[Pozory czasem mylą] Rozdział 66 Kiedy wyjeżdżasz, to już nigdy nie wracaj



GRAY
Pociąg Magnolia—Crocus wjechał na tor trzydziesty drugi. Powtarzam, pociąg Magnolia—Crocus wjechał na tor trzydziesty drugi. Planowy odjazd pociągu o godzinie czternastej trzydzieści. Prosimy nie zbliżać się do krawędzi peronu. Życzymy miłej podróży — komunikat się zakończył.
Gray przełożył jedną z toreb przez ramię. Spakował wyłożone na ladę przekąski na podróż i wrzucił wszystko do plecaka. Podziękował ekspedientce.
Na dworcu panowała niepokojąca cisza. Trzy okienka biletowe zamknięto, kolejka zmniejszyła się tylko do kilku osób stojących w jednym rzędzie do jednej kasy. W piekarni skończył się zapas świeżego chleba, chyba jeszcze przed tym, jak wszedł do sklepu wszystko wykupiono. Nie wspominał już o kawiarni, w której siedziała jedynie Erza pilnująca torby. Wrócił do dziewczyny. Otworzył plecak i pokazał jej przekąski, na które wydawał część z ostatnich oszczędności.
Czekoladowe kulki. — Zabrała ze środka opakowanie ze słodyczami. — Będą do kawy, a ty coś chcesz? — spytała.
Nie. — Pokręcił głową. Za czterdzieści minut pociąg odjeżdżał. Wolał już w środku zamówić sobie jakąś herbatę, nawet w plastikowym kubeczku. Napił się za to wody i wziął parę draży z opakowania.
Erza zaśmiała się. Nadpiła trochę kawy, większość pianki zbierając nad ustami. Gray wyciągnął chusteczkę z kieszeni i wytarł jej twarz. Nie oponowała. Nawet uśmiechnęła się słodko, dziękując niewyraźnie, kiedy zajadała się słodyczami.
Lucy przyjdzie nas pożegnać? — odezwała się nagle, wyglądając w kierunku wejścia na dworzec.
Gray pokręcił głową.
Nie — wyszeptał z żalem w głosie, choć nie powinien. Zawdzięczał Lucy życie. I jakby się nie starał, nigdy nie spłaci długu. Zastanawiał się tylko, co będzie chciała w zamian. Dlatego Erza jej wyglądała. Czekała, aż przyjdzie do nich każdego dnia. Wpatrywała się w drzwi, wsłuchiwała w dzwonek. Nikt ich nie odwiedził.
Zamoczył w kawie Erzy jedną z drożdżówek i wziął kilka gryzów, aby odwrócić swoją uwagę i więcej nie myśleć o Lucy. Może niczego od nich nie oczekiwała, ale nawet jeśli to pragnęli, by chociaż raz ich odwiedziła. W rzeczywistości przy stole zawsze czekało puste miejsce.
Nie mówiłam ci, ale nawiązałam kontakt z sierocińcem — obwieściła niespodziewanie.
Gray zachłysnął się drożdżówką. Kilka razy kaszlnął, popił nawet wodę, ale nieprzyjemne drapanie w gardle nie ustało.
Co? — spytał zachrypłym głosem.
Pomogą mi znaleźć pracę.
Pracę?
Ta... Podobno szukają recepcjonistki do muzeum, do działu z bronią. Nie wiem, czy się nadzieję, ale racę łatwo pogodzić ze studiami. Wiesz, od razu zaliczę licencjat z historii. Jeśli się uda, może będę oprowadzać ludzi? Kto wie? Na pewno chcę robić specjalizację w średniowieczu. Cudowny okres historii, a szczególnie w Fiore. Legendy o smokach i Pogromcach smoków są niesamowite. Chcę je przestudiować. Nie zamierzam siedzieć z założonymi rękoma.
Czyli... — zawahał się. Odetchnął ciężko, przerażony tym, co zamierza powiedzieć. Wiele było przed nimi, ale jeszcze więcej zostawiali za sobą. — Fairy Tail nie istnieje?
Lokal spłonął — przypomniała. Jej twarz spochmurniała. Erza zbladła na samo wspomnienie o domu, który zniknął.
Zastali zgliszcza. Spopielone stoły, zniszczony strop. Spłonęły ich ubrania. Z książek pozostał popiół. Nie było już do czego wracać i dlatego to wszystko tak mocno bolało. Żeby ruszyć do przodu, ich dom musiał spłonąć.
Nie płacz — powiedziała Erza, przecierając spływające po policzkach Graya łzy.
Postaram się — obiecał. — Zaczynamy... coś nowego. Będzie pewnie ciężko, ale uda nam się. Wierzę w to. — Ujął dłoń Erzy. — Dopij kawę i lecimy.
Jedziemy — poprawiła go.
Dobrze, dobrze, jedziemy. Będzie dobrze. — Zastanawiało go, do kogo właściwie kieruje te słowa. Do Erzy? Jeszcze nie potrzebowała pomocy. Do siebie? Niewątpliwie.
Gray nie widział przyszłości, do której zmierzają. Brakowało mu punktu zaczepienia, czegoś, co podpowiedziałoby mu, że tam musi dojść. Nie. Nic przed nim nie stało. Same niewiadome. Same wątpliwości. A gdzieś pomiędzy tym wszystkim obawy — o przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Erza dopiła do końca herbatę. Odniosła filiżankę i podziękowała cicho, zabierając ze sobą dodatkową torebkę cukru. Machnęła nią przed Grayem i schowała do torebki. Zabrali swoje rzeczy. Właściwy peron był niedaleko. Przeszli tylko kawałek, mijając po drodze ze dwa, trzy pociągi stojące na torach. Miały niedługo odjechać. Ich jeszcze stał — nowy, regionalny, z którego mieli się później przesiąść. W środku większość miejsc już była zajęta. Spojrzeli na swoje bilety i westchnęli. Najwyżej całą drogę postoją.
Równocześnie wzruszyli ramionami. Podeszli jeszcze bliżej przodu, licząc, że może tam znajdą więcej miejsc wolnych, lecz zamiast tego zobaczyli siedzącego na ławce Jellala. Czytał książkę, "Hrabia Monte Christo". Wyjrzał spod tekstu i zamknął powieść na nieznanej stronie. Odłożył ją na ławkę, powoli wstając. Marynarkę poprawił, krawat przekrzywił, a co ważniejsze, nie podszedł do nich.
Lucy chciała przeprosić, że nie może przyjść, ale ostatnie dni są dla niej ciężkie. Wciąż leczy nogę, poza tym ma całą... rzeszę ludzi na głowie.
Nic sie... nie stało — odpowiedziała niepewnie Erza. — Przysłała ciebie?
Sam chciałem was odprowadzić. A w zasadzie, ostatni raz zobaczyć.
Ostatni? — zdziwił się Gray.
Tak, bądźcie szczęśliwi. Całe życie obarczałem winą Erzę, za tę bliznę, za moje nieszczęścia. Nie, to nie jej wina. Mam nadzieję, że w ten sposób pożegnamy się w pokoju. Jak dawni przyjaciele.
Erza chwyciła Graya mocniej za rękę.
Jak przyjaciele — podkreślił Jellal. — Nie mam zamiaru niczego niszczyć. Nie będę walczyć. Zbyt wiele grzechów mam na sumieniu, poza tym... — uśmiechnął się podejrzanie — chyba to lubię. To jest moje życie. Dobrze mi płacą. Mam gdzie spać. Dobrze jem. Co tydzień kupuję sobie krewetki. Co miesiąc nowy czytnik ebooków. Nie życzę wam takiego życia, jak moje, ale chcę dla was szczęścia, więc... — zmrużył powieki, gdy zawiało mocniej — odejdźcie.
A Natsu i Lisanna? — dopytała się jeszcze o przyjaciół Erza.
Wybrali — odpowiedział jej wymijająco Jellal. — Okaże się, ale mogę obiecać, i Lucy też — dodał — że jeśli tylko uciekli, im również pozwolimy odejść.
Równocześnie odetchnęli z ulgą.
Pociąg Magnolia—Crocus odjeżdża za pięć minut. Powtarzam, pociąg Magnolia—Crocus odjeżdża za pięć minut. Prosimy zajmować miejsca — rozległ się niewyraźny komunikat.
Jeden z pociągów odjechał, pozostawiając za sobą hałas ocieranego o szyny osprzętu. Rozległo się ostrzeżenie o zamknięciu przejścia, a chwilę później pociągnął zniknął za zakrętem.
Jellal zabrał książkę. Z kieszeni wyciągnął zgnieciony szal i owinął nim szyję. Zrobiło się zimno, oddech Graya zamieniał się parę. Palce zaczęły mu drętwieć.
Konduktor wyszedł już po raz ostatni zapalić przed odjazdem. Wrzucili wszystkie swoje rzeczy do środka, ale sami jeszcze nie weszli.
Dziękujemy. — Gray schylił głowę przed Jellalem. — I przekaż to też Lucy. Może i ona znajdzie szczęście.
W innym świecie może by się z Natsu jakoś dogadali — dodała od siebie Erza.
Jellal prychnął.
W innym świecie to może i my bylibyśmy razem — przedstawił swoją teorię. — Ale jestem tutaj, a wy tam. Bądźcie razem szczęśliwi i więcej nie mieszajcie się do naszych spraw. Zostawcie to. Skończcie studia, zacznijcie pracę, zbudujcie dom i załóżcie rodzinę... Tak będzie najlepiej.
Jellal ominął ich. Nie odwrócił się już więcej, choć i Erza, i Gray patrzyli na niego, jak odchodził. Wsiedli, gdy rozbrzmiał sygnał. Zaraz po nich do środka wskoczył i konduktor. Znaleźli jeszcze jedne, wolne miejsca i tam usiedli. wepchnęli swoje torby na półki i usiedli.
W pociągu grzali niemiłosiernie. Było duszno, o grzejnik aż się można było poparzyć, ale mimo to Erza położyła głowę na ramieniu Graya. Przymknęła oczy. Pociąg ruszył i w tym samym momencie wyjrzeli za okno. Patrzyli na Magnolię, którą opuszczają — na miasto gorzko—słodkie, ich dom, azyl i miejsce, które ostatnimi czasy zamieniło się w piekło. Było jednak piękne. Gray nie potrafił innym słowem opisać uliczek, po których się przechadzał, wieży, która z daleka wydawała się piąć jeszcze wyżej niż gdy stał pod nią. Nadszedł czas, by to zostawić...
Wyciągnął telefon i włączył muzykę — ostatnią płytę Metalicany i ostatni utwór, który zostawił po sobie przed śmiercią — I'll never forget my old—new home.

***

Kim jesteś? Wspomnieniem cichym, ulotnym i bezwstydnym, które zostawiam w tym starym—nowym domu. Uciekasz w słodkich chwilach niepewności, gdy sądzisz, że nie masz dokąd uciec. Widzisz, zawsze jest jakieś wyjście. Wystarczy zostać w tym starym—nowym domu. Choć brakuje w nim czułości. Choć brakuje w nim rodziny. Zawsze jest nadzieja, że zapełnisz go na nowo. Ten stary—nowy dom.
Obiecam, że nigdy nie zapomnę tego starego—nowego domu, ciepła i miłości, które zaznałem z każdym uśmiechem matki, czułym uściskiem ojca. Bo w tym samym starym—nowym domu zostawiam wszystko, co mi drogie. Łzy opuszczam wraz ze złymi dniami. Ból odrzucam z ciężkimi chwilami.
I choć nie zawsze było łatwo. I choć nie zawsze było prosto. Obiecam, że nigdy nie zapomnę tego starego—nowego domu, bo to był i będzie zawsze... mój stary—nowy dom...
Kocham Cię, mój ukochany synku...
Metalica — martwy, lecz wiecznie żywy
KONIEC TOMU 2

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!