[Pozory czasem mylą] Rozdział 63 Gdy się coś zepsuje, to później może być już tylko gorzej


Zeref zacisnął gniewnie pięść. Nie wierzył w głupotę, jaką popełnił brat. Choć za wszelką cenę próbował go trzymać z daleka od niebezpieczeństwa, pomagał, nawet jeśli Natsu nie pamiętał o własnym bracie, to on w podzięce uciekł. Nie tylko zawiódł jego zaufanie, ale przede wszystkim Lucy, która dała mu szansę, nie bacząc na krzywdy, jakich dokonali Amelia i Igneel. A jednak Natsu podjął decyzję, by wszystko zaprzepaścić. Każdą, najmniejszą drobinkę wiary, że nie jest taki, jak jego rodzice.


— Czy mam ich odszukać? — spytał ostrożnie Mard Geer, stojąc kawałek za Zerefem.
Obejrzał się przez ramię i pokręcił głową, mówiąc:
— Nie ma sensu. Podjęli... — Westchnął ciężko. — Podjęli decyzję. Tak chyba musiało być. — Oparł się o ścianę i zsunął po niej, aż usiadł na podłodze. Zaczął grzebać wśród brudów, oddzielając stare opiłki żelaza od jakiś niewielkich śrub i kłębów kurzu. Nie wiedział, jak ma teraz postąpić. Wszystko się zmieniło, kiedy nie zastał Natsu w pokoju.
Kolejny raz go zdradzono.
Kolejny oszukano.
Serce jednak nie łomotało mu w piersi. Biło spokojnie, rytmicznie, przypominając mu, że to nie jest sytuacja, z której nie ma wyjścia. Zawsze sobie radził, teraz też potrzebował wziąć sprawy w swoje ręce i nie poddać się, kiedy przeciwnicy czekali, aż upadnie. Tak się nie stanie.
Otrzepał ręce i wstał. Mard Geer nie podał mu pomocnej dłoni, jakby zdawał sobie sprawę, czego tak naprawdę potrzeba Zerefowi w tym momencie. Sam Zeref nie oczekiwał wiele — jedynie lojalności. Wśród nich był zdrajca. Ktoś sprzedał informacje Happy i wątpił, by był to Natsu. Niewiele wiedział, a tym bardziej nie pozwoliłby na niepotrzebny rozlew krwi. Nie, to ktoś z bliska. Ktoś, komu ufał. Ktoś, komu przekazywał najistotniejsze fakty, ale kto jednocześnie nie podążał za nim cały czas.
Mard Geer nie zdradził ich, ale ktoś na pewno.
W myślach pojawił się obraz Gajeela, ale szybko dotarło do niego, że to niemożliwe. Był za prostym chłopakiem, by zaplanować skomplikowaną akcję, a przy tym się nie zdradzić. Loki? Nie, wielu faktów nie znał i nie pozna.
— Zbierz ludzi — zwrócił się nagle do Mard Geera. — Przekaż wszystkim informację, że Acnologia zabezpieczył się na wypadek takiej... okoliczności. Niewątpliwie przez moment posłuchają, a potem trzeba przedstawić Lucy. Najlepiej w siedzibie. Nie możemy pozwolić sobie nawet na odrobinę słabości. Jeśli Lucy padnie, my razem z nią.
— Tak, jest — przyjął rozkaz bez żadnych zastrzeżeń.
Zeref wyciągnął się, ziewając szeroko przez ostatnie nieprzespane noce i ciężkie dni, w których ani razu nie udało mu się na spokojnie odpocząć przed telewizorem. Dałby wszystko, żeby rozsiąść się na kanapie i zobaczyć ostatni odcinek "Szalonych doktorów". A może i więcej? Stracił już rachubę czasu i świadomość, który odcinek widział jako ostatni.
Jednak czas na to znajdzie pewnie dopiero po śmierci...
Jeszcze raz przeciągnął ręce i zajrzał do pokoju, który udostępnili Natsu i Lisannie. Coś zaświeciło się pod stołem. Zmrużył oczy, przekonany, że to błysk od stłuczonego kawałka szkła, ale kiedy tak zaczął się przyglądać, dostrzegł regularność kształtów. Nie wyglądał na fragment stłuczonego okna czy butelki.
Podbiegł do stołu, pochylił się i podniósł telefon. Odblokował go, nawet właściciel nie ustawił zabezpieczenia wzorem czy kodem, i spojrzał na ostatnią przeglądaną stronę. "Acnologia planował pozbyć się wnuczki" — głosił tytuł nagłówka, który przeczytał właściciel telefonu nim zniknął. Natsu? Nie, zbyt dobry model, nie było go stać na taki telefon. Może Lisannny? Niezależnie od tego, do kogo należał, brat i dziewczyna przeczytali wiadomość przed zniknięciem.
— Co... Co to jest? — Pokazał Mard Geerowi telefon. — Nie mów mi, że...
Mard Geer odwrócił głowę ze wstydu. Oczy zamknął i nic nie powiedział na swoje usprawiedliwienie, choć milczenie okazało się dla Zerefa bardziej wymowne niż jakiekolwiek tłumaczenia. Wrócił do artykułu i przejrzał go powierzchownie, ale kiedy natrafił na kilka haseł, zatrzymał się na dłużej. Fragment zaczynał się głupich spekulacji, nie widział w nich większego sensu. Przynajmniej tak mu się zdawało na początku.
Wertując kolejne zdania, śledząc poszczególne hasła, zauważył powtarzającą się informację. "Acnologia" i "sekretarka" — napotykał je co chwilę, aż w końcu doszedł do imienia.
— Kyouka — wyszeptał niewyraźnie, nim telefon wyślizgnął się z jego dłoni. Uderzył w blat stołu i się rozwalił.
Mard Geer podbiegł do Zeref i chwycił go, nim się przewrócił. Pomógł usiąść na sofie. Zeref chwycił się za głowę i wtedy dopiero dotarło do niego, jak łatwa była odpowiedź. Kyouka odpowiadała za wyciek informacji, osoba, której bezgranicznie zaufał, którą nawet zaangażował w kilka niebezpiecznych akcji. Pomylił się, srogo się pomylił i teraz zbierał plony swoich pomyłek.
Pokręcił głowę i parsknął śmiechem na myśl o tym, co jeszcze go spotka w przyszłości przez ten jeden błąd. Obawiał się, że to jeszcze się nie skończyło.
— Wracamy do Lucy — poinformował Mard Geera. — Wystarczy użalania się. Jak tylko znajdę ją, zabiję. Rozszarpię na strzępy... — wysyczał przez zęby.
Wstał gwałtownie, popchnął Mard Geera na bok i wyszedł z pokoju, kierując się w stronę kwatery Lucy. Szedł głośno, każdy jego krok odbijał się echem w opustoszałej sali. Stąpał twardo na metalowych konstrukcjach, ale w pewnym momencie zamarł. Chwycił się za barierkę i przykucnął. Kilka razy przymrużył oczy. Za wielkimi oknami, rozbitymi, stłuczonymi, pozakrywanymi czarną folią, było czarno. Nie czarno, a ciemno, jak w pochmurną, deszczową noc, lecz to nie był deszcz. Ulatniało sie ku górze. Dym, pomyślał bez chwili zastanowienia. Unosił się gęstymi kłębami, coraz intensywniej, coraz szybciej, aż płomienie strzeliły. Okna roztrzaskały się w drobny mak.
Zeref zasłonił twarz i w ostatniej chwili zdążył się odwrócić, nim odłamki szkła rozsypały się wokół niego.
Gwałtowny ból przeszedł mu po plecach. Było mu gorąco, mokro, a przede wszystkim ciało stało się ociężałe. Skulił się na jednym ze schodków i wrzasnął z bólu, lecz jego głos zabrał dudniący ogień.
— ZEREFIE! — usłyszał głos Mard Geera.
Chwycił się za metalowy pręt i podniósł. Ból rozrywał jego plecy. Podciągał się dalej i dalej, zgrzytając zębami z niewyobrażalnego bólu. W jego oczach pojawił się już tylko niewyraźny obraz. Zamazany kształt biegł ku niemu. Za każdym mrugnięciem był coraz i bliżej. Już sięgał w stronę Zerefa, ale ten zaczął powoli się poddawać. Nie zasypiaj!, krzyknął do siebie w myślach, uciekając od przeklętego pragnienia by zasnąć.
Zrobił krok na przód. Przetrzymał się mocniej barierki. Jeszcze kolejny i wtedy... stracił czucie w nodze. Zaczął opadać. W dół fabryki? Na schody? W stronę Mard Geera? Niżej? Dalej? Nie wiedział. Jego ciało osłabło. Nawet ból zaniknął, kiedy kolejny raz przymknął oczy. Obraz stał się jakoś niejasny. Mglisty. A może już wcześniej taki był?
Na moment wstrząsnęło nim. Twarz zapiekła, a kolejne stróżki ciepła popłynęły po jego policzku. Ach tak... Pamiętał, dlaczego ojciec tak bardzo go nienawidził. Ach tak... Ojciec? Nie... Wtedy jeszcze nie rozumiał...

***

Położył obok misia, na drugiej poduszce, gdzie było jego miejsce, i przygładził jego sztuczne futerko na pyszczku, uśmiechając sie za każdym razem, gdy ono znów stanęło na dęba mimo usilnych starań Zerefa. Chciał jednak, żeby w dniu urodzin, cudownych, piątych urodzin, wszystko było idealne. Mama upiecze tort, tata rozłoży stół w ogrodzie i zjedzą wspólnie ciasto wieczorem, przy świecach, papierowych ozdobach i biegającym wokoło psiaku, którego może zaadaptują, jeśli ładnie poprosi. Wiedział, że powinien się wyspać przed wielkim dniem. Pójdzie do szkoły, może wstanie wcześniej i przygotuje śniadanie dla rodziny. Z czekoladą i bitą śmietaną, bułeczki, które kupił za ostatnie oszczędności, i schował pod łóżko. Natsu jeszcze ich nie spróbuje, ale zajmie się bratem, kiedy mama i tata zaczną oglądać wspólnie nowy odcinek serialu "Wszyscy razem". Umiał wymieniać pieluchę, myć Natsu, a nawet nakarmić go. Był najlepszym bratem na świecie. Udowodni to!
Przymknął niepewnie zaspane oczka i zaczął odliczać przeskakującego przez lodowy mur smoka Tarala z bajki, którą oglądał tego wieczora. Za każdym razem zmieniał jego kolor — uwielbiał, kiedy jego łuski były czerwone, ogniste i strzelał z pyska kulami ognia, pokonując złego bałwana pana Lodzika.
— Nie możesz! — usłyszał dobiegający z pokoju obok krzyk.
Natsu zaczął płakać. Podniósł sie odruchowo i pognał do pokoju brata, przemykając między stojącymi na korytarzu rodzicami. Przymknął ostrożnie drzwi, ale nie zamknął ich całkowicie. Wolał, by trochę światła wpadało przez szczelinę. Na paluszkach podszedł do Natsu, położył dłoń na jego główce i zaczął nucić cichą melodię — łagodniejszą wersję piosenki z wieczorynki. Kochał ją i Natsu najwyraźniej też, bo po niecałej minucie przymknął oczka i zasnął. Przykrył go kocykiem, tak żeby nie zmarzł.
Zeref wypiął dumnie pierś. Był najlepszym bratem na świecie, dlatego postanowił zostać jeszcze na chwilę, by upewnić się, że Natsu nie obudzi się po chwili i znów nie zacznie jęczeć. Jednak zamiast słodkiego głosu brata, doszły go kolejne krzyki rodziców:
— On nie jest moim dzieckiem! — ryknął Igneel. Chwilę potem coś rąbnęło o podłogę, coś ciężkiego. Rozległ się huk, a Amelia pisnęła. Zeref podskoczył w miejscu ze strachu.
Skulił się przy łóżeczku Natsu i zwinął w kłębek. Światło zza drzwi padło na jego lewe oko.
— Przepraszam! To nie moja wina!
— Nie twoja? Puszczałaś się...
— Nie przy dzieciach!
— Dzieciach? — Zniżył głos. — Dzieciach. Masz na myśli dziecku, bo tylko Natsu jest mój. A ten gówniarz? Pozwoliłem ci go nie zabijać. Postawiłem jeden warunek, oddasz go do domu dziecka.
— I tak zrobiłam!
— Więc co tu robi?! — znowu wrzasnął.
— To mój syn... — wyszeptała.
— Właśnie. Twój, nie mój. Oddajemy go i tyle.
— Nie mogę! I Zeref... Zeref....
Znów coś rąbnęło.
— Nie możesz? — spytał Igneel. — Jak to nie możesz? Jeden był tam już raz, przyzwyczai się. Poza tym zauważ, że pieniędzy nie mamy. Kolejne dziecko do wykarmienia i też nie mam pewności, że moje.
— Nie mów tak.
— Nie mów? A dlaczego?
— On ma jutro urodziny.
— Świetnie. — Zaklaskał. — A więc mam mu jeszcze wyprawić przyjęcie? He? Ty... Ty...
— Przecież wiesz, że nie zrobiłam tego z własnej woli! Przecież wiesz, że on...
— MILCZ, TY....
Zeref wybiegł z pokoju i stanął pośrodku korytarza. Igneel nie zdążył dokończyć stania. Zamroczyło go na moment. Kilka razy zmrużył oczyma, jakby nie dowierzał temu, że naprzeciw niego stoi Zeref i do tego wybiegł z pokoju Natsu. Po chwili oprzytomniał. Zacisnął pięść i ruszył w stronę dziecka.
— Nie... — wyszeptała Amelia. Złapała męża za ramię i pociągnęła w swoją stronę, lecz ten sie jej wyrwał.
Igneel przykucnął nad Zerefem i chwycił go za piżamę. Szarpnął nim kilka razy.
— Dlaczego wyszedłeś z tego pokoju?
— Ja... — wyjęczał przez łzy. — Ja...
— Mów!
— Płakał. Ja... Tylko...
Igneel spojrzał w stronę pokoju. Puścił Zerefa i wbiegł do pomieszczenia, pozostawiając jedynie na ramionach chłopca piekące ślady po wbitych palcach. Nastała długa, niepokojąca cisza. Zegar zatykał na końcu korytarza, wskazując na pełną godzinę. Była wtedy dziewiąta. Za oknem sąsiad zamknął garaż i zgasił ostatnie światła w warsztacie. Pies zaszczekał z budy sąsiadki. A Igneel stał w pokoju w bezruchu.
— On... śpii.... — wyjąkał trzęsący się ze strachu Zeref.
Igneel odkrył Natsu, choć w domu panował chłód. Zeref już chciał coś powiedzieć, ostrzec, że Natsu będzie zimno, ale w tym samym czasie Igneel spojrzał na chłopca jadowitym, znienawidzonym spojrzeniem. Ruszył na Zerefa, który odsunął się, przerażony zachowanym taty. Napotkał nagle na ścianę. Wyszeptał ciche mamo, lecz Amelia upadła na kolana i załkała, gdy zajrzała do pokoju synka.
Igneel szarpnął Zerefem.
— Nienawidzę cię! — wycedził przez zęby.
Wyprostował dłoń. Zawisła na moment w powietrzu, jakby w chwili zawahania. Zeref zaczął machać rękoma, nogami, kopnął Igneela w brzuch, potem żebro. Walczył, błagał, jego głos niknął, gdzieś stawał się nieobecny, bolała go szyja. Tracił dech. Dusił się. Bardzo się dusił....
Dłoń opadła, trzaskając w drobny policzek Zerefa. Przymknął oczy i zastała go już tylko ciemność...

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!