[Pogromca smoków] Rozdział 26

— Kraty zniknęły, strażnik niczego nie widział, a ty spałaś całą noc.

Potwierdziła kiwnięciem.

— Na dodatek mówią, że zabiłaś króla lasu, doprowadziłaś do śmierci setek ludzi i jeszcze wszystkiego się wypierasz? — kontynuował Darezen.

Lucy znów poruszyła głową w dół i w górę. Bała się wypowiedzieć choćby jedno słowa. Czuła się mała przy mężczyźnie, nic nie znaczyła, jak robak, którego należało zgnieść. A nawet gdyby się odezwała, czy to cokolwiek by zmieniło?

— Nie — odpowiedział jej Darezen.

Prychnęła pod nosem. Jak to było proste...

— Zabierzcie ją w końcu — zwrócił się do Levy i Gajeela.

— Tak, jest! — odpowiedzieli znów w tym samym czasie.

— Zostaniesz przesłuchana. To standardowa procedura, więc się nie martw. Na razie to początek, ale licz się z tym, że zostaniesz skazana. Winna czy nie, ktoś potrzebuje ciebie jako winnej. Wyprowadźcie ją na zewnątrz. Zrozumie.

Gajeel zakuł Lucy w nadgarstkach. Levy odwróciła się w momencie, kiedy zaklekotał metal.

Tchórz...

Jednak Lucy nie miała za złe ani jej, ani Gajeelowi. Wykonywali tylko swoje obowiązki, zresztą najlepiej jak umieli. W oczach dowódcy byli tylko niesfornymi magami, którzy zasłynęli przez swoje nieodpowiedzialne zachowanie i zniszczenia, jakich dokonali w trakcie igrzysk. W wojsku dominowała dyscyplina, nie samowola.

Na widok dowódcy wszyscy strażnicy podnieśli się na baczność. Zasalutowali mężczyźnie, przyglądając mu się z podziwem. Kilku z nich udało, że pilnuje uważnie więźniów, choć w powszednie dni raczej zajmowali się ploteczkami aniżeli skazanymi.

— Ludzie darzą cię szacunkiem — zauważyła dziewczyna, mijając ostatni z posterunków.

Darezen zacmokał ustami.

— Siłą zdobędziesz wiele — odpowiedział Lucy.

Zamrugała ze zdziwienia. Zazwyczaj dowódca nie odwiedzał więźniów, a tym bardziej z nimi nie rozmawiał. Mimo to wdał się z Lucy w konwersacji. Zamierzała to wykorzystać, póki jeszcze może.

— A czym jest ta "siła"? — spytała ostrożnie.

— Żartujesz? — Prychnął na nią. — Nie żartuj sobie, nie ty. Przecież dobrze wiesz, na czym polega prawdziwa siła. Twe imię budzi grozę. Ludzie boją się ciebie wspominać, bo myślą, że stanie im się krzywda, gdy tylko wypowiedzą zakazane słowo. W tawernach budzisz grozę, Lucy. Coś zrobiła tym biedakom?

Wzruszyła ramionami.

— Nic — odburknęła.

— Nic? — zdziwił się jeszcze mocniej. — Czyli to "nic" dotyczy kilku misji, które wykonałaś, a które ludzie uznali za "niewykonalne"?

— To nie były stuletnie czy tysiącletnia misja, tylko zwyczajne zadania wyznaczone przez ludzi — przypomniała mężczyźnie.

— Przez ludzi? — Darezen zdarł z twarzy ciągle odpadający opatrunek. Wyrzucił go na podłogę. — To są dzieła ludzi.

Puścił Lucy pierwszą. Wyszła na plac, na którym zazwyczaj straż ćwiczyła od rana do późnego wieczora. Grupy zmieniały się co trzy godziny, w południe wyznaczono chwilową przerwę na posprzątanie placu i wyznaczenie zadań na przyszłe dni. Dzisiaj na placu było pusto.

Lucy podeszła do stojącej pośrodku kukły, z wbitym w jej pierś krótkim mieczem. Dalej leżała obok włócznia.

— Dalej, dalej, żwawo! — dobiegały skądś hałasy.

Odwróciła się w stronę głównego wejścia. Trzy oddziały wychodziły na patrol, czekali za nimi kolejni, dopiero zabierający ze sobą magiczną broń. A tej brakowało. Magazyny stały puste, zabierali nawet niemagiczną broń — począwszy od łuków po stare miecze ćwiczebne.

Najsłabsi wciąż czekali w kolejce, ale i ich zamierzali zaopatrzyć w broń.

— Śmierć władcy lasu wprowadziła tu chaos — wyjaśnił jej krótko mężczyzna.

— Zwierzęta się zbuntowały — stwierdziła. Ten scenariusz przewidziała już na początku, ale do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jak poważne będą konsekwencje zabicia króla lasu.

Shina popełniła ogromny błąd, nie uciekając tamtego dnia. Stanęła naprzeciw bestii i pokonała ją. Już sam fakt, że wygrała z tak potężną istotą, napotykał na niedowierzanie ze strony Lucy. Jednak widziała walkę i jej zakończenie na własne oczy. Shina nie pozostawiła żadnych złudzeń.

— To nie ty go pokonałaś — zauważył Darezem.

Gajeel zablokował dowódcy drogę, odsunął od siebie Levy, która również próbowała stanąć naprzeciw mężczyzny. Wysyczał stanowcze "nie" przez zęby, kładąc dłoń na jej brzuch. Zrozumiała.

Lucy złapała ją i przesunęła bliżej, aby w razie zagrożenia obronić ją. Wyraziła sprzeciw w pierwszej chwili na taki układ, ale ani Gajeel, ani Lucy zgodzili się, że w najgorszej sytuacji trzeba bronić jej i dzieci.

— Co to ma znaczyć? — upewnił się Darezen.

— Skoro Lucy jest niewinna, skoro dowódca o tym wie, to dlaczego...

—...Bo takie są rozkazy! — przerwał Gajeelowi. — Uważaj, kogo bronisz i w jaki sposób, bo to nie jest rozwiązanie, Gajeel. Myślisz, że walka i sprzeciw rozwiążą problem.

— My po prostu...

Darezen założył ręce za plecami, wyprostował się i krzyknął:

— Daremny trud!

Mężczyzna odepchnął Gajeela na bok. Istniała szansa, że zaczną walczyć, dawny Gajeel na pewno uderzyłby jako pierwszy, ale dorósł, ku zadowoleniu Lucy i Levy. Obie odetchnęły z ulgą, kiedy odpuścił. Rozluźnił ciało i znów podążył za dowódcą, jak posłuszny szczeniak.

Jednak to nie był prawdziwy on. Przegrał z człowiekiem, choć stworzono go, by wygrywał ze smokami. Rozczarował siebie, Levy i nienarodzone dziecko, któremu nie powie dumnie, że jest smokiem żelaza.

— Kochanie... — Levy ścisnęła ramię ukochanego. — To...

— Jestem żałosny — odpowiedział jej i wyrwał się z uścisku.

— Nie jesteś — odezwała się Lucy. Szła na równi z Darezenem. — Trzeba mieć odwagę, żeby z czegoś zrezygnować dla dobra bliskich. Tchórze walczą, nie myśląc o innych. Ty chroniłeś swoja rodzinę. Rodzina jest z ciebie dumna... — dokończyła ciszej.

Przypomniała jej się Shina, a właściwie Nashi, przyszła córka jej i Natsu. Ciekawe, gdzie teraz przebywała, czy wróciła do miejsca, którego nienawidziła nazywać domem, czy została w tych czasach i czekała na Lucy sama? Czy na pewno ubrała się ciepło i miała co jeść? Na pewno wpakowała się w jakieś kłopoty, niezależnie od miejsca, w którym obecnie przebywała. Taka była już jej natura i nic nie dało się z tym począć.

Lucy cieszyła się przynajmniej z tego, że jeszcze nie włamała się do więzienia i nie wydostała jej, co pewnie szykował Natsu.

A właśnie...

Obejrzała się wokoło. Od pewnego czasu nie widziała nigdzie Natsu. Ani nie przyszedł z rana, nie stawił się też na przesłuchanie, nie zmartwiło go zniknięcie krat w jej celi... Lucy miała złe przeczucia. A obawy pogłębiły się, kiedy dotarła do trzeciego budynku od lewej, do sali przesłuchań, przed którą czekał karłowaty kapłan. Kiedy tylko ją zobaczył, ukrył się za trzema strażnikami, drżąc ze strachu.

— To... To ona! — wyjęczał. — Ona zabiła wszystkich.

Żałowała, że pozwoliła temu gnojowi się wydostać z tej krypty. Gdyby tylko tam został, nie doszłoby do takiej sytuacji. Ach, przyprawił ją o ból głowy...

Podrapała się z kajdankami na nadgarstkach. Metal zabrzęczał ostrym, drażniącym uszy piskiem, na którego dźwięk kapłan pokłonił się ze strachu. Złapał togę jednego z administratorów sprawy sądowej, błagając go:

— Uratuj mnie, ona mnie zaraz zabije.

Lucy zmrużyła oczy i ziewnęła szeroko. Zamlaskała kilka razy. Wtedy zdała sobie sprawę, że wyciągnęli ją bez śniadania. Nie załapie się na poranną porcję.

Załamała ręce. Nie wyjdzie z przesłuchania przed wieczorem, więc przegapi i obiad. Chyba ktoś zacznie przysłuchiwać się burczącemu brzuchowi, aniżeli jej wyjaśnieniom.

— Co to znaczy, dowódco Darezen? — oburzył się jeden z ważniaków.

Lucy nienawidziła ludzi w togach. Wierzyli temu, co widzieli na papierze. Fakty nigdy się dla nich nie liczyły, chyba że chodziło o przynależenie do Fairy Tail. Wtedy łatwo wypominali.

— Nie rozumiem... — zdziwił się Darezen. — Przyprowadziłem podejrzaną na przesłuchanie. Poza tym wystąpiły pewne okoliczności, które uniemożliwiły dłuższe przybywanie tej panienki w celi.

— A jakie to okoliczności? — Mężczyzna uniósł brew, podejrzliwie przyglądając się dowódcy jednostki. — Nie było panience za wygodnie w nocy.

— Nie, ktoś ukradł kraty w nocy — odparł bez ogródek Darezen.

— Kr... Kraty? — jęknął administrator. — Jak to "kraty"?

— Zwyczajnie. Kraty. Były i nie ma. Prysnęły, a ona grzecznie całą noc przespała i na szczęście nie uciekła szukać zemsty — mówiąc to, spojrzał na kapłana.

— Zemsty? — kapłan wydusił z siebie tylko jedno słowo, a potem schował za administratorem, drżąc i piszcząc jak małe, przerażone dziecko.

Lucy przewróciła oczami. Żal było się mścić na takim słabeuszu.

— Wstań. — Podeszła i kopnęła kapłana w zad. — Nie mam całego dnia i jestem głodna. Nic przez nich nie zjadłam.

Poruszyła głową w stronę Gajeela i Levy.

— Przepraszam, Lu—chan, zaraz ci coś przyniosę — obiecała Levy, szturchając Gajeela w bok, żeby i on przeprosił. Burknął coś niewyraźnie, ale Lucy szczerze wątpiła, że były to przeprosiny.

— Jedzenie? Hm... — zaciekawił się administrator. — A od kiedy więźniowie mogą liczyć na jakiekolwiek dogodności. Rozumiem, że czasy się zmieniają, ale...

—... wypadałoby, żebym nie umarła z głodu przed rozprawą — wtrąciła się w wypowiedź mężczyzny Lucy. — Potrzebujecie mnie i mojej winy, więc szkoda, bym umarła.

— A tak, tak, na to nie możemy pozwolić. Zgadzam się.

Żmija...

Mężczyzna przypominał Lucy węża, nie tylko z zachowania, ale i wyglądu. Twarz miał pociągłą, podbródek zaokrąglony, a oczy zielono—brązowe, zależy jak spojrzeć. Nawet język wydawał się długi, gdy mówił. Jego toga była koloru ostrej, rażącej zieleni, która ni jak się miała do czarnych, prostych butów. Ale najgorzej Lucy znosiła to przeszywające spojrzenie.

"Jestem o krok przed tobą" — mówiły jego oczy, a Lucy słuchała mężczyzny uważnie. To on był jej przeciwnikiem i magią nie uda jej się go pokonać.

— Dobrze, zaczynany. — Klasnął. — Zacząłbym od przesłuchania kapłana, potem przeszedł do relacji winnej, a na końcu zebrał informacje przekazane od pozostałych świadków. Czy wszystko jasne?

— NIE!

Lucy skamieniała.

Głos nie należał do Levy, nie do Gajeela, wykluczyła kapłana, administratora sprawy, Darezen również nie miał powodu, by krzyknąć. Nie...

O nie, nie, nie... Musiało jej się pomylić. Głosy się mieszają, czasem wychodzi coś nie tak i pojawiają się jakieś dziwne omamy. Bo przecież to niemożliwe, żeby ten ktoś, którego głos wydawał się tak znajomy, nadlatywał z góry.

Prawda?

Oblał ją zimny pot. Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła trochę oczy przez rażące ją słońce. Coś wisiało w powietrzu, człowiek z biały skrzydłami, którego pięść się paliła.

Lucy cofnęła się o kilka kroków, za każdym razem w duszy przepraszając coraz to nową osobę.

Pięć.

Szkoda jej było tego pięknego budynku, z którego najpewniej zostaną same gruzy.

Cztery.

Kariera Levy i Gajeela też pewnie stanie na włosku. Muszą jej wybaczyć.

Trzy.

Polubiła Darezena. Nawet jeśli rozmawiała z nim tylko przez moment, liczyła, że w przyszłości uda im się znaleźć chwilę na dłuższą konwersację.

Dwa.

W sumie nadal niczego nie zjadła. Burczało jej od tego w brzuchu.

Jeden... jeden...

Kto ją teraz uratuje? Jak pozbędzie się łatki wielkiego przestępcy Fiore i do tego uciekiniera?!

Natsu złapał ją w pasie i wraz z Happym wznieśli się, nim ktokolwiek zdołał zareagować. Zapalił się cały budynek, Levy z Gajeelem uciekli od razu na widok Salamandra, Darezen jednak stał w miejscu lekko zafascynowany całym zdarzeniem. A przynajmniej stał, póki nie zaczęły mu się palić spodnie, wtedy szybko wydostał się na plac ćwiczebny,

A Lucy leciała, z Happym i Natsu, dwójką durniów, którzy uśmiechnęli się szeroko, jakby wysłużyli jej jakąś przysługę.

— Zabiję was — wysyczała, po czym chwyciła się mocniej, bo nie zamierzała upaść z tej wysokości. Do tego w kajdankach.

GRANICA OLIMPU | zakończone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |
ECHO Z ZAŚWIATÓW | zakończone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |
ZMIIERZCH BOGÓW  | zawieszone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |
BAEL  | zawieszone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |


POGROMCA SMOKÓW  | trwające | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
POZORY CZASEM MYLĄ  | zakończone | kryminał | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
SMOCZE KRÓLESTWO  | zakończone | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
MIŁOŚĆ SILNIEJSZA OD ŚMIERCI  | zakończone | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
NOWE ŻYCIE, KTÓRE OD WAS OTRZYMALIŚMY | zakończone | fantastyka | romans | tajemnica | Nalu |
DETEKTYW Z PRZYPADKU  | zakończone | kryminał | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
PARANORMAL ACTIVITY CLUB  | zakończone | kryminał | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |

FAUX PAS  | trwające | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Marichat |

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!