Erik spotyka dziewczynkę, a ta dziewczynka nie żyje...
Odwrócił się gwałtownie.
Stała przed nim dziewczyna, w wieku
około dziesięciu lat. Ubrana była w prostą, wiejską sukienkę, którą zdobiła
duża łata u samego spodu. Śmiała się. Śmiała i trzymała małego niedźwiadka,
którego wtulała do piersi. Nagle zamilkła. Przykucnęła nad Harrym i dotknęła
jego czoła.
— Pomogę temu chłopczykowi — rzekła z
pełną powagą w głosie.
— Kim…?
— Nie mam imienia — odpowiedziała, nim
zdążył dokończyć.
Spojrzał na Harry’ego. Oddech powrócił
do normy. Dotknął jego policzka — przestał płonąć. Odetchnął w ulgą i poprosił
Asklepiosa, aby czuwał nad przyjacielem, i nie odpuścił go, gdy teraz
potrzebuje prawdziwej pomocy. Przynajmniej nie tym razem.
— A możesz podać jakieś imię, żeby było
łatwiej mi z tobą rozmawiać? — zaproponował grzecznie.
Dziewczynka uśmiechnęła się przyjaźnie.
— Elen, nazywaj mnie Elen, bo znam
tylko Elen, nikogo więcej, tylko Elen. — Podniosła się i otrzepała sukienkę. —
A ty jesteś Erik, prawda? Dlaczego nie „Eric” albo „Erich”? Nie rozumiem, mało
rzeczy rozumiem, ale wiem, że pokonałeś go. — Wskazała na skraj skarpy.
— Naprawdę? — zainteresował się. — A
kim ty jesteś, Elen? Może córką, którą szukał?
— Tata zawsze mnie szuka, często jednak
zapomina, że nie żyję. — Zastanowiła się przez moment. — W zasadzie nawet się
nie narodziłam. Zabili mnie, gdy tylko mama mnie urodziła.
— Czyli nie żyjesz?
— Hm… Nie mogę nie żyć, skoro w ogóle
nie żyłam. Powiedzmy, że nie jestem do końca duchem, duszą czy czymkolwiek
innym.
— W innym wypadku raczej gniłabyś w
Hadesie — zażartował Erik.
— Gniłabym i nudziłabym się, tu jest
ciekawej. Więcej osób umiera. A tak w ogóle, nie martwisz się, że mogę cię
skrzywdzić? No tak, przecież tu leży Harry…
Tu
leży Harry, powtórzył
jej słowa w myślach, a potem obejrzał się na przyjaciela, wciąż leżącego
bezbronnie na ziemi. Erik był spokojny, nie potrzebował atakować małej
dziewczynki. Z jakiegoś względu ufał jej. Nie tylko Elen, ale również sobie i
Harry’emu. Cała uraza, którą chował wobec przyjaciela, zniknęła. Przestał
myśleć o zdradzie, o tym, że sto lat temu wydał jego i Alicję Atenie. A
wszystko wydarzyło się w momencie, gdy oczy zamieniły się w czystą biel…
— Znasz Harry’ego, Elen? — spytał
niepewnie dziewczynkę. — Chciałbym z tobą porozmawiać o wielu sprawach. Nie
masz nic przeciwko?
Usiadł wygodnie przed Elen. Uśmiechnęła
się łagodnie i przykucnęła naprzeciwko Erika.
— Porozmawiam — zgodziła się. — Tylko
nie pytaj o zbyt wiele. Odpowiedzi są czasem niewygodne, a ty nie chcesz być
niewygodny?
— „Być niewygodny”? — zdziwił się. —
Chcę zrozumieć parę kwestii. Atena wysłała nas na misję…
— Atena jest słaba — odparła
niespodziewanie. — Eleanor też to wie. Harry trochę nieświadomie używa mocy,
ale Eleanor się nim zajmie.
— Zaraz? Eleanor? Mówisz o tej samej
Eleanor, która ucieka przed bogami od tysiąca lat? O tej, której udało się
zabić pierwszą opiekunkę Granicy Olimpu? Tej, która sto lat temu ukradła nam
część chaosu?
Elen kiwnęła.
— Mówiłam, że Elen, bo nie Eleanor.
Eleanor jest tylko jedna — mówiła dalej. — Poza tym zadajesz dużo pytań, a
odpowiedzi na nie niekoniecznie będą dla ciebie zrozumiałe, chłopczyku.
— Chłopczyku? — Parsknął śmiechem. —
Zabawna jesteś, wiesz?
— Cieszę się. Do tej pory jeszcze nikt
się ze mną nie bawił. Tata i mama ciągle mnie szukają, ale nie mogą mnie
znaleźć… Nie pozwalam im się znaleźć…
— Dlaczego? Pewne chciałabyś być teraz
z mamą i tatą?
— Tak — zgodziła się przyciszonym
głosem. — Tylko że nie żyję, Eriku. Zmarli powinni towarzyszyć zmarłym, a żywi
wędrować z żywymi. Szkoda, że nie ma ze mną żadnych zmarłych. Nie mam
przyjaciół, a wiem wiele. Za wiele.
— Właśnie słyszę. — Sięgnął do
dziewczynki i pogładził ją po krótkich, czarnych włosach. — Póki co rozmawiasz
ze mną i tego się trzymajmy. O Harry’ego już nie pytam, bo głowa mi chyba zaraz
eksploduje.
— Na pewno? Mógłbyś zdobyć informacje o
nim i wykorzystać je. Zdradzić go, jak zrobił to sto lat temu — zaproponowała,
dźgając palcem Harry’ego w policzek.
— Zdradzić go? — Westchnął smutno. —
Wiesz, co się wtedy wydarzyło?
Ponownie kiwnęła.
Cieszył się, że nie musiał jej
tłumaczyć i przeinaczać wydarzeń, które teraz się stały dla niego czystsze,
bardziej przejrzyste. Erik nadal nie umiał mu wybaczyć, ale teraz rozumiał,
dlaczego Harry postąpił tak, a nie inaczej. Kiedy misja trwała, poszli z Alicją
na bok, bo chcieli chwili sam na sam. Sam jednak został tylko Harry. Walczył z
Eleanor i przegrał, a fragment chaosu zabrała kobieta.
— Harry jedynie powiedział Atenie
prawdę — kontynuowała Elen. — Skoro doszliśmy do wyznań, to możesz mi zdradzić,
czego szukacie na wyspie.
Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
— Gdybym ja to wiedział… — Podrapał się
po głowie. — Początkowo mieliśmy sprawdzić, czy Edgar wysłał list z groźbą, że
ukradnie „czas”?
— To nie on — odpowiedziała szybko.
— Tak, to nie on, ale wydaje mi się, że
nie tego mieliśmy szukać.
— Jest tu chaos.
— Tak, widzę go…
— Atena was sprawdza.
— Oj, sprawdza.
— Nie martw się. — Elen położyła dłoń
na jego ramieniu. — Atena was tutaj nie widzi.
— Nie widzi? — Odchrząknął. Atena
zazwyczaj zbyt wiele nie widziała, szczególnie gdy zajmowała się ukochanym
tkaniem. — To dobrze. Miło wiedzieć. A teraz od początku. Nie żyjesz. Rodzice
cię szukają po wyspie. Ty nie chcesz, by cię znaleźli. — Przechylił głowę na
bok, zastanawiając się nad słowami mężczyzny, gdy jeszcze nie oszalał przez
chaos. — Dlaczego ktoś miałby cię zabić?
— Nie żyję, pamiętasz jeszcze?
— Dobra, dobra. — Westchnął. — Ale mimo
wszystko mówił o zabijaniu cię. Dlaczego?
— Ponieważ.. muszę zginąć. — Przymknęła
powieki i spojrzała półotwartymi oczami w kierunku morza, gdzie rozciągała się
plama chaosu. — Elen, Eleanor musi zginąć. Wszyscy chcą jej śmierci, ponieważ
nie powinna się narodzić.
Erik pokręcił głową. Nie podobała mu
się rozmowa z Elen. Czuł, że mówiła o rzeczach istotnych, które powinien
zapamiętać, ale nie potrafił jej zrozumieć.
— Dobrze. — Klasnął w dłonie. Jeszcze
kilka pytań mu zostało, musiał spróbować za wszelką cenę poznać na nie
odpowiedzi. — Czy Edgar morduje tutaj ludzi?
— Wszyscy muszą zginąć.
— Cudownie, dziękuję za odpowiedź. —
Skłonił się w ramach podziękowań. — Dlaczego to robi?
— Ponieważ odebrali mu to, co było dla
niego najcenniejsze.
— A co rozumiesz pod „najcenniejsze”?
— Już mówiłam i więcej nie powiem. Poza
tym on… — wskazała na Harry’ego — powinien ci wszystko wyjaśnić. Harry może i
zapomniał albo wyparł pamięć zapomnianą, ale teraz już będzie pamiętał.
Pamiętaj.
— Dobrze, będę pamiętał. — Dotknął
czoła Harry’ego. Było względnie ciepłe. — Jak pokonać Edgara?
Elen parsknęła śmiechem.
— Głupi jesteś?! — krzyknęła, a potem
przewróciła się w tył i zaczęła na plecach się śmiać irytująco. — Głupi, głupi,
głupi. Jego nie da się pokonać.
— Ha ha, cudownie, że cię tak
rozśmieszyłem, ale pytałem na poważnie. Każdego się da pokonać, tylko trzeba
znać sposób.
Zamarła. Podniosła się i spojrzała na
Erika wzrokiem pełnym powagi. Uśmiechnęła się, ale nie tak, jak powinno
dziecko. Krył się w tym dorosły, złośliwy uśmieszek, pełny władzy i dominacji.
— Czyli twierdzisz, że bogów też się da
pokonać? — spytała po chwili.
Erik zadrżał. Otworzył usta, lecz nie
zdołał wydusić z siebie choćby słowa.
— Spróbujesz walczyć z bogami? Powiem
ci więcej niż wiesz — zachęcała go dziewczynka, a potem nagle zamilkła.
— Nie zrobię tego — odpowiedział jej
spokojnie. — Nigdy nie zdradzę bogów, ale nie martw się, nie powiem im o tobie.
Ponownie pogłaskał ją po głowie,
rozczochrując włosy. Nawet jeśli nie żyła, jej włosy były mięciutkie i
puszyste. Erik miał ochotę w nich gmerać do momentu, w którym Elen się wkurzy i
odepchnie jego rękę. Tak się jednak nie stało. Za to na policzkach dziewczynki
pojawiły się rumieńce. Wstydliwie odwróciła głowę, udając, że spogląda ku
morzu.
— Nawet cię lubię — stwierdził Erik. —
Szkoda tylko że tak trudno się z tobą dogadać.
— Ze mną? — zdziwiła się. — To twoja
wina, że nie umiesz zadawać pytań. Poza tym jesteś głupi — mruknęła pod nosem,
ale Erik usłyszał ją wyraźnie.
— Głupi? — zapytał grzecznie, trzymając
nerwy na wodzy. — A dlaczego tak sądzisz?
— Bo tylko głupi ludzie nic nie wiedzą
i niczego się nie domyślają. A ty nic nie wiesz i się nie domyślasz. Źle,
bardzo nie dobrze. Głupi jesteś.
— Głupi?! — podniósł głos. — Posłuchaj
uważnie, ja mam tylko wypełniać misję. Mam miecz, a w zasadzie miałem, ale
umiem walczyć. W tej trójce jestem od walczenia. Alicja jest od magicznych
spraw. Natomiast głowa leży nieprzytomna. Jednak nawet ta głowa powoli traci
rozum przez to, co się dzieje u bogów i tutaj.
— Ares wypowiedział wojnę.
— Wiem! — krzyknął. — Wiem też, że
Atena wysłała nas z misją, a ta misja nie ma nic wspólnego z kradzieżą „czasu”.
Pewnie znowu Eleanor będzie chciała zwędzić nam coś sprzed nosa, a my tu
niepotrzebnie siedzimy. O co tu w ogóle chodzi?
— Edgar i Beatrice mają część chaosu.
— Oczywiście, że m… — urwał, nim zdążył
dokończyć zdanie. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Chwycił Elen za ramiona
i potrząsnął nimi. — Oni mają chaos, który możemy im zabrać. Nie mówiłaś
wcześniej o tej plamie czy twoim ojcu, ale o faktycznym chaosie, który można
zabrać. Gdzie on jest?
— W grobie — odparła krótko. — Więcej
nie powiem. Zacząłeś myśleć, ale za późno. — Fuknęła pod nosem i wstała. Dłonie
splotła za plecami. Wspięła się na palcach i zakołysała na nich. — Jak wszystko
powiem, to sobie pójdziesz i tyle będzie z naszej przyjaźni.
— Kiedyś odejdę i tak.
— Wiem, ale możesz spędzić ze mną
jeszcze chwilkę. Harry… — obejrzała się przez ramię w stronę nieprzytomnego
mężczyzny — też mi obiecał, że zostanie na dłużej, a potem… — zawiesiła głos,
gdy kilka łez spłynęło po jej policzkach. Szybko pociągnęła nosem i przetarła
twarz, udając, że nic się nie stało. — Odszedł. Harry po prostu odszedł, a
teraz nic nie pamięta. Wyparł naszą przyjaźń? Chciał o mnie zapomnieć? Po co?
Przecież byliśmy przyjaciółmi. Obiecałam go chronić. Zdradził mnie… — mówiła
dalej, ale Erik powoli przestawał jej słuchać.
Myślał. Zastanawiał się nad tym, co w
zasadzie łączyło Harry’ego i Elen, ale nić powiązania gubiła się, gdy przypominał
sobie życie przyjaciela. Tak jak jego, było w pełni podporządkowane bogom.
Atena zauważyłaby, gdyby Harry zniknął i przez jakiś czas przebywał na wyspie w
towarzystwie Spowiednika. Chociaż Elen mogła mieć rację… Bogowie ślepli, kiedy
nie interesowało ich życie śmiertelników. Jednak czy Harry naprawdę zdradziłby
Olimp?
— On… — zaczął niepewnie. Przełknął
głośno ślinę, a Elen przyglądała się mu w skupieniu. — Harry przebywał na tej
wyspie długo? — Sam nie był pewien, czy pyta, czy twierdzi.
— Rok — odpowiedziała zdecydowanym
tonem. — Rok a potem mnie zostawił. Wredny, prawda? A teraz jeszcze nic nie
pamięta.
— Wyparł to z pamięci?
Kiwnęła głową kilka razy.
— Dlaczego? — pytał dalej.
— Jeśli się czegoś nie pamięta, to nie
trzeba się o to martwić. Mówię, Harry zrobił co zrobił, ale zostawił mnie, choć
obiecał. Ty nie obiecałeś, pójdziesz sobie. Rozumiem to.
— Cieszę się. — Posłał dziewczynce
ciepły uśmiech, choć w rzeczywistości targał nim niepokój. Pogoda uspokoiła
się, nawet pierwsze promienie słońca przeciskały się przez gęste chmury, ale
Erik czuł, że burza dopiero się zbliża. Drżał na myśl o starciu z Edgarem, bo
ono nadchodziło — czy chciał tego, czy nie.
— A właśnie, przypomniałam sobie! —
krzyknęła nagle Elen. Otrzepała sukienkę z brudu i wyjęła zza skarpety mały
nożyk. — Możecie wkrótce zginąć. Tu mieszkańcy są pod wpływem. Chaos robi z
nimi dziwne rzeczy. Sam widziałeś, ale to tylko jeden pan, reszta wkrótce tu
dobrze.
Erik zamrugał kilka razy. Czy dobrze
słyszał?
— Zaraz nas zaatakują? — zainteresował
się bardziej. Obejrzał przez ramię, lecz z lasu nie dochodziły żadne hałasy. —
A Harry?
— Obudzi się zaraz. Chwilę potrwa to
jego… — podeszła o kopnęła nieprzytomnego mężczyznę w ramię — budzenie.
— Musiałaś go kopać?
— Tak, jestem zła na niego. A teraz
uciekam. Jeszcze się zobaczymy, prawda?
— Nie wiem. — Wzruszył ramionami. —
Poza tym, dlaczego uciekasz?
Wskazała palcem w stronę lasu. Na jego
skraju stała ubrana w postrzępioną, starą sukienkę kobieta. Erik wstał szybko i
rozejrzał się wokoło. Żadnej broni, nawet jakiegoś głupiego patyka, a za nim
tylko już morze. Harry był nieprzytomny. Nie zamierzał nawet prosić Elen o
pomoc.
— Dzięki za ostrzeżenie — zwrócił się
do dziewczynki, lecz gdy zastało go milczenie, się zaniepokoił. Odwrócił się.
Elen już nie było. — Cholera — syknął ze złości.
Przyklęknął nad Harry i uderzył go
delikatnie w policzek, mówiąc:
— Budź się w tej chwili!
Spojrzał znów na kobietę. Stała nadal w
miejscu, nikt do niej nie doszedł, ale trzaskanie gałęzi zaczęło roznosić się
po okolicy. Nawet fale nie umiały zagłuszyć tego dźwięku.
— Podnoś się! — wrzasnął Harry’emu na
ucho.
Poruszył ręką, nieznacznie, ale Erik
wyraźnie dostrzegł ruch.
Do kobiety zdążyła dojść dwójka dzieci.
Chwyciły za jej spód spódnicy i wyszczerzyły w czarnym uśmiechu. Z ich ust
wylewał się ten sam chaos, od którego Erik z trudem zdołał wcześniej uciec.
— Na przeklętą piętę Achillesa! —
ryknął.
Podniósł Harry’ego. Przerzucił jego
ramię przez siebie i chwycił go w pasie. Przyjaciel był ciężki, ale mimo to
zaczął go ciągnąć wraz z sobą wzdłuż skarpy.
Mieszkańcy nadal stali w miejscu.
Westchnął z ulgą, choć na samą myśl, że zaraz mogą się ruszyć, zimny pot spływał
po jego plecach. Nie chodziło już o sama walkę, ale o chaos. Bał się jego
dotyku. Mimo upływu wieków, ani bogowie, ani śmiertelnicy nie znali prawdziwej
siły nieporządku, z którego zrodził się świat. Jeśli teraz zaczął wyłaniać się
z czeluści, w których Erik spędził ostatnie sto lat, Spowiednicy będą ich ostatnim
zmartwieniem.
— Możesz mnie puścić — odezwał się nagle
Harry, gdy zaczęli schodzić ze wzniesienia, kierując ku plaży.
Odsunął się od Erika i stanął na
równych, choć chwiejnych, nogach.
— Jeśli znowu mi tu zemdlejesz, nie
podniosę cię — ostrzegł, omijając Harry’ego. — Możliwe, że zaraz zaatakuje nas
chmara czegoś co przypomina… — urwał. Zapomniał nazwy. Szybko wyjął notatniczek
i przejrzał pierwsze strony w poszukiwaniu odpowiedzi. — Co przypomina zombie —
dokończył, po czym schował notes z powrotem do kieszeni.
— Gdzie się podział twój but? — zdziwił
się Harry, wskazując ja skarpetki Erika.
— Nie interesuj się teraz moim brakiem
buta, a zombie. — Ręką machnął w stronę lasu. — Oni tam stoją.
— Kto stoi? — Zmarszczył czoło ze
zdziwienia. — Nikogo tam nie ma.
— Oślepłeś od braku tych okularów czy
co?
Spojrzał za siebie. Na skraju lasu nikt
nie stał. Kobieta i dzieci zniknęli. Erik cofnął się i wyjrzał zza krzaki,
potem rozejrzał się po plaży, lecz nikogo już nie było.
— Przed chwilą stała tu kobieta i
dzieci, które zamierzały nas atakować. Elen mi o tym powiedziała.
— Oj, jaka Elen?
— Podobno ją znasz. Podobno w ogóle
przebywałeś tu przez cały rok — próbował mu przypomnieć.
— Ktoś cię uderzył? Czy może to moc
Edgara? — Harry pokręcił głową. — Że niby tu byłem? To niemożliwe. I jaka Elen?
To jakiś skrót od Eleonory? Eleanor? — Zamyślił się na moment. — Błagam, nie
mów mi, że spotkałeś się z Eleanor?
— Oczywiście, że nie. Mówię, że
przedstawiła mi się jako Elen. Była tą dziewczynką, którą szukał ten facet.
— Ten, który nas zaatakował? — upewniał
się.
— Tak. Eleanor jest zdecydowanie
starsza. Poza tym ta dziewczynka nie żyła — mówił dalej, a Harry słuchał go z
uwagą. Kiedy w jego białych oczach pojawił się blask, Erik zamilknął. Nie
wiedział dlaczego, ale miał wrażenie, że Harry go okłamuje. Nie zrobił niczego,
co mogłoby o tym świadczyć. Był jednak spokojny, za spokojny na tak poważną
sytuację. Zły na pewno, ale nie zaniepokojony.
— Co się stało? Mów dalej — zachęcił
Erika.
— Wiesz, że masz białe oczy? —
powiedział.
Harry zadrżał. Uniósł lewą dłoń i
niepewnie dotknął przymkniętą powiekę, potem musnął nos.
— Gdzie są moje okulary? — zapytał,
kiedy wrona usiadła na trawie i zakrakała żałosnym skrzekiem.
0 Comments:
Prześlij komentarz