[Zmierzch bogów] ROZDZIAŁ 11. ήρωας

Erik spotyka dziewczynkę, a ta dziewczynka nie żyje...


Odwrócił się gwałtownie.
Stała przed nim dziewczyna, w wieku około dziesięciu lat. Ubrana była w prostą, wiejską sukienkę, którą zdobiła duża łata u samego spodu. Śmiała się. Śmiała i trzymała małego niedźwiadka, którego wtulała do piersi. Nagle zamilkła. Przykucnęła nad Harrym i dotknęła jego czoła.
— Pomogę temu chłopczykowi — rzekła z pełną powagą w głosie.
— Kim…?
— Nie mam imienia — odpowiedziała, nim zdążył dokończyć.
Spojrzał na Harry’ego. Oddech powrócił do normy. Dotknął jego policzka — przestał płonąć. Odetchnął w ulgą i poprosił Asklepiosa, aby czuwał nad przyjacielem, i nie odpuścił go, gdy teraz potrzebuje prawdziwej pomocy. Przynajmniej nie tym razem.
— A możesz podać jakieś imię, żeby było łatwiej mi z tobą rozmawiać? — zaproponował grzecznie.
Dziewczynka uśmiechnęła się przyjaźnie.
— Elen, nazywaj mnie Elen, bo znam tylko Elen, nikogo więcej, tylko Elen. — Podniosła się i otrzepała sukienkę. — A ty jesteś Erik, prawda? Dlaczego nie „Eric” albo „Erich”? Nie rozumiem, mało rzeczy rozumiem, ale wiem, że pokonałeś go. — Wskazała na skraj skarpy.
— Naprawdę? — zainteresował się. — A kim ty jesteś, Elen? Może córką, którą szukał?
— Tata zawsze mnie szuka, często jednak zapomina, że nie żyję. — Zastanowiła się przez moment. — W zasadzie nawet się nie narodziłam. Zabili mnie, gdy tylko mama mnie urodziła.
— Czyli nie żyjesz?
— Hm… Nie mogę nie żyć, skoro w ogóle nie żyłam. Powiedzmy, że nie jestem do końca duchem, duszą czy czymkolwiek innym.
— W innym wypadku raczej gniłabyś w Hadesie — zażartował Erik.
— Gniłabym i nudziłabym się, tu jest ciekawej. Więcej osób umiera. A tak w ogóle, nie martwisz się, że mogę cię skrzywdzić? No tak, przecież tu leży Harry…
Tu leży Harry, powtórzył jej słowa w myślach, a potem obejrzał się na przyjaciela, wciąż leżącego bezbronnie na ziemi. Erik był spokojny, nie potrzebował atakować małej dziewczynki. Z jakiegoś względu ufał jej. Nie tylko Elen, ale również sobie i Harry’emu. Cała uraza, którą chował wobec przyjaciela, zniknęła. Przestał myśleć o zdradzie, o tym, że sto lat temu wydał jego i Alicję Atenie. A wszystko wydarzyło się w momencie, gdy oczy zamieniły się w czystą biel…
— Znasz Harry’ego, Elen? — spytał niepewnie dziewczynkę. — Chciałbym z tobą porozmawiać o wielu sprawach. Nie masz nic przeciwko?
Usiadł wygodnie przed Elen. Uśmiechnęła się łagodnie i przykucnęła naprzeciwko Erika.
— Porozmawiam — zgodziła się. — Tylko nie pytaj o zbyt wiele. Odpowiedzi są czasem niewygodne, a ty nie chcesz być niewygodny?
— „Być niewygodny”? — zdziwił się. — Chcę zrozumieć parę kwestii. Atena wysłała nas na misję…
— Atena jest słaba — odparła niespodziewanie. — Eleanor też to wie. Harry trochę nieświadomie używa mocy, ale Eleanor się nim zajmie.
— Zaraz? Eleanor? Mówisz o tej samej Eleanor, która ucieka przed bogami od tysiąca lat? O tej, której udało się zabić pierwszą opiekunkę Granicy Olimpu? Tej, która sto lat temu ukradła nam część chaosu?
Elen kiwnęła.
— Mówiłam, że Elen, bo nie Eleanor. Eleanor jest tylko jedna — mówiła dalej. — Poza tym zadajesz dużo pytań, a odpowiedzi na nie niekoniecznie będą dla ciebie zrozumiałe, chłopczyku.
— Chłopczyku? — Parsknął śmiechem. — Zabawna jesteś, wiesz?
— Cieszę się. Do tej pory jeszcze nikt się ze mną nie bawił. Tata i mama ciągle mnie szukają, ale nie mogą mnie znaleźć… Nie pozwalam im się znaleźć…
— Dlaczego? Pewne chciałabyś być teraz z mamą i tatą?
— Tak — zgodziła się przyciszonym głosem. — Tylko że nie żyję, Eriku. Zmarli powinni towarzyszyć zmarłym, a żywi wędrować z żywymi. Szkoda, że nie ma ze mną żadnych zmarłych. Nie mam przyjaciół, a wiem wiele. Za wiele.
— Właśnie słyszę. — Sięgnął do dziewczynki i pogładził ją po krótkich, czarnych włosach. — Póki co rozmawiasz ze mną i tego się trzymajmy. O Harry’ego już nie pytam, bo głowa mi chyba zaraz eksploduje.
— Na pewno? Mógłbyś zdobyć informacje o nim i wykorzystać je. Zdradzić go, jak zrobił to sto lat temu — zaproponowała, dźgając palcem Harry’ego w policzek.
— Zdradzić go? — Westchnął smutno. — Wiesz, co się wtedy wydarzyło?
Ponownie kiwnęła.
Cieszył się, że nie musiał jej tłumaczyć i przeinaczać wydarzeń, które teraz się stały dla niego czystsze, bardziej przejrzyste. Erik nadal nie umiał mu wybaczyć, ale teraz rozumiał, dlaczego Harry postąpił tak, a nie inaczej. Kiedy misja trwała, poszli z Alicją na bok, bo chcieli chwili sam na sam. Sam jednak został tylko Harry. Walczył z Eleanor i przegrał, a fragment chaosu zabrała kobieta.
— Harry jedynie powiedział Atenie prawdę — kontynuowała Elen. — Skoro doszliśmy do wyznań, to możesz mi zdradzić, czego szukacie na wyspie.
Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
— Gdybym ja to wiedział… — Podrapał się po głowie. — Początkowo mieliśmy sprawdzić, czy Edgar wysłał list z groźbą, że ukradnie „czas”?
— To nie on — odpowiedziała szybko.
— Tak, to nie on, ale wydaje mi się, że nie tego mieliśmy szukać.
— Jest tu chaos.
— Tak, widzę go…
— Atena was sprawdza.
— Oj, sprawdza.
— Nie martw się. — Elen położyła dłoń na jego ramieniu. — Atena was tutaj nie widzi.
— Nie widzi? — Odchrząknął. Atena zazwyczaj zbyt wiele nie widziała, szczególnie gdy zajmowała się ukochanym tkaniem. — To dobrze. Miło wiedzieć. A teraz od początku. Nie żyjesz. Rodzice cię szukają po wyspie. Ty nie chcesz, by cię znaleźli. — Przechylił głowę na bok, zastanawiając się nad słowami mężczyzny, gdy jeszcze nie oszalał przez chaos. — Dlaczego ktoś miałby cię zabić?
— Nie żyję, pamiętasz jeszcze?
— Dobra, dobra. — Westchnął. — Ale mimo wszystko mówił o zabijaniu cię. Dlaczego?
— Ponieważ.. muszę zginąć. — Przymknęła powieki i spojrzała półotwartymi oczami w kierunku morza, gdzie rozciągała się plama chaosu. — Elen, Eleanor musi zginąć. Wszyscy chcą jej śmierci, ponieważ nie powinna się narodzić.
Erik pokręcił głową. Nie podobała mu się rozmowa z Elen. Czuł, że mówiła o rzeczach istotnych, które powinien zapamiętać, ale nie potrafił jej zrozumieć.
— Dobrze. — Klasnął w dłonie. Jeszcze kilka pytań mu zostało, musiał spróbować za wszelką cenę poznać na nie odpowiedzi. — Czy Edgar morduje tutaj ludzi?
— Wszyscy muszą zginąć.
— Cudownie, dziękuję za odpowiedź. — Skłonił się w ramach podziękowań. — Dlaczego to robi?
— Ponieważ odebrali mu to, co było dla niego najcenniejsze.
— A co rozumiesz pod „najcenniejsze”?
— Już mówiłam i więcej nie powiem. Poza tym on… — wskazała na Harry’ego — powinien ci wszystko wyjaśnić. Harry może i zapomniał albo wyparł pamięć zapomnianą, ale teraz już będzie pamiętał. Pamiętaj.
— Dobrze, będę pamiętał. — Dotknął czoła Harry’ego. Było względnie ciepłe. — Jak pokonać Edgara?
Elen parsknęła śmiechem.
— Głupi jesteś?! — krzyknęła, a potem przewróciła się w tył i zaczęła na plecach się śmiać irytująco. — Głupi, głupi, głupi. Jego nie da się pokonać.
— Ha ha, cudownie, że cię tak rozśmieszyłem, ale pytałem na poważnie. Każdego się da pokonać, tylko trzeba znać sposób.
Zamarła. Podniosła się i spojrzała na Erika wzrokiem pełnym powagi. Uśmiechnęła się, ale nie tak, jak powinno dziecko. Krył się w tym dorosły, złośliwy uśmieszek, pełny władzy i dominacji.
— Czyli twierdzisz, że bogów też się da pokonać? — spytała po chwili.
Erik zadrżał. Otworzył usta, lecz nie zdołał wydusić z siebie choćby słowa.
— Spróbujesz walczyć z bogami? Powiem ci więcej niż wiesz — zachęcała go dziewczynka, a potem nagle zamilkła.
— Nie zrobię tego — odpowiedział jej spokojnie. — Nigdy nie zdradzę bogów, ale nie martw się, nie powiem im o tobie.
Ponownie pogłaskał ją po głowie, rozczochrując włosy. Nawet jeśli nie żyła, jej włosy były mięciutkie i puszyste. Erik miał ochotę w nich gmerać do momentu, w którym Elen się wkurzy i odepchnie jego rękę. Tak się jednak nie stało. Za to na policzkach dziewczynki pojawiły się rumieńce. Wstydliwie odwróciła głowę, udając, że spogląda ku morzu.
— Nawet cię lubię — stwierdził Erik. — Szkoda tylko że tak trudno się z tobą dogadać.
— Ze mną? — zdziwiła się. — To twoja wina, że nie umiesz zadawać pytań. Poza tym jesteś głupi — mruknęła pod nosem, ale Erik usłyszał ją wyraźnie.
— Głupi? — zapytał grzecznie, trzymając nerwy na wodzy. — A dlaczego tak sądzisz?
— Bo tylko głupi ludzie nic nie wiedzą i niczego się nie domyślają. A ty nic nie wiesz i się nie domyślasz. Źle, bardzo nie dobrze. Głupi jesteś.
— Głupi?! — podniósł głos. — Posłuchaj uważnie, ja mam tylko wypełniać misję. Mam miecz, a w zasadzie miałem, ale umiem walczyć. W tej trójce jestem od walczenia. Alicja jest od magicznych spraw. Natomiast głowa leży nieprzytomna. Jednak nawet ta głowa powoli traci rozum przez to, co się dzieje u bogów i tutaj.
— Ares wypowiedział wojnę.
— Wiem! — krzyknął. — Wiem też, że Atena wysłała nas z misją, a ta misja nie ma nic wspólnego z kradzieżą „czasu”. Pewnie znowu Eleanor będzie chciała zwędzić nam coś sprzed nosa, a my tu niepotrzebnie siedzimy. O co tu w ogóle chodzi?
— Edgar i Beatrice mają część chaosu.
— Oczywiście, że m… — urwał, nim zdążył dokończyć zdanie. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Chwycił Elen za ramiona i potrząsnął nimi. — Oni mają chaos, który możemy im zabrać. Nie mówiłaś wcześniej o tej plamie czy twoim ojcu, ale o faktycznym chaosie, który można zabrać. Gdzie on jest?
— W grobie — odparła krótko. — Więcej nie powiem. Zacząłeś myśleć, ale za późno. — Fuknęła pod nosem i wstała. Dłonie splotła za plecami. Wspięła się na palcach i zakołysała na nich. — Jak wszystko powiem, to sobie pójdziesz i tyle będzie z naszej przyjaźni.
— Kiedyś odejdę i tak.
— Wiem, ale możesz spędzić ze mną jeszcze chwilkę. Harry… — obejrzała się przez ramię w stronę nieprzytomnego mężczyzny — też mi obiecał, że zostanie na dłużej, a potem… — zawiesiła głos, gdy kilka łez spłynęło po jej policzkach. Szybko pociągnęła nosem i przetarła twarz, udając, że nic się nie stało. — Odszedł. Harry po prostu odszedł, a teraz nic nie pamięta. Wyparł naszą przyjaźń? Chciał o mnie zapomnieć? Po co? Przecież byliśmy przyjaciółmi. Obiecałam go chronić. Zdradził mnie… — mówiła dalej, ale Erik powoli przestawał jej słuchać.
Myślał. Zastanawiał się nad tym, co w zasadzie łączyło Harry’ego i Elen, ale nić powiązania gubiła się, gdy przypominał sobie życie przyjaciela. Tak jak jego, było w pełni podporządkowane bogom. Atena zauważyłaby, gdyby Harry zniknął i przez jakiś czas przebywał na wyspie w towarzystwie Spowiednika. Chociaż Elen mogła mieć rację… Bogowie ślepli, kiedy nie interesowało ich życie śmiertelników. Jednak czy Harry naprawdę zdradziłby Olimp?
— On… — zaczął niepewnie. Przełknął głośno ślinę, a Elen przyglądała się mu w skupieniu. — Harry przebywał na tej wyspie długo? — Sam nie był pewien, czy pyta, czy twierdzi.
— Rok — odpowiedziała zdecydowanym tonem. — Rok a potem mnie zostawił. Wredny, prawda? A teraz jeszcze nic nie pamięta.
— Wyparł to z pamięci?
Kiwnęła głową kilka razy.
— Dlaczego? — pytał dalej.
— Jeśli się czegoś nie pamięta, to nie trzeba się o to martwić. Mówię, Harry zrobił co zrobił, ale zostawił mnie, choć obiecał. Ty nie obiecałeś, pójdziesz sobie. Rozumiem to.
— Cieszę się. — Posłał dziewczynce ciepły uśmiech, choć w rzeczywistości targał nim niepokój. Pogoda uspokoiła się, nawet pierwsze promienie słońca przeciskały się przez gęste chmury, ale Erik czuł, że burza dopiero się zbliża. Drżał na myśl o starciu z Edgarem, bo ono nadchodziło — czy chciał tego, czy nie.
— A właśnie, przypomniałam sobie! — krzyknęła nagle Elen. Otrzepała sukienkę z brudu i wyjęła zza skarpety mały nożyk. — Możecie wkrótce zginąć. Tu mieszkańcy są pod wpływem. Chaos robi z nimi dziwne rzeczy. Sam widziałeś, ale to tylko jeden pan, reszta wkrótce tu dobrze.
Erik zamrugał kilka razy. Czy dobrze słyszał?
— Zaraz nas zaatakują? — zainteresował się bardziej. Obejrzał przez ramię, lecz z lasu nie dochodziły żadne hałasy. — A Harry?
— Obudzi się zaraz. Chwilę potrwa to jego… — podeszła o kopnęła nieprzytomnego mężczyznę w ramię — budzenie.
— Musiałaś go kopać?
— Tak, jestem zła na niego. A teraz uciekam. Jeszcze się zobaczymy, prawda?
— Nie wiem. — Wzruszył ramionami. — Poza tym, dlaczego uciekasz?
Wskazała palcem w stronę lasu. Na jego skraju stała ubrana w postrzępioną, starą sukienkę kobieta. Erik wstał szybko i rozejrzał się wokoło. Żadnej broni, nawet jakiegoś głupiego patyka, a za nim tylko już morze. Harry był nieprzytomny. Nie zamierzał nawet prosić Elen o pomoc.
— Dzięki za ostrzeżenie — zwrócił się do dziewczynki, lecz gdy zastało go milczenie, się zaniepokoił. Odwrócił się. Elen już nie było. — Cholera — syknął ze złości.
Przyklęknął nad Harry i uderzył go delikatnie w policzek, mówiąc:
— Budź się w tej chwili!
Spojrzał znów na kobietę. Stała nadal w miejscu, nikt do niej nie doszedł, ale trzaskanie gałęzi zaczęło roznosić się po okolicy. Nawet fale nie umiały zagłuszyć tego dźwięku.
— Podnoś się! — wrzasnął Harry’emu na ucho.
Poruszył ręką, nieznacznie, ale Erik wyraźnie dostrzegł ruch.
Do kobiety zdążyła dojść dwójka dzieci. Chwyciły za jej spód spódnicy i wyszczerzyły w czarnym uśmiechu. Z ich ust wylewał się ten sam chaos, od którego Erik z trudem zdołał wcześniej uciec.
— Na przeklętą piętę Achillesa! — ryknął.
Podniósł Harry’ego. Przerzucił jego ramię przez siebie i chwycił go w pasie. Przyjaciel był ciężki, ale mimo to zaczął go ciągnąć wraz z sobą wzdłuż skarpy.
Mieszkańcy nadal stali w miejscu. Westchnął z ulgą, choć na samą myśl, że zaraz mogą się ruszyć, zimny pot spływał po jego plecach. Nie chodziło już o sama walkę, ale o chaos. Bał się jego dotyku. Mimo upływu wieków, ani bogowie, ani śmiertelnicy nie znali prawdziwej siły nieporządku, z którego zrodził się świat. Jeśli teraz zaczął wyłaniać się z czeluści, w których Erik spędził ostatnie sto lat, Spowiednicy będą ich ostatnim zmartwieniem.
— Możesz mnie puścić — odezwał się nagle Harry, gdy zaczęli schodzić ze wzniesienia, kierując ku plaży.
Odsunął się od Erika i stanął na równych, choć chwiejnych, nogach.
— Jeśli znowu mi tu zemdlejesz, nie podniosę cię — ostrzegł, omijając Harry’ego. — Możliwe, że zaraz zaatakuje nas chmara czegoś co przypomina… — urwał. Zapomniał nazwy. Szybko wyjął notatniczek i przejrzał pierwsze strony w poszukiwaniu odpowiedzi. — Co przypomina zombie — dokończył, po czym schował notes z powrotem do kieszeni.
— Gdzie się podział twój but? — zdziwił się Harry, wskazując ja skarpetki Erika.
— Nie interesuj się teraz moim brakiem buta, a zombie. — Ręką machnął w stronę lasu. — Oni tam stoją.
— Kto stoi? — Zmarszczył czoło ze zdziwienia. — Nikogo tam nie ma.
— Oślepłeś od braku tych okularów czy co?
Spojrzał za siebie. Na skraju lasu nikt nie stał. Kobieta i dzieci zniknęli. Erik cofnął się i wyjrzał zza krzaki, potem rozejrzał się po plaży, lecz nikogo już nie było.
— Przed chwilą stała tu kobieta i dzieci, które zamierzały nas atakować. Elen mi o tym powiedziała.
— Oj, jaka Elen?
— Podobno ją znasz. Podobno w ogóle przebywałeś tu przez cały rok — próbował mu przypomnieć.
— Ktoś cię uderzył? Czy może to moc Edgara? — Harry pokręcił głową. — Że niby tu byłem? To niemożliwe. I jaka Elen? To jakiś skrót od Eleonory? Eleanor? — Zamyślił się na moment. — Błagam, nie mów mi, że spotkałeś się z Eleanor?
— Oczywiście, że nie. Mówię, że przedstawiła mi się jako Elen. Była tą dziewczynką, którą szukał ten facet.
— Ten, który nas zaatakował? — upewniał się.
— Tak. Eleanor jest zdecydowanie starsza. Poza tym ta dziewczynka nie żyła — mówił dalej, a Harry słuchał go z uwagą. Kiedy w jego białych oczach pojawił się blask, Erik zamilknął. Nie wiedział dlaczego, ale miał wrażenie, że Harry go okłamuje. Nie zrobił niczego, co mogłoby o tym świadczyć. Był jednak spokojny, za spokojny na tak poważną sytuację. Zły na pewno, ale nie zaniepokojony.
— Co się stało? Mów dalej — zachęcił Erika.
— Wiesz, że masz białe oczy? — powiedział.
Harry zadrżał. Uniósł lewą dłoń i niepewnie dotknął przymkniętą powiekę, potem musnął nos.
— Gdzie są moje okulary? — zapytał, kiedy wrona usiadła na trawie i zakrakała żałosnym skrzekiem.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!