[Faux pas] Rozdział 25

 

Adrien przykrył Natalie kocem. Poprawił jej poduszkę i zanim zasnęła, zasłonił okna. Pielęgniarka poleciła kilka godzin snu i podanie leków przeciwbólowych przed odpoczynkiem. Poprosiła również, aby nie przeszkadzać Natalie przez najbliższe dni, pozwolić jej zregenerować siły i załagodzić stres.

Podziękował kobiecie za wskazówki. Wziął sobie do serca wszystko, co mu powiedziała. Odpoczynek. Spokój. Zregenerowanie sił. Nie powinien zadręczać Natalie przeszłością w jej stanie, nie powstrzymał się i teraz zbierał plony swojej głupoty.

— Przepraszam — wyszeptał Natalie na ucho. Pocałował ją w policzek przed odejściem, a następnie zamknął drzwi od pomieszczenia.

Po drodze poprosił jeszcze pielęgniarkę o otwarcie okna w pokoju Natalie, choćby na chwilę, żeby w pomieszczeniu się przewietrzyło. Natalie nie znosiła duchoty, choć jeszcze mocniej nienawidziła szpitali. Ale póki spała i odpoczywała, nie martwił się tym.

Odetchnął ciężko na zewnątrz. Nie świeżym powietrzem, a dymem tytoniowym wydobywającym się ze skrętów, które palili pacjenci szpitala wraz z personelem medycznym pod bocznym wejściem do budynku.

Adrien zakasłał odruchowo. Cała piątka mężczyzn wybuchnęła śmiechem na widok jego reakcji. Jeden szturchnął drugiego i nawet zaproponowali mu papierosa. Odmówił grzecznie, po czym uciekł. Kto proponował piętnastolatkowi skręta?

— Adrien! — ktoś za nim zawołał.

Na parkingu czekała na niego Marinette z opakowaniem pełnym crossaintów i innych wypieków jej rodziców. Były jeszcze ciepłe, kiedy wziął pierwszego z nich, jakby Marinette wyjęła wszystkie z pieca chwilę przed tym, jak pojechała do niego. Rodzice Marinette byli wspaniali, pełni troski i miłości. Na samą myśl, że tak mógłby wyglądać jego dom, robiło mu się ciepło na sercu. Jego ojciec nawet nie zadzwonił...

— Może... odpocznij? — zaproponowała Marinette kładąc dłoń na policzku Adriena. Uśmiechnęła się do niego troskliwie, jakby rozumiała, przez co przechodzi i czego potrzebuje.

Usiedli razem na ławce, w drugiej części szpitala, gdzie przechadzali się pacjenci po zabiegach. Panowała błoga cisza, nie było tu tłumów i na spokojnie mogli porozmawiać.

— Czegoś się dowiedziałeś? — spytała Marinette, wyjmując mu jeden z wypieków.

— To był wypadek. — Wziął pierwszy gryz i z pełną buzią mówił dalej: — Moja mama upadła na schodach i poroniła. Nikt nie przyszedł z pomocą — streścił rozmowę z Natalie w trzech zdaniach.

— Współczuję.

Położyła głowę na jego ramieniu i odsapnęła wśród hałasu dobiegającego z ulicy. Samochody trąbiły w korku, a z parkingu niosły się krzyki kierowców, który stuknęli się w wąskim przejściu. Mimo to Adrien uważał to miejsce za spokojne.

— To jeszcze nie koniec — mruknął, zagryzając ostatni kęs pieczywa.

— To początek. Bo… twoja mama naprawdę miała powody, aby…

—… zebrać miraculum Czarnego Kota i Biedronki, aby wypowiedzieć życzenie? — dokończył za dziewczynę.

— Tak, dokładnie.

Motyl przeleciał mu przed twarzą.

Jeszcze niedawno nie dopuszczał do siebie myśli, że jego matka zeszła na drogę zła jako Władca Ciem. Jednak im dłużej przyglądał się temu motylowi, tym głębsze było przekonanie, że faktycznie za tym wszystkim mogła stać jego matka.

 

***

 

Rozciągnął palce. Poprawił smoking i przylizał włosy do tyłu, jak radził mu nauczyciel fortepianu — starszy mężczyzna o postawie dyrygenta i uśmiechu szatana. Nosił długą brodę o siwiejących bokach, zaplecioną w drobny warkoczyk na samym jej końcu. Nos miał krzywy, podobno po sprzeczce z poprzednim uczniem napił się za dużo i w przypływie pijanych fantazji uderzył nosem o ścianę. Nie udało się w pełni wyprostować nosa. Ale tak poza tą jedną sytuacją, stronił od alkoholu i świecił przykładem, nieustannie powtarzając, że uczniowie to jego dzieci, które musi naprowadzić na właściwą drogę w tym świecie.

Dzisiaj był jednak niespokojny. Mężczyzna błądził po pokoju bez większego sensu, głowiąc się i martwiąc o występ Adriena, do którego sam chłopak podchodził bez większych emocji. Stukał nieustannie napastowanym butem po podłogę i mruczał pod nosem, że może warto pomyśleć o emeryturze. I garbił się, a nigdy wcześniej nie pozwolił sobie, by chodzić z niewyprostowanymi plecami.

— Będzie dobrze, Adrien, będzie dobrze — zwrócił się do chłopaka, choć ten usiadł na sofie i zaczął czekać na swoją kolej.

Rozbrzmiały pierwsze brawa po występie młodszego o dwa lata chłopaka, który talentem prześcigał większość uczniów ze szkoły fortepianu. Nawet Adrien życzył temu dzieciakowi w przyszłości kariery. Bo grał przepięknie. Przepięknie nie oznaczało zgodności z oryginałem, tego że grając Chopina, słyszało się melodię samego twórcy. Ten młody chłopak grał jak on, z rytmem i dostojnością, którą nabierało się przez lata praktyki. On posiadał to w genach, prawdziwym talencie i pasji, którą dzielił się ze światem.

Zasłony rozsunęły się i chłopiec wszedł do środka, śmiejąc się i podskakując na cześć udanego występu. Jego ojciec dumnie kiwał głową, był zwykłym robotnikiem budowlanym. A matka, słynna piosenkarka operowa, gratulowała synkowi i ciągle pytała, czy kocha fortepian. Nieustannie odpowiadał, że tak.

Adriena aż ścisnęło w żołądku z zazdrości.

Pasja…

Lubił grać, ale nigdy nie uznawał fortepianu za pasję. To stawanie się Czarnym Kotem, walka ze złem, skakanie po ulicach Paryża sprawiało, że czuł życie. Zapach miasta przywoływał go za każdym razem, gdy przywdziewał maskę. To pod nią pojawiał się uśmiech, nie w smokingu i przylizanych włosach.

— Adrien, tylko spokojnie, będzie IDEALNIE — nauczyciel fortepianu próbował pocieszyć chyba tylko siebie.

Wstał.

Chłopiec życzył mu powodzenia.

Wyszedł.

Oślepiły go światła reflektorów, które ktoś z ekipy nieudolnie ustawił, aby padały prosto na wchodzącą osobę. Rozległy się brawa, a najgłośniej biła je Chloe siedząca w pierwszym rzędzie. Pomachała w jego kierunku, odpowiedział na to widocznym kiwnięciem. Zarumieniła się z wrażenia.

Ojciec nie przyszedł. Za to Marinette i Luka usiedli w ostatnim rzędzie. Prawie by ich nie zauważył, ale akurat podniósł się jeden ze słynnych paryskich dyrygentów, który szukał młodych talentów po różnych szkołach muzycznych.

Adrien ukłonił się i nastała cisza.

Usiadł przy fortepianie, położył palce na klawiszach i… nic. Nie znał utworu, w głowie pojawiła się zupełnie inna melodia. Taka, której pory nigdzie nie słyszał. Tylko czy aby na pewno? W tej melodii rozbrzmiało coś magicznego, jakby pojawiła się ze snu.

Tak, to była ta sama melodia, która rozbrzmiała spod palców jego i Chloe.

Zawahał się. Czy jeśli to zagra, przegra? Coś zmieni się w jego życiu?

Początkowo obawiał się tej gry, ale jego palce poruszyły się z własnej woli. Dźwięki rozniosły się po całym pomieszczeniu, zamieniając je w jedną, wielką salę koncertową. Piękno dźwięków było nieziemskie. Inne od wszystkiego, co do tej pory znał. Mieszało się z melodiami życia, bólem i samotnością, która mu tak długo doskwierała. A dalej pojawiła się miłość i odrzucenie.

Marinette w końcu się stała dla niego Biedronką. Nawet jeśli siedział obok niej Luka, to co z tego? Kochał ją i będzie dla niej walczył, niezależnie od wszystkiego, co stanie im na drodze. A ta melodia mu pomagała. Rozbrzmiewała w cudownych dźwiękach, które kochał.

I przy okazji się uśmiechał. Po pierwszy ogarniała go tak głęboka radość, gdy grał na fortepianie. Bo robił to dla siebie, dla nikogo więcej. Pochłaniając się w dźwiękach muzyki stworzonej tylko dla Adriena Agresta. To oto chodziło w jego śnie, całej tej podróży przez umysł. Aby odnaleźć siebie!

Przestał.

Pojawiły się pojedyncze oklaski, w tym najgłośniejsza była Chloe. Wyprostowała się i z jeszcze większym entuzjazmem mu gratulowała, choć inni milczeli. Trochę zmieszana widownia w końcu zaczęła gratulować Adrienowi, ale nie przekonały go te oklaski.

— Słyszałeś kiedyś ten utwór?

— Pierwszy raz, to jakiś nieznany autor?

— Nawet nie wiem. Słuchałem już wielu, ale nigdy tego — mówili między sobą.

Adrien podniósł się i pokłonił przed komisją egzaminacyjną, po czym odszedł. Nie usłyszał werdyktu ani komentarza ze strony dyrektora szkoły, wystarczył wyraz jego twarzy. Był pełen rozczarowania. Gniew wstrzymywał, z całej siły zaciskając pięść.

Występ Adriena niewątpliwie nim poruszył, choć nie w takim znaczeniu, jakim sam mężczyzna by sobie życzył.

Adrien schodził ze sceny jak zwycięzca. Presja, która narastała w nim od momentu odejścia matki, rozmyła się wraz z dźwiękami utworu. Postawiła w sercu pustkę, którą zamierzał wypełnić dobrymi uczuciami. To właśnie tej melodii potrzebował od samego początku.

— Miałem złe przeczucia, miałem złe przeczucia — mamrotał jego nauczyciel fortepianu. — Cudowne zagranie, ale to nie był utwór na egzamin. Adrien, co to było?

— Chyba… — położył dłoń na piersi — melodia mojego serca.

— Melodia czy nie, nie zaliczyłeś egzaminu. Twój ojciec się wścieknie.

Parsknął śmiechem.

— Wścieknie się? Ha ha — znowu się zaśmiał. — To dobrze, ostatnimi dniami jestem dla niego jak powietrze.

— Adrien, chłopcze, nie marnuj tak wiele dla dziecinnej… zabawy? — dobrał słowo, ale nieodpowiednie. Nikt tu w nic się nie bawił.

— Musiałem to zagrać — podkreślił. — Wolę słuchać fortepianu i grać dla przyjemności, nie z obowiązku. Kiedyś chciałbym coś zagrać swojej dziewczynie, może i przyszłej żonie — wpadł na głupi pomysł. — A w końcu i dzieciom? Chodzi mi o to, że…

Nauczyciel westchnął ciężko, Adrien zakończył swój wywód.

— No dobrze — zgodził się. — Szkoda mi twojego talentu, ale skoro się tym nie pasjonujesz, to nie ma sensu przedłużać lekcji. Poinformuję twojego ojca o decyzji. Poza tym… — zwrócił się w stronę sceny — ta gra chyba przekreśliła twoje szanse.

— Dlaczego?

— Właściwie to chyba nikt będzie znał odpowiedzi na to pytanie. Po prostu… ta gra… była inna.

Odszedł, a kolejny uczeń szkoły ruszył w kierunku sceny, by zagrać.

Adrien rozczesał przylizane włosy i rozluźnił smoking, który za bardzo go uwierał. Wierzchnią część rozpiął. Opadł na sofę.

— Adrienku, Adrienku! — usłyszał piskliwe wołanie Chloe.

Nie zamierzał się ruszać z sofy, więc zaczekał na nią. Jakoś nie znalazł sił na to, by wstać. Poza tym było mu wygodnie.

— To był cudowny występ! — krzyknęła Chloe i rzuciła mu się w ramiona. Przytuliła go mocno, zgniatając chyba wszystkie części jego ciała. A do tego czymś zaczęła go łaskotać po plecach.

Chwycił dziewczynę za ramiona i odsunął od siebie. Nadęła policzki z oburzenia, po czym jeszcze raz rzuciła się na niego. Tym razem zatrzymał Chloe.

— Spokojnie, spokojnie — błagał. — Jestem trochę zmęczony. Muszę odetchnął.

Podstawiła mu pod nos bukiet pełen przepięknych, złoto—żółtych kwiatów, których słodki zapach wypełnił całe pomieszczenie. Adrien przyjął podarunek. Na myśl mu przychodziło wczesne lato, pełne kwiatów w ogrodach i pierwszych bukietów z nich. Kojarzyły mu się z wsią. Kochał miasto i Paryż, ale sobotnie wieczory spędzone na łonie natury wydawały się kuszącą propozycją.

— Dziękuję. — Przytulił do siebie Chloe. — Wiele to dla mnie znaczy. Że przyszłaś.

— Eee, ja… Adrien, no musiałam, no oczywiście — zakłopotała się w pierwszej chwili, ale zaraz odwzajemniła uścisk. — To było piękne.

— Sam nie wiem, co zagrałem.

— Ja tym bardziej, ale jesteś wspaniały! — wykrzyczała na całe pomieszczenie.

Adrien poprosił ją, by zachowania ciszę. Jeszcze inni uczniowie nie przystąpili do egzaminów, a z tego miejsca niosło się echo. Skinęła ze zrozumieniem. Zeskoczyła z Adriena i usiadła obok niego. Zaczęła machać jak małe dziecko, które dostało prezent pod choinkę i właśnie je rozpakowało.

Nagle odchyliła się do tyłu i otworzyła szeroko usta, wskazując palcem w kierunku, z którego przyszła.

— Co ona tu robi? — spytała niskim, groźnym głosem. — Chyba nie… Ty…

Marinette pomachała w kierunku Adriena, Luka podążał za nią. Parsknął cicho pod nosem, kiedy dotarło do niego, z jakiego powodu Chloe się tak oburzyła. Przynajmniej zachowała się w miarę cicho, co zasługiwało na pochwałę. Dlatego pogładził ją po włosach. Zarumieniła się kolejny raz tego dnia.

— To jakaś nowa melodia, bo nigdy nie słyszałem czegoś podobnego — tym razem Luka zadał mu to pytanie.

Tak jak poprzednim razem, wzruszył ramionami.

— Sam nie wiem, co to było — przyznał. — Mówię, że melodia mojego serca.

— Tak właśnie myślałem. Aż żałowałem, że nie mam ze sobą gitary. Dźwięki zgrałyby się z twoimi i powstałoby coś nieziemskiego — ogłosił Luka.

— Uważajcie, on naprawdę potrafi uchwycić melodię serca — ostrzegła pozostałych.

— A ty co tu niby robisz? — fuknęła Chloe. Przylepiła się do pleców Adriena i chwyciła, jakby zamierzała go powstrzymać, gdyby przypadkiem za bardzo zbliżył się do Marinette.

— Przyszłam na występ przyjaciela, nie mogę?

— Możesz, możesz. — Chloe przewróciła oczami. — Ale dzisiaj to ja mam przywileje, a nie ty.

— Tak, tak, królowo i władczyni. A teraz nie marszcz tak czoła, bo ci zostaną zmarszczki — odpowiedziała kąśliwie Marinette. — A Adrien, znasz jakieś Arsena?

— Prosił mówić do siebie „Ars” — wtrącił się Luka. — Dziwny szal i mówił coś o znajdowaniu różnych rzeczy.

— W sumie poznałem kogoś takiego w szpitalu, a co chodzi?

Przestąpił z nogi na nogę. Niosły go gdzieś, a wszystko przez niepokój, który go ogarnął. Skąd znali tego mężczyznę? Nie kojarzył, by kiedykolwiek wspominał o nim Marinette…

— Minęliśmy go, niedawno — podkreśliła Marinette.

Adrien zacisnął pięść. Śledził go? Czy ten mężczyzna zamierzał podążać za nim wszędzie? Nie, to nie przypadek…

— I co… — nim dokończył, przerwał mu Luka:

— Prosił, żebyś jeszcze raz rozważył jego propozycję.

— Jaką znowu…

— ZŁODZIEJ!!! ZŁODZIEJ! — rozległ się głęboki, męski wrzask, który dobiegł do nich z pomieszczenia egzaminacyjnego.

Dyrektor wraz z zastępcą wybiegli ze środka, sapiąc i bez ustanku krzycząc słowo „złodziej”. Tupecik dyrektora przechylił się na bok. Śmiesznie zaczął okręcać się po jego łysej głowie, ale mężczyzna nie zaprzątał sobie tym myśli. Biegł jak opętany, a zastępca próbował go zatrzymać.

— Dyrektorze, serce! — zwrócił mu uwagę.

Marinette zastawiła ich drogę. Dyrektor gwałtownie się zatrzymał. Opadł na kolana, zaczął ciężko oddychać. Złapał się za pierś, jakby zaraz miał dostać zawału.

Luka wziął wodę z dystrybutora, w tym czasie zastępca sięgnął po pudełko z pigułkami. Podali jedną dyrektorowi. Wyszarpał ją od zastępcy, Lukę objął chłodnym, pełnym goryczy wzrokiem, jakby patrzył na samego przestępcę.

Po chwili zjawili się goście wraz uczniami, kilku nauczycieli również wyjrzało, by zobaczyć, co się dzieje.

— Wynocha! — Dyrektor machnął ręką, jakby chciał odgonić otaczające go stado much. — Niech ktoś wezwie policję, Biedronkę, Czarnego Kota. KOGOKOLWIEK! Zostałem…. Zostałem… okradziony.

Z kieszeni wysunęła mu się wizytówka. Adrien podjął ją przez białe rękawki. Ktoś wydrukował ją na czarnym papierze, a na odwrocie widniał napis: „Nieuchwytny złodziej wraca do gry”.

I wszystkie światła zgasły.


GRANICA OLIMPU | zakończone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |
ECHO Z ZAŚWIATÓW | zakończone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |
ZMIIERZCH BOGÓW  | zawieszone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |
BAEL  | zawieszone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |


POGROMCA SMOKÓW  | trwające | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
POZORY CZASEM MYLĄ  | zakończone | kryminał | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
SMOCZE KRÓLESTWO  | zakończone | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
MIŁOŚĆ SILNIEJSZA OD ŚMIERCI  | zakończone | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
NOWE ŻYCIE, KTÓRE OD WAS OTRZYMALIŚMY | zakończone | fantastyka | romans | tajemnica | Nalu |
DETEKTYW Z PRZYPADKU  | zakończone | kryminał | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
PARANORMAL ACTIVITY CLUB  | zakończone | kryminał | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |

FAUX PAS  | trwające | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Marichat |

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!