Laxus ukrył się za katedrą. Obserwował wszystko z daleka, nieustannie zerkając na wielki zegar umieszczony na środku ołtarza. Odliczał minuty, głęboko wierząc, że jeden atak wystarczy, by pokonać Acnologię. Zaklęcie Cany przeszyło go pośrodku brzucha. Nie mogło go pozostać bez zadraśnięcia. I rzeczywiście Acnologia zaczął się chwiać. Walczył z własnym ciężarem, wymachiwał energicznie skrzydłami, z trudem utrzymując się w powietrzu. To właśnie była ta jedna szansa na milion.
Udało im
się. Radość ogarnęła Laxusa, wcześniejsze zapewnienia, że nie będą w stanie
skrzywdzić najpotężniej istoty na tym świecie, okazały się zwyczajną plotką.
Nic nie mogło się równać z Fairy Tail.
Podszedł
bliżej. Wziął zwinięty w rulon zapis dotyczący poszczególnych elementów planu.
Jeszcze chwila, widział z daleka ustawiającego się na pozycji Natsu, Gray
czekał w pogotowiu, Erza przybrała swoją najpotężniejszą zbroję z arsenału. Nic
im nie mogło się równać. Aż nagle Acnologia zamachnął się. W ciągu sekundy
opuścił łapę w kierunku gildii i zmiażdżył cały budynek, docierając aż do
fundamentów i piwnic, gdzie znajdowała się Cana.
Laxus
zamarł ze strachu.
Acnologia
wyciągnął łapę z podłoża, trzymając coś w zaciśniętych pazurach. Jego łuski
zmieniły kolor na czerwony, krwistoczerwony. Rozluźnił uścisk i wypuścił z
wysokości kilkuset metrów zmasakrowane ciało Cany. Upadło gdzieś między
budynkami.
Laxus
odruchowo rzucił się w kierunku gildii. Zatrzymała go dopiero myśl, że Cana
poświęciła się dla nich. Od początku wiedzieli, do czego doprowadzi ta wojna.
Nikt nie oczekiwał wygranej, wszyscy chcieli przeżyć.
Zasłonił
usta, blokując je od krzyku. Zdusił go w sobie głęboko wraz z całym cierpieniem
i rozpaczą, które zaczęły rozsadzać go od wewnątrz. Przeprosił Canę w myślach.
Przeprosił ją i błagał o wybaczenie, kiedy następnym razem się spotkają. A
patrząc na zniszczenie, jakie zasiał Acnologia, nastąpi to wkrótce.
Smok
ryknął przerażającym, bolesnym głosem, który wbił Pogromców Smoków w ziemię.
Nie zdołali wytrzymać tej siły. Odruchowo przyklęknęli, oddając Acnologii
pokłon. Żałosne!
Laxus
uderzył pięścią w ziemi i zmusił się do wstania. Był Pogromcą Smoków, stworzoną
z jeden z nielicznych lakrym pozostałych na tym świecie. Nikt nie dał mu prawa
do słabości…
Wzniósł
głowę ku niebu. Niech błyskawice go słuchają, niech niebo stanie mu się
podwładne. Przyciągnął nad Magnolię ciężkie, burzowe chmury. Wiatr przybrał na
sile, nieokiełznanej sile, naprzeciw której stanęła Wendy. Wzięła głęboki
wdech, połykając to powietrze, a potem wypuściła ku Acnologii. Kolejny,
niespodziewany atak uderzył w jego bok, ominął skrzydła, więc na nich skupił
się Natsu. Skoczył na potwora. Zapalił ognistą pięść i cisnął nią w skrzydła
demona.
Oboje nie
pozostawili na cielsku smoka żadnego śladu. Acnologia odepchnął ich jednym
rykiem. Natsu posłał daleko za bramę. Uderzył w drzewa, skały i zatrzymał się
godzinę drogi od Magnologii. Laxus zacisnął gniewnie szczękę. Nie tak to miało
wyglądać.
Wziął
głęboki wdech i krzyknął:
— ERZA!
Wyskoczyła
z ukrycia, z zaciśniętymi mieczami w obu dłoniach. Skrzyżowała je i napuściła
atak na Ancnologię, w to samo miejsce, w skrzydła, aby tylko go pozbawić
możliwości latania, aby spowolnić tego demona, zanim zacznie podążać za
uciekającymi cywilami.
Acnologia
wzbił się wyżej, dlatego Gray wyszedł z ukrycia i stworzył na siebie lodowy
młot. Cisnął go w grzbiet smoka, przyciskając go do ziemi. Erza wrzasnęła,
dodając sobie sił do tego jednego ataku. Wykonała cięcie, jak na prawdziwą
Scarlet przystało, jednak jej ostrze zmarło na skórze smoka. Nie ruszyło się
ani o kawałek, łuski pozostały nienaruszone. Erza odbiła się od cielska smoka i
uciekła za jeden z budynków. Dach domu pękł w pół. Ściany załamały się,
wzbijając tumany kurzu w powietrze. Uciekła dalej. Nie widziała dokąd zmierza,
wszystko wydawało się takie same. Struktura architektoniczna miasta nagle
przestała mieć znaczenie i zgubiła się we własnym domu, nie potrafiąc odnaleźć
choćby jednego punktu zaczepienia. Zgubiła i Laxusa, który miał obserwować całe
zdarzenie z najbardziej charakterystycznego punktu miasta.
Szlag.
Głupota.
Zacisnęła
pięść i zaczęła na ślepo zmierzać przed siebie, a kiedy a trafiła na ścianę,
bez wyrzutów sumienia przebiła się przez nią, dążąc do jakiekolwiek punktu.
Wtedy natrafiła na zgliszcza budynku. Nie rozpoznałaby go, gdyby nie symbol
wróżki, leżący przed dawnymi drzwiami gildii. Podjęła ich znak – wróżkę z
ogonem i ścisnęła w dłoniach. Rozejrzała się za Caną, mogła wciąż żyć, ale nie
odnalazła jej ciała.
Gray
wyłonił się z ulicy. Biegł, krzyczał, nie słyszała go przez ten nieustający
hałas. Ale skoro krzyczał…
Uniosła
głowę. Zobaczyła dwa ślepa wlepione w nią. Były dzikie, ale jednocześnie
inteligentne. Nie należały do bestii, która się kierowała wyłącznie zmysłami,
tkwił tam człowiek, dawny Pogromca Smoków, jak mówiły legendy.
Strach
zmroził Erzę. Nienawidziła się za to. Za każdym razem stawiała czoła
zagrożeniu, więc dlaczego tym razem ten sam strach odebrał jej zmysły? Miała
wrażenie, że jeszcze moment i podda się temu spojrzeniu i zaakceptuje śmierć z
rąk smoka.
—
Uciekaj! — wrzasnął Gray i złapał Erzę, odciągając w tym samym momencie, kiedy
Acnologia zamachnął się na nich.
Pęd
powietrza zdmuchnął trzynaście budynków znajdujących się na jego drodze. Pęd
powietrza zdmuchnął trzynaście budynków znajdujących się na jego drodze.
Zdołali w ostatniej chwili ominąć zagrożenie, ale Acnologia ponownie na nich
natarł. Smok zamachnął się skrzydłem w ich stronę, trzasnął ogonem o podłoże —
ostrzegawczo i by pokazać przed innymi swoją władzę. Jedna trzecia miasta
zniknęła z tego świata. Ziemia pękła, docierając aż do wzgórza, na którym stał
Laxus.
Nie
zdołał utrzymać równowagi, więc zeskoczył niżej, przygotowując się do walki.
Żaden plan nie miał racji bytu z tymi siłami. Jeden cel pojawił się przed
oczami zebranych: muszą zniszczyć Acnologii skrzydła. Jeśli zranią
wystarczająco jedno, uda im się uratować setki żyć, dać czas uciekającym na
dotarcie za granicę. Tylko te jeden cel im teraz przyświecał.
Laxus
rozdarł swoją koszulę. Czarne tatuaże zaiskrzyły dzięki jego mocy, błysk przemknął
przez całe jego ciało, oczy paliły się z nadmiaru mocy. Uniósł rękę ku
niebiosom i przywołał piorun, łapiąc go w gołej dłoni.
— Nie
pozwolę ci nikogo więcej skrzywdzić — zwrócił się bezpośrednio do Acnologii.
Smok
zwrócił się ku niemu i zaśmiał szyderczo prosto w twarz Pogromcy Smoków.
Ta chwila
nieuwagi pozwoliła Gajellowi przemknąć się z drugiej strony. Zamienił obie ręce
w żelazo i rzucił się na skrzydło Acnologii, otaczając je swoimi rękoma w
najcieńszym miejscu. Laxus nie zamierzał przegapić tej szansy. Cisnął z całej
siły piorun w Gajella. Porażenie przeszło przez całe jego ciało, żelazo
przewodziło elektryczność, więc piorun przeszedł po kościach pogromcy i
zamienił się w czystą energię, która natarła na Acnologię. Smok zatrząsł się,
stracił równowagę i opadł na budynki. Jego ryk dotarł do najdalszych zakątków
Fiore. Zaczął rzucać się, próbując zrzucić z siebie Gajeela, ale ten go
trzymał, pomimo rozrywającego od środka bólu i zniszczenia.
— Jeszcze
raz! — rozkazał Laxusowi.
Obecny
mistrz gildii nie wahał się ani chwili.
Zabrał z
nieba piorun i posłał go prosto w lewe ramię Gajeela. Piorun poraził Acnologię
z natężeniem przewyższającym moc, którą był w stanie znieść jakikolwiek potwór.
Galeel
zachłysnął się własną krwią. Piorun zaczął niszczyć jego serce — biło
trzykrotnie szybciej niż zazwyczaj. Tłukło, jakby miało zaraz wyskoczyć mu z
piersi i roztrzaskać się na cielsku trzymanej bestii. Ale nawet wtedy nie
zamierzał puścić.
Zacisnął
szczękę i zdusił w domu ból — dla rodziny, dla najbliższych, odpokutowując za
wszystkie swoje grzechy. Gray jednak nie pozwolił mu cierpieć bez efektu.
Puścił Erzę i stworzył siedem lodowych włóczni, które cisnął prosto w skrzydło
Acnologii, najcieńsze miejsca, które ukazały się za sprawą Gajeela. Pojedyncze
żyły pękły na skrzydłach bestii, pojawiła się pierwsza krew. Nie zamierzali w
tym momencie przestać. Natsu utworzył ogniste lasso, zadał nimi cios w twarz
smoka. Owinął ogień wokół jego szyi i pociągnął, dusząc bestię. Zabrakło mu
tchu. Acnologia rzucał się, atakował, choć nie potrafił przewidzieć, skąd
nadejście kolejny atak.
Natsu nie
pozwolił na ucieczkę.
Ścisnął
ogniste lasso, odchylając jego kark do tyłu. Erza pobiegła do przyjaciela i
gołymi rękoma złapała za ten ogień, parząc ręce. Swąd spalonej skóry uderzył w
Natsu. Zmniejszył intensywność ognia. W tym samym momencie Acnologia pociągnął
za linę, wyrywając się z uwięzienia.
— Nie
przejmuj się mną! Pamiętaj, dlaczego walczymy — przypomniała mu Erza.
Jakby
ktoś wbił mu nóż w plecy.
Obiecał
nigdy nie skrzywdzić bliskich, nie kiedy Lucy mu wyznała o ich przyszłości.
Musiał
złamać tę obietnicę. Ogień zawrzał szalejącą czerwienią, jakby do tych płomieni
dolał własnej krwi. Erza ścisnęła mocniej lasso, wyżerając sobie skórę. Jednak
wszyscy tu walczyli z jednego powodu — zamierzali powstrzymać Acnologię za
wszelką cenę.
Laxus
dłużej nie czekał z akcją. Rzucił się na pierś Acnologii i położył na niej
swoje ręce. Przywołał błyskawice. Uderzyły w niego z niewyobrażalną prędkością,
ale dzięki temu, że nimi przewodził, przeszły wprost na Acnologię. Pierwsze
łuski wytrysnęły z ogromnego cielska. Gray znalazł te punkty i wbił nie lodowe
kolce. Wendy wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze, dociskając kolce do
skóry Acnologii. Poruszyły się na wysokość ludzkiego palca. Niewiele, ale to
obrażenia, które zadali królowi smoków. Za wcześnie na radość — każdy dobrze
zdawał sobie z tego sprawę, więc zwiększyli swoje wysiłki. Jeszcze raz, jeszcze
mocniej, krew podeszła im do gardeł, Gajeel prawie mdlał ze zmęczenia.
Utrzymywała go przy trzeźwości umysłu myśl, że uratuje swoją ukochaną i swoje
najdroższe promyki życia.
— Nie
pozwolę ci niczego zniszczyć — wyszeptał i zamienił swoje nogi w żelazo.
Ból się
spotęgował, ale po raz kolejny go zignorował, zamieniając w ciepły dotyk
drobnej dłoni Levy.
—
Myślicie, że mnie pokonacie? — odezwał się nagle czyjś głos.
Acnologia
otworzył swój pysk i wydobył z jego godny politowania śmiech.
Zniknął
im z oczu. Całe cielsko smoka nagle wyparowało, pozostawiając po sobie tylko
wyczuwalny dla Pogromców Smoków zapach. Potwierdził im, że Acnologia nie
uciekł, a wciąż się krył za rogiem, czekając na kolejny atak.
Fairy
Tail zebrało się w jednym miejscu, plecami do siebie, aby móc obserwować
otoczenie ze wszystkich stron. Wiedzieli, że jeden błąd doprowadzi ich do
zguby.
Gajeel
splunął krwią i upadła na kolana. Nie zauważyli wcześniej — jego ramię stało
się sine, pokryte bruzdami, krew nie płynęła w jego żyłach, jakby zatrzymała
się na ramieniu i od tamtego punktu straciła dojście. Gajeel próbował poruszyć
ręką, ale palce odmówiły posłuszeństwa. Wendy wykorzystała chwilę spokoju i
dmuchnęła magią smoka niebios, wydobywając z siebie leczniczą energię. Ramię
nie odzyskało koloru. Podjęła jeszcze jedną próbę, nie pozwalając się poddać.
—
Wystarczy, mała — rzekł Gajeel, kładąc zdrową dłoń na głowie dziewczynki.
— Jeszcze
raz, ja... — Łzy cisnęły się jej do oczu. — Nic nie rób, bo...
Nie
usłuchał jej. Niezdrowe ramię stanowiło przeszkodę dla dalszej walki, dlatego
zamienił drugą rękę w ostrze i jednym cięciem odciął sobie martwe ramię.
Zamknął magią ujście krwi. Wendy szybko wyleczyła skórę i przesłała
regeneracyjną magię, pozwalając chorym komórkom się odbudować.
—
Przepraszam — mruknęła.
—
Oszczędzaj siły na walkę, a jakiekolwiek słowa pozostaw na potem. Jesteśmy
smokami — przypomniał dziewczynce, w jakim celu walczą i do czego zostali
stworzeni.
Tylko oni
na całym kontynencie posiadali moc zdolną zabić smoka i nadszedł czas, aby
pokazać wszystkim, do czego są zdolni i dlaczego otrzymali tytuł Pogromcy
Smoków.
Rozległo
się klaskanie.
Odruchowo
zwrócili się w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Natsu zapalił ognistą
pięść, nie podobał mu się ten zapach.
— Ulecz
Erzę — szepnął w kierunku Wendy, która wykorzystała odrobinę mocy, zasklepiając
poparzoną skórę Scarlet. Gdy tylko odzyskała czucie w dłoni, wyciągnęła jeden
miecz — najostrzejszy ze swojego arsenału. Tylko on jej pozostał, jeśli
zawiedzie, stanie się bezużyteczna dla pozostałych.
—
Uleczeni? Wypoczęci? — Zaśmiała się istota zza budynku. — Wasze trudy są
bezużyteczne. Wiecie o tym? Jesteście marną imitacją potęgi sprzed wieków.
Wtedy Pogromcy Smoków potrafili zdziałać cuda. Wyrwać serce smoka prosto z jego
piersi, spalić smocze cielsko aż do kości albo sprawić, że smok przed wami
klęknie. A widzę, że posiadacie mniej mocy niż dzieci. Naprawdę wierzyliście,
że mnie pokonacie?
Wyszedł z
ukrycia, okryty porwaną szatą, która zasłaniała jego nagie ciało. Chodził boso,
z półludzkimi, w połowie przypominającymi bestię stopami. Wyciągnął pokrytą
łuskami dłoń i wskazał pazurem na Natsu.
— Synu
Igneela, twój ojciec umarł ze wstydu. Wielki król smoków musi teraz patrzeć za
ciebie z zawodem — kpił dalej z Fairy Tail. Jednak tym razem Natsu nie pozwolił
się sprowokować, walczył dla wielu, by ponieść się niepotrzebnym emocjom. —
Nawet nie zechcesz go pomścić? Żałosne i godne pożałowania.
—
Przyszedłeś sobie z nas żartować czy nas zabić? — spytał w końcu Laxus,
zdezorientowany ludzkim obliczem Acnologii i jego przeciągającą się rozmową.
—
Przybyłem zniszczyć najpotężniejsze dziecię. Zrodzone z gwiazd i ognia,
przepowiedziane wieki temu, aby stało się naczyniem dla odrodzonego boga.
Erza z
Grayem popatrzyli siebie, a później przenieśli spojrzenie na Natsu. Dragneel zasłonił
twarz włosami, ukrywając za nimi przestraszone oblicze. Był głupi, nazywano go
wielkim idiotą, którego inteligencja nie przewyższała mądrości zwykłego robaka,
mimo to pojął, kogo ma na myśli Acnologia, nawet jeśli fragmenty jego
stwierdzenia wydawały się absurdalne. Jakie naczynie dla odrodzonego boga?
Sięgnął
ku szyi, tej samej, której jeden bóg dawniej mu poderżnął i wydobył z niej
krew. Tamten rytuał wydawał mu się jednym z koszmarów, z którego na szczęście
się obudził. I tak myślał — to tylko sen, bez znaczenia, dla ostrzeżenia i ze
świadomością, że kiedyś jeszcze mogą spotkać tego boga.
—
Dziecko? — Laxus przywołał błyskawicę i cisnął nią w Acnologię. Smok z ludzkiej
postaci, uchylił się, uciekając przed atakiem. — Nigdy nikt z Fairy Tail nie pozwoli
skrzywdzić dziecka. Nie myśl, że przepuścimy cię i pozwolimy zabrać ci niewinne
życie!
Gajeel
zgodził się z nim kiwnięciem. Erza i Gray nie mieli co do tego żadnych
wątpliwości, ale to reakcja Natsu najmocniej zaniepokoiła walczących. Wyszedł
przed wszystkich, idąc wolnym, spokojnym krokiem, ani razu nie podniósł głowy.
Stanął twarzą w twarz z Acnologią. Wbił palec w jego tors i wysyczał:
— Nie waż
się tknąć tego dziecka.
Acnologia
odtrącił jego ręką.
***
Nashi
wkroczyła do zgliszczy miasta. Przeskoczyła nad fundamentami budynków i
wylądowała na zniszczonym placu dla dzieci. Podjęła porzuconą przez jakiegoś
malucha zabawkę, przycisnęła ją do piersi i wzięła głęboki wdech. Nie
rozumiała, dlaczego to wszystko się wydarzyło i kto ponosił za to winę, ale jeśli
cień mówił prawdę, jeśli to faktycznie ona stała za przebudzeniem Acnologii, to
całe zniszczenie zostało dokonane z jej winy.
—
Przepraszam — wyszeptała, po czym pobiegła dalej.
Obiecała,
że zatrzyma Acnologię w porę. Przeprosi, jeśli kiedykolwiek zrobiła coś złego
albo skrzywdziła nieświadomie smoka. Za swoje winy należało ponosić
konsekwencje, to właśnie zawsze jej powtarzała mama.
Wyczuła
obcy, trzeci zapach, dochodzący ze środka miasta. Tam się skierowała, podążając
za tym zapachem, jak za drogowskazem. Z daleka zauważyła kilka postaci. Jedną z
nich był jej tata. W oczach zebrały jej się łzy, pewnie będzie zły na nią za
to, że ukryła prawdę i doprowadziła do zniszczenia ich domu. Ale to nie tatę
należało teraz przepraszać.
— Nie
wiem, co zrobiłam! — wykrzyczała. — Przepraszam, bardzo przepraszam, proszę,
odejdź, zostaw nas. Ja zrobię wszystko.
Acnologia
otworzył usta. Wydostał się z nich ogień, który pognał wprost na Nashi. Nie
zdążyła się osłonić, ani uciec, nie pojmowała, co się właśnie dzieje. A zanim
zareagowała, ktoś ją przykrył. Przed oczami dziewczynki mignęły różowe włosy,
takie same jak jej. Twarz wybawcy okrył cień, ale nawet bez niego zdołała
rozpoznać własnego tatę. Jego ubranie uległo zniszczeniu, połowę ciała okryło
spalenie, na jego dłoniach ujawniły się ślady krwi.
To znowu
jej wina.
Nashi
złapała się za głowę i krzyknęła żałośnie, że skrzywdziła własnego tatę.
Zaczęła
się nerwowo rozglądać dookoła za jakimiś bandażami. Myślała, żeby przynajmniej
zatamować krwawienie. Więcej nie zdołałaby dokonać w tym stanie. Pobiegła do
najbliższego domu i przewróciła na drugą stronę ścianę. Znalazła pod nią brudne
prześcieradło. Wróciła do taty i stanęła za nim. Widok krwistoczerwonych pleców
przeraził dziewczynkę. Nigdy wcześniej nie widziała tylu ran i to głębokich,
sięgających aż do mięśni. Żadne opatrunki nie pomogą.
—
Tatusiu, przepraszam — wyjęczała, opuszczając prześcieradło. — Tatusiu,
uciekaj, ja... — Pociągnęła nosem. — Ja sobie poradzę — zapewniła.
Natsu
odwrócił się w stronę swojego dziecka. Przyklęknął przed nią i objął jednym
ramieniem. Łzy spłynęły mocniej po policzkach Nashi. To ona do tego
doprowadziła. Nikt inny.
— Już
dobrze. — Pogładził córkę po włosach. — Niepotrzebnie wracałaś. Tata da sobie
radę.
— Już
wystarczy — prosiła. — Tatusiu, ja sobie dam radę.
Nashi
dłużej nie potrafiła sobie wybaczyć tego, do czego doprowadziła. Natsu
cierpiał, zadane rany doprowadziłyby do śmierci zwykłego człowieka, Pogromca Smoków
przeżył, ale to nie umniejszał o bólu. Nashi ujęła dłoń taty i rozpłakała się z
bezsilności. Nie wiedziała, co dalej ma zrobić, nie kiedy znalazła się w piekle
z własnej woli.
—
Tatusiu, uciekajmy — prosiła, choć sama była przekonana o tym, że jej ojciec
nie opuści pola walki. Nie, gdy jego przyjaciele stali za nim.
— Jak
szlachetnie — żartował sobie dalej Acnologia.
Znalazł
się nagle za Nashi. Złapał ją za kołnierz i wyszarpnął Natsu z rąk. Wraz
rzuciła się dziewczynce na pomoc — za wolno. Acnologia zniknął, uciekając w
kierunku ruin gildii Fairy Tail. Członkowie rzucili za nim. Przeklinali swoją
chwilę nieuwagi i głupotę.
— Czego
on chce od Nashi? — ryknął Laxus.
Gray
opuścił głowę ze wstydu. Dopuścił do tego wszystkiego, powinni przewidzieć z
Lucy, że nie pokonają przeznaczenia. Tylko kto mógł przewidzieć, że Acnologia
przybędzie po Nashi? Wszyscy doszli do wniosku, że u podłoża ataku Acnologii
leży jakiś skomplikowany plan, kierowany chęcią zdobycia całego świata, a nie
pokonania dziecka, które jeszcze nie tak dawno uczyło się mówić.
–
Odwróćcie jego uwagę, zabiorę Nashi i uciekniemy – zaproponowała Wendy, jako że
ze wszystkich zebranych to ona była najszybsza. Jej magia pozwalała na
przemieszczanie się w powietrzu. Nie było przy nich nikogo bardziej
odpowiedniego do tego zadania.
— Nie
wracaj tu później – wydał polecenie Laxus. Przegrali. Każdy z nich zaakceptował
tę prawdę, jeśli dłużej chcieli jej zaprzeczać, to musieli znaleźć lepszą
wymówkę, od tej, którą stosowali do tej pory.
Gajeel
chwycił się za odcięte ramię. Poświęcenie… To on stanowił najsłabsze ogniwo ze
wszystkich z grupy. Twierdzenie inaczej wydawało się zbędne. Dlatego w
milczeniu zgodzili się na plan Gajeela. To on ruszy jako pierwszy na Acnologię
i spróbuje wyrwać Nashi z uścisku.
Laxus i
Erza rozdzielili się, planując atak z dwóch stron, aby wspomóc Gajeela. Acnologia
stanął w miejscu i zaśmiał się z ich trudów, rzucając Nashi na ziemię. Pełen
arogancji i pewności w swoje umiejętności smok czekał na ich wielki plan,
przekonany, że nie zdołają go zadrasnąć.
— Małe
smoczki dalej próbują – rzekł, a potem wykonał krok do przodu.
Gajeel
rzucił się na niego, celując prosto w twarz smoka, chcąc zmusić go do
zamknięcia oczu. Jednak Acnologia nie zamierzał tańczyć, jak mu zagrają.
Schylił się i złapał od dołu Nashi. Porzucił dziewczynką w momencie, kiedy
Laxus i Erza wyskoczyli z boku. Jednocześnie posłali cios i to wprost na
dziewczynkę, która nagle znalazła się na ich drodze. Nie mieli czasu
powstrzymać ataku. Bili się z myślami. Przytłoczyły ich w sekundkę na widok
przestraszonej dziewczynki.
— No i
sami ją dla mnie zabijecie, dziękuję – rzekł Acnologia, posyłając Fairy Tail
szaleńczy uśmiech.
Coś
między nimi przemknęło. Z prędkością światła, ujrzeli sam błysk, który ich
oślepił, a potem złapał Nashi i uniknął ataku Erzy i Laxusa w ostatniej chwili.
Postać okręciła się w powietrzu wraz z dziewczynką. Zamknęła oczy. Nie
wiedziała, co się dzieje. Nie wyczuła znanego zapachu taty, nie wyczuła na
ramieniu wybawcy najmniejszej rany, a poza zgromadzonymi osobami, nikt więcej
się nie pojawił.
Poddała
swoje zmysły w wątpliwości, a przynajmniej do momentu, w którym rozchyliła
powieki. To był tata. Ciężko sapał, jego włosy zdawały się dłuższe niż
wcześniej i osłaniały jego twarz, więc nie mogła mu się zbyt dobrze przyjrzeć.
Jednak bardziej zainteresowały ją nagie plecy, na którym zanikły wszystkie
rany. Dotknęła skóry, sprawdzając, czy to przypadkiem nie złudzenie, ale na
palcach nie zostały żadne ślady krwi.
— Tatusiu
— zwróciła się do Natsu.
Nie
odpowiedział jej. Zamiast tego sapnął ciężko, jak zwierzę, jak bestia.
Nashi
zacisnęła usta w wąską linijkę. Nigdy wcześniej nie widziała taty w podobnym
stanie.
Zwróciła
się do pozostałych członków Fairy Tail. Byli zmartwieni, zdziwieni i w jakimś
stopniu przerażeni. Laxus uciekł do pozostałych, stanęli w jednej linii,
zmniejszając odległość między sobą. Z kolei na twarzy Acnologii pojawił się
szeroki, chory uśmiech przepełniony satysfakcją i niecierpliwością przed walką.
— No, no…
Kto by się spodziewał czarnej magii — powiedział i rzucił się na Natsu.
0 Comments:
Prześlij komentarz