[Pogromca smoków] Rozdział 24

Lucy trąciła łyżkę przyczepioną do tacy z jedzeniem, po czym odłożyła ją na miejsce, czekając, by strażnik zabrał resztki posiłku. O godzinie piętnastej stawiał się jak w zegarku. Jeszcze ani razu się nie spóźnił, co Lucy potwierdzała, widząc fragment zegara wiszącego nad krzesłem mężczyzny.

Ziewnął szeroko, jakby dopiero wybudził się z głębokiego snu, i znowu spojrzał na Lucy krzywo. Zrobił z tego codzienny rytuał, ale nigdy konkretnie nie wyjaśnił, co budziło w nim taką niechęć wobec dziewczyny.

Stracił kogoś bliskiego w tej wiosce?

Brzydziła go myśl, że musi pilnować pięknej, młodej magini, która milczała od tygodnia?

Uśmiechnęła się niepewnie.

"Piękna" i "młoda". Pokręciła głową z niedowierzaniem. Dawno nie oglądała się w lustrze, ale musiała wyglądać strasznie. Z tą suchą, zmarnowaną skórą i faktem, że od tygodnia się nie myła? Powinna się dziwić, że w ogóle strażnik chce na nią patrzeć.

Zasunął okienko i znów nastała ciemność.

Lucy skuliła się na łóżku i wpatrzyła w kwadratowe okienko zabite kratami, nad którym znajdował się plac bitewny. Rycerze nie walczyli ani razu, od kiedy wylądowała w tej celi. Nie słyszała wypowiadanych zaklęć, stukotu mieczy czy zwykłych rozmów.

Coś się wydarzyło...

Świat się zmieniał, a i magia ulegała przemianie. Ostatnie wydarzenia, których była świadkiem, utwierdziły ją w przekonaniu, że to dopiero zapowiedź nieszczęścia. Sama siła zdolna zablokować magię wymagała badania, nie wspominając o tym, że prawdziwy smok ukrywał się wśród ludzi przez lata i nikt tego nie zakwestionował.

— Ale to już nie moja sprawa — odezwała się po raz pierwszy od tygodnia. Zaschło jej w gardle. Głos miała niewyraźny, chrypiący.

Zmrużyła oczy.

Usiadła w pozycji do medytacji, dłonie położyła na udach i wzięła głęboki wdech. Czuła magię wokół siebie. Wirowała w każdej cząsteczce powietrza, wchodziła ją z samym oddechem. W ten sposób walczyła Wendy — zbierała moc smoka niebios poprzez oddech i wydobyła ją z siebie. Jednak nie każda osoba powinna być zdolna do podobnych czynów, więc skąd...

Puk, puk...

Nim dokończyła myśl, rozległo się pukanie.

— Masz gościa — zabrzmiał ostry głos strażnika.

Gościa?

Parsknęła śmiechem. Stawiała na Natsu, bo kto inny zechciałby ją odwiedzić?

— Dobrze, dziękuję — odpowiedziała mężczyźnie.

Odsunęła się od wejścia. Rozsunął się właz. Teraz między celą a wolnością dzieliły ją tylko kraty — i Natsu. W pierwszej chwili nie spojrzał na nią. Trzymał głowę nisko i potulnie, jakby czekał na reakcję ze strony Lucy.

W odpowiedzi uśmiechnęła się do niego.

— Cześć — przywitała się z chłopakiem.

Chłopakiem?

Nie... Mężczyzną...

Trudno było zaakceptować, że nie stoi przed nią ten głupek co ponad dwa lata temu. Urósł, jego włosy stały się gęstsze i dłuższe, rysy twarzy dojrzały, przez co jego oblicze wyglądało na poważne. Budziło szacunek.

— Cześć, Lucy — wymamrotał pod nosem.

Jednak niezależnie od wyglądu, nadal był tym samym dzieciakiem, co kiedyś...

— Dlaczego tu jesteś? — Usiadła z powrotem na łóżko. — Dla mnie?

— A dla kogo? Lucy, jak ja spieprzyłem całą tę sprawę. Wiem, że powinienem wrócić wcześniej. Nie — poprawił się. — Powinienem od początku zabrać cię ze sobą. Słyszałem od Juren, że jesteś słynna w całym Fiore.

— Teraz na pewno moje imię przewija się we wszystkich gazetach — zażartowała sobie.

— W sumie to tak, ale ludzie nie wierzą w twoją winę! — zapewnił ją.

Wierzyli, tylko nikt nie odważył się powiedzieć tego Natsu wprost.

— Może — odburknęła. — A ty? Wierzysz?

— Ja? — zdziwił się. — Jasne, że nie. Lucy, przecież znasz mnie. Ja znam ciebie. Nie byłabyś zdolna... Nie ty, nie, nie, nie, co to, to nie. Lucy, wierzę tobie i zrobię wszystko, żeby cię stąd wydostać!

Zrobi wszystko...

Więc jednak się nie zmienił. Przynajmniej nie działał impulsywnie, jak dawniej, tylko czekał na zdanie innych. Albo na jej zdanie, jej zgodę.

Lucy poprawiła bandaż na swoich piersiach. Gniótł ją od siedzenia w jednej pozycji. Potem sięgnęła do kieszeni w spódnicy, którą opróżnili wcześniej strażnicy. Zabrali jej wszystkie klucze, resztki zwietrzałego zasuszonego mięsa i mapę Fiore, ale nie zwiędnięty kwiat.

Pokazała go Natsu.

— To ty mi go włożyłeś? — zapytała dawnego przyjaciela.

— Nie, a co?

— Nic. — Westchnęła. — Więc zrobiła to ta dziewczyna, którą miałam zapomnieć. Głupia dziewucha, myślała, że tak się zna na zaklęciach zapomnienia? Niedoczekanie...

— Zaraz, zaraz, zaraz!!! — przerwał jej gwałtownie Natsu. Chwycił za kraty, strażnik aż się poderwał z miejsca. — Był ktoś z tobą?

Kiwnęła głową w odpowiedzi.

— Więc dlaczego... dlaczego nic nie mówiłaś? To ona zabiła króla lasu, prawda? — Odetchnął z ulgą. Nie powinien tak zareagować, Lucy jednak go nie ostrzegła. Nie wiedział i nie dowie się w najbliższej przyszłości. — Prawda? — powtórzył pytanie.

— Była, ale to nic nie zmienia. Król lasu nie żyje, ludzie zostali zamordowani. Ani jedno, ani drugie to nie moja wina. Tamta dziewczyna też jest niewinna — odparła stanowczym tonem. Mimo to Natsu nadal miał wątpliwości:

— Ale dlaczego nie powiedziałaś? Gdzie ta dziewczyna? Uciekła? Mam...

— NIC NIE MASZ! — ryknęła nieświadomie. — Natsu, co ty planujesz? Stopić te kraty, żebyśmy uciekli razem? Tak? A może wbijesz się w trakcie rozprawy i wykrzyczysz, jak to ja mogę być oskarżana? Co jeszcze? Co jeszcze wymyślisz? Czy ty nie możesz chociaż RAZ, jeden, jedyny RAZ odsunąć się? Ja już nie jestem twoją Lucy! Poradzę sobie.

— Jak sobie "poradzisz"?! — Uderzył w jedną z krat. Wygięła się pod wpływem siły uderzenia i temperatury, jaka wydobyła się z ciała Natsu.

Lucy drgnęła ze strachu.

Nigdy z nim nie miała żadnych szans, a łudziła się długo, że... w ciągu tych dwóch lat coś się zmieni.

— Lucy, pozwól mi sobie pomóc. Ten jeden, jedyny raz! — błagał dalej. — Ja nie mogę cię zostawić. Nie tym razem. Błagam. LUCY!

— Nie — wydusiła z siebie. — Daj mi czas. Ja...

— Ale...

— Tu nie ma żadnego "ale"! — Zacisnęła pięść. Jak on mógł? Jak długo jeszcze nie będzie widział nic złego w tym, że ją zostawił?

— Ile jeszcze razy mnie wyrzucisz?

— Nigdy cię nie wyrzuciłam. — Przypomniała sobie list. Jeden, cholerny list, który zostawił na stole w jej mieszkaniu. — To ty mnie zostawiłeś. Samą. Bez pożegnania. Nic...

— A l... — urwał i chyba dopiero wtedy zrozumiał. Zrobił krok w tył. Naprostował zniszczoną kratę i przeprosił cicho strażnika za zachowanie. — Czy kiedyś wyruszymy na przygodę? Na jedną z takich, jak dawniej?

— Nie wiem — odparła, bez zostawiania złudzeń, ale i z odrobinką nadziei dla siebie i dla niego. — Po prostu nie wiem.

Natsu gwałtownie klasną. Dźwięk odbił się echem między wszystkimi korytarzami więzienia. Kilku strażników wysunęło głowy zza zakrętów, ciekawiąc się, co tym razem wydarzy się w tym obskurnym miejscu.

A tym razem Natsu nakreślił ogniste koło w powietrzu. Uniósł kciuk do góry i oświadczył przy wszystkich:

— Sprawę, że się dowiesz! Zrobię wszystko, aby zabrać cię w najcudowniejszą podróż życia i sprawię, że już będziesz wiedziała! OBIECUJĘ, Lucy Heartfilio!

Uśmiechnął się szeroko, jak dawniej, jak za czasów, kiedy faktycznie przeżywali najcudowniejsze przygody.

Lucy się zaśmiała.

Nie wytrzymywała z nim. Obiecywać to umiał, bardziej bała się spełniania tych jego obietnic, ale co zaszkodziło spróbować? Wyglądał na naprawdę zdeterminowanego. Przystojnie zdeterminowanego.

— Oj, Natsu, Natsu... — pochyliła głowę na prawy bok — na początek może ty zgaś ten ogień, bo zaraz coś podpalisz.

— A... Przepraszam.

Płomienie zniknęły. Zostało trochę dymu, który uniósł się pod sufit więzienia.

Strażnicy pokręcili głową z niezadowoleniem, a jeden z nich, ten który pilnował Lucy, wyciągnął pergamin i przycisnął do niego magiczną pieczęć. Podał dokument Natsu, mówiąc:

— Proszę udać się na recepcję. Wycenimy zniszczenia stosownie do kosztów naprawy. Pani wszystko wyjaśni.

Lucy wybuchnęła śmiechem. Przewróciła się na plecy i zaśmiała się jeszcze głośniej. Nie wytrzymywała z nim. W końcu się doigrał i dostał mandat za zniszczenia.

— Przestań! — fuknął Natsu. Cały się zarumienił, kiedy przyjął świstek papieru. Wymruczał coś niewyraźnie, a potem zgodnie z instrukcją strażnika udał się na recepcję.

Nie pożegnał się z Lucy.

 

***

 

Z Lucy przywitał się ktoś inny.

Czuła, że ta noc coś zmieni. Powietrze było rześkie, jak przed chłodnym porankiem. Niosło zapach skoszonej trawy, który kochała. Uspokajał ją, a doceniła to szczególnie teraz, gdy miała wrażenie, że wszystko się zaraz zmieni.

Światło księżyca padało przez kraty od kwadratowego okna w jej celi. Było chłodne i nostalgiczne. Przypominało jej to samo światło, które widziała niedawno, walcząc z wilkołakiem o kawałek jego zęba. Wycie odbijało się echem w jej uszach, choć z celi panowała cisza. A przynajmniej do chwili, w której rozległy się kroki.

Ktoś szedł w jej stronę. Nie strażnik, nie przypominało jej to ciężkich kroków mężczyzny ubranego w zbroję, do tego kuśtykającego na prawą nogę.

Te kroki brzmiały dostojnie. Należały do młodego człowieka ubranego w lekką szatę. Nie spieszył się, szedł wolno, zmierzając w kierunku swojego celu. A kiedy dotarł pod celę Lucy, przystanął na moment.

Kraty wraz z wejściem zniknęły. Światło księżyca padło na postać dobrze znaną Lucy, ubraną biało—czarną togę. Był nim młodzieniec, o niewinnie wyglądającej twarzy i ciemnych jak śmierć oczach.

— Zeref — wypowiedziała zakazane imię.

Poszedł jeszcze bliżej, aż znalazł się dokładnie naprzeciw Lucy. Dzielił ich tylko strumień światła padający na środek pomieszczenia.

— Pamiętasz mnie — powiedział cichym, melancholijnym głosem.

— Tak, prawie mnie zabiłeś — wypomniała mu.

— Wiele dzieli "zabić" i "prawie". Uwierz mi, że przez setki lat mojego życia poznałem granicę między tymi dwoma słowami.

— Tak, rozumiem. Bardzo rozumiem — wymamrotała i spojrzała prosto w ciemne oczy Czarnego Maga. — Co cię tu sprowadza, panie?

Zza szaty wyjął księgę — tę samą, którą w trakcie wyprawy do wioski Lucy mu ukradła. A potem w sumie rzuciła nią prosto w jego twarz.

— Weź ją.

Przysunął księgę bliżej. Litery E.N.D. zaiskrzyły w blasku księżyca.

— Dlaczego? — zapytała. Serce łomotało jej ze strachu.

— Pytasz, choć dobrze wiesz, że każde pytanie może prowadzić cię do śmierci.

— Siedzę ze śmiercią w jednym pomieszczeniu.

— I... — zmusił ją, by dokończyła.

— I nadal żyję. Wcześniej przeżyłam. Teraz też. Nie zabijesz mnie.

— Nie — odpowiedział dziewczynie.

Znowu sięgnął do szaty, tym razem niżej, skąd wyjął piękny, czerwony kryształ. Biła od niego zapomniana moc, podobna do tej, którą odkryła w miasteczku, na cmentarzu. Przypominała smoczą energię, lakrymę, ogień...

Przycisnęła plecy do chłodnej ściany. Otworzyła szeroko oczy i sapnęła głośno. Strażnik przewrócił się na drugi bok na podłodze. Nie obudził się. Spał jak zabity, na szczęście jeszcze żył.

— To Iggis. — Lucy wskazała na czerwony kryształ. — Ta lakryma...

Zeref obrócił kryształ w świetle księżyca. Krwawa poświata padła na kamienie i na leżącą pośrodku celu księgę E.N.D.

Lucy przycisnęła kolana bliżej piersi, nogi zabrała z podłogi w obawie, że ta za moment zacznie się iskrzyć. Moc płynęła wraz z powietrzem. Z każdym oddechem pobierała kolejne drobinki magii. Zakazana magia. Zapomniane praktyki. A do tego siedzący przed nią Czarny Mag, którego zamiary były niezrozumiałe.

— Dlaczego? — spytała w końcu. Pytanie wodziło ją za nos, może będzie kosztowało jej życie, ale było warte wypowiedzenia. Od wieków Czarnego Maga uznawano za legendę niewartą wspominania. Wszystkie księgi Fiore wymazały jego imię z kart historii, ale szczątki opowieści przetrwały na ustach ludzi, którym los odebrał wszystko. Czcili oni Zerefa jak Boga, błagając go, by zesłał na ich wrogów nieszczęścia.

A Czarny Mag niósł za sobą tylko śmierć. Nikt nie wiedział, jak wygląda, bo nikt nie przeżył spotkania z nim. Nikt nie słyszał jego głosu, bo nie zdążył wypowiedzieć słowa przed rozprzestrzeniającą się klątwą.

Wiadome było jedno — te czarne szaty zostawiały za sobą zgliszcza.

Lucy żyła, słyszała jego głos, znała wygląd, klątwa jej nie objęła, a co więcej, ręce Czarnego Maga uratowały jej życie.

— Lucy? — Zeref wskazał na księgę. — Pilnuj czasu. A gdy nadejdzie ten właściwy, bądź gotowa. Jeszcze się spotkamy.

— W to nie wątpię — odpowiedziała mu na spokojnie. Wyprostowała się na łóżku, w stronę przeciwną do krat i spojrzała za kraty, na skierowany na nią Księżyc.

A dalej niebo było przykryte gwiazdami.

Zacisnęła dłoń. Brakowało jej kluczy, brzdęku, który przerywał ciszę tuż przed walką i mocy czyniącą ją wyjątkową. Bez nich czuła się słaba. Nic nie znaczyła przed Zerefem i jego księgą, a mimo to przyszedł do niej z zamiarami, co do których miała same wątpliwości.

Jednak niezależnie od tego, jak mocno nie ufała Czarnemu Magowi, musiała przystać na jego propozycję.

Podjęła z podłogi księgę E.N.D. Wewnątrz była pusta — zresztą tak jak za pierwszym razem. Tylko sprawiała wrażenie... cięższej. Lucy opuściła ją i podniosła i tak kilka razy, przypominając sobie wcześniejszą wagę przedmiotu.

— Jest ciężka — znów dostała odpowiedź nim zapytała.

— Dlaczego?

— Bo więcej w niej treści.

"Jest pusta" — cisnęło się jej na usta, ale zdusiła wszystko w sobie, zaciskając wargi w cienką linijkę.

Zeref wstał. Podjął czerwony kamień, lakrymę Iggisa i schował ją w głąb szaty. Popawił przepasający go materiał, robiąc jeden krok w kierunku Lucy.

Drgnęła.

Odruchowo cofnęła się, uderzając tyłem głowy o ścianę. Objął ją chłód. Ogarnęło uczucie, że zbliża się ku niej sama śmierć, a zegar wybija jej ostatnie minuty.

Kolejny krok.

Zacisnęła księgę E.N.D. na piersi, w której serce dudniło jak oszalałe. Krzyczało: nie podchodź! A mimo to on podchodził. Był bliżej i bliżej — smutny uśmiech, załzawione oczy i blada skóra.

Zeref wyciągnął dłoń, a jej serce przystopowało na moment. Wstrzymała oddech, kiedy sięgnął w kierunku jej głowy. Położył na niej dłoń i zacisnął palce, wplątując je w krótkie włosy dziewczyny.

— Miłych snów, mamo Nashi — powiedział, a wraz z chwilą, którą padły te słowa, Lucy zasnęła.


GRANICA OLIMPU | zakończone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |
ECHO Z ZAŚWIATÓW | zakończone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |
ZMIIERZCH BOGÓW  | zawieszone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |
BAEL  | zawieszone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |


POGROMCA SMOKÓW  | trwające | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
POZORY CZASEM MYLĄ  | zakończone | kryminał | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
SMOCZE KRÓLESTWO  | zakończone | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
MIŁOŚĆ SILNIEJSZA OD ŚMIERCI  | zakończone | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
NOWE ŻYCIE, KTÓRE OD WAS OTRZYMALIŚMY | zakończone | fantastyka | romans | tajemnica | Nalu |
DETEKTYW Z PRZYPADKU  | zakończone | kryminał | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
PARANORMAL ACTIVITY CLUB  | zakończone | kryminał | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |

FAUX PAS  | trwające | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Marichat |

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!