Lucy
odsunęła się od Lokiego. Złapała za papier i przetarła twarz z łez. Wzięła
kilka głębokich wdechów, a potem wstała. Była głodna, zmęczona, wściekła i
zawiedziona. Brakowało jej sił na kolejne przepychanki z przeszłością, a
gołąbki uwielbiała. Przynajmniej kiedyś. Nałożyła wszystkim po dwa.
—
Ostatnim razem zabroniłam ci jeść — zauważyła Layla.
—
Lepiej potraktowałaś Lokiego.
Layla
spojrzała ciepło na chłopaka.
—
Lubiłam go, zawsze lubiłam, więc przepraszam za to, co zrobiłam. Chciałam czy
nie… Chyba nie ma znaczenia. Czy mi wybaczysz? Chyba też niekoniecznie na to
liczę. Wystarczy mi, że mogłam wam wszystko wyznać. Szybko odeszliście. Bałam
się, że już nigdy więcej was nie zobaczę, że… Przepraszam, naprawdę was
przepraszam.
Lucy
położyła talerz obok matki i uśmiechnęła się łagodnie. Nie wróciła do domu, by
usłyszeć przeprosiny, a mimo to Layla inaczej zdecydowała. Nie wierzyła w pełną
przemianę matki. Przez dziesięć lat zamieniała jej życie w piekło. Tego się tak
nie zapomni, ale w tym momencie zdecydownaie wolała wrócić do dawnego piekła
niż pozostać w nieznanym, przy dziadku.
—
Chciałabym tu zostać — wyznała w końcu.
Layla
westchnęła z ulgą.
—
Cieszę się.
—
Ale mam kilka warunków. Wystarczy, że raz podniesiesz na mnie rękę, a odejdę.
Wystarczy, że raz spróbujesz mną manipulować, a odejdę. Rozumiesz?
—
Oczywiście, że tak. Głupia nie jestem. Niczego innego się po tobie nie
spodziewałam.
—
To dobrze.
—
I jeszcze jeden warunek — wtrącił się jeszcze Loki. — Nikomu nas nie zdradzisz,
nie będziesz podsłuchiwała. Nasze sprawy to…
—…
wasze sprawy — dokończyła. — Też się domyśliłam. Bawcie się, bawcie w małych detektywów
i oby wam się noga nie podwinęła. Pamiętajcie, że Acnologia to groźny
przeciwnik, a skoro po tylu latach nadal ktoś próbuje skrzywdzić Lucy, to
znaczy że nadal ludzie chcą się go pozbyć. Uważajcie, nie pomogę wam, gdy coś
się stanie, bo nie mam na to wystarczająco sił. Nie mam sił już na nic, ale
poradzę sobie. Jakoś utrzymam to mieszkanie, wy też sobie poradzicie. Wierzę w
was.
Lucy
nie mogła uwierzyć, że te słowa padają z usta tej samej kobiety, która jeszcze
niecałe dwa tygodnie temu wygoniła do pokoju w trakcie wizyty Lokiego. Lucy
wydawało się, że od tego czasu minął miesiąc, dwa. Nie wyobrażała sobie teraz
nawet życia bez chłopaka. Stał się częścią jej codzienności, stał się
przyjacielem, a może wkrótce i kimś więcej…
—
Mamo… — zaczęła nieśmiało.
—
Coś jeszcze?
—
Właśnie o to mi chodzi. Czy coś jeszcze nie wiem? Czy coś przede mną ukrywasz?
Czy… — zawahała się — dziadek coś przede mną ukrywa?
Layla
westchnęła ciężko. Wyglądało na to, że ma dosyć rozmowy, a szczególnie tych
męczącyh pytań, mimo to zebrała się w sobie i wstała. Machnęła do Lucy i
Lokiego, by podążyli za nią.
—
Niekoniecznie ukrywam. — Wzruszyła ramionami. — Raczej sama nie chciałam o tym
myśleć. Tik tak, zegar tyka nieprzerwanie, ale bateria się kiedyś kończy i
wszystko staje w miejscu. Do czasu aż ktoś kupi nowe baterie. My mamy cyfrowy,
nie tyka, ale… — Zaczęła błądzić wzrokiem po pokoju. — Tu nadal śmierdzi.
Lucy
wzięła wdech powietrza. Faktycznie zapach śmierci nadal wisiał w powietrzu, ale
tutaj nie był tak intensywny jak w tych podziemiach. Tam cuchnęło odrażającym
odorem, który podążał za Lucy przez całe miasto. Ten z pokoju niewiele znaczył.
Jednak
Layla krzywiła się. Drobnymi palcami przejechała po okładkach starych
encyklopedii, trochę zakurzowych. Wzrok miała zamyślony, błądziła gdzieś
daleko. Jej twarz wyglądała przez to młodziej, inaczej. W pewnym momencie
wyjęła jedną z książek. Położyła na stole i otworzyła. Wyjęła ze środka
fragmenty gazety.
—
Amelia Dragneel popełniła samobójstwo we własnym domu, Natsu ją znalazł. —
Przesunęła kolejne fragmenty gazety. — Metalicana znika tuż przed koncertem.
Małżeństwo zostaje odnalezione we własnym mieszkaniu. Samobójstwo na oczach
dzieci —wymieniała, aż w końcu przestała. — Kolekcjonowałam wszystko. Kawałek
po kawałeczku, by kiedyś pokazać ci to wszystko i powiedzieć, że nie powinnaś
dać się porwać. Oj, tak mocno chciałam zobaczyć twoją twarz. Zamknąć cię już na
zawsze w domu byś… — przymknęła oczy — nigdy nikogo więcej nie skrzywdziła.
—
Jest pani potworem — stwierdził wprost Loki.
—
Potworem jest Jude. Potworem jest Acnologia. Tylko ja jeszcze myślę. Nie udawaj
świętego Loki, kiedy sam bawiłeś się w obserwatora. Nigdy nie powiedziałeś Lucy
prawdy. Nie jesteś lepszy ode mnie. To ja ją chroniłam, kiedy wy uciekliście z
podkulonymi ogonami. Nie było cię przez ostatnie dziesięć lat, więc nie masz
prawa mnie oceniać.
Palcem
dźgnęła Lokiego w ramię.
Lucy
nie dała rady na to patrzeć. Chwyciła za palec matki. Ta posłała jej groźne
spojrzenie. Zimny pot spłynął po plecach dziewczyny. Skuliła głowę i odsunęła
się pokonana, już na ustach wypisując słowo „przepraszam”. Nim jednak cokolwiek
zdążyła powiedzieć, Loki zabrał głos pierwszy:
—
Chyba coś obiecałaś.
Layla
otworzyła usta ze zdziwienia.
—
Nie, ja… Kochanie, słoneczko, ja…
Lucy
odsunęła się. Wielu słów nie chciała usłyszeć, ale te były jednymi z najgorszych.
Matka powtarzała je zawsze. Matka biła, a potem udawała kochającą kobietę. Nic
się nie zmieniła. Tylko trochę goryczy wyszło ze skorupy cudownej żony, która
poznała prawdę o mężu. Nic więcej. Nie mniej, wciąż nie zamierzała zostać z
dziadkiem. Z dwojga złego, wolała wrócić do dawnego piekła. Przynajmniej znała je
najlepiej. Tamto było jej całkowicie obce.
—
Czy coś jeszcze? — drążyła dalej.
—
W tym momencie raczej tyle. Pomyślę jeszcze. — Westchnęła. — Za dużo tego na
raz. Igneel wychodzi, Lucy. On wychodzi.
—
Za ile dokładnie?
—
Tydzień. Okazało się, że musi jeszcze posiedzieć w areszcie tymczasowym.
Policja ma do niego kilka pytań i podejrzewają go o jakąś napaść w więzieniu.
To nie ma znaczenia, on i tak, i tak wyjdzie, a wtedy, moje kochanie… —
Dotknęła policzka Lucy. — Jeśli trzeba będzie, zabiję go. Nie pozwolę cię
skrzywdzić, słoneczko drogie. Wystarczy, że ten potwór raz cię porwał.
Lucy
chwycił Lucy w pasie i odsunął od Layli.
—
Igneel chce zemsty na niej — powiedział stanowczym tonem. — Nie Natsu. Wierzę
mu, nie zamierza skrzywdzić Lucy, ale kiedy chodzi o ojca… — zacisnął powieki
ze wstydu — często popełnia się głupstwa. Podpalenia to początek.
—
Podpalenia to koniec — poprawiła go Layla. — Początkiem była dzisiejsza napaść.
Tylko szczerze wątpię, że chcieli zabić Lucy. Uwierz mi, jeśli ktoś chce zabić,
szczególnie profesjonalista, to go zabije.
—
A jeśli to nie jest profesjonalista, tylko amator? — drążył dalej Loki.
Layla
pokręciła palcem.
—
Loki, mój drogi Loki, słońce ty moje, amator nie odstawia takiej akcji. Byli
przygotowani i wiedzieli, kto będzie strzelał. Wiedzieli również, że nie zabiją
Lucy. Wspomnicie moje słowa.
Rozmowę
przerwał im telefon. Layla zdziwiła się, bo dzwonił jej. Przyjrzała się
numerowi krzywo, ale mimo to odebrała.
—
Natsu, to ty?
Lucy
i Loki wzdrygnęli się równocześnie. Popatrzyli na siebie. Lucy nie miała sił,
by tu zostać. Wyszła do przedpokoju, a z niego skierowała się już do swojego,
dawnego pokoju. Zatrzasnęła za sobą drzwi i usiadła na przerażająco skrzypiącym
pod jej ciężarek łóżko. Włosy założyła za ucho i wzięła głęboki wdech
powietrza, aby się uspokoić. Nigdy by nie przewidziała, że Natsu zadzwoni do
Layli. Czego chciał? Podejrzewała, że powinna zostać, ale w udawaniu silnej
istniały jakieś granice. I chyba właśnie je przekroczyła.
—
Lucy? — Loki zapukał do pokoju. — Nie wejdę, ale musisz się uspokoić. On tylko
się martwił. Chciał się dowiedzieć, czy wszystko z sobą w porządku.
Przełknęła
ślinę. Zaschło jej w gardle.
—
Tak sądziłam — wychrypiała. — Tak myślałam… Po prostu jestem trochę tym
zmęczona.
—
Nikt cię nie obwinia — zapewnił ją Loki. — Natsu nie powinien dzwonić.
—
Nie, nie, miał całkowicie do tego prawo. Nie obwiniam go, naprawdę. To moja
wina. Wiesz, tak rozmawialiśmy i nagle dzwoni. Ma tu podsłuchy.
Loki
zaśmiał się przez drzwi.
—
Myślisz, że go stać?
—
Też racja. — Parsknęła śmiechem. — Oni wszyscy raczej wiążą koniec z końcem.
—
No właśnie, a nie słyszałem, by wśród nich był snajper, więc spokojnie, Lucy.
—
Spokojnie? — parsknęła. — Loki, po mieście grasuje morderca. Jak mam być
spokojna, kiedy w biały dzień ktoś strzelał do ludzi. Ja widziałam te ciała,
widziałam śmierć, więc jak mam być spokojna? Mam wrażenie, że…
Rozejrzała
się po pokoju. Wątpiła, żeby ktokolwiek fatygował się i wtargnął do mieszkania
z naprzeciwka, żeby tylko ją zastrzelić. Jednak mimo to czuła na sobie pożądany
wzrok. Tajemnicze oczy wpatrywały się w nią nieprzerwanie i mogła tylko modlić
się, że zaraz zniknął.
—
Lucy! — usłyszała syk matki z progu. — Kochanie, ty chyba nie…
Wyraźnie
zacisnęła pięść.
—
Proszę pani! — zwrócił się szybko uwagę Loki.
Layla
odwróciła się i odeszła kawałek. Przylizała włosy. Przetarła mokre od potu
czoło, nieustannie mrucząc pod nosem słowa, których Lucy sensu nie pojmowała.
—
Musisz przestać, Lucy — mówiła dalej. — Dobrze wiesz, że musisz przestać z tym
wszystkim. To cię zabije. Myślenie. Szukanie zagrożenia. Już raz się zamknęłaś,
drugi raz na to nie pozwolę. Niech przyjdą, rozszarpię ich. Przekroczą próg,
potraktuję ich nożem kuchennym. Posiekam i dopiero wtedy pójdę na policję, nie
pozwolę im wygrać.
—
Mamo, może nie przesadź z tymi groźbami — ostrzegła ją Lucy. Nie ze względu na
dobro tych, którzy próbowali ją zabić, raczej powiedziała to, bo nie zamierzała
patrzeć, jak Layla idzie do więzienia. — Wszyscy odpowiedzą za swoje zbrodnie.
—
Tak, z tym się zgadzam. — Uśmiechnęła się podejrzanie. — A teraz dzieci, do
łóżka. Wyśpijcie się. Odpocznijcie. Jutro do szkoły. Usprawiedliwienie
napisałam, ale nadrobić zaległości i tak musisz. Teraz myśl Lucy o przyszłości.
Kim chcesz zostać… Gdzie pójść na studia… Może myślałaś o uniwersytecie w
Crocus? Wspaniałe perspektywy, cudowni wykładowcy, no i szansa na lepsze życie.
Tobie Loki też by się przydałoby tam pojechać.
—
Ale…
—
Ale dopiero, gdy skończycie szkołę…
Layla
ujęła twarz Lucy. Pogłaskała córkę po policzku, a potem ucałowała jej czoło
drżącymi wargami. Otworzył usta, jakby chcąc coś dodać, ale ostatecznie
przemilczała całą resztę i wyszła z pokoju, pozostawiając drzwi jedynie lekko
uchylone…
0 Comments:
Prześlij komentarz