[Granica Olimpu] ROZDZIAŁ 7 Nie opowiadaj


Pavor raptownie odsunął dziewczynę. Znał Penelopę od piętnastu lat, jednak jeszcze nigdy nie usłyszał od niej tak szczerego „przepraszam”. Nawet gdy dopuściła się największego głupstwa, starała się zachować pozory niewinnej osoby, kończąc rozmowę wrednym żartem. Tym razem jednak, bez najmniejszego powodu, dziewczyna zdecydowała się przeprosić Pavora, choć sam mężczyzna nie znajdował w jej czynach niczego, co wymagałoby przeprosin.
Jak miał teraz odpowiedzieć? Krzyczeć czy na spokojnie wytłumaczyć nieporozumienie? Wina nie leżała po stronie Penelopy, a samych bogów, ale mimo to złamała nakaz niemieszania go w swoje sprawy. Czy był zły? Raczej nie. Odczuwał głęboki spokój, a po części był wdzięczny za możliwość ponownego doznania smaku walki. Podnoszenie miecza w samotności, w domu nie mogło się równać z zatopieniem go w ciele przeciwnika.
Otrząsnął się.
Brakowało tak niewiele, by wyraz jego twarzy zamarł w szaleńczym uśmiechu. Nie mógł tego zrobić przy Penelopie. Chciał jak najdalej trzymać ją od swoich sekretów i od boga, którym dawniej był. Ale dlaczego? Do tej pory nie zastanawiał się nad tym, lecz musiał istnieć powód, dla którego tak długo wzbraniał się przed wyznaniem Penelopie prawdy. Jednak teraz nie miało to najmniejszego znaczenia…
— Głupi człowiek. Jesteście tacy słabi, ale umiecie pomóc — wyszeptał ostatecznie, sądząc, że tak będzie najlepiej.
— Ale miałam cię nigdy nie wołać. Miałam uciekać, ale nie znalazłam innego wyjścia, przepraszam. — Pokręciła głową, odpychając od siebie dłoń Pavora. — Przepraszam, naprawdę się wystraszyłam.
Coś pękło w sercu Penelopy. Lata ćwiczeń, złudzeń, że pierwsza walka przyniesie pozytywny efekt, i chęć zaimponowania Pavorowi… — wszystko okazało się nieprawdopodobne. Marzenia dziewczyny zmieniły się w popiół, pozostawiając jedynie gorycz porażki i świadomość, że nie jest zdolna mierzyć się z istotami mitologicznymi.
— Ty mała cholero! — Skrzywił się. Położył dłoń na nagrzanym czole. — Myślisz, że… O bogowie, jacy głupi są ci ludzie. Dziecko Lamii próbowało cię zabić! Myślisz, że wolałbym patrzeć teraz na twoje częściowo zjedzone ciało?
— Dziecko Lamii? — Zdziwiła się, zmieniając trochę temat. — Przecież one zostały zabite przez Herę. Niemożliwe, bym…
Położył palec na ustach Penelopy, przerywając jej.
— Później porozmawiamy. Teraz muszę wiedzieć, czy wszystko z tobą w porządku? — rzekł stanowczym tonem.
— Poobijane żebra, siniaki na całym ciele, na nodze mam ciemny ślad i psychicznie jestem wykończona — wymieniła na jednym wydechu. — Nie krwawię, więc nie musisz drzeć koszuli.
Uśmiechnął się nieznacznie, kiedy Penelopa odpowiedziała w charakterystycznym dla siebie stylu. Nie mógł być tylko pewien, czy na pewno wszystko z nią już w porządku.
— Naoglądałaś się za dużo filmów.
— Może i tak, ale wolę sobie trochę pożartować. Uspokaja mnie to.
Pavor uniósł nogawkę od spodni i dokładnie przyjrzał się śladowi, o którym wspomniała Penelopa. Dotknął go ze wszystkich stron, ale wyglądał jak zwyczajny siniak. Mimo to dziewczyna ani razu nie zareagowała, kiedy mocniej go nadusił czy nawet uderzył; jakby był tylko nic nieznaczącym przebarwieniem skóry.
Pavor chwycił się za podbródek. Ślad naprawdę go niepokoił.
— I co? — spytała nagle.
— Naprawdę nie wiem, co to może być. Wygląda niegroźnie, ale to, co tajemnicze i nieznane, zawsze sprowadza nieszczęścia.
— Nieznane prowadzi do zguby?
— Może — odparł lakonicznie.
— Pavor… — Pragnęła zapytać mistrza, co wydarzyło się podczas walki, ale ostatecznie zrezygnowała. Miała wrażenie, że Pavor zmienił się. W oczach bił blask, który do tej pory był jej nieznany. Jednak w tym spojrzeniu kryła się również brutalność i smutek.
— Mogę zadzwonić po lekarza — zaproponował Pavor.
Penelopa pokręciła głową. Wcześniejsze spostrzeżenia zachowała dla siebie.
— Nie możemy. Nawet nie mamy odpowiedniej bajki, by to wyjaśnić. Granica nie ukryje bałaganu sprzed domu, a ja wyglądam tak, jakby ktoś mnie pobił.
— Zaniosę cię do domu, a ty stamtąd zadzwonisz. Obiecujesz?
— Na mój honor — odparła.
Pavor uśmiechnął się teatralnie. Był pewien, że dziewczyna się nie posłucha.
— Prześpij się chociaż trochę u mnie — zaoferował. — Przynajmniej tyle.
— Dobrze — zgodziła się chętnie. Wiedziała, że przy Pavorze mogła czuć się bezpiecznie.
Pavor zaniósł Penelopę do pokoju obok i położył na starej, skórzanej kanapie. Naprzeciw niej znajdował się telewizor z pięcioma podstawowymi kanałami i magnetowid, który dostał jeszcze przed piętnastu. Pavor był miłośnikiem starego, dobrego kina i kaset VHS, które zajmowały całą ścianę. Ułożone w stosach niemal czekały na przewrócenie się, ale Pavor wolał mieć wszystko na widoku — większość z nich była prezentem od Penelopy i jej ojca. Nie chciał kupować dodatkowej szafy, która tylko zajęłaby wolną przestrzeń.
Penelopa, zauważając leżące na szklanym stoliku puszki po piwie, zebrała je i odstawiła na podłogę. Zrobiła miejsce na apteczkę, po którą Pavor poszedł. Wrócił po niecałych pięciu minutach. Dziewczyna zdjęła z siebie pobrudzoną bluzkę, pozostając w pomieszczeniu jedynie w biustonoszu. Położyła się wygodnie na sofie i dała się opatrzyć mężczyźnie.
— Okropnie to wygląda — powiedział, oglądając dokładnie wyłaniające się śliwy.
— Posmaruj i miejmy to za sobą, a w międzyczasie możesz powiedzieć mi coś o Lamii. Chyba że znowu przede mną chcesz wszystko ukryć — dodała ciszej.
Pavor wycisnął trochę maści, następnie wcierając ją w gorączkujące ciało Penelopy. Zadrżała, choć trwało to tylko moment. Zaraz poczuła przyjemne ciepło dłoni Pavora.
Uspokoiła się.
— Lamia była jedną z wielu, wielu kochanek Zeusa — zaczął Pavor, ku zaskoczeniu Penelopy. Wziął głęboki wdech, czując ukłucie w sercu. Za każdym razem gdy opowiadał Penelopie o świecie bogów żałował decyzji sprzed lat i myślał o tym, jak wyglądałoby jego życie, gdyby tego pamiętnego dnia nie zdecydował się zdradzić własnego ojca i całego Olimpu. — Była piękną, zawsze uśmiechniętą ludzką kobietą, która wprowadziła do życia Zeusa coś więcej niż tylko kilka, wspólnych nocy — kontynuował. — Urodziła mu dzieci, które Zeus zaakceptował, a które Hera wyklęła. Nie mogła znieść, że jej mąż jest szczęśliwy z inną kobietą niż ona sama. Zeus odsunął Herę, nie dopuszczał jej do siebie, więc w ramach zemsty zabiła lub kazała zabić wszystkie dzieci Lamii. Mit o niej przetrwał, ale w mocno okrojonej wersji. Wiedzą to tylko ci, którzy byli tego dnia na Olimpie. Lamia dostała zaproszenie od Hery; mogła wejść do świata bogów i tam spotykać się z ukochanym. Kiedy znalazła się na miejscu, jej oczom ukazała się brama. Brama ta została zrobiona z ciał jej dzieci, wbitych na szpikulce i uformowanych w kształt przejścia. Załamana kobieta wróciła na ziemię, zaczynając mordować każde napotkane dziecię. Przekonana o zdradzie Zeusa obiecała sobie, że już nigdy nie zaufa żadnemu mężczyźnie. Piękna niczym rozkwitający kwiat przybrała maskę zła i grozy. Zdejmowała ją, gdy ujrzała mężczyznę, kusiła swym pięknem, po czym zabijała i zjadała ich ciała. Kiedy Zeus ujrzał ją po latach, zesłał na nią karę w postaci ogona węża. Jednak mimo tej brzydoty, twarz miała nadal piękną, a piersi i ramiona niezmienione. Dlatego wędrowała dalej i zabijała, nawet po dziś dzień.
— Po dziś dzień? — przerwała, nie umiejąc już wytrzymać narastającego napięcia.
— Po dziś dzień — powtórzył, a wyraz jego twarzy nadal się nie zmienił. Pavor był spokojny, nawet za spokojny. Myślał o okropnościach, które bogowie sami zesłali na niewinnych, słabych ludzi. Wcześniej nie zwracał uwagi na takie detale. Uważał za słuszne i normalne dawne czyny, które dziś go brzydziły.
Penelopa zbladła, co zaniepokoiło mężczyznę. Wyszedł na chwilę na korytarz i powrócił z grubym kocem na rękach. Przykrył nim dziewczynę aż po samą szyję, martwiąc się, że przeziębi się przez to przydługie nakładanie maści. Położył dłoń na jej czole. Na początku dziewczyna doznała dreszczy, ale potem zrozumiała, że bliskość Pavora uspokaja ją. Mimo tak wielu niebezpieczeństw, które czyhały na nią, wiedziała, że jest bezpieczna przy mistrzu.
Zamknęła oczy, biorąc kilka głębokich wdechów.
— A dzisiaj? Czego chciała? Wspominałeś, że to ty byłeś jej celem? Kim było to dziecko? — zasypała mężczyznę gradem pytań.
— Lamia powiedziała mi, że Atena zwróciła jej dzieci w zamian za sprowadzenie mnie z powrotem na Olimp.
— Ol… — nie dokończyła, w ostatniej chwili przypominając sobie, że miała nigdy nie pytać o historię Pavora.
— To niemożliwe, by dzieci Lamii zostały zwrócone. Sama widziałaś tego potwora, ale przecież jej to nie przeszkadzało. Była taka szczęśliwa, że nawet uwierzyła mi, kiedy… Nieważne. Dlatego tym razem to nie była twoja wina i tego naznaczenia, tylko moja… Oni szukali mnie.
— Mimo to przepraszam — szepnęła nagle, zasłaniając ręką oczy.
— Mówiłem ci…
— Wiem! — przerwała Pavorowi. — Wiem, że to nie moja wina. To tylko zbieg okoliczności, że stałam się celem — naprawdę to rozumiem. Wiem, że musiałam wezwać cię, poprosić o pomoc. Ale… — Jej głos załamał się. — Ale odkryłam, że jestem tylko słabym człowiekiem. Kiedy zacząłeś mnie uczyć, naprawdę wierzyłam, że będę silna. W pewnym momencie zaczytałam się w książkach, w których występowali herosi. Oglądałam filmy, by poznać sposoby na bogów i nauczyć się czegoś od nich. Patrzyłam na bohaterów, którzy ruszali przed siebie bez cienia wątpliwości. Nie chciałam walczyć, nie chciałam nawet ryzykować, lecz wierzyłam, że kiedy stanę przed zagrożeniem, uda mi się być jak oni... Wiesz co się okazało? Zrozumiałam, że to nie jest takie proste. Wciąż brakuje mi wiedzy, umiejętności i talentu. Brakuje mi tak wielu cech, które posiadali herosi. Ale przecież ja nie jestem herosem, ja jestem zwykłym, prostym człowiekiem, który po prostu stał się elementem przeznaczenia.
Pavor słuchał Penelopy z przerażeniem. Była pierwszym człowiekiem, który otworzył się przed nim w taki sposób, a którego pragnął nadal słuchać. Nie kazał dziewczynie milczeć, co zadziwiło nawet jego samego. Piętnaście lat i Penelopa — elementy, które doprowadziły do tak ogromnych zmian.
— Jestem tutaj, by cię chronić — zapewnił. Podniósł się, pochylił nad Penelopą i złożył delikatny pocałunek na jej mokrym czole. — Naprawdę.
— A ja myślałam, że nie chcesz mnie niańczyć.
— Bo nie chcę. — Oburzył się. — A ty tego nie potrzebujesz. Dzisiaj pokazałaś, że myślisz lepiej ode mnie w sytuacji zagrożenia.
— Jak można wybiec bez jakiejkolwiek broni? — Zaśmiała się.
— Wiedziałam, że mi ją przyniesiesz.
— Akurat! — powiedziała, choć ciszej niż się jej wydawało. Czuła ogarniające ją zmęczenie, chęć zamknięcia oczu i spania do czasu, w którym cały stres minie. — Zapomniałeś i tyle — dodała.
— Może…
Czuła ogarniające ją zmęczenie. Walka z dzieckiem zmęczyła ją. Jej ciało było całe obolałe, dlatego sen mógł je dobrze zrobić. Mimowolnie powieki opadły, a dziewczyna zaczęła spokojnie oddychać, mogąc nareszcie odetchnąć po ciężkim południu.
— W końcu — szepnął Pavor, przysuwając koc pod sam podbródek Penelopy. Przed sofą położył kilka poduszek na wypadek, gdyby uczennica zechciała spadać na podłogę (co zresztą nie zdarzało się rzadko) i wstał. — Jeśli tu jesteś jeszcze, Eleanor, ulecz ją, proszę…
Prychnął pod nosem, po czym rozejrzał się po pokoju, zastanawiając się, czy faktycznie Eleanor wciąż tu jest. Niewidzialna czy nie, i tak nie umiał wyczuć jej obecności. Więc po prostu opuścił pomieszczenie i stanął przed lustrem, które wisiało na korytarzu.
— Cholera! — syknął, gdy dostrzegł krew spływającą z otwartej rany, znajdującej się dokładnie w miejscu starej blizny.
Chwycił jakąś starą szmatkę i przetarł nią twarz, czując ostry ból, który promieniował ze skroni i policzka. To jakieś żarty, pomyślał, przypominając sobie całą walkę z Lamią. Wyparł się własnego imienia wiele lat temu. A teraz? Jedna walka i niemal wszystko powróciło. Ta chęć do walki, brutalność, pragnienie budzenia strachu… Jednak nie żałował, wręcz przeciwnie, odczuwał przeogromną satysfakcję. Starał się nie uśmiechać, choć kąciki ust drgały w nieustannym rytmie, aby tylko unieść się w przerażającym uśmiechu.
Dłoń Pavora dotknęła chłodnej powierzchni lustra — gładkiej i nieskazitelnej — by zostawić na niej ślad ciemnej krwi. Jego własne odbicie było dowodem, że wszystko zaprzepaścił. Ponownie stał się Pavorem, nie bogiem, nie człowiekiem — tylko tym, czym musiał być dla Eleanor i dla przeznaczenia.
— „Jedno słowo obróci cię przeciwko twemu domowi, drugie zdradzi osobę, którą pokochałeś, a trzecie ponownie odbierze ci to, co uzyskałeś. Raz podniesiony miecz przeciw Olimpowi drugi raz wbije ostrze w boga, a trzeci zakończy twe życie” — powtórzył niemal bezgłośnie przepowiednię, którą otrzymał od Mojr. Tak długo w nią nie wierzył, aż zaczęła się wypełniać, powoli prowadząc do jego śmierci…

6 komentarzy:

  1. Dobry wieczór.
    Widać, że Penelopa się jeszcze gryzie. Kokon z koca najlepszy na smutki. Najlepszy na wszystko.
    (Oglądając po kolei odcinki „Luka Cage’a”, próbowała odegnać wspomnienia sprzed południa. Zająć się czymkolwiek i nie myśleć — wyznaczyła nieskomplikowany cel, ale mimo to nie umiała go osiągnąć. Zbyt wiele spadło na jej głowę, a myślenie o ataku przyprawiało ją o dreszcze). Nie mów, pokazuj. Pozwalaj interpretować, wyciągać wnioski. Utożsamiamy się z bohaterami, gdy widzimy, jak się czują, nie kiedy o tym słyszymy w suchej narracji.
    (Zamknęła drzwi na klucz — sprawdziła to kilkukrotnie, a gdy tylko dotarła do pokoju, jeszcze raz wróciła do przedpokoju i upewniła się). Och, obawiam się, że dla tych wszystkich wynaturzeń drzwi są drobnostką.
    (Napięła mięśnie (...) Powinnam pisać teraz o kulturyście i Heraklesie. Nawet mi los nie da odpocząć. Wszędzie dopadnie, brutalnie przypominając.
    (— Kornelio… — wypowiedziała imię przyjaciółki głosem pełnym cierpienia). Jak trochę wyżej. Pełnym cierpienia, czyli? Można się domyślić, dopowiedzieć sobie, ale to niezbyt żywe, obrazowe.
    Tęskniłam za Kornelią. Taki sympatyczny, ludzki przerywnik. Posoka posoką i te wszystkie kreaturki, na przyjaciółkę warto znaleźć miejsce.
    Kornelia była tak spokojna i wyszła, że myślałam, że będzie jak w Teen Wolf:
    Ethan: Wiesz co... muszę Ci o czymś powiedzieć.
    Danny: Ja tobie też. Nie wiem, czy bycie z wilkołakiem to nie zbyt wiele.
    Ethan: Ty wiesz? *szok i niedowierzanie
    Danny: Daj spokój, to Beacon Hills. <3
    (Jestem Twoją siostrą (...) skojarzyło mi się z tymi wszystkimi, bożymi, patetycznymi (jam...). Jeszcze to wymowne uderzenie się w pierś. Uroczo.
    Och, biedna Karolina się jeszcze obwinia... Penelopa zacznie bardziej... Tyle żalu. Dużo też wspomnień w tym rozdziale, przeszłości. Może i dobrze, utrwali się.
    Zmarli nie chcieli do Was przychodzić... Mocne. Ale naprawdę się cieszę, że znalazło się miejsce na elementy obyczajówki, takie spokojne obcowanie z postaciami.
    Czekam na wyjaśnienie z lustrem i pęknięciem, bo jestem trochę zdezorientowana.
    Spokojnego wieczoru,
    mendoid Corteen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie dziękuję za rady. Ja wiem, że mam taką tendencję do suchego dawania faktów, choć wydaje mi się, że jest dobrze... Ale cóż, tak jak pisałam, człowiek nie zauważa swoich błędów, dlatego dzięki za ich wypisanie. Poza tym wiesz... Problemem pewnie jest też to, że studiuje finanse i rachunkowość i piszę teraz pracę licencjacką. To jest taka sucha teoria, często lanie wody, kruczki prawne i na człowieka na pewno wpływa...
      A wiesz ty, jeśli chodzi o TW, to naprawdę w pierwszej chwili chciałam uczynić to samo. Zrobić z Kornelii kogoś, kto jednak widzi ten świat i też to ukrywał. Ale ostatecznie uznałam, że to nie ma sensu, bo za mało było Kornelii, by uznać to za realne.
      Ogólnie nie lubię obyczajówek, ale uznałam, że przeszłość i codzienne sprawy bohaterów też są ważne i mimo wszystko budują dane postaci. A poza tym, naprawdę mi się to przyjemnie pisało! I w zasadzie kolejny rozdział to też będzie taka obyczajówka, więc mam nadzieje, że też będzie ciekawa!
      A co do ostatniej sceny. To akurat rzecz związana z Granicą i jest dezorientując i nie dowiesz się, o co w tym chodziło przez długi, długi czas :)
      Wielkie dzięki za kom, za wszystkiego uwagi, bo one są naprawdę pomocne! Dzięki!

      Usuń
  2. Dotarłam gdzieś tutaj i ogólnie miałam skomentować jak dojdę do aktualnego rozdziału, ale potem zapomnę, gdzie skończyłam i będzie kicha.
    Ogólnie podoba mi się dynamika akcji, że całość się nie ciągnie, tylko tam drepta w konkretnym kierunku. Lubię ten pomysł na granicę Olimpu i nawet zaczęłam lubić Penelopę, chociaż wcześniej trochę mnie denerwowała. To jej podejście, że obraca w żart nerwowe sytuacje trochę przypomina mi mnie samą.
    Jej opiekun też zaczyna mnie do siebie przekonywać, chociaż tutaj uważałabym na znany schemat, czyli "jestem zły bad by, mam sekret, nikogo nie lubię, ale ciebie akurat tak nie wiem czemu i zdradzę ci sekret". Na razie lubię ich relację.
    No i gdzieś tam chyba pisałaś, że ta Lamia wyszła ci dziecinnie czy coś w tym stylu, ale moim zdaniem wręcz przeciwnie. Ona z tych wszystkich stworzeń wydała mi się najbardziej żywa i szalona. Nie ta Elżbieta czy Afrodyta, ale właśnie babka z ogonem. Ogólnie dobra scena z nią i Pavorem, ciekawi mnie jego imię.

    Tak czy inaczej tyle mam do napisania po przerwie, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięuję, że znalazłaś tyle zalet w opowiadaniu i że przypadło ci do gustu :) Czy bohaterowie denerwują czy nie, to też kwestia osoby i podejścia. Choć szczerze mówiąc, w prawdziwym życiu to co krok są osoby, które denerwują :)
      Wiem, wiem, staram się uważać na ten schemat i staram się go nie zrobić. Mam nadzieję, że nie zawiodę i jednak uda mi się poprowadzić Pavora tak, jak myślę :) A poza tym wydaje mi się, że Pavora to już nie dotyczy. Mimo wszystko przez 15 lat opiekował się Penelopą, a to naprawdę dało im czas na poznanie się :)
      I super. Wiesz, każdy inaczej interpretuje postaci. Ja bałam się, że wyjdzie dziecinnie, a że jednak myliłam się, to bardzo mnie to cieszy!!!

      Ogromnie dziękuję za szczery komentarz! I czy ty przypadkiem nie zmieniłaś nicku? Dawno byłam na twoim blogu, ale to przez zawirowania na studiach. Teraz jednak w najbliższej przyszłości zamierzam nadrobić!
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Zmieniłam z powodów technicznych. Ogólnie nie przywiązuję tak do tego wagi, ale opowiadania wolę prowadzić pod jednym nickiem, a niestety Karolina jest najczęściej zajęte ; )
      Zawsze jest więcej i mniej czasu, w żadnym razie nie wymuszam czytania swojego bloga ;p
      Weny życzę ; ))

      Usuń
  3. Wiem, wiem, teraz jak na to spojrzę, to faktycznie Kornelia mogła zachować większy dystans.
    Nie mniej, dzięki za komentarz! I tak, pamiętam o twoim blogu, ale ostatnio nie miałam czasu i chęci czytać :) Na pewno zajrzę, to mogę obiecać :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwuj!