[Pozory czasem mylą] Rozdział 31 Jeśli szukasz, to już się zgubiłeś

PCM oficjalnie już przechodzą na jednego bloga :)


Kopnęła w ścianę.
— Jesteście jak dwa demony, jak niby miałem tam zostać?
— Normalnie. Jak prawdziwy mężczyzna. Nic więcej. — Wzruszyła ramionami. — Natsu, błagam, przestań zachowywać się jak tchórz. Już kolejny raz łamiesz obietnicę.
— Ja…
— Dlaczego tak łatwo przychodzi ci łamanie tej obietnicy, ale świetnie sobie radzisz z ojcem, którego nie widziałeś od dziesięciu lat? Nie mogę jakoś sobie wyobrazić, o czym ty w ogóle myślisz?
Natsu westchnął.
— Otworzysz te drzwi? — zapytał tylko o to.
— Jasne, oczywiście, że tak.
Odepchnęła od siebie Natsu i otworzyła drzwi. Wpuściła go pierwsze do środka, a gdy tylko weszła za nim, zatrzasnęła za sobą wejście i chwyciła chłopaka za różowe włosy. Pisnął z bólu.
— Jak mocno mam cię zlać, żeby w końcu coś dotarło do twojego głupiego łba!? — ryknęła z wściekłości.
— A rób, co tylko chcesz, jeśli marzysz tylko o biciu mnie…
Erza nagle puściła Natsu. Odsunęła się i zmierzyła podłogę wzrokiem.
— Nie, to nie tak. Natsu, nie słuchaj Mirajane, ona powiedziała to wszystko, bo…
—… martwi się o Lisannę, tak? — dokończył za Erzę. — I właśnie to mnie najbardziej martwi. Dlaczego jestem taki nieodpowiedzialny? Dlaczego opuściłem ją? Przecież ona może teraz zrobić coś naprawdę głupiego. Podpali inny sklep? Może nawet skrzywdzi Lucy! I wtedy już nie będę umiał jej pomóc. Erza… Dlaczego nic… — Rozpłakał się. — Dlaczego nic mi nie wychodzi ostatnio?
Usiadł na podłodze i oparł się plecami o ścianę. Nie miał już sił, by się starać. Zawodził każdego członka rodziny po kolei. Bał się, jak z wielkim zawodem spotka się jego ojciec, gdy ujrzy go po raz pierwszy od dziesięciu lat. Pewnie znienawidzi go, bo z jakiego powodu miałby czuć dumę?
— Zawiodłeś mnie i to bardzo — odezwała się w końcu Erza.
— Super… — Prychnął. — Umiesz pocieszać.
Pacnęła go w głowę, tym razem niekoniecznie bolało. Mimo wszystko rozmasował i udał, że cierpi. Erza parsknęła śmiechem.
— Ja też czuję się zawiedziona. Poza tym… presja i to wszystko. Wiem, twój ojciec wychodzi, chcesz mu pokazać, co i jak, ale chyba jesteś lepszy, gdy się uśmiechasz. Pamiętaj, nawet Lucy ci zaufała. To dzięki tobie wyszła i coś zmieniła. Nawet jeśli później zaczęła iść sama, ty pomogłeś jej wstać. Nie niszcz tego.
— Nie niszczę — powiedział na swoją obronę.
— Niszczysz, Natsu, wszystko, na co tak ciężko pracowałeś. Na życie. Jesteś moim bratem, tak samo Gray. Nie chcę patrzeć, jak dyndacie na linie. Tak samo jak moi rodzice — dodała ciszej. — Ile razy jeszcze mam cię błagać, prosić, rzucać na kolana? No powiedz mi, proszę. MÓW ŻE! — ryknęła, gdy nadal milczał.
Natsu przełknął głośno ślinę, zastanawiając się nad tym, jak odpowiedzieć Erzie. Marzył, aby z jego ust padły proste słowa „już nigdy więcej”, ale były one tylko marzeniem i kłamstwem. Zdawał sobie sprawę, że nie odpuści. Za każdym razem, gdy był krok bliżej zadowolenia Erzy, coś odwracało jego uwagę. Wracał do punktu wyjścia, a Erza w tym czasie oddalała się. Głupi był i fałszywy, ale nikt ani nic nie było w stanie tego zmienić.
— Pewnie jeszcze wiele razy — odparł w końcu.
Erza zniżyła głowę i parsknęła śmiechem.
— Pewnie tak. — Prychnęła. — Dzięki za szczerość. A przynajmniej w tej kwestii.
— Nie ma sprawy. Mogę tylko obiecać, że niczego więcej nie podpalę.
— Jasne, już to widzę. A niby parówki się nie liczą?
Natsu otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
— Znowu mi to wypominasz? Przecież to nie moja wina, że woda się tak szybko wygotowała!
Erza przewróciła oczami.
— Jasne. Garnek się tak sfajczył, że mieszkania nie mogliśmy wywietrzyć przez trzy dni. A czwartego w zasadzie wcale nie było lepiej. Tyle że ten cały przeklęty dym wyniósł się z pokoi.
— Oj tam, oj tam, już daj mi spokój. I mówiłem na serio, nie podpalę już niczego więcej. Ta sytuacja z dzisiaj… — urwał i pokręcił głową. — Drugi raz coś takiego nie przeżyję, więc przepraszam, że tak wyszło.
— Tak wyszło? — odezwał się czyjś głos z okolic wejścia.
Erza i Natsu równocześnie podnieśli głowę. W progu stał Gray. Jeden dłoni trzymał telefon, drugą zaciskał na klamce. Spoglądał wściekle na Natsu, drżąc, jakby próbował zdusić w sobie gniew.
— Natsu, czy ty stoisz za dzisiejszym podpaleniem? — zapytał przez zęby.
Natsu westchnął ciężko.
— Za tym wcześniejszym, nie za tym w centrum — odpowiedział pospiesznie, nie chcąc, by przyjaciel wysnuł błędne wnioski.
Gray zaśmiał się żałośnie, kiedy łzy zaczęły spływał mu po policzkach. Jednak nie były to łzy radości. Natsu aż wzdrygnął się na ich widok — smutnych, żałobnych kropelek, które zaczęły płynąć rzewniej wraz ze śmiechem Graya.
— Ty i Lisanna… — zaczął w końcu. — Ty i Lisanna zraniliście kilka osób oraz zabiliście jedną z nich — wyszeptał.
Czas zatrzymał się w miejscu. Natsu otworzył usta, aby coś powiedzieć Grayowi, ale słowa nie chciały przejść mu przez gardło. Z jednej strony z całego serca pragnął zaprzeczyć słowom przyjaciela, z drugiej przyznać się do błędu i przeprosić.
Wstał i przeszedł wzdłuż przedpokoju, ciągnąc się za włosy. Potem zagryzł paznokieć kciuka i zaczął stękać, układając w myślach jakieś sensowne zdanie. Żadne z nich nie pasowało. Wyrzucił je wszystkie z myśli, drapiąc się po głowie.
— Ja… Ja… Ja… — wyjąkał. — Naprawdę?
Gray skinął.
— Straszny mężczyzna zmarł, miał zawał, bo tak się przestraszył tego pożaru. Jego żona nie zdążyła dojechać do szpitala — wyjaśnił w dużym skrócie. — Oszalałeś.
— Wiem — przyznał mu rację. — Boże, dlaczego zgodziłem się na pomysł Lisanny. Boże od początku…
—…nie powinieneś — dokończył za niego Gray. — Zgadza się, idioto. Od początku nie powinniśmy nic robić. Albo poczekać na coś innego. Cholera, pewnie jeszcze ten cały Acnologia siedzi sobie i popija brandy z kasy, którą dostał z ubezpieczenia tych sklepów.
— Gray ma rację, od początku plan leżał.
— To co?! — oburzył się Natsu. — Miałem niby siedzieć z założonymi rękami.
— Ty i nic nierobienie… Chyba prędzej koniec świata nastąpi — zażartowała Erza. — Nie, nie tego od ciebie bym oczekiwała.
— Więc czego?
— Nie wiem — fuknęła w odpowiedzi. — Ale powinniśmy… — urwała i wzięła ciężki wdech. — Chyba od początku powinniśmy działać wspólnie. Nie dogadaliśmy się i tyle.
Gray wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Zamrugał kilka razy ze zdziwienia.
— Czy ja dobrze usłyszałem? — upewniał się.
— Tak, dobrze słyszałeś. Nie powinniśmy pozwolić Natsu i Lisannie działać. Trzeba było od początku współpracować i powstrzymać ich od głupot. Można było inaczej się z tym bawić. Tak samo zresztą z Lucy, może nawet od początku mogliśmy ją namówić do współpracy.
Natsu i Gray wymienili spojrzenia, a potem równocześnie odparli:
— Nie, to niemożliwe.
Machnęli rękoma.
Erza westchnęła ciężko. Przymknęła na moment oczy i wzięła głęboki wdech, zbierając siły. Nie, jeszcze się nie poddała i to najbardziej niepokoiło Natsu. Próbowała dalej, nigdy nie powiedziała sobie „to koniec” i może właśnie dlatego wciąż mieszkał w tym domu, spał w tym łóżku. Nikt nie wygonił go za drzwi, choć nie raz dał ku temu powód. I właśnie w ten sposób się odwdzięczał, wciąż sprawiał coraz to więcej kłopotów.
— Może jednak masz rację — wyszeptał niewyraźnie.
— Co? — zapytali równocześnie Erza i Gray.
— Możliwe, że masz rację. Lucy jest całkiem miła. Wiele przeżyła, ale nie chce się mścić. — Uśmiechnął się. — Na pewno zna całą prawdę. Przecież nie jest głupia. Niepotrzebnie ją tu przyprowadzałem. Chciałem… Chciałem to inaczej załatwić… Ja…
— Dzięki, że próbujesz — odezwała się nagle Erza.
Kiwnął kilka razy głową.
— Nie ma sprawy.
— Tylko teraz nic już nie zmienimy. Możemy spróbować z Lucy, ale będzie ciężko — zaczął Gray. — Ogólnie wkopaliśmy się z tymi pożarami. Natsu, będziesz musiał się porządnie wyspowiadać. A najlepiej będzie, jak pójdziesz do więzienia. Serio. Będzie ciężko, ale…
— A kiedyś było łatwo? — Erza zaśmiała się. — Nigdy. Musimy na razie wszystko przetrwać. Spokój. Opanowanie. A przede wszystkim, myślimy. Wspólnie — dodała, bacznie przyglądając się Natsu.
Z początku niekoniecznie wiedział, jak ma odpowiedzieć. Rzucić kolejną fałszywą obietnicę, a może chociaż raz w życiu zachować się jak prawdziwy mężczyzna. Uspokoił oddech. Nic się nie stanie. Raz spróbuje, nie podda się zbędnym emocjom, a przede wszystkim nie skrzywdzi już nikogo więcej. Zbyt wiele razy już to uczynił. W końcu płomienie, które ujrzał w centrum miasta, staną się jego dziełem, choć dziś kto inny stał za tym nieszczęściem.
— Obiecuję — odpowiedział w końcu.
— Cieszę się.
— Odszukam Lisannę — dodał jeszcze, liczył, że może Mirajane go usłyszy, choć z drugiej strony pewnie ta obietnica nic dla niej nie znaczyła. — Postaram się tym razem, naprawdę.
Gray udał, że wyciera łzy z policzków.
— Chyba się wzruszyłem — powiedział.
— Natsu, Natsu, nie byłbyś sobą, gdyby coś się spierniczyło — dodała jeszcze Erza.
Natsu przewrócił oczami. Tyle znaczyły starania. On tu deklarował wielkie rzeczy, a przyjaciele potrafili tylko się z niego nabijać. Jeszcze im pokaże, że dotrzyma obietnicy.
— No dobra! — krzyknął Gray, po czym głośno zaklaskał. — Czas się wykąpać i chyba pójdę już spać, bo mam wrażenie, że usnę na stojąco.
Zaśmiał się i szybko pobiegł do łazienki, zajmując ją, nim Erza zdążyła wystartować. Krzywo popatrzyła się w kierunku toalety. Gray delikatnie uchylił drzwiczki, wyjrzał przez nie i pokazał dziewczynie język. Ta w odwecie zacisnęła pięść, grożąc (a może zapowiadając) delikatne pobicie.
— Natsu, jeszcze wytrzyj tę plamę. — Wskazał palcem na pomieszczenie, które Natsu zajmował z Lisanną. — Co to jest? Szczęściarz się zsikał czy co?
Zmarszczył czoło i wyszedł z łazienki, zostawiając zapalone światło. Dodatkowe zapalił również na korytarzu. Natsu z początku stał w miejscu. Nie do końca rozumiał, o jaką plamę chodziło. Szczęściarz raczej załatwiał się w kuwecie, poza tym, ile taki mały kotek mógł nasikać.
— Erza! — Głos Graya zadrżał. — Erza, zatrzymaj go.
— Co? — spytała.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!