Księżyc
wydawał się ją śledzić…
Anne
skręciła w boczną uliczkę, naciągając na ramiona cienki sweter,
który wzięła z myślą, że tej nocy będzie cieplej. Tak się
jednak nie stało. Chłód przybył z zachodu w postaci mroźnego,
obcego dla tych rejonów wiatru.
Kaszlnęła.
Jej głos odbił się w pustej alejce. Wzięła głęboki wdech i
pokręciła głową, ciągle powtarzając sobie w myślach, że za
pięć minut będzie w domu. Schowa się pod kołdrą, wcześniej
przygotuje gorącą czekoladę i może ściągnie jakiś film na
długą noc.
— Nie
zatrzymasz się? — spytał ją księżyc.
— Nie,
nie, nie… — Pokręciła głową. — Nie tym razem.
— Stań,
poczekaj, porozmawiaj — mówił dalej.
Prychnęła
pod nosem. Wiedziała, że ją śledził. W noc przed dniem zmarłych,
w noc ukojenia, w noc, gdy istoty mroku wychodziły z cienia, księżyc
budził się do życia. Światło podążało za Anne od sklepu z
cukierkami, który tylko ten nocy miała otwarty aż do samej
północy, aż pod sam dom.
Wycie
wilka rozległo się z lasu. Zacisnęła powieki, dusząc w sobie
gniew. Obiecała sobie, że w tym roku nie zatrzyma się w blasku
księżyca.
— Zatrzymasz
się? — dalej ją kusił księżyc.
Jęknęła z irytacji.
Wyszła
zza rogu. Dostrzegła wtedy zarysy domu. Nie odpowiadając
księżycowi, pobiegła w kierunku ukochanych czterech ścian,
nerwowo wyciągając klucze z bocznej kieszeni. Przygotowała
właściwy, do drzwi wejściowych, na które wpadła, gdy księżyc
przestał za nią nadążać.
— Proszę
— jęknął jeszcze raz. — Nie pomogę…
Anne
wskoczyła do domu i zaryglowała drzwi, wrzeszcząc z radości:
— Ha!
Udało się! I kto jest górą?! Ja, ja, ja!
Odwróciła
się. Cień zawisnął się nad Anne, ściskając w mrocznych dłoniach
nóż kuchenny. Księżyc zawył za drzwiami. Anne cofnęła się
ostrożnie, nieudolnie szukając za sobą klamki.
— Trzeba.
Było. Zatrzymać. Się — rzekł powoli cień.
Anne
zaśmiała się.
— A
wiesz, kurwa, że powinnam! — Przewróciła oczami. — Tylko co za
różnica? — Wzruszyła ramionami i odeszła od drzwi. — Umrę i
tak, i tak, więc… do roboty, kochanie. Za rok się znowu
zobaczymy, jeśli tylko zabijesz mnie szybko i łagodnie. Miałam
obejrzeć najpierw film, ale…
— Film?
— przerwał jej cień.
— Film
— powtórzyła.
— Czek.
Ola. Da? — zapytał, obracając nóż kuchenny między długimi
palcami.
— Czekolada
— potwierdziła.
Cień
odrzucił za siebie nóż.
— Film.
Czek. Ola. Da — powiedział jeszcze raz, a potem wskazał na salon.
Przemknął w mroku pokoju i rozsiadł się wygodnie na sofę.
Wskazał na miejsce obok siebie. — Zaraz.
Anne
parsknęła śmiechem. Tak, bezsprzecznie podjęła właściwą
decyzję. Śmierć czy nie, ale lubiła cień, nawet jeśli po
seansie i tak zamierzał ją zabić…
0 Comments:
Prześlij komentarz