PCM oficjalnie już przechodzą na jednego bloga :)
Kopnęła w ścianę.
— Jesteście jak dwa demony, jak niby
miałem tam zostać?
— Normalnie. Jak prawdziwy mężczyzna.
Nic więcej. — Wzruszyła ramionami. — Natsu, błagam, przestań zachowywać się jak
tchórz. Już kolejny raz łamiesz obietnicę.
— Ja…
— Dlaczego tak łatwo przychodzi ci
łamanie tej obietnicy, ale świetnie sobie radzisz z ojcem, którego nie
widziałeś od dziesięciu lat? Nie mogę jakoś sobie wyobrazić, o czym ty w ogóle
myślisz?
Natsu westchnął.
— Otworzysz te drzwi? — zapytał tylko o
to.
— Jasne, oczywiście, że tak.
Odepchnęła od siebie Natsu i otworzyła
drzwi. Wpuściła go pierwsze do środka, a gdy tylko weszła za nim, zatrzasnęła
za sobą wejście i chwyciła chłopaka za różowe włosy. Pisnął z bólu.
— Jak mocno mam cię zlać, żeby w końcu
coś dotarło do twojego głupiego łba!? — ryknęła z wściekłości.
— A rób, co tylko chcesz, jeśli marzysz
tylko o biciu mnie…
Erza nagle puściła Natsu. Odsunęła się
i zmierzyła podłogę wzrokiem.
— Nie, to nie tak. Natsu, nie słuchaj
Mirajane, ona powiedziała to wszystko, bo…
—… martwi się o Lisannę, tak? —
dokończył za Erzę. — I właśnie to mnie najbardziej martwi. Dlaczego jestem taki
nieodpowiedzialny? Dlaczego opuściłem ją? Przecież ona może teraz zrobić coś
naprawdę głupiego. Podpali inny sklep? Może nawet skrzywdzi Lucy! I wtedy już
nie będę umiał jej pomóc. Erza… Dlaczego nic… — Rozpłakał się. — Dlaczego nic
mi nie wychodzi ostatnio?
Usiadł na podłodze i oparł się plecami
o ścianę. Nie miał już sił, by się starać. Zawodził każdego członka rodziny po
kolei. Bał się, jak z wielkim zawodem spotka się jego ojciec, gdy ujrzy go po
raz pierwszy od dziesięciu lat. Pewnie znienawidzi go, bo z jakiego powodu
miałby czuć dumę?
— Zawiodłeś mnie i to bardzo — odezwała
się w końcu Erza.
— Super… — Prychnął. — Umiesz
pocieszać.
Pacnęła go w głowę, tym razem
niekoniecznie bolało. Mimo wszystko rozmasował i udał, że cierpi. Erza
parsknęła śmiechem.
— Ja też czuję się zawiedziona. Poza
tym… presja i to wszystko. Wiem, twój ojciec wychodzi, chcesz mu pokazać, co i
jak, ale chyba jesteś lepszy, gdy się uśmiechasz. Pamiętaj, nawet Lucy ci
zaufała. To dzięki tobie wyszła i coś zmieniła. Nawet jeśli później zaczęła iść
sama, ty pomogłeś jej wstać. Nie niszcz tego.
— Nie niszczę — powiedział na swoją
obronę.
— Niszczysz, Natsu, wszystko, na co tak
ciężko pracowałeś. Na życie. Jesteś moim bratem, tak samo Gray. Nie chcę
patrzeć, jak dyndacie na linie. Tak samo jak moi rodzice — dodała ciszej. — Ile
razy jeszcze mam cię błagać, prosić, rzucać na kolana? No powiedz mi, proszę.
MÓW ŻE! — ryknęła, gdy nadal milczał.
Natsu przełknął głośno ślinę,
zastanawiając się nad tym, jak odpowiedzieć Erzie. Marzył, aby z jego ust padły
proste słowa „już nigdy więcej”, ale były one tylko marzeniem i kłamstwem.
Zdawał sobie sprawę, że nie odpuści. Za każdym razem, gdy był krok bliżej
zadowolenia Erzy, coś odwracało jego uwagę. Wracał do punktu wyjścia, a Erza w
tym czasie oddalała się. Głupi był i fałszywy, ale nikt ani nic nie było w
stanie tego zmienić.
— Pewnie jeszcze wiele razy — odparł w
końcu.
Erza zniżyła głowę i parsknęła
śmiechem.
— Pewnie tak. — Prychnęła. — Dzięki za
szczerość. A przynajmniej w tej kwestii.
— Nie ma sprawy. Mogę tylko obiecać, że
niczego więcej nie podpalę.
— Jasne, już to widzę. A niby parówki
się nie liczą?
Natsu otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
— Znowu mi to wypominasz? Przecież to
nie moja wina, że woda się tak szybko wygotowała!
Erza przewróciła oczami.
— Jasne. Garnek się tak sfajczył, że
mieszkania nie mogliśmy wywietrzyć przez trzy dni. A czwartego w zasadzie wcale
nie było lepiej. Tyle że ten cały przeklęty dym wyniósł się z pokoi.
— Oj tam, oj tam, już daj mi spokój. I
mówiłem na serio, nie podpalę już niczego więcej. Ta sytuacja z dzisiaj… —
urwał i pokręcił głową. — Drugi raz coś takiego nie przeżyję, więc przepraszam,
że tak wyszło.
— Tak wyszło? — odezwał się czyjś głos
z okolic wejścia.
Erza i Natsu równocześnie podnieśli
głowę. W progu stał Gray. Jeden dłoni trzymał telefon, drugą zaciskał na
klamce. Spoglądał wściekle na Natsu, drżąc, jakby próbował zdusić w sobie
gniew.
— Natsu, czy ty stoisz za dzisiejszym
podpaleniem? — zapytał przez zęby.
Natsu westchnął ciężko.
— Za tym wcześniejszym, nie za tym w
centrum — odpowiedział pospiesznie, nie chcąc, by przyjaciel wysnuł błędne
wnioski.
Gray zaśmiał się żałośnie, kiedy łzy
zaczęły spływał mu po policzkach. Jednak nie były to łzy radości. Natsu aż
wzdrygnął się na ich widok — smutnych, żałobnych kropelek, które zaczęły płynąć
rzewniej wraz ze śmiechem Graya.
— Ty i Lisanna… — zaczął w końcu. — Ty
i Lisanna zraniliście kilka osób oraz zabiliście jedną z nich — wyszeptał.
Czas zatrzymał się w miejscu. Natsu
otworzył usta, aby coś powiedzieć Grayowi, ale słowa nie chciały przejść mu
przez gardło. Z jednej strony z całego serca pragnął zaprzeczyć słowom
przyjaciela, z drugiej przyznać się do błędu i przeprosić.
Wstał i przeszedł wzdłuż przedpokoju,
ciągnąc się za włosy. Potem zagryzł paznokieć kciuka i zaczął stękać, układając
w myślach jakieś sensowne zdanie. Żadne z nich nie pasowało. Wyrzucił je
wszystkie z myśli, drapiąc się po głowie.
— Ja… Ja… Ja… — wyjąkał. — Naprawdę?
Gray skinął.
— Straszny mężczyzna zmarł, miał zawał,
bo tak się przestraszył tego pożaru. Jego żona nie zdążyła dojechać do szpitala
— wyjaśnił w dużym skrócie. — Oszalałeś.
— Wiem — przyznał mu rację. — Boże,
dlaczego zgodziłem się na pomysł Lisanny. Boże od początku…
—…nie powinieneś — dokończył za niego
Gray. — Zgadza się, idioto. Od początku nie powinniśmy nic robić. Albo poczekać
na coś innego. Cholera, pewnie jeszcze ten cały Acnologia siedzi sobie i popija
brandy z kasy, którą dostał z ubezpieczenia tych sklepów.
— Gray ma rację, od początku plan
leżał.
— To co?! — oburzył się Natsu. — Miałem
niby siedzieć z założonymi rękami.
— Ty i nic nierobienie… Chyba prędzej
koniec świata nastąpi — zażartowała Erza. — Nie, nie tego od ciebie bym
oczekiwała.
— Więc czego?
— Nie wiem — fuknęła w odpowiedzi. —
Ale powinniśmy… — urwała i wzięła ciężki wdech. — Chyba od początku powinniśmy
działać wspólnie. Nie dogadaliśmy się i tyle.
Gray wszedł do środka i zamknął za sobą
drzwi. Zamrugał kilka razy ze zdziwienia.
— Czy ja dobrze usłyszałem? — upewniał
się.
— Tak, dobrze słyszałeś. Nie powinniśmy
pozwolić Natsu i Lisannie działać. Trzeba było od początku współpracować i
powstrzymać ich od głupot. Można było inaczej się z tym bawić. Tak samo zresztą
z Lucy, może nawet od początku mogliśmy ją namówić do współpracy.
Natsu i Gray wymienili spojrzenia, a
potem równocześnie odparli:
— Nie, to niemożliwe.
Machnęli rękoma.
Erza westchnęła ciężko. Przymknęła na
moment oczy i wzięła głęboki wdech, zbierając siły. Nie, jeszcze się nie
poddała i to najbardziej niepokoiło Natsu. Próbowała dalej, nigdy nie
powiedziała sobie „to koniec” i może właśnie dlatego wciąż mieszkał w tym domu,
spał w tym łóżku. Nikt nie wygonił go za drzwi, choć nie raz dał ku temu powód.
I właśnie w ten sposób się odwdzięczał, wciąż sprawiał coraz to więcej
kłopotów.
— Może jednak masz rację — wyszeptał
niewyraźnie.
— Co? — zapytali równocześnie Erza i
Gray.
— Możliwe, że masz rację. Lucy jest
całkiem miła. Wiele przeżyła, ale nie chce się mścić. — Uśmiechnął się. — Na
pewno zna całą prawdę. Przecież nie jest głupia. Niepotrzebnie ją tu
przyprowadzałem. Chciałem… Chciałem to inaczej załatwić… Ja…
— Dzięki, że próbujesz — odezwała się
nagle Erza.
Kiwnął kilka razy głową.
— Nie ma sprawy.
— Tylko teraz nic już nie zmienimy.
Możemy spróbować z Lucy, ale będzie ciężko — zaczął Gray. — Ogólnie wkopaliśmy
się z tymi pożarami. Natsu, będziesz musiał się porządnie wyspowiadać. A
najlepiej będzie, jak pójdziesz do więzienia. Serio. Będzie ciężko, ale…
— A kiedyś było łatwo? — Erza zaśmiała
się. — Nigdy. Musimy na razie wszystko przetrwać. Spokój. Opanowanie. A przede
wszystkim, myślimy. Wspólnie — dodała, bacznie przyglądając się Natsu.
Z początku niekoniecznie wiedział, jak
ma odpowiedzieć. Rzucić kolejną fałszywą obietnicę, a może chociaż raz w życiu
zachować się jak prawdziwy mężczyzna. Uspokoił oddech. Nic się nie stanie. Raz
spróbuje, nie podda się zbędnym emocjom, a przede wszystkim nie skrzywdzi już
nikogo więcej. Zbyt wiele razy już to uczynił. W końcu płomienie, które ujrzał
w centrum miasta, staną się jego dziełem, choć dziś kto inny stał za tym
nieszczęściem.
— Obiecuję — odpowiedział w końcu.
— Cieszę się.
— Odszukam Lisannę — dodał jeszcze,
liczył, że może Mirajane go usłyszy, choć z drugiej strony pewnie ta obietnica
nic dla niej nie znaczyła. — Postaram się tym razem, naprawdę.
Gray udał, że wyciera łzy z policzków.
— Chyba się wzruszyłem — powiedział.
— Natsu, Natsu, nie byłbyś sobą, gdyby
coś się spierniczyło — dodała jeszcze Erza.
Natsu przewrócił oczami. Tyle znaczyły
starania. On tu deklarował wielkie rzeczy, a przyjaciele potrafili tylko się z
niego nabijać. Jeszcze im pokaże, że dotrzyma obietnicy.
— No dobra! — krzyknął Gray, po czym
głośno zaklaskał. — Czas się wykąpać i chyba pójdę już spać, bo mam wrażenie,
że usnę na stojąco.
Zaśmiał się i szybko pobiegł do
łazienki, zajmując ją, nim Erza zdążyła wystartować. Krzywo popatrzyła się w
kierunku toalety. Gray delikatnie uchylił drzwiczki, wyjrzał przez nie i pokazał
dziewczynie język. Ta w odwecie zacisnęła pięść, grożąc (a może zapowiadając)
delikatne pobicie.
— Natsu, jeszcze wytrzyj tę plamę. —
Wskazał palcem na pomieszczenie, które Natsu zajmował z Lisanną. — Co to jest?
Szczęściarz się zsikał czy co?
Zmarszczył czoło i wyszedł z łazienki,
zostawiając zapalone światło. Dodatkowe zapalił również na korytarzu. Natsu z
początku stał w miejscu. Nie do końca rozumiał, o jaką plamę chodziło.
Szczęściarz raczej załatwiał się w kuwecie, poza tym, ile taki mały kotek mógł
nasikać.
— Erza! — Głos Graya zadrżał. — Erza,
zatrzymaj go.
— Co? — spytała.
0 Comments:
Prześlij komentarz