[One-shot Fairy Tail Nalu] I smok może się oświadczyć...


Liczba słów: 1 500
Tagi: pocałunek, Nalu, szczęśliwe zakończenie, oświadczyny,  nawet nikogo nie zabiłam, więc możecie czytać!

Bębny zagrały, a tancerki weszły na scenę, poruszając się w rytm skocznej muzyki. Platformy ruszyły wzdłuż miasta, rozpoczynając paradę, która miała trwać pięć dni i pięć nocy.

Członkowie Fairy Tail rozpoczęli pokaz jako drudzy. Zaczęło się od lodowych tworów Graya, połączonych z wodnym tańcem Juvii. Oboje wyglądali przepięknie, uzupełniani się w magii, która przepływała przez nich, jednocząc się w jednym punkcie – lodowym kwiecie wielkości katedry, który zawisł nad całą Magnolią.

Rozległy się gromkie oklaski. Juvia z Grayem chwycili się za ręce, skłonili i zeskoczyli ze sceny, ustępując miejsca Erzie.

Lucy pogratulowała występu i usunęła się na bok. Zaszła na chwilę do księgarni. Przywitała się z niemrawym, starym sprzedawcą, któremu plecy już dawno odmówiły posłuszeństwa. Zgarbiony podszedł do Lucy i wskazał jej na półkę, gdzie wystawił jej książki.

— Sprzedało się trochę — poinformował ją zmęczonym głosem. — A dzisiaj pewnie...

— To nic — przerwała mu. — Będę próbować dalej. Bardziej... Dzisiaj... To znaczy... — Zarumieniła się ze wstydu.

Jak miała dokończyć zdanie? Przy sprzedawcy, którego ledwo znała? Tylko że w tej chwili nie było nikogo innego, z kim mogłaby porozmawiać...

— Coś się stało, dziecko?

— Tak, to znaczy nie... Ja... Ech. — Westchnęła w końcu. — Podoba mi się pewien chłopak. Długo ze sobą jesteśmy, w sensie znamy się, bo nie jako para, ale on jeszcze nigdy nie potraktował mnie jak kobietę. Zawsze się nabijał, podglądał mnie, uważa, że wszystko mu wolno. Na początku akceptowałam to, ale teraz...

— Ech, dzieci. — Sprzedawca pokręcił głową. — Jak mu nie powiesz, to chyba tym bardziej się nie domyśli.

— Ale...

— Ty wiesz, co się działo, kiedy ja próbowałem swoją ukochaną poprosić o rękę? Dziecko, he! Potknąłem się i wylądowałem w błocie, pytając najpiękniejszą kobietę w Fiore, czy wyjdzie za mnie!

— I co się stało?

Parsknął śmiechem.

— Oj, mieli ze mnie niezły ubaw, ale koniec końców usłyszałem cudowne "tak". Oczywiście wcześniej z miesiąc zbierałem się na oświadczyny. A ile się wtedy namyślałem! Spać nie mogłem, chodziłem zmęczony, a ojciec to miał już ochotę mnie sprać.

— Wyobrażam to sobie.

— Dlatego leć i mu powiedz. Nie warto czekać! Tylko zmarnujesz czas na myślenie. Już pewnie zmarnowałaś, głupia, więc leć, znajdź Natsu i...

— Nie mówiłam, że chodzi o Natsu!

Przewrócił oczami.

— A niby o kim? Już wszyscy w Magnolii wiedzą o tym. No... Oprócz samego Natsu, rzecz jasna.

Policzki Lucy znów zapłonęły. Chwyciła jedną z książek z wystawy i zaczęła się nią wachlować.

— Ej, zapłać za nią! — skarcił ją sprzedawca.

Odłożyła niewinnie książkę na miejsce i wyszła, udając że nic się nie stało.

Na zewnątrz rozbrzmiała kolejna fala zachwytów. Dzieci rozkrzyczały się na widok biegających zwierzątek, a chwilę później nie mogły oderwać wzroku od tańczącej Erzy. Miecze pojawiały się w jej dłoniach po każdym obronie, jeden piękniejszy od drugiego. Przywdziała satynową zbroję, z ozdobnymi różami ze złota i opadającym na jej twarz welonie.

Lucy spojrzała na swoje odbicie, które pojawiło się w witrynie sklepowej.

— Nie jestem taka piękna…

Może Natsu nic do niej nie czuje? Obawy pogłębiały się, kiedy wspominała ich wspólne misje. Za każdym razem traktował ją jak najlepszą przyjaciółkę, ani razu jak kobietę. A w domu? Wchodził jej do łazienki, niszczył rzeczy, podglądał, denerwował... A mimo to uczucia do chłopaka pogłębiały się z każdym nowym rokiem. Kiedy parada rozpoczynała się, po raz kolejny pytała się, czy Natsu to tylko przyjaciel?

Odpowiedź zawsze brzmiała: nie.

Odeszła w stronę przeciwną do parady, do opuszczonego drzewa Rainbow Sakury, które mieniło się tej wiosny barwą najcudowniejszej tęczy na świecie. Pąki opadały w kolejności kolorów tęczy, układając się na ziemi, jakby przykrywając trawę wielobarwną kołderką.

Lucy usiadła na ławce i wzięła głęboki wdech.

Otworzyła oczy, trzy płomyki zatańczyły przed jej oczami, formułując się najpierw w kwiat, potem w książkę, a na końcu małego kota, który uciekł za jej plecy. Podążyła za nim wzrokiem...

Natsu stał za Lucy, wyprostowany i z poważnym wyrazem twarzy, który był zupełnie do niego niepodobny.

A co dziwniejsze, trzymał w doniczce mini wersję drzewa Sakury, które zakwitło po raz pierwszy w życiu. Pąki były drobne, skromne i dalej nieuformowane w przeciwieństwie do dorosłego drzewa, które promieniowało barwami w przeciwieństwie do młodszej wersji.

— Mówiłaś, że nie lubisz kwiatów! — krzyknął niespodziewanie Natsu.

— No... Nie przepadam.

Podał jej doniczkę z drzewem.

— Dla mnie? — zająknęła się.

Natsu skinął trzy razy głową.

— Z jakiej okazji?

— Zobacz. — Wskazał palcem na drzewko.

Lucy wzięła doniczkę, cholernie ciężką doniczkę. Kolana ugięły się jej pod ciężarem drzewka. Szybko postawiła je na ławce. Odgarnęła blade pąki. Coś zalśniło w środku. Włożyła głębiej palce, aż natrafiła na coś zimnego, okrągłego. Wyjęła przedmiot.

Dopiero w świetle słońca zobaczyła, że trzymała cienki pierścionek, z czerwonym kamieniem na środku. Kamieniem? Nie, przypominał inny materiał. Nie był podobny do kryształu czy kamienia.

— Co to jest? — spytała podejrzliwym głosem. — Co znowu kombinujesz?

— To pierścionek z łuską Igneela. — Podszedł do Lucy i wskazał na "kamień". — Dodałem do niego odrobinę swojej magii.

— Ach, tak...

— Tak. Jeśli będziesz go nosić, zawsze cię znajdę, jeśli będziesz potrzebowała mojej pomocy.

— Rozumiem... — Ścisnęła pierścionek. — Ale chyba sobie dam radę bez niego. I tak zawsze mnie ratujesz, kiedy potrzebuję pomocy. Nie musisz mi go dawać.

— Chcę, bo muszę wiedzieć, gdzie jest moja żona!

— Natsu, ja... — Lucy zamrugała kilka razy. — Co ty właściwie powiedziałeś?

— Żona — powtórzył.

— Że...

— Żona...

— Żo...

— Żona! — powtórzył po raz ostatni stanowczym tonem. — Wyjdź za mnie! — rozkazał, nawet nie poprosił, tylko wydał rozkaz.

— Słucham?

— Wyjdź mnie... — Tym razem poprosił. Ujął Lucy za dłoń i powtórzył prośbę: — Wyjdź za mnie.

— Natsu...

— Kocham cię. Wiem, że czasem... jestem uciążliwy.

— Miło, że zdajesz sobie z tego sprawę — zażartowała.

— Tak, wiem. Ale... Kocham cię, naprawdę cię kocham i chciałbym zamieszkać razem. Może w końcu razem byśmy się kąpali. Tu niewiele się zmieni może — dodał ciszej. — Oczywiście byśmy chodzili razem na misje. Ech raczej to nic nowego — wtrącił znowu. — Niekoniecznie jestem pewny, co by się zmieniło. Wymyślimy coś.

Lucy aż poczerwieniała. Nie zdawał sobie sprawy, na czym polega małżeństwo, czy tylko udawał głupiego?

— Natsu...

— Może też założymy rodzinkę. Dziewczynkę nazwalibyśmy "Layla", po twojej mamie. A chłopiec byłby na pewno Igneelem! — Skinął dumnie głową.

Lucy zaśmiała się. Kto dawał imię dziecku po smoku? To właśnie był cały Natsu…

Jej usta poruszyły się bezgłośnie, chcąc dać mu odpowiedź, lecz Lucy wciąż bała się zgodzić. Bała się, że niespodziewane oświadczyny okażą się zwykłym żartem, przez które zrobi z siebie pośmiewisko. Na samą myśl o wytykaniu palcami, o plotkach w gildii robiło jej się niedobrze.

Powiedzieć „nie”? Też nie potrafiła.

Zwróciła się ku Natsu. Szukała w nim kolejny raz ratunku, wierząc, że wyciągnie dłoń i złapie, nim pochłoną ją wątpliwości. On jednak milczał, w skupieniu oczekując jednego słowa. Jego poważne spojrzenie nie zdradzało kpiny, a szczerą obawę, że usłyszy niechcianą odpowiedź.

— Tak! – wykrzyczała, nim targnęły nią kolejne wątpliwości.

— Naprawdę?

— Ahy. — Zbliżyła się do niego. — Kocham cię od dawna. Nie śmiej się, proszę, ale długo, długo myślałam, że… Ty… Ech…

— Przepraszam. — Ukrył zawstydzoną twarz za dłońmi.

— Nie przepraszaj. — Pokręciła głową. — Ty głupku, czemu tak długo? I skąd pomysł z drzewem?

— Nie lubisz kwiatów.

— Drzewo?

— Posadzimy przed domem! Albo gdzieś niedaleko. Urośnie. Postawimy ławkę, huśtawkę i na starość będziemy się na niej bujać.

— Na starość? — Uniosła prawą brew ze zdziwienia. — Aż tak daleko wybiegasz w przyszłość?

Natsu uśmiechnął się szeroko, jak zawsze pięknie, szczerze. Na widok tego uśmiechu jej serce topniało.

Założyła ręce za szyją Natsu i stanęła na palcach. Był za wysoki dla niej. Natsu pochylił się, po czym pocałował ją w czoło. Zamrugała z niedowierzaniem. Czoło? Tylko czoło?

Bez zastanowienia podskoczyła i wbiła się w jego usta. Natsu odruchowo chwycił ją w talii. Odsunął się i popatrzył prosto w jej oczy, aż nagle przykucnął, chwycił za nogi i podniósł wysoko. Lucy krzyknęła, lecz jej wrzask zadusił usta Natsu. Chropowate, męskie wargi wbiły się w jej delikatne usta, pieszcząc w słodkich pocałunkach, które z każdą chwilą płonęły coraz mocniej. Natsu był gorący, kojący i niesamowicie podniecający.

Wiele razy wyobrażała sobie ich pierwszy pocałunek, wiele razy czerwieniała ze wstydu, gdy tuliła się do poduszki i myślała o ukochanym, wierząc, że zaraz położy się obok niej, wyzna miłość i zabierze w noc, o której każda kobieta marzyła.

Niepotrzebnie czekała, powinna wcześniej sama wziąć sprawy w swoje ręce.

Chwyciła go za policzki i odepchnęła od twarzy.

— Może pójdziemy? — zaproponowała jednoznacznie niskim głosem.

— Ale gdzie?

Przewróciła oczami i parsknęła śmiechem. Cały Natsu, ale takiego Natsu właśnie kochała.

— Do domu. — Przyłożyła swoje czoło do jego. — Do naszego domu.

— Dobrze, ale najpierw pierścionek.

Lucy zamarła. Otworzyła obie dłonie, w jednej z nich jeszcze chwilę temu trzymała pierścionek, ale w tym zamieszaniu chyba go wypuściła.

— Lucy...

— Gdzieś jest... — odburknęła. — Ja... Znajdziemy go, przecież mówiłeś, że magia....

— No tak, ale ty jesteś większa od pierścionka!

Natsu puścił ją nagle. Oboje przyklęknęli, szukając pierścienia z łuską smoka wśród traw i płatków sakury. Śmiali się, trochę popychali nawzajem, ale wewnątrz dźwięków muzyki, wśród wiatru i opadających kwiatów, Lucy wiedziała, że i tak zawsze znajdą to, czego szukają, kiedy drugie będzie obok.


0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!