[Pozory czasem mylą] Rozdział 88 W głowie

 

NATSU

Jego usta bolały. Lucy wbiła się w niego mocno, nigdy wcześniej nie doznał takiego pocałunku, a przecież wielokrotnie z Lisanną spędzali ostre, upojne noce.

W tym pocałunku było coś innego, dziwna namiętność, która poruszyła nim.

Pragnął więcej.

Pragnął jej...

Osunął się po pniu drzewa i usiadł na zimnej ziemi. Chwycił się za krocze. Cholera, akurat teraz musiał mu stanąć? Na cmentarzu? Przy drzewie, przy którym tak niedawno powiesiła się jakaś kobieta?

Brzydził się sobą, ale z drugiej strony nie potrafił odrzucić uczucia, którego zaznał po zbliżeniu z Lucy.

Dotknął warg. Ciepło nie zeszło ze skóry, choć wiatr dawno powinien ochłodzić gorące ciało.

- Cholera, ale ona całuje!

Włożył dłoń we włosy i przeczesał je palcami, pośpiewując pod nosem, jak to cudowny dziś dzień. Okręcił się na palcach i poszedł w kierunku przystanku autobusowego. Stał przy nim bus. Natsu ruszył biegiem i w ostatniej chwili wskoczył do środka. Podziękował kierowcy, że poczekał.

Rozsiadł się w ciepłym pomieszczeniu, wypełnionym dziwnym zapachem ulatniającym się z choinki zapachowej dyndającej przy radiu kierowcy.

Ułożyło się zbyt pięknie. Nie tylko ostrzegł Lucy przed zagrożeniem, ale i sam zdąży spakować się i uciec z Magnolii, zanim zwróci uwagę Igneela i Lisanny. Spakował torbę z rzeczami jeszcze z samego rana, kiedy dziewczyna i ojciec wyszli na krótki spacer, by porozmawiać na osobności. Został sam. Ukrył rzeczy w piwnicy, a resztę, którą zostawił w szafie, trochę rozbabrał, żeby wyglądało jak wcześniej. Lisanna raczej nie zaglądała mu do szafy, ale w tych okolicznościach chyba wszystkiego już się mógł spodziewać.

Dotknął jeszcze raz swoich ust. Lucy naprawdę go zaskoczyła... Wątpił, żeby darzyła go głębszym uczuciem, więc dlaczego? Udawała? A może zwyczajnie potrzebowała bliskości? I w jej życiu wiele się wydarzyło. Podejrzewał, że ogarnęła ją chwilowa słabość, a w tej chwili znalazł się obok niej.

- Tak, to nic nie znaczyło.

Założył ręce za głową. Jednak nim zdążył przymknąć oczy, mignęło mu jego osiedle. Z tego wszystko zapomniał, że cmentarz znajduje się blisko niego i nie musi specjalnie jechać kilkunastu kilometrów, jak do centrum.

Wysiadł, podskakując kilka razy w miejscu ze szczęścia. Okręcił się, złapał za znak autobusowy i zatrzymał.

Natsu parsknął śmiechem. Jeszcze parę dni i będzie tak tańczył codziennie... A przynajmniej tak myślał dopóki nie zobaczył, że brakuje samochodu Igneela. Na miejscu parkingowym stał już samochód dozorcy. Przyjeżdżał zazwyczaj tuż po porannych zakupach, a więc musieli wyjechać chwilę po tym, jak Natsu wyszedł z mieszkania.

Zacisnął pięść i pognał bez zastanowienia do mieszkania. Drzwi były zamknięte, dzwonił kilka razy i nikt mu nie odpowiedział. W końcu wyjął pęk kluczy. Jego ręce trzęsły się, nie mógł trafić do dziurki. Klucz omijał ją raz na dole, raz na górze, potem z boku, aż w końcu trafił do środka.

- Jest! - krzyknął z radości.

Otworzył drzwi i wparował do środka.

Zastał ciszę...

Czuł, że nogi uginają się pod ciężarem ciała. Kroczył niepewnie, przyglądając się każdemu pomieszczeniu po kolei. Nikt i nic... W wewnątrz panowała całkowita pustka. Z mebli zniknęły cenne ozdoby, brakowało porcelany właścicieli, telewizor gdzieś zaginął, tak samo inne sprzęty.

Natsu przeszedł się dalej. Słyszał odbijające się echem kroki, które dudniły mu w uszach ciężkim dźwiękiem. Nie wytrzymał. Zasłonił uszy, obawiając się, że za moment straci słuch.

Jednak jego ręce opadły bezwładnie wzdłuż tułowia, gdy doszedł do wynajmowanego pokoju. Ubrania Natsu leżały porozrzucane po całej podłodze, brakowało kilku bluz, butów, a nawet spodni. Rozdartą czapkę rzucono w kąt. Nieopodal szafy stały spaskudzone buty, jakby ktoś posmarował je smarem.

Przyklęknął.

- Co tu się stało?

Nie otrzymał odpowiedzi.

- Cholera, wy chyba nie...

Rzucił sie na stos rzeczy, rozgrzebując je po kolei, sprawdzając, czego brakowało. Po pożarze Fairy Tail, który strawił jego dobytek, nie stać go było na nowe ubrania. Pamiętał każdą bluzkę, bluzę, spodnie, buty, które udało mu się zdobyć z lumpeksów w przerwach na poszukiwanie pracy. Wśród nich nie było jednego zestawu...

Pobiegł do piwnicy. Wparował na korytarz, na którego końcu zostawił torbę. Nie stała tam. Rozejrzał się jeszcze raz, wierząc, że może przez przypadek zapomniał, że może gdzieś ktoś ją przestawił, ale nie... Nie było jej tam.

Nasunął mu się tylko jeden wniosek:

- Oni o wszystkim wiedzą. - Jego źrenice poszerzyły się. Gwałtownie wstał i wybiegł na ulicę, krzycząc: - Lucy!

Wyciągnął telefon i zadzwonił do dziewczyny - raz, drugi, nie odbierała. Potem spróbował jeszcze do Lokiego, ale i tam został zignorowany. Kogo jeszcze miał w kontaktach? Przejrzał wszystkie po kolei, zobaczył numer do Jellala. Jednak i on mu nie odpowiedział.

Spojrzał w prawo, potem w lewo. Czuł się całkowicie zrezygnowany, bezsilny, słaby... Nikogo nie mógł ostrzec, nikomu powiedzieć. Nikt nie odbierał. Spróbował jeszcze się dodzwonić do Lisanny, ale jak się mógł spodziewać, i ona go zignorowała.

- Cholera, cholera, cholera... - syczał pod nosem, biegnąc bez najmniejszego pomysłu dookoła osiedla.

Pomyśl, Natsu! Pomyśl! Krzyczał do siebie w myślach, modlił się, żeby dojść do jakiegoś sensownego wniosku, odkryć, gdzie skierował się Igneel z Lisanną. Na pewno chcieli porwać Lucy, ale gdzie jej powinni teraz szukać? Nie w domu, nie na cmentarzu.

Nagle zamarł.

- Layla, zakład...

Nie, nie było sensu tam jechać. Przecież nie zdąży przed nimi. Jeśli planują porwać Laylę, w niczym im nie przeszkodzi. Miał dosyć... Wiedział, że wszystko zbyt dobrze się układało, tylko dlaczego złudne szczęście musiało tak długo go przy sobie trzymać?

- Cholera!

Kopnął bałwana u spodu, prosto w zbity, twardy śnieg. Jęknął z bólu, przyklękując. Złapał się za nogę i poruszał palcem w bucie, dziękując, że niczego sobie nie złamał. Jednak wciąż bolało. Ech, jaki był głupi, naiwny i łatwowierny. Całe życie pieprzyło mu się przed oczami i nic na to nie mógł poradzić. Nikt mu nie przyjdzie z pomocą, ani jedna osoba nie odebrała od niego telefonu.

- Gray... - Przypomniał sobie.

Bez chwili zawahania wybrał numer do dawnego przyjaciela. Odczekał parę sygnałów, po czym usłyszał w słuchawce:

- Piec?

- Boże, Gray, dzięki Bogu... - Rozpłakał się. - Pomóż mi, błagam...

- Co się stało? Mam przyjechać do Magnolii czy jesteś gdzieś w Crocus?

- Nie, zostań w Crocus. Cholera, Lisanna i Igneel chcą porwać Lucy. Ostrzegłem ją, ale oni się o tym dowiedzieli. Planują porwać Laylę ze szpitala. Nie mogę sie dodzwonić ani do niej, ani do nikogo z jej grupy, z kim miałem kontakt.

- A Jellal?

- Próbowałem.

- To może Zeref? - zaproponował Gray.

Natsu pokręcił głową i odpowiedział:

- Nie mam numeru.

- Erza ma, zaraz ci go prześle.

- Tak, zaraz ci go dam - odezwała się dziewczyna. - Natsu, przede wszystkim uspokój się. Nie panikuj. Oddychaj głęboko. I...

Nastała chwila ciszy, a potem zgodnie powiedzieli:

- Jesteśmy z ciebie dumni!

Czas jakby zatrzymał się w miejscu. Natsu wyprostował się, unosząc głowę i otwierając szeroko oczy. Ostatnie łzy spłynęły po jego policzkach. Wytarł je dłonią i odetchnął... Odetchnął z niewyobrażalną ulgą, jakby pozbył się ciężaru ze swojego serca. Zasapał. Pochylił się nad ziemią, cofnął i tym razem zaśmiał radośnie.

- Naprawdę?! - spytał z niedowierzaniem w głosie. - Naprawdę?!

- Tak, tak - potwierdził Gray. - I tylko się nie rozpłacz, bo przez telefon cię kopnę.

- Nie dasz rady, mrożonko!

- E, e, ty grzejniku, uważaj, bo jeszcze mózg ci się przegrzeje.

- Żartujesz? Tam nie ma co się przegrzewać!

- Oj, nie mów tak, przecież wpadłeś na to, co planują Lisanna i Igneel - wtrąciła się Erza. - Nie pomożemy ci stąd, ale możemy cię wesprzeć ile tylko się da! A kiedy wszystko się już skończy... po prostu wróć do domu.

- Czekamy tu na ciebie! - zgodził się z dziewczyną Gray.

- Dokładnie! Może nie uwierzysz, ale ten głupek załapał się na stypendium!

- Ha! - Natsu już sobie wyobraził, jak dumnie wypina pierś. - Dokładnie i dzięki temu wynajmujemy mieszkanie. I mamy dodatkowy pokój. WOLNY! - podkreślił. - Tak więc wracaj, czekamy...

- Dziękuję.

Natsu rozłączył się jako pierwszy.

Nie spodziewał się ulgi, jaka nadeszła. Po raz pierwszy od tak dawna miał gdzie wracać, do kogo wracać. Choć obawiał się, że został na tym świecie, to wciąż istnieli ludzie, którym na nim zależało. Prawdziwa rodzina. Nie Igneel, nawet nie Lisanna...

Dostał wiadomość od Erzy z numerem do Zerefa. Bez chwili zawahania zadzwonił do brata, i ten nie odebrał.

Natsu przeklną pod nosem i nagle wpadł mu do głowy jeszcze jeden pomysł. Wciąż nie spróbował dodzwonić się do Ichiyi. Może zbyt wiele oczekiwał, ale nic więcej mu nie pozostało.

Wybrał numer mężczyzny. Chwilę musiał odczekać, w tym czasie znów pobiegł na przystanek i przejrzał na szybko najbliższe kursy.

- Czemu do mnie dzwonisz? - usłyszał zdenerwowany głos mężczyzny.

- Lucy jest w niebezpieczeństwie. Igneel i Lisanna chcą ją skrzywdzić. Jestem przekonany, że podejdą ją od strony Layli - mówił szybko, jedno zdanie po drugim. Nagle zobaczył nadjeżdżający autobus. Sprawdził, jechał do przeciwnej strony miasta, przez całe centrum. Wskoczył do środka.

Ichiya milczał w tym czasie. Możliwe, że się zastanawiał, ale było to niepodobne do gadatliwego mężczyzny, który zawsze musiał dodać coś od siebie. Nagle odezwał się:

- Ona też jest w szpitalu...

- Kto?

Przełknął głośno ślinę, aż Natsu usłyszał to w słuchawce.

- Acnologia wysłał Lucy do zakładu psychiatrycznego, razem z Laylą...

- Lucy... Razem z Laylą? - powtórzył po nim cicho.

Złapał się za twarz i przetarł zmęczone od niewyspania nocy, a potem parsknął żałosnym śmiechem. Był godny pożałowania. Nie uratował Lucy, a zaprowadził ją wprost do rąk Acnologii. Gdyby nie ich spotkanie, już dawno by uciekła. Zatrzymał ją, a tym samym dał czas mężczyźnie wrócić do domu.

- Natsu? - zaczepił go Ichiya.

- Tak?

- Co chcesz zrobić?

- A ty?

- Nie odwracaj kota ogonem!

- A ty? - dręczył go dalej.

- Natsu, wystarczy.

- Wystarczy? - Pokręcił głową. - Nie, nie wystarczy. Muszę stać się prawdziwym mężczyzną. Nie tchórzem. Nie łajdakiem. Zapytałeś mnie niedawno, co dla mnie znaczy być prawdziwym mężczyzną....

- Błagam, nie zaczynaj teraz - oburzył się.

- Stanę się prawdziwym mężczyzną, czyli kimś, kto nigdy nie będzie taki jak Igneel, Acnologia czy ty... - mówił, mimo sprzeciwów mężczyzny. - Nie jesteś prawdziwym mężczyzną.

- Natsu, wystarczy...

- Jesteś padalcem i... - wykrzywił twarz z bólu - Acnologia jest obok, prawda?

Natsu poczuł na sobie ironiczny, pełny pogardy uśmiech. Nie musiał widzieć Acnologii, by całym sobą odczuć jego obecność. Zadrżał. Już sięgnął palcem, by zakończyć rozmowę, gdy nagle zatrzymał się tuż przy samym przycisku.

- Ciebie przecież tu nie ma... - wyszeptał, by dodać sobie odwagi.

Z powrotem przyłożył słuchawkę do ucha.

- Witam, panie Acnologio - odezwał się po raz pierwszy w swoim życiu do mężczyzny, który zniszczył mu życie. Skończył się lęk, chyba zabrakło go po tych wszystkich upokorzeniach, dniach pełnych łez i wspomnieniu dyndającej na sznurze matki.

- Dawno się widzieliśmy, Natsu, jeśli w ogóle kiedykolwiek - odpowiedział mu Acnologia.

- Tak, chyba się nigdy osobiście nie poznaliśmy.

- A szkoda, wielka szkoda. Znam twojego brata. Dobry dzieciak, ale również nieprzydatny. Niewdzięczny.

- Na wdzięczność trzeba zasłużyć.

- Możliwe, że masz rację, ale uwierz mi, ludzie nie potrafią być wdzięczni. Kochają żerować, kochają nienawidzić, kochają szukać problemów. Kiedyś może zrozumiesz, że w naturze ludzkiej leży zdradzanie innych.

- Trochę w tym racji - szepnął. - Tylko co takiego zrobiła Lucy? Zdradziła cię?

Acnologia milczał.

Postukał palcami o oparcie ze zniecierpliwienia. Czas mijał, rachunek nabijał się na jego konto i był coraz bliżej centrum. Nie zamierzał przegapić przystanku tylko dlatego, że tak postanowi Acnologia.

- Lucy... - zaczął nagle. Natsu wyprostował się na siedzenia wsłuchując w to, co miał do powiedzenia. - Lucy dałem szansę. Pewnie i ty błędnie zrozumiałeś moje pójście do więzienia. To była szansa dla niej, ale i mały test. Chciałem by była moim następcą. Nigdy nie była podobna do Jude'a, zawsze do mnie. Po dziesięciu latach od porwania sądziłem, że to już koniec, że muszę znaleźć kogoś innego, ale wtedy przebudziła się. W jej oczach dostrzegłem ukryty potencjał.

- Potencjał?

- Byłem ciekawy, jak sobie poradzi. Jak wykorzysta ludzi, jak zniszczy wrogów... - Wyobraził sobie, jak Acnologia kręci głową. - Nie uniosła tego brzemienia. Powinna wyrwać Judowi flaki, rozrzucić je po lesie, by ptaki mogły wyskrobać jego wnętrzności, a potem rozprawić się z Igneelem, jak tylko wyszedł z więzienia.

- To dlaczego zostawiłeś nas przy życiu?

- Bo dałem wam szansę, żebyście nie byli jak wasi rodzice, ale jak widzę, wy wszyscy jesteście siebie warci. Nie umiecie docenić życia, odpuścić. Kiedy da się wam broń, prędzej czy później naciśniecie za spust. Tak samo uczyniła Lucy. Jak śmiała? Nie mogła jej nie zabić? Wystarczyło, że by się odsunęła!

- Odsunęła?

Lucy przez stała się kaleką do końca życia. Nie wiedział o tym czy tylko udawał? Nawet gdyby nie była zmęczona, zestresowana, nie uskoczyłaby, bo bolała ją noga.

- Szkoda, że podjąłeś złą decyzję. Po co jedziesz do Lucy? Po co chcesz ją ratować? Nie wystarczy krzywd, które wyrządziłeś? Jeśli ma spłonąć, niech tak się stanie. Nie dołączaj do niej, dla ciebie zgotowałem inny los...

Chce go zabić?

- Może spróbujesz ze mną zagrać? - zaproponował Acnologia po dłuższej chwili ciszy.

Natsu przełknął głośno ślinę, rozglądając się za grą, w którą może teraz z Acnologią zagrać. Nie widział niczego. Nie widział nikogo.

Szyby w autobusie zaparowały. Kierowca puścił trochę chłodnego powietrza, otwierając lufcik na moment. Zrobiło się chłodniej, powietrze orzeźwiało, ale Natsu wciąż było również gorąco.

- Dobrze - wysapał w końcu.

- Masz jakąś monetę?

Skinął i wyjął z portfela drobne - po jednej stronie widniał wizerunek pierwszego króla Fiore, a po drugiej wartość.

- Stawiam na króla - jako pierwszy zdecydował Acnologia. - Rzucaj.

Natsu rzucił przez twarzą. Nie zdołał pochwycić monety. Wypadła mu na podłogę, między przednie siedzenia. Pochylił się, próbując sięgnąć do niej, lecz stanęła pośrodku, między połączeniami siedzeń. Natsu pochylił się jeszcze niżej i dopiero wtedy udało mu się ją złapać.

Odetchnął ciężko i spojrzał na wynik - wypadł drobniak, nie król. Nie przedstawił Acnologii rezultatu. Zrobiło mu się niedobrze na myśl, że mężczyzna może go uznać za kłamcę. Nie zamierzał w tych okolicznościach, chciał jedynie przeżyć, uratować Lucy i wyjechać stąd. Nie potrzebował walczyć czy z ojcem, czy Acnologią, ale chyba oboje właśnie tego od niego oczekiwali.

- Król - skłamał. Uznał to za najlepsze rozwiązanie. Nie szukał pochwały ze strony wroga, oczekiwał spokoju i tego, że mu uwierzy.

- Jesteś śmieciem... Jesteś takim samym śmieciem jak ojciec - Głos Acnologii zagrzmiał w słuchawce.

Zimny pot oblał plecy Natsu. Czuł na sobie wzrok mężczyzny otaczający go ze wszystkich stron. Pochłaniał go w niepokoju, który napierał na niego wraz z kolejnymi trzaskami wydobywającymi się ze słuchawki. Tracił połączenie. Urywało słowa. Dźwięk nie brzmiał czysto, a mimo to docierało do Natsu wszystko.

Nikt nie siedział obok niego, co więcej autobus był pusty. W radiu leciała cicha ballada, a kierowca nucił sobie pod nosem, wyprzedzając stojące na uboczu auto.

Ichiya...

Zostawił telefon w pokoju dla pracowników na kilka godzin, w tym czasie ani razu nie myślał zaglądać do komórki, kiedy zabronili mu to robić w trakcie pracy. Na pewno \ałożyli mu podsłuch.

- Natsu, zabij się póki... - Nim Acnologia dokończył, Natsu otworzył okno w autobusie. Kierowca krzyknął, gdy chłodne powietrze wpadło do środka.

Nie przejął się krzykami. Cisnął telefon w kierunku ulicy i patrzył, jak samochód za nimi roztrzaskuje urządzenie. Zamknął okno i przeprosił kierowcę. Ten zatrzymał się na kolejnym przystanku i kazał mu wysiąść.

Natsu nie zamierzał się sprzeczać. Wyskoczył ze środka i wbiegł do kolejnej linii, która jechała bliżej starej części fabrycznej. To nie tam przebywała obecnie Lucy, ale to właśnie tam zamierzał ją zabrać Igneel. Nie uratuje jej w szpitalu. Ostatnią iskrę nadziei powierzył starym budynkom i pokojowi, w którym ostatnim razem jego rodzice zamknęli Lucy.

- Skończy tam, gdzie to się zaczęło - mruknął pod nosem.

Z nikim się już więcej nie skontaktuje, choć wątpił, że jakakolwiek rozmowa przyniosłaby cokolwiek pożytecznego. Acnologia i tak namierzyłby go, podsłuchał rozmowę, tylko skąd? Kto mu podłożył nadajnik?

Ichiya, jedno imię pojawiło się w myślach Natsu, a chwilę później przypomniał sobie, jak Loki wyszedł na chwilę z mężczyzną. Nie przyglądał im sie wtedy, dobrze bawił się z Lucy i ani razu nie pomyślał sprawdzić, co się dzieje za zamkniętym pokojem.

- Cholera!

Niezależnie od tego, jak postąpili, z góry skazali się na porażkę. Nie było właściwego wyjścia, bo każde z nich prowadziło do śmierci...


0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!