Bożena zatrzymała się z piskiem opon
przed wejściem do pierwszego z bloków. Wysiadła z samochodu, nawet nie
zamykając ze sobą drzwi, po czym pognała w przeciwnym kierunku. Kornelia
wyskoczyła ze środka. Nadepnęła na końcówkę własnej sukni. Zamachnęła się
rękoma, próbując odzyskać równowagę, lecz jedynie zakołysała się w przód i w
tył. Po kilku krokach zamarła w jednej pozycji, lecz wtedy było już za późno.
Bożena zniknęła z jej oczu.
Grupka dzieciaków przebiegła przez
chodnik, kopiąc piłkę w stronę ulicy. Staruszka zmierzyła ostrym wzrokiem
dzieci, grożąc im laską. Jednak nie skarciła ich za zachowanie. Fuknęła pod
nosem i weszła na klatkę, poprawiając torbę pełną zakupów.
Kornelia nie usłyszała choćby
najmniejszego dźwięku, który podpowiedziałby jej, gdzie zniknęła Bożena. Pies
wyszedł na balkon i zaszczekał, a chwilę później dołączyły do niego pozostałe
pupilki, rozpoczynając zwierzęcy koncert.
Nagle ucichły.
Wiejska muzyka zagrała ze strony ulicy.
Zapach sfermentowanych owoców uniósł się smrodem przez okolicę, a krzyki
należące do mężczyzn zagrzmiały, zagłuszając pozostałe hałasy. Wyjrzała zza
drzewa, wyglądając samochodu, który wiózł dobrze bawiącą się gromadkę. Jednak zamiast
auta dostrzegła ciąg składający się z pięknych, skąpo ubranych niewiast, które
polewały wina młodym mężczyznom o kozich nogach. Latorośl zaplątała się między
palcami kobiet, a owoc dorósł na końcu. Zebrały dojrzałe dary, wrzucając je do
dzbanów, z których wylało się prawdziwe wino. Dwóch młodzieńców odsunęło
kręcone włosy na głowie, wyłaniając dwa malutkie rogi.
— Ja mam większe — krzyknął w pijanym
amoku.
— A nie, bo ja!
Satyry,
pomyślała Kornelia, gdy jeden z nich
złapał za flet i zaczął grać na nim skoczne melodie. Panienki zatraciły się w
tańcu, podskakując aż pod samą Kornelię. Lubieżnymi spojrzeniami zaprosiły ją
do zabawy. Gwałtownie się odsunęła. Puchar satyra zatoczył się pod jej stopy.
Mężczyzna zaklaskał radośnie, biorąc kolejny instrument.
— Ja mam większe, prawda? — spytał
zmarłą.
Czarne skrzydła wyrosły za orszakiem. Płaszcz
rozwiał się, a złoty nóż zalśnił w blasku księżyca. Tanatos, pomyślała.
— Macie takie same — odpowiedziała.
Skinęła głową i przeszła przez środek
orszaku, pozostawiając na twarzach bawiących się zdziwienie. Satyrowie wystawili
przed siebie kieliszki jak jeden mąż, krzycząc, aby panny dolały im najlepszego
wina, jakie pili.
Przestała na nich zwracać uwagę.
— Zaczekaj! — krzyknęła do Tanatosa.
Obrócił się w jej stronę.
— Nie mam pochodni — odezwał się. Jego
głos był niski i smutny w brzmieniu.
Zdjął kaptur, znów ukazując swe oblicze
przed Kornelią. Jak za pierwszym razem, wyciągnęła ku niemu dłoń, pragnąc
dotknąć tej bladej, zapewne chodnej w dotyku skóry. Tanatos oddalił się.
Odrzucił ja za szybko, stanowczo za szybko...
Pozostało jej tylko posłusznie zabrała
rękę.
— Dlaczego mnie nie ze sobą nie
weźmiesz? Proszę… — rzekła błagalnie — nie zostawiaj mnie.
Tanatos pochylił pokornie głowę nad
ziemią, obserwując odbijającą się w tafli wody twarz. Ciemne smugi zakryły
czarne oczy boga śmierci. Wody poruszyła się, zniekształcając obraz. Łagodne,
chłopięce rysy wyostrzyły się, ale nadal wyglądał młodo; za młodo jak na
prawdziwą śmierć. Nie wzbudzał strachu, a współczuje i smutek.
— Nie — odparł. — Jeszcze za wcześnie.
Jutro będzie za późno. — Uśmiechnął się przerażająco. — Dlaczego szukasz
wiadomego? Zmarli powinni milczeć, a ty wciąż mówisz. Jesteś fascynująca. Żywi
nie zasługują, by cię słuchać — powiedział ze szczerym przekonaniem, że jego
słowa są prawdą.
Łzy napłynęły do oczu Kornelia. Nie
powinna płakać. Nie powinna nawet zareagować na słowa, które rzucił Tanatos.
Mimo to wzruszyła się.
— Wrona. — Wskazał palcem na drzewo. —
Przyszła.
Ptak usiadł na gałęzi, kracząc głośno i
rozkładając czarne skrzydła.
— Wrona niesie nieszczęście, jest
posłanką złych wieści — kontynuował. — Dlatego tak często się spotykamy.
— Czyli Daniel zginie?
— Może tak, może nie — odpowiedział
obojętnym tonem, mierząc Kornelię wzrokiem. — Przychodzę tam, gdzie mnie
oczekują. Nie odbieram życia. Odbieram tylko duszę.
— Mnie także?
— Nie inaczej, moja piękna duszyczko. —
Palcem dotknął własnych warg. — Cii — szepnął. — Milcz, a się spotkamy. A dziś
zostaw zapłatę.
Chwyciła się za gardło, czując
powiększający się wewnątrz uścisk. Pochyliła nad ziemią i zakaszlała. Coś
twardego, zimnego poruszyło się w okolicach rany, stopniowo wyłaniając się z
każdym kaszlnięciem.
— Przepraszam.
Tanatos okrążył Kornelię, piórami nie
zahaczając nawet o listek. Wiewiórka przebiegła między nogami boga, wskakując
na najbliższe drzewo, na którym wrona znów zakrakała.
Rana na szyi otworzyła się, a gęsta
krew chlupnęła Tanatosowi w twarz. Nie odsunął się, nie zbrzydził, a co więcej,
chłodno uśmiechnął. A w tym uśmiechu przemknęła satysfakcja, która osiągnęła
apogeum, gdy srebrna moneta wysunęła się z przecięcia. Potoczyła się, a
Kornelia podążyła za nią. Tanatos zatrzymał ją sandałem i podniósł, oglądając
zdobycz ze wszystkich stron jak trofeum.
— Zatrzymam ją — obwieścił.
Pokręciła głową. Nie zgadzała się. Ta
moneta należała do niej. Jedna już wymknęła się z jej palców, nie pozwalała na
to, by jej własna uciekła, gdy czekała na wyciągnięcie ręki.
Nagle rozbrzmiała syrena policyjna.
Tanatos czmychnął, korzystając z nieuwagi Kornelii i zniknął w jednym w z
mieszkań, w którym nie paliło się żadne światło. Krzyk rozniósł się echem po
osiedlu. Policjanci wyskoczyli z radiowozu jak porażeni, biegnąc w kierunku
bloku. Kornelia podążyła za nimi. Zanim jednak zdążyła wejść na klatkę,
usłyszała wrzask pełen bólu i rozpaczy:
— To moje dziecko!
Przymknęła powieki, a gdy znów je
otworzyła, stała pośrodku mieszkania.
— Mam dość — wydusiła przez zęby.
Przepraszam za opóźnienia, ale... Ostatnio jestem strasznie nierozgarnięta. Nie potrafię się wziąć do pracy, choć całe dnie nic nie robię. Do tego doszedł mały dołek, bo dowiedziałam się, że w mandze, której kibicowałam dwójce bohaterów, zakończenie przebiegło troszkę inaczej. Niby zaakceptowałam, ale kto żyje w świecie fantazji wie, że coś takiego potrafi zdołować. Ale biorę się do roboty! Od teraz, więc trzymajcie za mnie kciuki!
OdpowiedzUsuń