do
mężczyzny stojącego przy wejściu.
Afrodyta niemal natychmiast przybliżyła palec do
broni i odsunęła ją od siebie. Przysunęła się do znanego jej mężczyzny, do
Strażnika Miecza i jednego z wiernych sług Ateny, Erika. Położyła dłoń na jego
policzku, muskając znajdujące się pod krótkimi włoskami blizny z dawnych wojen.
Pamiętała go jeszcze jako niedojrzałego chłopca, biegającego wraz z przyjaciółmi
po pałacu bogów, by po raz pierwszy zostać przedstawionym Zeusowi. Teraz jednak
Erik przewyższał boginię o głowę, a jego mięśnie napinały się jak u prawdziwego
wojownika, choć nie przypominał w niczym Aresa.
— Witaj, Strażniku — przywitała się, gładząc
opuszkami palców po zarośniętych policzkach.
— Witaj, Afrodyto — odparł sucho. — Pozdrawiam
cię, wielka Ateno. Zrobiłem, co nakazałaś.
Afrodyta raptownie odwróciła się i zajadle
spojrzała na Atenę, szukając w jej postawie jakichkolwiek odpowiedzi. Jednak
kiedy wyraz twarzy kobiety nie zmienił się, bogini miłości spytała:
— Coś ty narobiła, głupia?
— Głupia? — odpowiedziała pytaniem. — Ares zabił
dla mnie Zapomnianą Boginię, zdobył jej serce i musi teraz nauczyć się je
kontrolować. Zanim tego dokona, Erik pójdzie do Penelopy i zabierze ją do
naszego świata. Eleanor tym razem nic nie może zrobić, więc… — Rozłożyła ręce.
— Jestem przygotowana.
Wskazała dłonią na Erika, który trzymał
nieustannie rękę w kieszeni. Stał wyprostowany, kierując swe spojrzenie gdzieś
w nieznanym kierunku, aby tylko nie patrzeć na boginię.
Afrodyta cofnęła się nieznacznie, potajemnie
szukając drogi ucieczki. Powoli rozglądała się za najlepszymi możliwościami,
choć miała nadzieję, że wystarczy jej mocy na oczarowanie Erika i przedostanie
się obok niego.
Niedaleko samego ogrodu rozległy się hałasy.
Niezwykłe poruszenie zapanowało wśród bogów, a powód takiego wydarzenia nie był
kobiecie znany. Obejrzała się w stronę Ateny, złudnie i niepotrzebnie szukając
wyjaśnień, lecz ta tylko wyprostowała się dumnie. Delikatny uśmiech objął jej
twarz.
— Ateno, czy ty naprawdę nie widzisz, do czego
tak naprawdę dążysz? — spytała Afrodyta, starając się jak najdłużej podtrzymać
rozmowę.
— Dążę do całkowitego zwycięstwa. A to
zwycięstwo nie może zostać mi odebrane przez któregokolwiek z bogów. Erik —
zwróciła się do mężczyzny — pokaż jej.
Erik rozpiął ciemną, skórzaną kurtkę ze
współczesnych czasów, po czym wyjął zza niej wielkie sztylet o długości
trzydziestu centymetrów, zakończony posrebrzaną rączką. Afrodyta nigdy
wcześniej nie widziała broni zdolnej zabić bogów, lecz jedno spojrzenie
wystarczyło jej, by zrozumiała, z czym ma do czynienia. Ostrze potrafiące
przeszyć serce boga i sprawić, że zniknie na zawsze, znajdowało się w zasięgu
dłoni, choć powinno spoczywać w rękach Aresa.
Szaleńcze dreszcze przeszły przez ciało bogini
miłości. Złapała się za ramiona, po czym przesunęła je w okolice złotego pasa.
— Czy to nie jest… — zaczęła.
— Tak, to jest bliźniaczy sztylet — dokończyła
Atena, podnosząc obraz, który wcześniej Afrodyta odrzuciła. Otrzepała go z
brudu i ponownie położyła w altance. — Kiedy tylko zostały stworzone, ukryłam
oba w różnych miejscach na taką okazję. Ares myśli, że ma jedyną bron, ale myli
się. A wiesz, co to oznacza?
— Że… — Gwałtownie zasłoniła ręką usta i pognała
przed siebie. Nie czekała już dłużej, gdyż uzyskała pewność co do zamiarów
Ateny.
— Każdy bóg, który będzie próbował zdradzić
Zeusa i samemu zdobyć Zapomnianą Boginię, spotka jedyna i słuszna kara —
dokończyła Atena.
Afrodyta raptownie rzuciła się do biegu,
posyłając uśmiech pełen pożądania w stronę Erika, lecz na próżno. Mężczyzna
wymierzył ostrze w stronę Afrodyty, wykonując zamach, gdy kobieta znalazła się
wystarczająco blisko niego. Uchyliła się, uderzając głową o posadzkę.
Nie zamierzała się poddać. Pragnęła walczyć z
całych sił. Złapała Erika w kostce, po czym przyciągnęła go do siebie, rzucając
nim o kolumnę; za słabo. Na marmurze nie pozostał najmniejszy ślad po
uderzeniu, a mężczyzna natychmiastowo wstał i rzucił się na boginię.
Afrodyta korzystając z ostatnich sekund,
podniosła się i pobiegła w stronę wyjścia, gdy nagle Atena wykręciła jej
nadgarstek i silnie przydusiła do kolumny. Wyrywała się, szarpała, ale
posiadała zbyt mało siły w stosunku do bogini wojny.
— Przepraszam — szepnął Erik, otrzepując się z
kurzu. — Następnym razem…
— Nie przepraszaj — przerwała mu spokojna Atena.
— Podziwiam cię za to, że stawiłeś jej opór. A jeśli chodzi o ciebie, Afrodyto
— zwróciła się bezpośrednio do przetrzymywanej — sprawiasz mi kłopoty od
zarania dziejów. Jednak zawsze i tak korzystam na twoich działaniach.
Powiedziałaś Penelopie, by uważała na mężczyznę za dwa dni, dlatego Erik
uratuje ją jutro... A dzisiaj twój najdroższy mąż przygotował dla ciebie klatkę
za to, że zdradziłaś Zeusa i przeszłaś na stronę Eleanor.
— Na Zeusa, nie obchodzi mnie wasza przeklęta
walka, ale klnę się na moje dzieci, że zabiję cię, Ateno! — wysyczała.
— Jawny bunt przeciwko Olimpowi.
— Jesteś żałosna. Myślisz, że mądrość ci
wystarczy. Pamiętaj, że miłość zawsze oślepia. Nieważny rozum czy zdrowy
rozsądek, miłość wszystko przyćmi.
Atena zacisnęła uścisk na nadgarstku Afrodyty,
jeszcze mocniej przyciskając ją do kolumny. Oderwała ją gwałtownie od niej i
podepchnęła w stronę altanki, która roztrzaskała się na kilka fragmentów.
Szybko podeszła do pokonanej, łapiąc ją za włosy i szarpiąc za nie. Atena
pociągnęła za sobą boginię miłości, której opór stawał się nieznaczny, aż w
końcu całkowicie zanikł.
— Ateno, może wystarczy… — odezwał się
wstydliwie Erik w chwili słabości. Chciał podejść, przerwać niepotrzebny ciąg
cierpienia i upokorzenia, ale w ostateczności zatrzymał się, pochylając ku
podłożu głowę.
— Zdradziła nas, więc to nie wystarczy —
wyjaśniła. — Powinnaś być tą, którą pożądają, a nie taką, która pożąda. Tak
łatwo dałaś się zmanipulować Eleanor — słowa skierowała do bogini.
Afrodyta wykręciła głowę, jak najdalej tylko
mogła, by móc popatrzeć Atenie prosto w oczy i rzec:
— To nie ja dałam się ponieść zazdrości.
— Nie jest znana mi zazdrość.
— Kłamca — odparła lakonicznie. — Nie rozumiem
tylko, dlaczego ten kłamca tak długo czekał, by mnie upokorzyć?
Atena zatrzymała się.
— Chciałam cię posłuchać, zrozumieć, jakimi
emocjami darzysz Pavora czy Eleanor. Potwierdziłam swoje rację, a teraz tylko
mogę dać Aresowi i Erikowi działać.
Atena skinęła na Erika.
Mężczyźnie wystarczył tylko ten gest. Skłonił
się. Wyszedł z ogrodu, kierując się ku głównej bramie, przez którą mógł przejść
do świata ludzi. Zostawił za sobą dwie kobiety, ale lękał się tego, do czego
będzie zdolna jego bogini, jak daleko się posunie? Teraz jednak zostało
powierzone mu zadanie, które musiał wypełnić za wszelką cenę. Nie miał prawa
rozważać nad decyzjami Ateny, choć nie zawsze wydawały mu się słuszne.
— Nie odwracaj się, nie odwracaj się —
pomrukiwał nieustannie pod nosem.
Nie powinien interesować go los Afrodyty ani
innego boga, który zadrze z Ateną i dopuści się zdrady Olimpu. Jednak dochodząc
do bramy, mimowolnie i nieświadomie zwolnił, aż zatrzymał się. Do jego uszu
nagle doszły krzyki Afrodyty. Podskoczył z przerażenia, a w dłoni mocno ścisnął
sztylet, którego był strażnikiem.
To nie w tę ziemską dziewczynę winien być wymierzony, pomyślał, choć zaraz skarcił się za to. Świadomość cierpienia,
jakie zadałaby mu Atena, gdyby usłyszała te słowa, sprawiła, że ruszył przed
siebie. Wmawiał sobie, że Afrodyta nie jest w stanie zginąć od ciosów drugiego
boga. Tłumaczenia nie dawały mu satysfakcji, ale przynajmniej na moment koiły
poczucie winy.
Wrzaski stawały się nie do zniesienia, mimo to
żaden z bogów nie wyszedł i nie ruszył na ratunek ukochanej bogini. Panowała
całkowita pustka. Pustka, która nigdy wcześniej nie dosięgła Olimpu. Ogród
przechodził w nicość, ściany zlewały się z przejściami do pozostałych
pomieszczeń, blednąc i łącząc się w jedno.
Bezlitosna cisza zapanowała na Górze Bogów.
Erik popełnił podstawowy błąd - nie dobił wroga, tylko odszedł, pozostawiając go na śmierć. Mam wrażenie, że Lamia wróci i sprawi, że tego pożałuje ;)
OdpowiedzUsuńAle tak poza tym, to nawet go lubię ;) Czemu Penelopa tak przed nim uciekała?
Pozdrawiam ^^
No popełnił, popełnił :)
UsuńDlaczego? Jeszcze to wyjaśnię, ale:
1) znajdowała się w niebezpiecznym miejscu. W każdej chwili Erik mógł przegrać, a ona mogła zginąć.
2) Pavor zawsze jej wpajał ucieczkę. Nie miała podstaw, żadnych podstaw, by zaufać Erikowi.
To takie dwa najważniejsze powody.
Dziękuję ogromnie za komentarz :)