[Pogromca smoków] Rozdział 81

       

Laxus ukrył się za katedrą. Obserwował wszystko z daleka, nieustannie zerkając na wielki zegar umieszczony na środku ołtarza. Odliczał minuty, głęboko wierząc, że jeden atak wystarczy, by pokonać Acnologię. Zaklęcie Cany przeszyło go pośrodku brzucha. Nie mogło go pozostać bez zadraśnięcia. I rzeczywiście Acnologia zaczął się chwiać. Walczył z własnym ciężarem, wymachiwał energicznie skrzydłami, z trudem utrzymując się w powietrzu. To właśnie była ta jedna szansa na milion.

Udało im się. Radość ogarnęła Laxusa, wcześniejsze zapewnienia, że nie będą w stanie skrzywdzić najpotężniej istoty na tym świecie, okazały się zwyczajną plotką. Nic nie mogło się równać z Fairy Tail.

Podszedł bliżej. Wziął zwinięty w rulon zapis dotyczący poszczególnych elementów planu. Jeszcze chwila, widział z daleka ustawiającego się na pozycji Natsu, Gray czekał w pogotowiu, Erza przybrała swoją najpotężniejszą zbroję z arsenału. Nic im nie mogło się równać. Aż nagle Acnologia zamachnął się. W ciągu sekundy opuścił łapę w kierunku gildii i zmiażdżył cały budynek, docierając aż do fundamentów i piwnic, gdzie znajdowała się Cana.

Laxus zamarł ze strachu.

Acnologia wyciągnął łapę z podłoża, trzymając coś w zaciśniętych pazurach. Jego łuski zmieniły kolor na czerwony, krwistoczerwony. Rozluźnił uścisk i wypuścił z wysokości kilkuset metrów zmasakrowane ciało Cany. Upadło gdzieś między budynkami.

Laxus odruchowo rzucił się w kierunku gildii. Zatrzymała go dopiero myśl, że Cana poświęciła się dla nich. Od początku wiedzieli, do czego doprowadzi ta wojna. Nikt nie oczekiwał wygranej, wszyscy chcieli przeżyć.

Zasłonił usta, blokując je od krzyku. Zdusił go w sobie głęboko wraz z całym cierpieniem i rozpaczą, które zaczęły rozsadzać go od wewnątrz. Przeprosił Canę w myślach. Przeprosił ją i błagał o wybaczenie, kiedy następnym razem się spotkają. A patrząc na zniszczenie, jakie zasiał Acnologia, nastąpi to wkrótce.

Smok ryknął przerażającym, bolesnym głosem, który wbił Pogromców Smoków w ziemię. Nie zdołali wytrzymać tej siły. Odruchowo przyklęknęli, oddając Acnologii pokłon. Żałosne!

Laxus uderzył pięścią w ziemi i zmusił się do wstania. Był Pogromcą Smoków, stworzoną z jeden z nielicznych lakrym pozostałych na tym świecie. Nikt nie dał mu prawa do słabości…

Wzniósł głowę ku niebu. Niech błyskawice go słuchają, niech niebo stanie mu się podwładne. Przyciągnął nad Magnolię ciężkie, burzowe chmury. Wiatr przybrał na sile, nieokiełznanej sile, naprzeciw której stanęła Wendy. Wzięła głęboki wdech, połykając to powietrze, a potem wypuściła ku Acnologii. Kolejny, niespodziewany atak uderzył w jego bok, ominął skrzydła, więc na nich skupił się Natsu. Skoczył na potwora. Zapalił ognistą pięść i cisnął nią w skrzydła demona.

Oboje nie pozostawili na cielsku smoka żadnego śladu. Acnologia odepchnął ich jednym rykiem. Natsu posłał daleko za bramę. Uderzył w drzewa, skały i zatrzymał się godzinę drogi od Magnologii. Laxus zacisnął gniewnie szczękę. Nie tak to miało wyglądać.

Wziął głęboki wdech i krzyknął:

— ERZA!

Wyskoczyła z ukrycia, z zaciśniętymi mieczami w obu dłoniach. Skrzyżowała je i napuściła atak na Ancnologię, w to samo miejsce, w skrzydła, aby tylko go pozbawić możliwości latania, aby spowolnić tego demona, zanim zacznie podążać za uciekającymi cywilami.

Acnologia wzbił się wyżej, dlatego Gray wyszedł z ukrycia i stworzył na siebie lodowy młot. Cisnął go w grzbiet smoka, przyciskając go do ziemi. Erza wrzasnęła, dodając sobie sił do tego jednego ataku. Wykonała cięcie, jak na prawdziwą Scarlet przystało, jednak jej ostrze zmarło na skórze smoka. Nie ruszyło się ani o kawałek, łuski pozostały nienaruszone. Erza odbiła się od cielska smoka i uciekła za jeden z budynków. Dach domu pękł w pół. Ściany załamały się, wzbijając tumany kurzu w powietrze. Uciekła dalej. Nie widziała dokąd zmierza, wszystko wydawało się takie same. Struktura architektoniczna miasta nagle przestała mieć znaczenie i zgubiła się we własnym domu, nie potrafiąc odnaleźć choćby jednego punktu zaczepienia. Zgubiła i Laxusa, który miał obserwować całe zdarzenie z najbardziej charakterystycznego punktu miasta.

Szlag.

Głupota.

Zacisnęła pięść i zaczęła na ślepo zmierzać przed siebie, a kiedy a trafiła na ścianę, bez wyrzutów sumienia przebiła się przez nią, dążąc do jakiekolwiek punktu. Wtedy natrafiła na zgliszcza budynku. Nie rozpoznałaby go, gdyby nie symbol wróżki, leżący przed dawnymi drzwiami gildii. Podjęła ich znak – wróżkę z ogonem i ścisnęła w dłoniach. Rozejrzała się za Caną, mogła wciąż żyć, ale nie odnalazła jej ciała.

Gray wyłonił się z ulicy. Biegł, krzyczał, nie słyszała go przez ten nieustający hałas. Ale skoro krzyczał…

Uniosła głowę. Zobaczyła dwa ślepa wlepione w nią. Były dzikie, ale jednocześnie inteligentne. Nie należały do bestii, która się kierowała wyłącznie zmysłami, tkwił tam człowiek, dawny Pogromca Smoków, jak mówiły legendy.

Strach zmroził Erzę. Nienawidziła się za to. Za każdym razem stawiała czoła zagrożeniu, więc dlaczego tym razem ten sam strach odebrał jej zmysły? Miała wrażenie, że jeszcze moment i podda się temu spojrzeniu i zaakceptuje śmierć z rąk smoka.

— Uciekaj! — wrzasnął Gray i złapał Erzę, odciągając w tym samym momencie, kiedy Acnologia zamachnął się na nich.

Pęd powietrza zdmuchnął trzynaście budynków znajdujących się na jego drodze. Pęd powietrza zdmuchnął trzynaście budynków znajdujących się na jego drodze. Zdołali w ostatniej chwili ominąć zagrożenie, ale Acnologia ponownie na nich natarł. Smok zamachnął się skrzydłem w ich stronę, trzasnął ogonem o podłoże — ostrzegawczo i by pokazać przed innymi swoją władzę. Jedna trzecia miasta zniknęła z tego świata. Ziemia pękła, docierając aż do wzgórza, na którym stał Laxus.

Nie zdołał utrzymać równowagi, więc zeskoczył niżej, przygotowując się do walki. Żaden plan nie miał racji bytu z tymi siłami. Jeden cel pojawił się przed oczami zebranych: muszą zniszczyć Acnologii skrzydła. Jeśli zranią wystarczająco jedno, uda im się uratować setki żyć, dać czas uciekającym na dotarcie za granicę. Tylko te jeden cel im teraz przyświecał.

Laxus rozdarł swoją koszulę. Czarne tatuaże zaiskrzyły dzięki jego mocy, błysk przemknął przez całe jego ciało, oczy paliły się z nadmiaru mocy. Uniósł rękę ku niebiosom i przywołał piorun, łapiąc go w gołej dłoni.

— Nie pozwolę ci nikogo więcej skrzywdzić — zwrócił się bezpośrednio do Acnologii.

Smok zwrócił się ku niemu i zaśmiał szyderczo prosto w twarz Pogromcy Smoków.

Ta chwila nieuwagi pozwoliła Gajellowi przemknąć się z drugiej strony. Zamienił obie ręce w żelazo i rzucił się na skrzydło Acnologii, otaczając je swoimi rękoma w najcieńszym miejscu. Laxus nie zamierzał przegapić tej szansy. Cisnął z całej siły piorun w Gajella. Porażenie przeszło przez całe jego ciało, żelazo przewodziło elektryczność, więc piorun przeszedł po kościach pogromcy i zamienił się w czystą energię, która natarła na Acnologię. Smok zatrząsł się, stracił równowagę i opadł na budynki. Jego ryk dotarł do najdalszych zakątków Fiore. Zaczął rzucać się, próbując zrzucić z siebie Gajeela, ale ten go trzymał, pomimo rozrywającego od środka bólu i zniszczenia.

— Jeszcze raz! — rozkazał Laxusowi.

Obecny mistrz gildii nie wahał się ani chwili.

Zabrał z nieba piorun i posłał go prosto w lewe ramię Gajeela. Piorun poraził Acnologię z natężeniem przewyższającym moc, którą był w stanie znieść jakikolwiek potwór.

Galeel zachłysnął się własną krwią. Piorun zaczął niszczyć jego serce — biło trzykrotnie szybciej niż zazwyczaj. Tłukło, jakby miało zaraz wyskoczyć mu z piersi i roztrzaskać się na cielsku trzymanej bestii. Ale nawet wtedy nie zamierzał puścić.

Zacisnął szczękę i zdusił w domu ból — dla rodziny, dla najbliższych, odpokutowując za wszystkie swoje grzechy. Gray jednak nie pozwolił mu cierpieć bez efektu. Puścił Erzę i stworzył siedem lodowych włóczni, które cisnął prosto w skrzydło Acnologii, najcieńsze miejsca, które ukazały się za sprawą Gajeela. Pojedyncze żyły pękły na skrzydłach bestii, pojawiła się pierwsza krew. Nie zamierzali w tym momencie przestać. Natsu utworzył ogniste lasso, zadał nimi cios w twarz smoka. Owinął ogień wokół jego szyi i pociągnął, dusząc bestię. Zabrakło mu tchu. Acnologia rzucał się, atakował, choć nie potrafił przewidzieć, skąd nadejście kolejny atak.

Natsu nie pozwolił na ucieczkę.

Ścisnął ogniste lasso, odchylając jego kark do tyłu. Erza pobiegła do przyjaciela i gołymi rękoma złapała za ten ogień, parząc ręce. Swąd spalonej skóry uderzył w Natsu. Zmniejszył intensywność ognia. W tym samym momencie Acnologia pociągnął za linę, wyrywając się z uwięzienia.

— Nie przejmuj się mną! Pamiętaj, dlaczego walczymy — przypomniała mu Erza.

Jakby ktoś wbił mu nóż w plecy.

Obiecał nigdy nie skrzywdzić bliskich, nie kiedy Lucy mu wyznała o ich przyszłości.

Musiał złamać tę obietnicę. Ogień zawrzał szalejącą czerwienią, jakby do tych płomieni dolał własnej krwi. Erza ścisnęła mocniej lasso, wyżerając sobie skórę. Jednak wszyscy tu walczyli z jednego powodu — zamierzali powstrzymać Acnologię za wszelką cenę.

Laxus dłużej nie czekał z akcją. Rzucił się na pierś Acnologii i położył na niej swoje ręce. Przywołał błyskawice. Uderzyły w niego z niewyobrażalną prędkością, ale dzięki temu, że nimi przewodził, przeszły wprost na Acnologię. Pierwsze łuski wytrysnęły z ogromnego cielska. Gray znalazł te punkty i wbił nie lodowe kolce. Wendy wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze, dociskając kolce do skóry Acnologii. Poruszyły się na wysokość ludzkiego palca. Niewiele, ale to obrażenia, które zadali królowi smoków. Za wcześnie na radość — każdy dobrze zdawał sobie z tego sprawę, więc zwiększyli swoje wysiłki. Jeszcze raz, jeszcze mocniej, krew podeszła im do gardeł, Gajeel prawie mdlał ze zmęczenia. Utrzymywała go przy trzeźwości umysłu myśl, że uratuje swoją ukochaną i swoje najdroższe promyki życia.

— Nie pozwolę ci niczego zniszczyć — wyszeptał i zamienił swoje nogi w żelazo.

Ból się spotęgował, ale po raz kolejny go zignorował, zamieniając w ciepły dotyk drobnej dłoni Levy.

— Myślicie, że mnie pokonacie? — odezwał się nagle czyjś głos.

Acnologia otworzył swój pysk i wydobył z jego godny politowania śmiech.

Zniknął im z oczu. Całe cielsko smoka nagle wyparowało, pozostawiając po sobie tylko wyczuwalny dla Pogromców Smoków zapach. Potwierdził im, że Acnologia nie uciekł, a wciąż się krył za rogiem, czekając na kolejny atak.

Fairy Tail zebrało się w jednym miejscu, plecami do siebie, aby móc obserwować otoczenie ze wszystkich stron. Wiedzieli, że jeden błąd doprowadzi ich do zguby.

Gajeel splunął krwią i upadła na kolana. Nie zauważyli wcześniej — jego ramię stało się sine, pokryte bruzdami, krew nie płynęła w jego żyłach, jakby zatrzymała się na ramieniu i od tamtego punktu straciła dojście. Gajeel próbował poruszyć ręką, ale palce odmówiły posłuszeństwa. Wendy wykorzystała chwilę spokoju i dmuchnęła magią smoka niebios, wydobywając z siebie leczniczą energię. Ramię nie odzyskało koloru. Podjęła jeszcze jedną próbę, nie pozwalając się poddać.

— Wystarczy, mała — rzekł Gajeel, kładąc zdrową dłoń na głowie dziewczynki.

— Jeszcze raz, ja... — Łzy cisnęły się jej do oczu. — Nic nie rób, bo...

Nie usłuchał jej. Niezdrowe ramię stanowiło przeszkodę dla dalszej walki, dlatego zamienił drugą rękę w ostrze i jednym cięciem odciął sobie martwe ramię. Zamknął magią ujście krwi. Wendy szybko wyleczyła skórę i przesłała regeneracyjną magię, pozwalając chorym komórkom się odbudować.

— Przepraszam — mruknęła.

— Oszczędzaj siły na walkę, a jakiekolwiek słowa pozostaw na potem. Jesteśmy smokami — przypomniał dziewczynce, w jakim celu walczą i do czego zostali stworzeni.

Tylko oni na całym kontynencie posiadali moc zdolną zabić smoka i nadszedł czas, aby pokazać wszystkim, do czego są zdolni i dlaczego otrzymali tytuł Pogromcy Smoków.

Rozległo się klaskanie.

Odruchowo zwrócili się w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Natsu zapalił ognistą pięść, nie podobał mu się ten zapach.

— Ulecz Erzę — szepnął w kierunku Wendy, która wykorzystała odrobinę mocy, zasklepiając poparzoną skórę Scarlet. Gdy tylko odzyskała czucie w dłoni, wyciągnęła jeden miecz — najostrzejszy ze swojego arsenału. Tylko on jej pozostał, jeśli zawiedzie, stanie się bezużyteczna dla pozostałych.

— Uleczeni? Wypoczęci? — Zaśmiała się istota zza budynku. — Wasze trudy są bezużyteczne. Wiecie o tym? Jesteście marną imitacją potęgi sprzed wieków. Wtedy Pogromcy Smoków potrafili zdziałać cuda. Wyrwać serce smoka prosto z jego piersi, spalić smocze cielsko aż do kości albo sprawić, że smok przed wami klęknie. A widzę, że posiadacie mniej mocy niż dzieci. Naprawdę wierzyliście, że mnie pokonacie?

Wyszedł z ukrycia, okryty porwaną szatą, która zasłaniała jego nagie ciało. Chodził boso, z półludzkimi, w połowie przypominającymi bestię stopami. Wyciągnął pokrytą łuskami dłoń i wskazał pazurem na Natsu.

— Synu Igneela, twój ojciec umarł ze wstydu. Wielki król smoków musi teraz patrzeć za ciebie z zawodem — kpił dalej z Fairy Tail. Jednak tym razem Natsu nie pozwolił się sprowokować, walczył dla wielu, by ponieść się niepotrzebnym emocjom. — Nawet nie zechcesz go pomścić? Żałosne i godne pożałowania.

— Przyszedłeś sobie z nas żartować czy nas zabić? — spytał w końcu Laxus, zdezorientowany ludzkim obliczem Acnologii i jego przeciągającą się rozmową.

— Przybyłem zniszczyć najpotężniejsze dziecię. Zrodzone z gwiazd i ognia, przepowiedziane wieki temu, aby stało się naczyniem dla odrodzonego boga.

Erza z Grayem popatrzyli siebie, a później przenieśli spojrzenie na Natsu. Dragneel zasłonił twarz włosami, ukrywając za nimi przestraszone oblicze. Był głupi, nazywano go wielkim idiotą, którego inteligencja nie przewyższała mądrości zwykłego robaka, mimo to pojął, kogo ma na myśli Acnologia, nawet jeśli fragmenty jego stwierdzenia wydawały się absurdalne. Jakie naczynie dla odrodzonego boga?

Sięgnął ku szyi, tej samej, której jeden bóg dawniej mu poderżnął i wydobył z niej krew. Tamten rytuał wydawał mu się jednym z koszmarów, z którego na szczęście się obudził. I tak myślał — to tylko sen, bez znaczenia, dla ostrzeżenia i ze świadomością, że kiedyś jeszcze mogą spotkać tego boga.

— Dziecko? — Laxus przywołał błyskawicę i cisnął nią w Acnologię. Smok z ludzkiej postaci, uchylił się, uciekając przed atakiem. — Nigdy nikt z Fairy Tail nie pozwoli skrzywdzić dziecka. Nie myśl, że przepuścimy cię i pozwolimy zabrać ci niewinne życie!

Gajeel zgodził się z nim kiwnięciem. Erza i Gray nie mieli co do tego żadnych wątpliwości, ale to reakcja Natsu najmocniej zaniepokoiła walczących. Wyszedł przed wszystkich, idąc wolnym, spokojnym krokiem, ani razu nie podniósł głowy. Stanął twarzą w twarz z Acnologią. Wbił palec w jego tors i wysyczał:

— Nie waż się tknąć tego dziecka.

Acnologia odtrącił jego ręką.

 

***

 

Nashi wkroczyła do zgliszczy miasta. Przeskoczyła nad fundamentami budynków i wylądowała na zniszczonym placu dla dzieci. Podjęła porzuconą przez jakiegoś malucha zabawkę, przycisnęła ją do piersi i wzięła głęboki wdech. Nie rozumiała, dlaczego to wszystko się wydarzyło i kto ponosił za to winę, ale jeśli cień mówił prawdę, jeśli to faktycznie ona stała za przebudzeniem Acnologii, to całe zniszczenie zostało dokonane z jej winy.

— Przepraszam — wyszeptała, po czym pobiegła dalej.

Obiecała, że zatrzyma Acnologię w porę. Przeprosi, jeśli kiedykolwiek zrobiła coś złego albo skrzywdziła nieświadomie smoka. Za swoje winy należało ponosić konsekwencje, to właśnie zawsze jej powtarzała mama.

Wyczuła obcy, trzeci zapach, dochodzący ze środka miasta. Tam się skierowała, podążając za tym zapachem, jak za drogowskazem. Z daleka zauważyła kilka postaci. Jedną z nich był jej tata. W oczach zebrały jej się łzy, pewnie będzie zły na nią za to, że ukryła prawdę i doprowadziła do zniszczenia ich domu. Ale to nie tatę należało teraz przepraszać.

— Nie wiem, co zrobiłam! — wykrzyczała. — Przepraszam, bardzo przepraszam, proszę, odejdź, zostaw nas. Ja zrobię wszystko.

Acnologia otworzył usta. Wydostał się z nich ogień, który pognał wprost na Nashi. Nie zdążyła się osłonić, ani uciec, nie pojmowała, co się właśnie dzieje. A zanim zareagowała, ktoś ją przykrył. Przed oczami dziewczynki mignęły różowe włosy, takie same jak jej. Twarz wybawcy okrył cień, ale nawet bez niego zdołała rozpoznać własnego tatę. Jego ubranie uległo zniszczeniu, połowę ciała okryło spalenie, na jego dłoniach ujawniły się ślady krwi.

To znowu jej wina.

Nashi złapała się za głowę i krzyknęła żałośnie, że skrzywdziła własnego tatę.

Zaczęła się nerwowo rozglądać dookoła za jakimiś bandażami. Myślała, żeby przynajmniej zatamować krwawienie. Więcej nie zdołałaby dokonać w tym stanie. Pobiegła do najbliższego domu i przewróciła na drugą stronę ścianę. Znalazła pod nią brudne prześcieradło. Wróciła do taty i stanęła za nim. Widok krwistoczerwonych pleców przeraził dziewczynkę. Nigdy wcześniej nie widziała tylu ran i to głębokich, sięgających aż do mięśni. Żadne opatrunki nie pomogą.

— Tatusiu, przepraszam — wyjęczała, opuszczając prześcieradło. — Tatusiu, uciekaj, ja... — Pociągnęła nosem. — Ja sobie poradzę — zapewniła.

Natsu odwrócił się w stronę swojego dziecka. Przyklęknął przed nią i objął jednym ramieniem. Łzy spłynęły mocniej po policzkach Nashi. To ona do tego doprowadziła. Nikt inny.

— Już dobrze. — Pogładził córkę po włosach. — Niepotrzebnie wracałaś. Tata da sobie radę.

— Już wystarczy — prosiła. — Tatusiu, ja sobie dam radę.

Nashi dłużej nie potrafiła sobie wybaczyć tego, do czego doprowadziła. Natsu cierpiał, zadane rany doprowadziłyby do śmierci zwykłego człowieka, Pogromca Smoków przeżył, ale to nie umniejszał o bólu. Nashi ujęła dłoń taty i rozpłakała się z bezsilności. Nie wiedziała, co dalej ma zrobić, nie kiedy znalazła się w piekle z własnej woli.

— Tatusiu, uciekajmy — prosiła, choć sama była przekonana o tym, że jej ojciec nie opuści pola walki. Nie, gdy jego przyjaciele stali za nim.

— Jak szlachetnie — żartował sobie dalej Acnologia.

Znalazł się nagle za Nashi. Złapał ją za kołnierz i wyszarpnął Natsu z rąk. Wraz rzuciła się dziewczynce na pomoc — za wolno. Acnologia zniknął, uciekając w kierunku ruin gildii Fairy Tail. Członkowie rzucili za nim. Przeklinali swoją chwilę nieuwagi i głupotę.

— Czego on chce od Nashi? — ryknął Laxus.

Gray opuścił głowę ze wstydu. Dopuścił do tego wszystkiego, powinni przewidzieć z Lucy, że nie pokonają przeznaczenia. Tylko kto mógł przewidzieć, że Acnologia przybędzie po Nashi? Wszyscy doszli do wniosku, że u podłoża ataku Acnologii leży jakiś skomplikowany plan, kierowany chęcią zdobycia całego świata, a nie pokonania dziecka, które jeszcze nie tak dawno uczyło się mówić.

– Odwróćcie jego uwagę, zabiorę Nashi i uciekniemy – zaproponowała Wendy, jako że ze wszystkich zebranych to ona była najszybsza. Jej magia pozwalała na przemieszczanie się w powietrzu. Nie było przy nich nikogo bardziej odpowiedniego do tego zadania.

— Nie wracaj tu później – wydał polecenie Laxus. Przegrali. Każdy z nich zaakceptował tę prawdę, jeśli dłużej chcieli jej zaprzeczać, to musieli znaleźć lepszą wymówkę, od tej, którą stosowali do tej pory.

Gajeel chwycił się za odcięte ramię. Poświęcenie… To on stanowił najsłabsze ogniwo ze wszystkich z grupy. Twierdzenie inaczej wydawało się zbędne. Dlatego w milczeniu zgodzili się na plan Gajeela. To on ruszy jako pierwszy na Acnologię i spróbuje wyrwać Nashi z uścisku.

Laxus i Erza rozdzielili się, planując atak z dwóch stron, aby wspomóc Gajeela. Acnologia stanął w miejscu i zaśmiał się z ich trudów, rzucając Nashi na ziemię. Pełen arogancji i pewności w swoje umiejętności smok czekał na ich wielki plan, przekonany, że nie zdołają go zadrasnąć.

— Małe smoczki dalej próbują – rzekł, a potem wykonał krok do przodu.

Gajeel rzucił się na niego, celując prosto w twarz smoka, chcąc zmusić go do zamknięcia oczu. Jednak Acnologia nie zamierzał tańczyć, jak mu zagrają. Schylił się i złapał od dołu Nashi. Porzucił dziewczynką w momencie, kiedy Laxus i Erza wyskoczyli z boku. Jednocześnie posłali cios i to wprost na dziewczynkę, która nagle znalazła się na ich drodze. Nie mieli czasu powstrzymać ataku. Bili się z myślami. Przytłoczyły ich w sekundkę na widok przestraszonej dziewczynki.

— No i sami ją dla mnie zabijecie, dziękuję – rzekł Acnologia, posyłając Fairy Tail szaleńczy uśmiech.

Coś między nimi przemknęło. Z prędkością światła, ujrzeli sam błysk, który ich oślepił, a potem złapał Nashi i uniknął ataku Erzy i Laxusa w ostatniej chwili. Postać okręciła się w powietrzu wraz z dziewczynką. Zamknęła oczy. Nie wiedziała, co się dzieje. Nie wyczuła znanego zapachu taty, nie wyczuła na ramieniu wybawcy najmniejszej rany, a poza zgromadzonymi osobami, nikt więcej się nie pojawił.

Poddała swoje zmysły w wątpliwości, a przynajmniej do momentu, w którym rozchyliła powieki. To był tata. Ciężko sapał, jego włosy zdawały się dłuższe niż wcześniej i osłaniały jego twarz, więc nie mogła mu się zbyt dobrze przyjrzeć. Jednak bardziej zainteresowały ją nagie plecy, na którym zanikły wszystkie rany. Dotknęła skóry, sprawdzając, czy to przypadkiem nie złudzenie, ale na palcach nie zostały żadne ślady krwi.

— Tatusiu — zwróciła się do Natsu.

Nie odpowiedział jej. Zamiast tego sapnął ciężko, jak zwierzę, jak bestia.

Nashi zacisnęła usta w wąską linijkę. Nigdy wcześniej nie widziała taty w podobnym stanie.

Zwróciła się do pozostałych członków Fairy Tail. Byli zmartwieni, zdziwieni i w jakimś stopniu przerażeni. Laxus uciekł do pozostałych, stanęli w jednej linii, zmniejszając odległość między sobą. Z kolei na twarzy Acnologii pojawił się szeroki, chory uśmiech przepełniony satysfakcją i niecierpliwością przed walką.

— No, no… Kto by się spodziewał czarnej magii — powiedział i rzucił się na Natsu.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!