[Zmierzch bogów] ROZDZIAŁ 12. κατηγορώ

Prawda lubi się skrywać za tym, co oczywiste. Harry nie potrafi jej dostrzec, Erik szuka pomocy w Harrym, a Alicja wciąż nie odnajduje się w miejscu, do którego winna przynależeć

Harry odepchnął Erika na bok i przyklęknął. Złapał wronę i spojrzał na nią wściekle. Nie przestała jednak krakać. Raz za razem wydawała z siebie ostry dźwięk, który odbijał się w jego uszach. Ból głowy powracał, tym razem w postaci nieprzyjemnego pulsowania, które zaczynało się w okolicach skroni.
— Przestań — rozkazał zwierzęciu.
Zwiastunka nieszczęść przechyliła głowę na bok i zakrakała w odpowiedzi.
— Lepiej stąd idźmy — rzekł Erik, w zaniepokojeniu rozglądając się po okolicy. — Pamiętaj, że wrony zawsze zwiastują coś złego. Błagam, uwierz mi, że kiedy ty leżałeś nieprzytomny, pojawiło się kilka powodów, dla których warto wziąć na poważnie ostrzeżenie.
— Nie — odpowiedział stanowczym tonem. — Nie mam okularów.
Harry wykręcił wronie łeb. Zamilkła od razu. Zamachnął się i wyrzucił zwłoki w kierunku morza, na którym rozciągała się ciemna plama. Zbliżył się do skraju skarpy. Widział nieporządek, chaos, który przypominał nic i wszystko złączone w jednym, nieokiełznany byt rozpływający się wraz z wodą. Zbliżał się ku brzegowi. Wydawało się, że to fale poruszają jego powierzchnią, lecz oczy niechronione przez okulary dostrzegały więcej — zmierzające ku wyspie istoty, robaki wielkości pięści.
— Musimy zakończyć misję jak najszybciej — poinformował Erika.
— Wiem, nie musisz mi o tym mówić. — Fuknął coś pod nosem. — Cieszę się, że w końcu odzyskałeś przytomność, ale nie zachowuj się jak ostatni idiota.
Przymknął powieki i wziął spokojny wdech.
— Nie mam okularów — przypomniał Erikowi. — Muszę nosić okulary.
— Przykro mi, ale okulary zgubiłeś jeszcze w lesie. — Palcem wskazał w stronę drzew. — Nie znajdziemy ich. Naucz się z tym żyć.
— Nie, ty nic…
— nie rozumiem? — dokończył za Harry’ego, a potem parsknął śmiechem. — Rozumiem więcej niż ty, a przynajmniej tak twierdzi Elen, ta dziewczynka. Że mieszkałeś tu. Że znasz Edgara. Że uczyłeś się tutaj panować nad mocą.
— Jaką mocą? Dzisiaj poznałem Edgara…
— Nie mów, że po raz pierwszy — przerwał mu. — Harry, nie wierzę ci. Po prostu ci nie wierzę. Jestem na ciebie wściekły, jeszcze chwilę temu miałem ochotę zrobić dla ciebie wszystko. Czy ty… — urwał i zamyślił się na moment. — Czy ty kontrolujesz innych?
Harry cofnął się z przerażenia. Skąd Erik wiedział o jego mocy? Dlaczego mówił z takim przekonaniem w głosie, jakby zdążył już poznać całą historię, całą prawdę?
Otworzył usta, aby sprzedać Erikowi kolejne kłamstwo, lecz nic nie przyszło mu na myśl. Pomysły, które szykował na taką ewentualność, wyparowały, a sam Harry został z niczym.
— Harry, znasz Edgara, powiedz, jak go pokonać. — Erik z powagą pokręcił głową. — Tak, jestem w ty momencie wściekły. Pewnie nawet nie wiesz, jak bardzo — wysyczał przez zaciśnięte zęby. — Wszystko ci wolno. Nawet gdybym teraz pobiegł do Ateny, to ona przytuliłaby cię i wybaczyła ci. Ot tak. Pewnie z chęcią wykorzystałaby cię…
— Nie — przerwał Erikowi. Nie tak brzmiałaby odpowiedź Ateny. Edgar żył, bo Hades schował go przed wzrokiem bogów. Stał się potężny i w ten sposób uchronił się przed mocą bogów, lecz Harry umiał tylko zmieniać emocje drugiej osoby. Był słaby i w obliczu sądu Ateny, przegrałby… — Kazałaby mnie zabić — wyznał przyjacielowi prawdę.
Złapał się za ramię i przetarł je, kiedy jego ciałem wstrząsnęły dreszcze. Nie było zimno, co więcej wydawało się, że temperatura w powietrzu wciąż wzrasta.
— Zzabiła? — Erik podszedł do Harry’ego i spojrzał wzrokiem pełnym niedowierzania. — Nie. Nie. Nie, nie, nie… — Pokręcił palcem wskazującym. — NIE! — ryknął. — Błagam, powiedz, że żartujesz.
Harry pokręcił głową.
— Żartujesz… — powtórzył Erik, a potem usiadł na trawie. — Przecież jesteś jej pupilkiem. Jak udało ci się ukryć przed wzrokiem bogów?
— Nie udało, Eriku. — Parsknął śmiechem. — Myślisz, że tak łatwo radzić sobie z tym czymś. To nie jest umiejętność, którą można trzymać na wodzy czy tym bardziej korzystać. Nie umiem nic z nią zrobić. Boję się jej… — Jego dłonie zaczęły się trząść, więc zacisnął je w pięści i schował w kieszeniach spodni. — Czasem wykorzystuję ją, a raczej jej część. Zdarza się, że widzę więcej. Coś w rodzaju wizji, które tłumaczą emocje danej osoby, ale manipulowanie kimś? Zupełnie inny poziom.
— Kto wie? — spytał wprost.
— Hades, Tanatos, mój ojciec, matka, Afrodyta, Apollo i… — zawahał się. Erik twierdził, że prawdę znał również Edgar i dziewczynka, Elen. Jednak Harry wciąż ich nie pamiętał. Gdy przymykał powieki, dostrzegał czyjeś twarze. Były zamazane. Słyszał głosy, jeden należał do mężczyzny, drugi do kobiety, a potem nastała cisza. Próbował wejść głębiej we wspomnienia, odszukać właściwego momentu, roku, w których mógł spotkać Edgara, ale jego pamięć blokowała żelazna brama. Brakowało klucza. Brakowało sił, by przejść przez nie i spojrzeć na to, co znajduje się po drugiej stronie.
Harry ruszył w kierunku lasu, aby odszukać okulary. Tylko one blokowały tą przeklętą moc i pozwalały mu nie myśleć o konsekwencjach bycia „Spowiednikiem”, jak Erik nazwał potomków dziecka Afrodyty i Hadesa.
— Gdzie idziesz? — Stanął nagle przed nim Erik. Założył ręce na piersi. Nie zamierzał przepuścić Harry’ego dalej. — Mówiłem ci, że tam się czai ta… kobieta. Walczyłem z mężczyzną, który pluł chaosem. Myślisz, że możemy ot tak sobie tam wrócić i czekać, aż ktoś znowu nas zaatakuje?
— Nie musisz iść, sam tam pójdę — zasugerował Harry. — Erik, noszę te okulary od dziecka. Nie mogę ich się teraz pozbyć. One są mi potrzebne, by nikt nie odkrył moich mocy.
— No to za późno, ja już wiem — przypomniał mu. — Posłuchaj mnie uważnie, naprawdę w tym momencie nie obchodzą mnie twoje moce czy to, że w ogóle jesteś Spowiednikiem. Liczy się to, że musimy wykonać misję. Alicję zostawiliśmy w tyle. Nawet nie możemy być pewni, ile czasu minęło, odkąd weszła do tej piwnicy. Czy ona w ogóle żyje? — głos Erika załamał się. — Harry, jej naprawdę coś mogło się stać. W tym całym szaleństwie?
— Misje nigdy nie były bezpieczne, zawsze wiązały się z jakimś ryzykiem — wytłumaczył przyjacielowi, choć ten na pewno zdawał sobie sprawę z możliwych konsekwencji ich wypraw. Nie zawsze wiązały się ze szczęśliwym zakończeniem. Jeden z braci Harry’ego został roztrzaskany przez skałę, która oderwała się w trakcie wyprawy przez Hades. Skała później okazała się głazem, który każdego dnia taszczył Syzyf. Pamiętał też dobrze przypadek wujka, który wszedł we mgłę i nigdy z niej nie wrócił.
Harry sięgnął do kieszeni. Wyjął jedną z monet, które trzymał tam na szczęście, i podał ją Erikowi. Złapał pieniążek i obejrzał go dokładnie wątpliwym wzrokiem.
— Po co mi to? — zdziwił się.
— Na szczęście — odparł krótko Harry. — Weź ją i spróbuj znaleźć Alicję, ja wrócę po okulary. Nie mogę, Eriku, naprawdę, nie mogę chodzić bez nich.
— Ale na czym polega różnica? Nawet przez okulary widziałem białe oczy, więc dlaczego jesteś taki uparty?
Harry nie odpowiedział. Przeszedł obok Erika i ruszył w stronę lasu w przekonaniu, że znów musi poradzić sobie sam. Ani Alicja, ani Erik nie stanął po jego stronie i nie wspomogą, kiedy przyjdzie na to właściwa chwila.
— Zaczekaj — zatrzymał go Erik.
Zbliżył się i chwycił Harry’ego za ramię. Zmierzył go ostrym, potępiającym wzrokiem i przyciągnął do siebie. Wolną dłoń położył na policzku, a potem kciukiem pogładził powiekę Harry’ego.
— Nie idź tam — powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. Uśmiechnął się ciepło. — Skoro władasz „emocjami’, jak sam mi wyznałeś, to sam teraz chcesz, bym cię zatrzymał.
— O czym ty…
— Nie puszczę cię do tego lasu — przerwał Harry’emu. — Nie musisz tam iść. Harry, poszukajmy Alicji razem. Tak będzie bezpieczniej, nie rozdzielajmy się — mówił bez chwili wytchnienia.
— Erik, ty…
— Mam już dosyć twojego gadania, ale ty nie gadasz zbyt dużo, bo cały czas ci przerywam, prawda? O bogowie, ja oszalałem. — Złapał się za głowę i skierował wzrok w stronę nieba. Wziął głęboki wdech powietrza, a potem zaczął chodzić dookoła Harry’ego. — Co się dzieje? — zapytał w końcu, jakby nie wytrzymał napięcia.
— Ja… nie wiem. Chyba użyłem an tobie mocy, przepraszam.
— A przepraszaj, ale to strasznie dziwne, ale dziwne uczucie. Jakbym się zepsuł. Chcę być na ciebie zły, nawet ci przywalić, ale z drugiej strony mam ochotę cię przytulić. I co mam wybrać?
— Ani jedno, ani drugie — odpowiedział Harry, odsuwając się od Erika.
— Wolę ci przywalić — przyznał szczerze. — Oj, mam ochotę i… — Zamarł. Uniósł dłoń i wskazał palcem na twarz Harry’ego. — Twoje oczy… — szepnął.
— Co z nimi nie tak? — powiedział ostrym tonem.
— Są czerwone…
Czerwone, powtórzył w myślach. Kiedyś, dawno temu, gdy pierwsze królestwa zaczęły pochłaniać kontynent europejski, a królowie zasiedli na tronach, jego oczy pochłonęła czerwień. Bogowie olimpijscy odeszli w niepamięć, by ich miejsce początkowo zajęli pogańscy bożkowie, a potem chrześcijański Bóg. Wściekłość zalewała świat ludzki nienawiścią, wojnami, krwią i plagą. Bogowie jednak nie odzyskali swej chwały. Harry nadal twierdził, że to właśnie wtedy ją stracili. Jednak oprócz gniewu bogów, doświadczył również zmiany. Ojciec stał się milszy, częściej z nim rozmawiał, rodzeństwo nie patrzyło pogardą, Atena zauważyła u niego potencjał… Dzień później oczy zapłonęły czerwienią. Czyjś głos zabrzmiał w myślach, uparcie trwając przy nim całą noc i kolejny dzień.
Obudził się zgorączkowany. Obok na komodzie leżał nieopieczętowany, stary list…
Harry zamrugał parę razy, a z każdym mrugnięciem kolejne obrazy zaczęły przybywać do jego wspomnień. Fragmenty wielkiej układanki łączyły się ze sobą, jak nigdy wcześniej. Wydarzenia, które niegdyś ukrywały się za mgłą, wyłaniały w obliczu czerwonego jak krew blasku…
Ponad tysiąc lat temu przybył na wyspę z trzema monetami ukrytymi w podartych, brudnych spodniach, w których uciekł z domu, od ojca i od bogów. Atenie nie wspomniał o swojej podróży, ale zostawił list na drewnianej komodzie — tej, na której służąca zawsze stawiała śniadanie. W wiadomości wyjaśnił powody decyzji i przeprosił, choć prawdziwe były jedynie przeprosiny. List, który zostawił mu Edgar, zabrał ze sobą.
Edgar przywitał go w progu, trzymując przy sobie kurczowo Beatrice i dziewczynkę, w wieku dwunastu lat. Tuliła się do nogi mężczyzny. Głowę chowała wstydliwie przed czerwonymi oczami Harry’ego.
Przywitał się niepewnie. Edgar odsunął się i zaprosił go do środka. Wszedł, a pierwsze, co go powitało, to zapach słodkich bułek. Ślinka podeszła mu do gardła na myśl o wypiekach, których unikał odkąd przejadł się na drugiej misji z Erikiem. Beatrice jednak przysunęła mu drewnianą tacę z bułkami. Wziął jedną i podziękował uśmiechem.
Zobaczył palący się ogień w kominku. Lato było wtedy upalne. Nawet gniew Demeter dało się wyczuć w powietrzu, gdy ludzie nie złożyli jej poprzedniego lata plonów w ofierze. Nie rozumiał więc, dlaczego ogień palił się w kominku, lecz wykorzystał go. Wrzucił do środka list i poczekał, aż zostaną z niego jedynie popioły.
Dziewczynka podeszła do niego. Przykucnęła i zafascynowana przyglądała się tańczącym na delikatnym wietrze płomieniom. Wzięła bułkę i przedzieliła ją na pół — w środku znajdowały się najpiękniej pachnące pieczone jabłka z goździkiem, jakie kiedykolwiek Harry czuł.
Przyjął prezent.
Edgar po raz pierwszy wytłumaczył mu pobudki, jaki nim kierują: „Odpowiedzialność cię ominęła, Harry. Tak samo sprawiedliwość. My straciliśmy córkę, bo chcieliśmy przekazać krew dalej. Tobie udało się ukryć. Jestem wściekły. Moja żona jest wściekła. Zamierzałem cię zabić, oszczędzić cierpień, jakie przysporzyło mi bycie potomkiem dziecka Afrodyty i Hadesa, ale twoje oczy zapłonęły czerwienią. Nie jesteś nikim, jesteś kimś. Nie pozwolę, by odebrano nam kolejną krew. Pomogę ci, ale obiecaj mi jedno. Gdy stąd wyjdziesz, zapomnisz. O mnie, o Beatrice, o Eleano… Kiedy przyjdzie właściwy moment, przypomnisz sobie. Przeznaczenie dobrze wie, że będziesz potrzebował tej mocy. Użyjesz jej, by zniszczyć świat. Pamiętaj, a potem o tym zapomnij”.
Zapomniał, bo tak mu nakazano. Rok minął. Wszystkie wspomnienia z tego okresu ukryły się pod zapomnieniem. Już nie pamiętał, w jaki sposób ukrył przed sobą i przed nimi nieobecność. Rok znaczył nic dla bogów, ale musieli zauważyć jego zniknięcie.
— Erik… — odezwał się słabym głosem, gdy Erik rozmawiał się ze sobą, nie mogąc się zdecydować czy przytulić Harry’ego czy go walnąć.
— O co chodzi? — zainteresował się od razu.
— Czy kiedyś nie było mnie rok?
Erik wyprostował się i wbił czujne spojrzenie w Harry’ego.
— Przypomniałeś sobie — stwierdził z satysfakcją. — Elen też o tym wspominała, ale niekoniecznie pamiętam taki okres. Fakt, równie dobrze mogłem wtedy być na misji, choć plotki i tak powinny do mnie dotrzeć.
— Czyli nikt nie zauważył, że nie było mnie przez rok? — zdziwił się i poniekąd zawiódł.
— Chyba nie. — Wzruszył ramionami. — Może to też ma związek z twoimi mocami, umiejętnościami czy co tam potrafisz.
— Nie. — Pokręcił głową. — Nie potrafię w ten sposób manipulować. Żaden Spowiednik, którego znam, tego nie potrafi.
— A ilu jest ich, Harry?
Zamarł z otwartymi ustami. Nagle zabrakło Harry’emu tchu. Złapał się za głowę i zaczął chodzić w około, zastanawiając się gorączkowo nad słowami Erika. Ilu ich jest?, powtórzył pytanie w myślach, lecz żadna odpowiedź nie przyszła mu na myśl. Przecież sam się ukrywał, niewiele osób znało prawdę, więc ilu, takich jak ono, mogło skrywać się, nawet wśród śmiertelników.
— Ja i Edgar, ale ilu jeszcze? Nie wiem… Po prostu nie wiem — odpowiedział drżącym głosem.
— Cudownie. — Erik westchnął. — Damy sobie na pewno radę. Pokonasz Edgara, prawda?
— Nie — odpowiedział wprost.
— Zatrzymasz go na chwilę?
— Nie ma szans.
— Spowolnisz?
— Wątpię.
— Cokolwiek?
— Nie. — Pokręcił głową. — Nie umiem tego kontrolować. Nawet wizje…
— Przepraszam, ale jakie wizje? — przerwał mu. — Zaraz, czy ty chcesz mi powiedzieć, że jest coś oprócz zmieniania emocji?
— Spowiednicy, tak przy okazji, całkiem dobrze dobrałeś nazwę, faktycznie potrafią zaglądać w „duszę”. Afrodyta potrafi kontrolować swym pięknem, a Hades włada zmarłymi, ich duszami. Przeznaczenie jest częścią duszy. Czasami widzę przez to przeznaczenie. Dusza tak jakby mówi mi, co stanie się w przyszłości.
— Harry… — zaczął Erik, ale urwał i podrapał się po włosach. — Nie, ja tego nie rozumiem. Tu nic nie pasuje. Masz zbyt dużo umiejętności. Całkiem nieprzydatnych, jeśli mam być szczery.
— Dziękuję — fuknął pod nosem.
— Proszę, ale naprawdę przydałoby się, żebyś jako Spowiednik, ruszył dupą i coś zrobił. Alicja na nas czeka. Nie możesz jej odnaleźć tymi „emocjami”?
— Nie umiem. — Złapał się za czoło. Głowa pękała mu od myślenia. Rozmasował obolałe skronie, a potem przez moment pomyślał nad pomysłem Erika. Powinien dać radę. Znał przecież Alicję od dziecka. — Spróbuję — odpowiedział w końcu.
— Cudownie. Mam się odsunąć czy… — przedłużył ostatnie słowo, sugerując Harry’emu, by ten dokończył zdanie.
— Potrzebuję chwili ciszy. Chociaż gdybym coś ci zrobił, to krzycz — zaproponował, a potem odwrócił się w kierunku lasu.
Harry stanął na palcach i zabujał się, najpierw w przód, potem w tył. Wziął głęboki wdech i przymknął powieki. Z okularami było prościej. Nie tylko nie pamiętał rocznej nauki u Edgara, ale trzymały w ryzach jego moc, pozwalały ją kontrolować. Wszystko wymknęło się teraz spod kontroli. Chaos rozciągał się za nim na morzu. Czuł go. Był mieszanką nienawiści i miłości, pokoju i wojny, szczęścia i smutku, światła i ciemności. Wpływał na niego, nie pozwalając wyczuć Alicji.
To tylko jedna osoba, pomyślał, a potem zdał sobie sprawę, że nie tylko jednej osoby szuka, ale przede wszystkim osoby, którą zna. Zastanowił się. Alicja czuła się przez całe życie niedoceniania, szukała pomocy, ale nie znajdowała jej. Teraz powrócił w końcu jej ukochany, mimo to nadal nienawidziła bogów i jego za sto lat potępienia. Z matką łączyły ją niełatwe relacje. Szukał emocji pełnych goryczy, z nutą szczęścia. Jednak spotkał się z pustką. Widział jakby przez mgłę — żadnego światła, żadnych emocji. Wydawało się, że na tej wyspie nie ma nikogo, ani jednej żywej istoty.
Odwrócił się i spojrzał na Erika, w którego sercu płonęła czerwień. Nie wiedział, co oznaczała. Czy miłość, którą darzył Alicję, czy urazę, którą żywił wobec Harry’ego. Pokręcił głową. Przynajmniej ją widział.
Wcześniej, kiedy przybyli do lasu, zobaczył jasne, białe światło. Biel znów mogła znaczyć tak wiele… I śmierć, i zwycięstwo, i odrodzenie, i nowe życie… Nie próbował jej interpretować. Liczyło się, że na początku misji na tej wyspie dostrzegł kogoś żywego, teraz już nie.
— Nic nie widzę — wyznał Erikowi.
— Rozumiem. — Podrapał się po głowie. — W takim razie zostaje nam tylko iść przed siebie. Może faktycznie warto wrócić do tego lasu. Ale nie będziemy szukać okularów! — dodał szybko i stanowczo. — Alicja jest gdzieś w tym miasteczku.
— W domu Edgara — przypomniał mu Harry.
— W domu Edgara — powtórzył, a jego głos zadrżał. — Boję się o nią.
— Ja też. Jeśli faktycznie moce ją opuszczają…
— Nie kończ — przerwał Harry’emu. Wziął głęboki wdech i wtedy dopiero powiedział: — Mam złe przeczucia. Wiem, że coś złego się stanie. I ze mną, i z tobą, i z Alicją. Szczególnie z Alicją. Nie powinniśmy brać tej misji. Czego my w ogóle mieliśmy szukać? Oczywiście, że osoby, która wysłała ten list. Ale Harry! Żadnego listu nie było.
— Był, widziałem go — zapewnił przyjaciela.
— Nie, nie to miałem na myśli. — Pokręcił głową. — Coś nie tak było z decyzją Ateny. Na pewno. Posłuchaj, rozmawiałem z tą całą Elen. Powiedziała mi, że Edgar i Beatrice mają część chaosu. Podobny fragment do tego, który skradła nam Eleanor sto lat temu!
— Sądzisz, że Atena chciała, byśmy zdobyli go i odkupili „swoje winy”? — Pomyślał przez chwilę. — Tak, zdecydowanie to ma sens. Jednak mogła nas po prostu wysłać po część chaosu.
— Mogła, ale może nie chciała, by ktoś się o tym dowiedział? — zaproponował niepewnie Erik. —Nie, to głupie. Po co miałaby ukrywać istnienie chaosu w tej części… — urwał i rozejrzał się dookoła — świata czy gdziekolwiek jesteśmy.
— Erik, zastanów się. Ares wypowiedział wojnę.
— Atena tak bardzo nie ufa swojej rodzinie?
Zamilkli na moment, a potem równocześnie parsknęli śmiechem.
— Tak, tak, wiem, to było głupie, przepraszam — kontynuował Erik. — Jakby kiedykolwiek była jakakolwiek więź między bogami. Może są wyjątki, ale to pojedyncze przypadki. Tylko czy nam tak ufa?
— Czy nam ufa? — powtórzył pytanie i pogrążył się w zamyśleniu. Nie, Atena również i im nie ufała. Gdyby było inaczej, wyznałaby prawdziwy powód, dla którego znaleźli się na wyspie. Jeśli naprawdę chodziło o chaos, to pewnie oczekiwała jedynie potwierdzenia, że właśnie tu się znajduje.
— Alicja. Zabieramy. Uciekamy. Mówimy — Erik wymienił wszystkie kroki, które następnie musieli wykonać. — Tak będzie chyba najlepiej. Jeśli zdobędziemy przy okazji chaos, Atena raczej nie skaże nas na śmierć. Albo gorzej — mruknął pod nosem z zaniepokojenia.
— Zgadzam się.
— Ale uważajmy. Ja walczyłem z tym czymś. Zombie owładniętym chaosem, czy jak inaczej to coś nazwać. Elen ostrzegała mnie przed innymi. Widziałem stojącą kobietę i dwójkę dzieci. Nic nie zrobiły, ale to zły znak. Lepiej nie wracajmy tą samą trasą.
— Jakbyśmy wiedzieli, jaka to trasa — odparł złośliwie Harry.
— Też dobre spostrzeżenie. — Erik spojrzał w kierunku lasu. — Harry, czy tam się coś pali?
Pali, powtórzył w myślach, a potem obejrzał się w stronę lasu. Cienka struga dymu unosiła się w stronę pochmurnego nieba. Była pochłaniana przez ciemne kłęby, choć Harry sądził, że oznaczał to coś innego. Dym zamieniał się w chmury.
Przymknął powieki i jeszcze raz popatrzył w kierunku nieba. Nie podobało mu się. Bogowie zamilkli, jakby nigdy nie było ich wśród wielkich pałaców. I gdzie one były? Czy skrywały się gdzieś za chmurami i za światłem, czy moc Edgara wymazała je z tego świata? A może zniknęły całkowicie? Już nie istniały, a Harry wraz z Erikiem jeszcze nie wiedzieli o wojnie, która się zakończyła.
Pokręcił głową. Erik ruszył jako pierwszy. Gdy doszli do lasu, chwycił pierwszy, mocniejszy kij i podrzucił go do góry. Złapał. Zamachnął się, przecinając powietrze.
— Nie jest to miecz, ale da się tym walczyć — poinformował Harry’ego.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!