Bębny zagrały, a tancerki weszły na scenę,
poruszając się w rytm skocznej muzyki. Platformy ruszyły wzdłuż miasta,
rozpoczynając paradę, która miała trwać pięć dni i pięć nocy.
Członkowie Fairy Tail rozpoczęli pokaz jako
drudzy. Zaczęło się od lodowych tworów Graya, połączonych z wodnym tańcem
Juvii. Oboje wyglądali przepięknie, uzupełniani się w magii, która przepływała
przez nich, jednocząc się w jednym punkcie – lodowym kwiecie wielkości katedry,
który zawisł nad całą Magnolią.
Rozległy się gromkie oklaski. Juvia z
Grayem chwycili się za ręce, skłonili i zeskoczyli ze sceny, ustępując miejsca
Erzie.
Lucy pogratulowała występu i usunęła się na
bok. Zaszła na chwilę do księgarni. Przywitała się z niemrawym, starym
sprzedawcą, któremu plecy już dawno odmówiły posłuszeństwa. Zgarbiony podszedł
do Lucy i wskazał jej na półkę, gdzie wystawił jej książki.
— Sprzedało się trochę — poinformował ją
zmęczonym głosem. — A dzisiaj pewnie...
— To nic — przerwała mu. — Będę próbować
dalej. Bardziej... Dzisiaj... To znaczy... — Zarumieniła się ze wstydu.
Jak miała dokończyć zdanie? Przy sprzedawcy,
którego ledwo znała? Tylko że w tej chwili nie było nikogo innego, z kim
mogłaby porozmawiać...
— Coś się stało, dziecko?
— Tak, to znaczy nie... Ja... Ech. —
Westchnęła w końcu. — Podoba mi się pewien chłopak. Długo ze sobą jesteśmy, w
sensie znamy się, bo nie jako para, ale on jeszcze nigdy nie potraktował mnie
jak kobietę. Zawsze się nabijał, podglądał mnie, uważa, że wszystko mu wolno.
Na początku akceptowałam to, ale teraz...
— Ech, dzieci. — Sprzedawca pokręcił głową.
— Jak mu nie powiesz, to chyba tym bardziej się nie domyśli.
— Ale...
— Ty wiesz, co się działo, kiedy ja
próbowałem swoją ukochaną poprosić o rękę? Dziecko, he! Potknąłem się i
wylądowałem w błocie, pytając najpiękniejszą kobietę w Fiore, czy wyjdzie za
mnie!
— I co się stało?
Parsknął śmiechem.
— Oj, mieli ze mnie niezły ubaw, ale koniec
końców usłyszałem cudowne "tak". Oczywiście wcześniej z miesiąc
zbierałem się na oświadczyny. A ile się wtedy namyślałem! Spać nie mogłem,
chodziłem zmęczony, a ojciec to miał już ochotę mnie sprać.
— Wyobrażam to sobie.
— Dlatego leć i mu powiedz. Nie warto
czekać! Tylko zmarnujesz czas na myślenie. Już pewnie zmarnowałaś, głupia, więc
leć, znajdź Natsu i...
— Nie mówiłam, że chodzi o Natsu!
Przewrócił oczami.
— A niby o kim? Już wszyscy w Magnolii
wiedzą o tym. No... Oprócz samego Natsu, rzecz jasna.
Policzki Lucy znów zapłonęły. Chwyciła
jedną z książek z wystawy i zaczęła się nią wachlować.
— Ej, zapłać za nią! — skarcił ją
sprzedawca.
Odłożyła niewinnie książkę na miejsce i
wyszła, udając że nic się nie stało.
Na zewnątrz rozbrzmiała kolejna fala
zachwytów. Dzieci rozkrzyczały się na widok biegających zwierzątek, a chwilę
później nie mogły oderwać wzroku od tańczącej Erzy. Miecze pojawiały się w jej
dłoniach po każdym obronie, jeden piękniejszy od drugiego. Przywdziała satynową
zbroję, z ozdobnymi różami ze złota i opadającym na jej twarz welonie.
Lucy spojrzała na swoje odbicie, które
pojawiło się w witrynie sklepowej.
— Nie jestem taka piękna…
Może Natsu nic do niej nie czuje? Obawy
pogłębiały się, kiedy wspominała ich wspólne misje. Za każdym razem traktował
ją jak najlepszą przyjaciółkę, ani razu jak kobietę. A w domu? Wchodził jej do
łazienki, niszczył rzeczy, podglądał, denerwował... A mimo to uczucia do
chłopaka pogłębiały się z każdym nowym rokiem. Kiedy parada rozpoczynała się,
po raz kolejny pytała się, czy Natsu to tylko przyjaciel?
Odpowiedź zawsze brzmiała: nie.
Odeszła w stronę przeciwną do parady, do
opuszczonego drzewa Rainbow Sakury, które mieniło się tej wiosny barwą najcudowniejszej
tęczy na świecie. Pąki opadały w kolejności kolorów tęczy, układając się na
ziemi, jakby przykrywając trawę wielobarwną kołderką.
Lucy usiadła na ławce i wzięła głęboki
wdech.
Otworzyła oczy, trzy płomyki zatańczyły
przed jej oczami, formułując się najpierw w kwiat, potem w książkę, a na końcu
małego kota, który uciekł za jej plecy. Podążyła za nim wzrokiem...
Natsu stał za Lucy, wyprostowany i z poważnym
wyrazem twarzy, który był zupełnie do niego niepodobny.
A co dziwniejsze, trzymał w doniczce mini
wersję drzewa Sakury, które zakwitło po raz pierwszy w życiu. Pąki były drobne,
skromne i dalej nieuformowane w przeciwieństwie do dorosłego drzewa, które promieniowało
barwami w przeciwieństwie do młodszej wersji.
— Mówiłaś, że nie lubisz kwiatów! —
krzyknął niespodziewanie Natsu.
— No... Nie przepadam.
Podał jej doniczkę z drzewem.
— Dla mnie? — zająknęła się.
Natsu skinął trzy razy głową.
— Z jakiej okazji?
— Zobacz. — Wskazał palcem na drzewko.
Lucy wzięła doniczkę, cholernie ciężką
doniczkę. Kolana ugięły się jej pod ciężarem drzewka. Szybko postawiła je na
ławce. Odgarnęła blade pąki. Coś zalśniło w środku. Włożyła głębiej palce, aż
natrafiła na coś zimnego, okrągłego. Wyjęła przedmiot.
Dopiero w świetle słońca zobaczyła, że
trzymała cienki pierścionek, z czerwonym kamieniem na środku. Kamieniem? Nie,
przypominał inny materiał. Nie był podobny do kryształu czy kamienia.
— Co to jest? — spytała podejrzliwym
głosem. — Co znowu kombinujesz?
— To pierścionek z łuską Igneela. —
Podszedł do Lucy i wskazał na "kamień". — Dodałem do niego odrobinę
swojej magii.
— Ach, tak...
— Tak. Jeśli będziesz go nosić, zawsze cię
znajdę, jeśli będziesz potrzebowała mojej pomocy.
— Rozumiem... — Ścisnęła pierścionek. — Ale
chyba sobie dam radę bez niego. I tak zawsze mnie ratujesz, kiedy potrzebuję
pomocy. Nie musisz mi go dawać.
— Chcę, bo muszę wiedzieć, gdzie jest moja
żona!
— Natsu, ja... — Lucy zamrugała kilka razy.
— Co ty właściwie powiedziałeś?
— Żona — powtórzył.
— Że...
— Żona...
— Żo...
— Żona! — powtórzył po raz ostatni
stanowczym tonem. — Wyjdź za mnie! — rozkazał, nawet nie poprosił, tylko wydał
rozkaz.
— Słucham?
— Wyjdź mnie... — Tym razem poprosił. Ujął
Lucy za dłoń i powtórzył prośbę: — Wyjdź za mnie.
— Natsu...
— Kocham cię. Wiem, że czasem... jestem
uciążliwy.
— Miło, że zdajesz sobie z tego sprawę —
zażartowała.
— Tak, wiem. Ale... Kocham cię, naprawdę
cię kocham i chciałbym zamieszkać razem. Może w końcu razem byśmy się kąpali.
Tu niewiele się zmieni może — dodał ciszej. — Oczywiście byśmy chodzili razem
na misje. Ech raczej to nic nowego — wtrącił znowu. — Niekoniecznie jestem
pewny, co by się zmieniło. Wymyślimy coś.
Lucy aż poczerwieniała. Nie zdawał sobie
sprawy, na czym polega małżeństwo, czy tylko udawał głupiego?
— Natsu...
— Może też założymy rodzinkę. Dziewczynkę
nazwalibyśmy "Layla", po twojej mamie. A chłopiec byłby na pewno
Igneelem! — Skinął dumnie głową.
Lucy zaśmiała się. Kto dawał imię dziecku
po smoku? To właśnie był cały Natsu…
Jej usta poruszyły się bezgłośnie, chcąc
dać mu odpowiedź, lecz Lucy wciąż bała się zgodzić. Bała się, że niespodziewane
oświadczyny okażą się zwykłym żartem, przez które zrobi z siebie pośmiewisko.
Na samą myśl o wytykaniu palcami, o plotkach w gildii robiło jej się niedobrze.
Powiedzieć „nie”? Też nie potrafiła.
Zwróciła się ku Natsu. Szukała w nim
kolejny raz ratunku, wierząc, że wyciągnie dłoń i złapie, nim pochłoną ją wątpliwości.
On jednak milczał, w skupieniu oczekując jednego słowa. Jego poważne spojrzenie
nie zdradzało kpiny, a szczerą obawę, że usłyszy niechcianą odpowiedź.
— Tak! – wykrzyczała, nim targnęły nią
kolejne wątpliwości.
— Naprawdę?
— Ahy. — Zbliżyła się do niego. — Kocham
cię od dawna. Nie śmiej się, proszę, ale długo, długo myślałam, że… Ty… Ech…
— Przepraszam. — Ukrył zawstydzoną twarz za
dłońmi.
— Nie przepraszaj. — Pokręciła głową. — Ty
głupku, czemu tak długo? I skąd pomysł z drzewem?
— Nie lubisz kwiatów.
— Drzewo?
— Posadzimy przed domem! Albo gdzieś
niedaleko. Urośnie. Postawimy ławkę, huśtawkę i na starość będziemy się na niej
bujać.
— Na starość? — Uniosła prawą brew ze
zdziwienia. — Aż tak daleko wybiegasz w przyszłość?
Natsu uśmiechnął się szeroko, jak zawsze
pięknie, szczerze. Na widok tego uśmiechu jej serce topniało.
Założyła ręce za szyją Natsu i stanęła na
palcach. Był za wysoki dla niej. Natsu pochylił się, po czym pocałował ją w
czoło. Zamrugała z niedowierzaniem. Czoło? Tylko czoło?
Bez zastanowienia podskoczyła i wbiła się w
jego usta. Natsu odruchowo chwycił ją w talii. Odsunął się i popatrzył prosto w
jej oczy, aż nagle przykucnął, chwycił za nogi i podniósł wysoko. Lucy
krzyknęła, lecz jej wrzask zadusił usta Natsu. Chropowate, męskie wargi wbiły
się w jej delikatne usta, pieszcząc w słodkich pocałunkach, które z każdą
chwilą płonęły coraz mocniej. Natsu był gorący, kojący i niesamowicie
podniecający.
Wiele razy wyobrażała sobie ich pierwszy
pocałunek, wiele razy czerwieniała ze wstydu, gdy tuliła się do poduszki i
myślała o ukochanym, wierząc, że zaraz położy się obok niej, wyzna miłość i
zabierze w noc, o której każda kobieta marzyła.
Niepotrzebnie czekała, powinna wcześniej
sama wziąć sprawy w swoje ręce.
Chwyciła go za policzki i odepchnęła od
twarzy.
— Może pójdziemy? — zaproponowała
jednoznacznie niskim głosem.
— Ale gdzie?
Przewróciła oczami i parsknęła śmiechem.
Cały Natsu, ale takiego Natsu właśnie kochała.
— Do domu. — Przyłożyła swoje czoło do
jego. — Do naszego domu.
— Dobrze, ale najpierw pierścionek.
Lucy zamarła. Otworzyła obie dłonie, w
jednej z nich jeszcze chwilę temu trzymała pierścionek, ale w tym zamieszaniu
chyba go wypuściła.
— Lucy...
— Gdzieś jest... — odburknęła. — Ja...
Znajdziemy go, przecież mówiłeś, że magia....
— No tak, ale ty jesteś większa od
pierścionka!
Natsu puścił ją nagle. Oboje przyklęknęli, szukając pierścienia z łuską smoka wśród traw i płatków sakury. Śmiali się, trochę popychali nawzajem, ale wewnątrz dźwięków muzyki, wśród wiatru i opadających kwiatów, Lucy wiedziała, że i tak zawsze znajdą to, czego szukają, kiedy drugie będzie obok.
Znajdziesz mnie tutaj:Wattpad – https://www.wattpad.com/user/OlaRi9Tumblr – https://rolaka.tumblr.comFacebook – https://www.facebook.com/PisarkaRolaka/Twitter – https://twitter.com/Rolaka1995Możesz mnie wesprzeć tutaj:Paypal – https://paypal.me/pools/c/8bkOu9wTfD
0 Comments:
Prześlij komentarz