[One-shot Miraculous Adrienette] Pierwsza jazda


Wcisnęła ostrożnie pedał gazu. Samochodem wstrząsnęło, a po chwili nawet zgasł.

Marinette rozłożyła ręce w całkowitej rezygnacji.

— Nie dam rady — wydukała. Głowę oparła na kierownicy i kilka razy walnęła w nią głową. — Jestem bezużyteczna.

— Nieprawda — zaprzeczył od razu Adrien. — Potrzebne jest ci doświadczenie. Zawsze powtarzam, że bez ciężkiej pracy nie można liczyć na efekty.

— Ale ja jestem... beztalenciem — jęknęła.

Adrien położył dłoń na ramieniu dziewczyny i uśmiechnął się, pocieszając ją słowami: będzie dobrze. Nie wierzyła w nie. Próbowała zdać egzamin na prawo jazdy już czwarty raz i zawsze oblewała na jeździe. Za dużo gazu, za mało, w prawo, w lewo, źle zmieniła bieg, a tam kogoś o mało nie przejechała. Nasłuchała się już tylu uwag, że nic nie było jej straszne, oprócz samego faktu, że i tak nie zda.

Powinna się poddać — powtarzała sobie to wiele razy, ale w takich momentach zjawiał się Adrien. chwytał ją pod ramię, prowadził do starego auta, które podarował im mistrz Fu, i tam usadzał. Nie czuł się pewnie w tym wiekowym aucie, które rzęziło przerażająco zawsze, gdy odpalała silnik, jakby miało się zaraz rozleźć. Fotele wyłożone były twardą, cuchnącą skórą, która wymagała od dawna wymiany, ale Adrien kochał to auto. Kiedy patrzyła na chłopaka wsiadającego do tego samochodu, w jego oczach widziała szczerą, bezwzględną miłość wobec czterech kółek może nadających się na złomowisko. Kochał niemodne felgi. Zachwycał się trzeszczącym radiem. Nie umiał powstrzymać od spania na tylnych siedzeniach. I tylko z tego powodu Marinette jeszcze nie powiedziała "nie".

Adrien oddawał w jej ręce drogocenny skarb, nie bacząc na liczne wypadki, którym była winna. Po każdej porażce dziewczyny zabierał ją i sadzał obok siebie, nakazując jechać na placu manewrowym obok ustawionych słupków.

— Adrien... — zaczęła niepewnie.

— Tak?

— Czy kiedyś uda mi się zdać?

Nie odpowiedział.

Westchnęła ciężko. Pomoc to pomoc, ale nawet Adrienowi zaczynało brakować wiary.

— Dobra, ostatnia jazda! — wykrzyczała nagle. — Jeśli nie uda mi się, to koniec. Wystarczy tego!

— Mari... — nim zdołał dokończyć, Marinette uruchomiła silnik. Silnik zarzęził głośniej niż kiedykolwiek. Zmieniła bieg na jedynkę i ruszyła z miejsca, bez czekania na właściwy moment. Po prostu nacisnęła pedał gazu, jednocześnie zwalniając sprzęgło.

Ruszyli z piskiem opon. Adrien krzyknął, łapiąc się za oparcie fotela. Marinette nie zważając na jęki chłopaka, kręciła kierownicą przy pierwszym słupku. Samochód okręcił się wokół własnej osi i zatrzymał przed wyrysowanym miejscem parkingowym. Marinette uniosła prawą brew ze zdziwienia, a potem znów wcisnęła gaz. Rozpędziła się i zmieniła bieg na dwójkę, zaraz trójkę, wykręciła kierownicą i zaczęła falować, omijając jeden słupek po drugim. Odwróciła samochód, wrzuciła wsteczny i pojechała w stronę miejsce parkingowe. Zatrzymała się tuż przy samej linii.

Adrien wyskoczył z auta i zakaszlał. Wziął kilka głębokich wdechów powietrza, wskazał palcem na Marinette i odparł ostrym, całkowicie niepodobnym do niego tonem:

— Wysiadaj! Nigdy więcej nie będziesz go prowadzić, ty rajdowcu!

Marinette grzecznie odpięła pasy. Wyłączyła silnik, wyciągnęła kluczyki ze stacyjki i pożegnała się z autkiem już na zawsze. Wsiądzie, ale nigdy jako kierowca.

Zwróciła kluczyli Adrienowi. Wyszarpał je, a potem oboje zaśmiali się, gdy zauważyli czarne pasy na torze. Marinette ucałowała chłopaka w policzek i nieśmiało zaproponowała:

— Kawa?

— Herbata i ciastko.

— Czekoladowe?

— Zdecydowanie truskawkowe, ale ja prowadzę!

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!