[Pogromca smoków] Rozdział 23

Natsu wtopił się w tłum gapiów, którzy zebrali się nad leżącym przed gospodą mężczyzną. Miał przerażającą twarz — posępną, przepełnioną bruzdami po starych ranach i cuchnął tak strasznie, że Natsu wyczuł ten zapach z drugiego końca miasta. Do tego nosił stary, wyświechtany płaszcz, pod którym trzymał w pół pełną butelkę gorzałki.

— Ty, staruchu, zejdź z drogi! — krzyknął pierwszy z tłumu.

— Kto pozwolił temu śmierdziuchowi tu leżeć? — zapytał inny mag.

Gapie popatrzyli się na siebie. Nikt nie chciał odpowiedzieć stojącemu na przodzie mężczyźnie. Rozległy się szepty. Niosły się wśród ciekawskich ludzi, których bardziej zainteresowała sama scena, aniżeli los biednego człowieka.

— Zabrać go! — polecił jakiś człowiek, na pewno nie strażnik miejski. Nosił za kolorowy strój i najpewniej należał do jednej z okolicznych gildii, a przynajmniej tak Natsu wywnioskował po odznace, którą nosił na piersi.

Jego dwaj koledzy podnieśli pijaka za ręce i nogi, po czym zakołysali nim. Mężczyzna obudził się. Wybałuszył oczy i rozejrzał wokoło zdezorientowany całą sytuacją. Otworzył usta, aby krzyknąć, ale pech sprawił, że czknął przez wypitą wcześniej gorzałę.

Gapie wybuchnęli głupim śmiechem, a trzymający pijaka mężczyźni z wrażenia wypuścili go. Walnął głową o kostkę brukową. Łupnęło, ale nikt tego nie usłyszał, bo wszyscy się śmieli.

Natsu pokręcił głową ze zrezygnowaniem.

Odepchnął od siebie dwie kobiety i zrobił sobie przejście do mężczyzny, który zdołał jakoś o własnych siłach się podnieść po pozycji siedzącej. Rozmasował tył głowy, w miejscu gdzie pękła mu skóra.

— Co? — szepnął ze zdziwienia, kiedy zobaczył krwawy ślad na swojej dłoni.

Natsu przyklęknął przed mężczyzną i złapał go pod ramię. Wstali na trzy razem.

— Oj, staruszku, staruszku, nie śpi się w takich miejscach — zwrócił mu uwagę chłopak.

— Nie pouczaj mnie! — fuknął. — Tu czy tam, i tak by mnie gdzieś przerzucili. Zawsze tak jest.

— Ha ha — Natsu parsknął śmiechem. — Co? Naprawdę to robią? Mają na to czas?

— A mają — burknął znowu. — Ludziom się nudzi i taki tego efekt. Zajęci nie zwracają na mnie uwagi. Zwykłej drzemki nie może sobie zrobić człowiek.

— Prawda? Chyba oboje nie zasłużyliśmy na porządny sen! — Znów się zaśmiał, a wraz za nim podążył i mężczyzna, który wręcz zaraził się śmiechem od chłopaka. — Ty wiesz,jak często JA sobie robię jakieś drzemki na ulicy? Ludzie to przebrzydłe świnie. Ile razy coś na mnie wylali?! Jeszcze wodę da się wytrzymać, ale...

—... pomyje to inna historia.

Złapał ich kolejny atak śmiechu, przerywany pijackimi pochlipywaniami mężczyzny, którego mimo to Natsu uwielbiał. Na ulicy, w zwyczajny dzień, a można było spotkać fajnego kompana do rozmowy i zabawy.

Prawie jak w Fairy Tail...

Natsu poklepał mężczyznę po ramieniu i wprowadził go do budynku. Kilka ciekawskich spojrzeń zwróciło się ku nim, ale gdy barczysta kelnerka wyszła zza baru, wszyscy jak zaczarowani wrócili do poprzednich zajęć. Kobieta była cudowna, umięśniona bardziej od niejednego mężczyzny i wysoka. Wyższa od Natsu o całą głowę.

Chłopak przełknął ślinę z lekka poddenerwowany wizytą w nieznanym mu miejscu. Nie przypominało ono Fairy Tail. Panował tu nienaturalny spokój, którego na pewno pilnowała kelnerka. Ludzie nie znali się w tym budynku. Byli obcymi — wchodzili i wychodzi, zabierając i akceptując kolejne misje.

Fairy Tail wyglądało inaczej...

— Witamy w wolnej gildii! — przywitała go ciepło kelnerka i przy okazji rozwiała wiele wątpliwości. Choć w sumie do tej pory nie słyszał jeszcze o wolnej gildii.

Fiore zmieniło się w ciągu tych dwóch lat jego nieobecności.

— Hej! — odpowiedział równie otwarcie, unosząc wolną rękę. — Natsu Dragneel, mag ognia, posiłek i grzaniec dla nas dwojga. I jakaś rybka dla kota, wezmę mu na podróż.

— Hoho! Natsu Dragneel? Niech mnie ktoś uszczypnie, największy dupek w całym Fiore zjawia się w moich skromnych progach. Wejdź, wejdź, śmiało. Stawiam obiad!

Kobieta poklepała trzy siedzenia przy barze, po czym puściła oczko w kierunku lekko zdezorientowanego Natsu. Chłopak zamrugał kilka razy ze zdziwienia. Stał jak kołek w przejściu, blokując drogę wchodzącym i wychodzącym magom. Każdy na moment przyglądał mu się, jak cennemu zabytkowi na wystawie. Zlałby tym gamoniom mordy, ale obiecał sobie, że póki nie odnajdzie Lucy, będzie grzeczny.

Będzie.

Na pewno.

Nie wpadnie w kłopoty.

Zacisnął pięści i przepchał się przez trzech magów, którzy właśnie wybrali jedną z misji, a kelnerka zaakceptowała zlecenie. Wszyscy zazgrzytali zębami ze złości. I Natsu, i tamci trzej. Tylko kobieta i bezdomny pozostali niewzruszeni.

— Masz problem, o wielki magu? — zaczepił go jeden z mężczyzn.

— Tak, twoją brzydką gębę przed moją twarzą. A co? Chcesz się bi... — nim dokończył, rozległo się uderzenie.

Kelnerka jeszcze raz podniosła kufel z piwem i gwałtownie go opuściła na blat. Fala uderzeniowa przeszła przez cały budynek. Meble podskoczyły, a ludzie poprzewracali się na podłogę.

— Spokój — rozkazała. — Wynocha — zwróciła się nawet do mężczyzn. — Siad — nakazała później Natsu.

Posłusznie usiadł, a następnie dostał od kobiety grzańca w tym samym kuflu, którym przed chwilą uderzyła o blat. Na drewnie pojawiło się pęknięcie.

— Dziękuję — odburknął Natsu. — Przypominasz mi przyjaciółkę. Też ma zdolność do... przekonywania... Talent...

Wypił z kufla i rozejrzał się po miejscu zwanym "wolną gildią". To był pierwszy raz, kiedy spotkał się z gildią, do której wszyscy mogli przychodzić i z której wszyscy mogli wyjść. Bez konsekwencji. Bez znaku przynależącego tylko do tej jedynej gildii i do żadnej innej.

Jak Fairy Tail...

Natsu sięgnął do różowego znaku na swoim ramieniu, który trzymał ukryty pod warstwą grubych bandaży. Od kiedy odszedł z gildii na trening, nigdy nie pokazywał go obcym. I nie pokazywał go sobie.

Wstydził się ucieczki i tego, że błąkał się z miasta do miasta, z wsi do wsi, jak wygnaniec, a teraz jeszcze skończył w wolnej gildii.

Idiotyzm!

Jednak pomimo tego idiotyzmu, nie tylko on chował swój znak za ubiorem. Jedna z kobiet stojących przy tablicy ogłoszeń zakrywała znak Lamia Scale za szalem, który zsunął się po jej nagiej skórze. Dalej siedział barczysty mężczyzna popijający trzeci kufel piwa nad zerwaną kartką z misją. Czoło miał przywiązane chustą, na skroniach były widoczne cienkie zakończenia jednej z gildii Crocus.

— Przyjmujemy tu wyrzutków — wtrąciła się kelnerka. — Czuj się, jak u siebie Natsu. — Znowu puściła w jego stronę oczko. — Przy okazji, Juren.

Podała mu dłoń. Uścisnął ją mocno, choć to nie on miał krzepę w ręce, a ta przeklęta kobieta. Jednym uściskiem zgniotła mu dłoń, bez wysiłku, jakby niechcący. Uśmiechnął się na widok kogoś silnego. Nie walczył z nikim od miesięcy, napotykał same płotki, a tu w wolnej gildii stał przed nim potwór.

— Chcesz powalczyć? — zaproponował, gdy wciąż trzymała jego rękę.

Zastanowiła się przez moment.

— Nie — odpowiedziała krótko. — Nie będę zbierać cię ze ścian.

Pozostali goście wybuchli gromkim śmiechem.

— Juren jest najlepsza! — wykrzyczała jakaś z kobiet.

— Chłopczyku, uważaj, bo zaraz nie będzie, czego zbierać, hahha! — zażartował jeden ze stojących bliżej magów.

Natsu puścił rękę Juren i podszedł do mężczyzny. Uśmiechnął się do niego szeroko. Maga oblał zimy pot, chwilę przed tym jak Natsu przygniótł go stopą do podłogi. Jeden raz, drugi, potem trzeci wbijał go w podłogę i wbijał, przy nieustannych jękach mężczyzny i krzykach przerażenia innych. W końcu Natsu przestał. Przykucnął. Chwycił maga za włosy i grzecznie zapytał:

— Jeszcze obijania mordy?

— Błe omi moldy — powiedział niewyraźnie mężczyzna. Dwa zęby wykruszyły się i wypadły całkowicie z dziąseł.

Dla Natsu był to znak, że wystarczy. Puścił mężczyznę i wrócił do baru, gdzie czekała na niego zawiedziona Juren. Bezdomny jadł już drugą porcję jedzenia.

— Aleś ty głodny — skomentował Natsu.

— Dają za darmo? Bierz! Głupi by nie wziął.

— Też racja — zgodziła się z nim Juren. — Tak więc siadaj i jedz, bo kolejnej bójki w mojej gildii nie będę tolerować!

Przeszyła Natsu ostrym wzrokiem.

Przełknął głośno ślinę i posłusznie zabrał się za jedzenie kawałka mięsa.

Uważał się za silnego, ale w obliczu tej kobiety, nie był pewien, czy dałby radę wygrać. Nie w starciu na pięści. Nie z tymi rękoma.

— Jesteś... magiem? — zagadnął Natsu.

Juren wytarła dwa kufle i odstawiła je na miejsce.

— Magiem? A w życiu! Gdybym była, chyba bym zrezygnowała. Daj spokój, po co mi magowanie? Są w życiu lepsze rzeczy do robienia.

— Prowadzenie wolnej gildii?

— Prowadzenie wolnej gildii — przyznała mu rację, kiwając głową. — A ty? Magu? Jak się czujesz z tym wszystkim? Z misjami? Z dziewczyną, którą zostawiłeś?

Wbił widelec w kolejny kawał mięsa.

— Niekoniecznie dobrze, ale... — urwał.

"Dziewczyna, którą zostawił"? Skąd wiedziała o Lucy? Nie... Juren nie tylko wiedziała o Lucy, posiadała na jego temat informacje, których nie powinna.

Rozejrzał się dookoła.

Wolna gildia.

Misje.

Nie trzeba przynależeć do tej konkretnej gildii.

Można formalnie należeć do innej...

Lucy tu była — myśl przeszyła go boleśnie. Od dwóch lat zastanawiał się, gdzie jest Lucy, czy wciąż spędza czas w Magnolii, przez pewien moment słyszał, że rozpoczęła karierę modelki, ale mag na misjach?

— Tak — odpowiedziała mu Juren, zanim zdążył zapytać. Uśmiechnęła się chytrze, jakby czytała w jego myślach.

Kobieta oparła się o blat i spojrzała z ukosa na chłopaka. Patrzyła na niego drwiąco, z przekonaniem, że jest głupim, niedojrzanym chłopcem, który dalej czegoś nie pojął. Bawiła się nim. Od początku. Od momentu, w którym wszedł do tego budynku.

— Lucy Heartfilia tu była?!

Wstał gwałtownie, uderzając o blat, o który opierała się Juren. Cały budynek zadrżał, ale zamiast hałasów czy krzyków, nastało milczenie. Wszystkie twarze zwróciły się ku niemu, pełne strachu, zdumienia. Jakby wypowiedział zakazane imię.

Parę osób wstało i odłożyło swoje ogłoszenia na tablicę, po czym wyszli w ciszy z gildii, jak najszybciej się tylko dało. Ci, którzy zostali, wahali się. Niektórzy przyjęli już misję. Zerkali na Juren, szukając w niej wsparcia, ale kobieta jako pierwsza przerwała ciszę głębokim śmiechem.

— Ty durniu!!! — ryknęła na cały budynek. — Nie znasz wielkiej Lucy Heartfilii?

— Wielkiej? — powtórzył po kobiecie powoli.

— Tak, wielkiej, co nie? He? — Szukała wsparcia, ale nikt nie podniósł głosu. — Tsy... Tchórze. W sumie, co się dziwić? Lucy to moja ulubiona klientka. Bierze misje, których nikt się nie podejmie. I wykonuje te misje — podkreśliła.

— Lucy... ale... jakie?

— Słyszałeś o wilkołaku z lasu, o topielcach przygranicznych, o niebieskiej łunie, która pojawiała się tylko na przełomie zimy i wiosny, o pięknej dziewicy, która porywała młodych mężczyzn, o duchu, który straszył w środku tygodnia... Wszystkie te misje wypełniła Lucy.

— Nie, nie, nie... LUCY?! — wrzasnął. Zaczął machać rękoma jak opętany. Szukał czegoś. Odpowiedniego słowa? Wytłumaczenia? Odpowiedzi? Nie, niczego nie znajdował. Tylko coraz więcej pytań. Coś było nie tak. Jak przez tak krótki okres czasu Lucy miałaby się stać tak silna.

Silniejsza od niego?

Pokręcił głową. Nie to niemożliwe. Jeszcze za wcześnie. Przecież...

—... to ja ją opuściłem, by stać się silniejszy — dokończył na głos. — Juren, czy ona...

— Jest cholernie silna, a do tego niezły z niej strateg. Podchodzi z głową do walki, więc nie przegrywa. Poza tym jest jednym z ostatnich Gwiezdnych Magów, więc czego od niej oczekiwałeś?

— Że...

— No że co? — nie dała mu dojść do słowa. — Jesteś strasznie zarozumiałym dupkiem, jak zresztą większość magów. Gratuluję ciężkiej pracy i treningów, ale nie każdy ma takie możliwości. Niektórzy muszą pracować ciężej, a i tak nie ma gwarancji, że osiągnął efekty podobnych do tych, co ty. Podziwiam Lucy, bo dla wielu stała się nie tylko ostrzeżeniem, ale również nadzieją. Osiągnęła coś wykraczającego poza naturalny talent.

Poza naturalny talent.

Natsu otworzył i zamknął w dłoni ogień, który przynależał do niego od chwili narodził. Urodził się jako potężny smok, którego moc nie znała granic, w przeciwieństwie do Lucy.

— Skrzywdziłem ją — stwierdził.

— Brawo. — Juren zaklaskała. — Miło, że to w końcu do ciebie dotarło, tylko czy nie za późno?

Natsu odsunął gwałtownie krzesło i ruszył jak opętany w kierunku tablicy z misjami. Odepchnął do drodze wszystkich. Został sam, wśród misji, których nikt jeszcze nie wybrał. Chwycił pierwszą z nich, potem drugą, trzecią, czwartą i przeglądał każdą po kolei, licząc, że...

Zatrzymał się.

Co właściwie robił? Czego szukał? Lucy nie wybierze misji, którą on dla niej zostawi. Nie umiał jej w tej sposób odnaleźć. Ona... odeszła po tym, jak ją zostawił. Nie była słaba. Ona...

Zaśmiał się słabo i przykucnął, mając przed oczami widok jej roześmianej twarzy. Szła za nim na każdą misję, nie zważając na niebezpieczeństwo kryjące się za każdą z nich. Walczyła, choć niejednokrotnie jej przeciwnik był silniejszy. A mimo to uznał ją za słabą, by mu towarzyszyła w treningu?

— Nie powiesz mi, gdzie ona teraz jest? — zwrócił się Juren.

— A w życiu — odparła. — Nie przekonasz mnie. I odłóż na miejsce wszystkie misje. Masz na to chwilę, inaczej zaraz będą cię zeskrobywać z sufitu.

Natsu podniósł się szybko i odwiesił ogłoszenia na miejsce. Żadnego z nich by nie wybrała. Nie obecna Lucy. Pewnie kochała niebezpieczeństwo i pomagać ludziom. Nikt nie wziąłby marnych groszy za trudną misję, a ona się na nie decydowała.

— To może sam zostaw ogłoszenie? — zaproponował bezdomny, kończąc czwartą dokładkę ziemniaków z mięsem. Zaraz poprosił o kolejną. Jure podała mu ją bez zająknięcia.

Natsu myślał. Nie umiał tego robić i wolał kierować się instynktem w swoich działaniach, ale tym razem to nie wychodziło. Propozycja bezdomnego była najlepszą i pewnie jedną z opcji, jakie miał.

Wyciągnął z kieszeni portfel i wyłożył na stół zaliczkę na poczet misji. Juren schowała pieniądze pod blat, szczerząc się głupio. Osiągnęła swój cel, ale Natsu wciąż obawiał się tego, do czego w sumie dążyła.

Juren nie dała mu tej odpowiedzi. Zamiast tego położyła puste pergaminy naładowane małymi wiązkami magii. Pióro pobłogosławiła słowami z dawnych wierzeń i podała je Natsu.

Dźgnął końcem pióra kciuka i napełnił je odrobiną krwi, którą przelał na papier. Znał tylko trzy miejsca. Trzy, ale wystarczyły, by zachęcić Lucy.

Pierwszy z nich to była legenda o zawieszonej na drodze dziewczynie.

Druga dotyczyła zniknięć ciał w nikomu nieznanym miasteczku.

A trzecia zaczynała i kończyła się w cudownym mieście, do którego nikt nie miał wstępu, a w którym wszystko miało miejsce. A przynajmniej w ten sposób wszyscy je określali. Sam czegoś podobnego, by nie wymyślił.

Natsu oddał wypełnione ogłoszenia.

— Jesteś głupi — podsumowała Juren, przybijając na pergaminach pieczęć gildii.

— Jestem, ale muszę ją odnaleźć.

Przewiesił przez ramię cały swój dobytek i skierował się w stronę drzwi. Pierwotnie umówił się z Happym przy fontannie i przyjaciel wciąż na niego tam czekał. Ech, zapomniał, zamówił dla niego świeżą rybkę.

***

Juren zawiesiła ogłoszenia na tablicę, odsunęła się kawałek i objęła wzrokiem dobytek swojego życia, śmiejąc się bez ustanku. Jak te trzy misje nie pasowały tu! Ale właśnie dlatego Lucy je podejmie. Kobieta była tego pewna.

— Nudny chłopak — stwierdził mężczyzna, którego Natsu uznał za bezdomnego.

— Iggis, wyglądasz strasznie, postarzałeś się?

— Umieram głupia. Poza tym wkurzają mnie ludzie. Ten debil chciał, żebym sprawdził, co u jego brata. Nie pomyślał, że mogę się zrobić głodny po drodze. On o niczym nie myśli tylko o sobie.

— Nie mów tak, nie mów. — Poklepała Iggisa po ramieniu. — Czasy się zmieniły, musimy sobie jakoś radzić. Ty i tak możesz umrzeć sobie w spokoju, a ja? Ile bym oddała, żeby wyrwać się z tego piekła i znów rozprostować skrzydła?

— Ja też — burknął pod nosem Iggis. — Dałbym wiele, żeby dawne czasy wróciły, ale...

—... świat się zmienił — dokończyła za niego Juren. — Możemy marzyć, żeby powróciły tamte piękne dni, ale to tylko marzenia. Utkwiliśmy w złudzeniu, że kiedyś będzie inaczej, ale co tu mówić, stary przyjacielu?

— Nic. — Odstawił talerz na bok. — Juren, my umieramy.

— Umieramy, Iggisie. Tak. Zawsze coś umiera, tym razem przyszła kolej na nas.

Gromada magów przy jednym ze stołów ożywiła się. Wielu oderwało się od swoich czynności i jak jeden mąż ruszyli w stronę popijającego dziesiąty kufel maga o czarnych jak śmierć oczach i poranionej, młodej twarzy.

— Czarny Mag nie był zawsze Czarnym Magiem — zaczął. Nawet Juren postawiła się mu przysłuchać. — Słuchy chodzą, że to biedne dziecko było, które całą rodzinę straciło — mówił niewyraźnie po wypiciu zbyt dużej ilości trunku. — Mocy poszukiwał, gagatek jeden, aż pochwycił ją i odtąd śmierć wiernie za nim chodziła. Milczał, ukryty przed światem przez wiele lat, ale mówią ludzie, że pragnie znów sprowadzić rodzinę do żyjących. Ja tam wam mówię, on jeszcze doprowadzi do jakiego nieszczęścia, a magów coraz mniej. Niektórzy wracają, a niektórzy odchodzą bezpowrotnie...


GRANICA OLIMPU | zakończone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |
ECHO Z ZAŚWIATÓW | zakończone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |
ZMIIERZCH BOGÓW  | zawieszone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |
BAEL  | zawieszone | fantastyka | mitologia grecka | romans | tragedia | tajemnica |


POGROMCA SMOKÓW  | trwające | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
POZORY CZASEM MYLĄ  | zakończone | kryminał | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
SMOCZE KRÓLESTWO  | zakończone | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
MIŁOŚĆ SILNIEJSZA OD ŚMIERCI  | zakończone | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
NOWE ŻYCIE, KTÓRE OD WAS OTRZYMALIŚMY | zakończone | fantastyka | romans | tajemnica | Nalu |
DETEKTYW Z PRZYPADKU  | zakończone | kryminał | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |
PARANORMAL ACTIVITY CLUB  | zakończone | kryminał | romans | tragedia | tajemnica | Nalu |

FAUX PAS  | trwające | fantastyka | romans | tragedia | tajemnica | Marichat |

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!