{Pozory czasem mylą] Rozdział 41 Jeśli grasz, to kiedyś przegrasz



Lucy odsunęła się od Lokiego. Złapała za papier i przetarła twarz z łez. Wzięła kilka głębokich wdechów, a potem wstała. Była głodna, zmęczona, wściekła i zawiedziona. Brakowało jej sił na kolejne przepychanki z przeszłością, a gołąbki uwielbiała. Przynajmniej kiedyś. Nałożyła wszystkim po dwa.
— Ostatnim razem zabroniłam ci jeść — zauważyła Layla.
— Lepiej potraktowałaś Lokiego.
Layla spojrzała ciepło na chłopaka.
— Lubiłam go, zawsze lubiłam, więc przepraszam za to, co zrobiłam. Chciałam czy nie… Chyba nie ma znaczenia. Czy mi wybaczysz? Chyba też niekoniecznie na to liczę. Wystarczy mi, że mogłam wam wszystko wyznać. Szybko odeszliście. Bałam się, że już nigdy więcej was nie zobaczę, że… Przepraszam, naprawdę was przepraszam.
Lucy położyła talerz obok matki i uśmiechnęła się łagodnie. Nie wróciła do domu, by usłyszeć przeprosiny, a mimo to Layla inaczej zdecydowała. Nie wierzyła w pełną przemianę matki. Przez dziesięć lat zamieniała jej życie w piekło. Tego się tak nie zapomni, ale w tym momencie zdecydownaie wolała wrócić do dawnego piekła niż pozostać w nieznanym, przy dziadku.
— Chciałabym tu zostać — wyznała w końcu.
Layla westchnęła z ulgą.
— Cieszę się.
— Ale mam kilka warunków. Wystarczy, że raz podniesiesz na mnie rękę, a odejdę. Wystarczy, że raz spróbujesz mną manipulować, a odejdę. Rozumiesz?
— Oczywiście, że tak. Głupia nie jestem. Niczego innego się po tobie nie spodziewałam.
— To dobrze.
— I jeszcze jeden warunek — wtrącił się jeszcze Loki. — Nikomu nas nie zdradzisz, nie będziesz podsłuchiwała. Nasze sprawy to…
—… wasze sprawy — dokończyła. — Też się domyśliłam. Bawcie się, bawcie w małych detektywów i oby wam się noga nie podwinęła. Pamiętajcie, że Acnologia to groźny przeciwnik, a skoro po tylu latach nadal ktoś próbuje skrzywdzić Lucy, to znaczy że nadal ludzie chcą się go pozbyć. Uważajcie, nie pomogę wam, gdy coś się stanie, bo nie mam na to wystarczająco sił. Nie mam sił już na nic, ale poradzę sobie. Jakoś utrzymam to mieszkanie, wy też sobie poradzicie. Wierzę w was.
Lucy nie mogła uwierzyć, że te słowa padają z usta tej samej kobiety, która jeszcze niecałe dwa tygodnie temu wygoniła do pokoju w trakcie wizyty Lokiego. Lucy wydawało się, że od tego czasu minął miesiąc, dwa. Nie wyobrażała sobie teraz nawet życia bez chłopaka. Stał się częścią jej codzienności, stał się przyjacielem, a może wkrótce i kimś więcej…
— Mamo… — zaczęła nieśmiało.
— Coś jeszcze?
— Właśnie o to mi chodzi. Czy coś jeszcze nie wiem? Czy coś przede mną ukrywasz? Czy… — zawahała się — dziadek coś przede mną ukrywa?
Layla westchnęła ciężko. Wyglądało na to, że ma dosyć rozmowy, a szczególnie tych męczącyh pytań, mimo to zebrała się w sobie i wstała. Machnęła do Lucy i Lokiego, by podążyli za nią.
— Niekoniecznie ukrywam. — Wzruszyła ramionami. — Raczej sama nie chciałam o tym myśleć. Tik tak, zegar tyka nieprzerwanie, ale bateria się kiedyś kończy i wszystko staje w miejscu. Do czasu aż ktoś kupi nowe baterie. My mamy cyfrowy, nie tyka, ale… — Zaczęła błądzić wzrokiem po pokoju. — Tu nadal śmierdzi.
Lucy wzięła wdech powietrza. Faktycznie zapach śmierci nadal wisiał w powietrzu, ale tutaj nie był tak intensywny jak w tych podziemiach. Tam cuchnęło odrażającym odorem, który podążał za Lucy przez całe miasto. Ten z pokoju niewiele znaczył.
Jednak Layla krzywiła się. Drobnymi palcami przejechała po okładkach starych encyklopedii, trochę zakurzowych. Wzrok miała zamyślony, błądziła gdzieś daleko. Jej twarz wyglądała przez to młodziej, inaczej. W pewnym momencie wyjęła jedną z książek. Położyła na stole i otworzyła. Wyjęła ze środka fragmenty gazety.
— Amelia Dragneel popełniła samobójstwo we własnym domu, Natsu ją znalazł. — Przesunęła kolejne fragmenty gazety. — Metalicana znika tuż przed koncertem. Małżeństwo zostaje odnalezione we własnym mieszkaniu. Samobójstwo na oczach dzieci —wymieniała, aż w końcu przestała. — Kolekcjonowałam wszystko. Kawałek po kawałeczku, by kiedyś pokazać ci to wszystko i powiedzieć, że nie powinnaś dać się porwać. Oj, tak mocno chciałam zobaczyć twoją twarz. Zamknąć cię już na zawsze w domu byś… — przymknęła oczy — nigdy nikogo więcej nie skrzywdziła.
— Jest pani potworem — stwierdził wprost Loki.
— Potworem jest Jude. Potworem jest Acnologia. Tylko ja jeszcze myślę. Nie udawaj świętego Loki, kiedy sam bawiłeś się w obserwatora. Nigdy nie powiedziałeś Lucy prawdy. Nie jesteś lepszy ode mnie. To ja ją chroniłam, kiedy wy uciekliście z podkulonymi ogonami. Nie było cię przez ostatnie dziesięć lat, więc nie masz prawa mnie oceniać.
Palcem dźgnęła Lokiego w ramię.
Lucy nie dała rady na to patrzeć. Chwyciła za palec matki. Ta posłała jej groźne spojrzenie. Zimny pot spłynął po plecach dziewczyny. Skuliła głowę i odsunęła się pokonana, już na ustach wypisując słowo „przepraszam”. Nim jednak cokolwiek zdążyła powiedzieć, Loki zabrał głos pierwszy:
— Chyba coś obiecałaś.
Layla otworzyła usta ze zdziwienia.
— Nie, ja… Kochanie, słoneczko, ja…
Lucy odsunęła się. Wielu słów nie chciała usłyszeć, ale te były jednymi z najgorszych. Matka powtarzała je zawsze. Matka biła, a potem udawała kochającą kobietę. Nic się nie zmieniła. Tylko trochę goryczy wyszło ze skorupy cudownej żony, która poznała prawdę o mężu. Nic więcej. Nie mniej, wciąż nie zamierzała zostać z dziadkiem. Z dwojga złego, wolała wrócić do dawnego piekła. Przynajmniej znała je najlepiej. Tamto było jej całkowicie obce.
— Czy coś jeszcze? — drążyła dalej.
— W tym momencie raczej tyle. Pomyślę jeszcze. — Westchnęła. — Za dużo tego na raz. Igneel wychodzi, Lucy. On wychodzi.
— Za ile dokładnie?
— Tydzień. Okazało się, że musi jeszcze posiedzieć w areszcie tymczasowym. Policja ma do niego kilka pytań i podejrzewają go o jakąś napaść w więzieniu. To nie ma znaczenia, on i tak, i tak wyjdzie, a wtedy, moje kochanie… — Dotknęła policzka Lucy. — Jeśli trzeba będzie, zabiję go. Nie pozwolę cię skrzywdzić, słoneczko drogie. Wystarczy, że ten potwór raz cię porwał.
Lucy chwycił Lucy w pasie i odsunął od Layli.
— Igneel chce zemsty na niej — powiedział stanowczym tonem. — Nie Natsu. Wierzę mu, nie zamierza skrzywdzić Lucy, ale kiedy chodzi o ojca… — zacisnął powieki ze wstydu — często popełnia się głupstwa. Podpalenia to początek.
— Podpalenia to koniec — poprawiła go Layla. — Początkiem była dzisiejsza napaść. Tylko szczerze wątpię, że chcieli zabić Lucy. Uwierz mi, jeśli ktoś chce zabić, szczególnie profesjonalista, to go zabije.
— A jeśli to nie jest profesjonalista, tylko amator? — drążył dalej Loki.
Layla pokręciła palcem.
— Loki, mój drogi Loki, słońce ty moje, amator nie odstawia takiej akcji. Byli przygotowani i wiedzieli, kto będzie strzelał. Wiedzieli również, że nie zabiją Lucy. Wspomnicie moje słowa.
Rozmowę przerwał im telefon. Layla zdziwiła się, bo dzwonił jej. Przyjrzała się numerowi krzywo, ale mimo to odebrała.
— Natsu, to ty?
Lucy i Loki wzdrygnęli się równocześnie. Popatrzyli na siebie. Lucy nie miała sił, by tu zostać. Wyszła do przedpokoju, a z niego skierowała się już do swojego, dawnego pokoju. Zatrzasnęła za sobą drzwi i usiadła na przerażająco skrzypiącym pod jej ciężarek łóżko. Włosy założyła za ucho i wzięła głęboki wdech powietrza, aby się uspokoić. Nigdy by nie przewidziała, że Natsu zadzwoni do Layli. Czego chciał? Podejrzewała, że powinna zostać, ale w udawaniu silnej istniały jakieś granice. I chyba właśnie je przekroczyła.
— Lucy? — Loki zapukał do pokoju. — Nie wejdę, ale musisz się uspokoić. On tylko się martwił. Chciał się dowiedzieć, czy wszystko z sobą w porządku.
Przełknęła ślinę. Zaschło jej w gardle.
— Tak sądziłam — wychrypiała. — Tak myślałam… Po prostu jestem trochę tym zmęczona.
— Nikt cię nie obwinia — zapewnił ją Loki. — Natsu nie powinien dzwonić.
— Nie, nie, miał całkowicie do tego prawo. Nie obwiniam go, naprawdę. To moja wina. Wiesz, tak rozmawialiśmy i nagle dzwoni. Ma tu podsłuchy.
Loki zaśmiał się przez drzwi.
— Myślisz, że go stać?
— Też racja. — Parsknęła śmiechem. — Oni wszyscy raczej wiążą koniec z końcem.
— No właśnie, a nie słyszałem, by wśród nich był snajper, więc spokojnie, Lucy.
— Spokojnie? — parsknęła. — Loki, po mieście grasuje morderca. Jak mam być spokojna, kiedy w biały dzień ktoś strzelał do ludzi. Ja widziałam te ciała, widziałam śmierć, więc jak mam być spokojna? Mam wrażenie, że…
Rozejrzała się po pokoju. Wątpiła, żeby ktokolwiek fatygował się i wtargnął do mieszkania z naprzeciwka, żeby tylko ją zastrzelić. Jednak mimo to czuła na sobie pożądany wzrok. Tajemnicze oczy wpatrywały się w nią nieprzerwanie i mogła tylko modlić się, że zaraz zniknął.
— Lucy! — usłyszała syk matki z progu. — Kochanie, ty chyba nie…
Wyraźnie zacisnęła pięść.
— Proszę pani! — zwrócił się szybko uwagę Loki.
Layla odwróciła się i odeszła kawałek. Przylizała włosy. Przetarła mokre od potu czoło, nieustannie mrucząc pod nosem słowa, których Lucy sensu nie pojmowała.
— Musisz przestać, Lucy — mówiła dalej. — Dobrze wiesz, że musisz przestać z tym wszystkim. To cię zabije. Myślenie. Szukanie zagrożenia. Już raz się zamknęłaś, drugi raz na to nie pozwolę. Niech przyjdą, rozszarpię ich. Przekroczą próg, potraktuję ich nożem kuchennym. Posiekam i dopiero wtedy pójdę na policję, nie pozwolę im wygrać.
— Mamo, może nie przesadź z tymi groźbami — ostrzegła ją Lucy. Nie ze względu na dobro tych, którzy próbowali ją zabić, raczej powiedziała to, bo nie zamierzała patrzeć, jak Layla idzie do więzienia. — Wszyscy odpowiedzą za swoje zbrodnie.
— Tak, z tym się zgadzam. — Uśmiechnęła się podejrzanie. — A teraz dzieci, do łóżka. Wyśpijcie się. Odpocznijcie. Jutro do szkoły. Usprawiedliwienie napisałam, ale nadrobić zaległości i tak musisz. Teraz myśl Lucy o przyszłości. Kim chcesz zostać… Gdzie pójść na studia… Może myślałaś o uniwersytecie w Crocus? Wspaniałe perspektywy, cudowni wykładowcy, no i szansa na lepsze życie. Tobie Loki też by się przydałoby tam pojechać.
— Ale…
— Ale dopiero, gdy skończycie szkołę…
Layla ujęła twarz Lucy. Pogłaskała córkę po policzku, a potem ucałowała jej czoło drżącymi wargami. Otworzył usta, jakby chcąc coś dodać, ale ostatecznie przemilczała całą resztę i wyszła z pokoju, pozostawiając drzwi jedynie lekko uchylone…

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!