[Pozory czasem mylą] Rozdział 76 Mi skąd


Mard Geer przyhamował przed bramą. Podał ochroniarzowi identyfikator i po sprawdzeniu go, otworzył wejście. Wjechali na boczny parking, tam zostawiając samochód. Wyjęli z bagażnika niewielkie zakupy, które zrobili częściowo dla siebie, częściowo dla Igneela, i zanieśli je do kuchni na parterze, niedaleko pokoju dla gości, który zajmowali.

Rozpakowali się.

Patrz, kto przyjechał — usłyszeli kobiecy głos z okolic wejścia do kuchni.

Levy wyjrzała zza drzwi, a potem wychyliła małą główkę Augusta, który uśmiechnął się szeroko w stronę Zerefa. Machnął pulchnymi rączkami.

Zeref podbiegł do brata i wziął go na ręce, tuląc i całując raz w czółko, innym razem w policzek. Mały śmiał się, a potem zobaczył Mard Geera.

Pa pa — powiedział, zginając dłoń w pięść i rozprostowując ją.

Cześć mały. — Pogłaskał go po główce. Miał śliczne, jaśniutkie włosy. Nawet Mard Geer nie umiał się powstrzymać.

Levy zachichotała pod nosem. Ominęła mężczyzn i zajrzała do lodówki, wyjęła ze środka dwa talerze z gotowym jedzeniem i włożyła do mikrofali.

Przygotowałam coś dla was! — poinformowała głośno. Oparła ręce na biodrach i dumnie wypięła pierś, i przy okazji już lekko zaokrąglony brzuszek.

Tylko się nie przemęczaj — ostrzegł ją troskliwie Zeref.

Nie martw się, nie martw. Jestem całkiem silna, dam radę, kochaniutki. Gajeel też już mi schodzi na zawał, ale od tego siedzenia, robią mi się odleżyny. Mam ochotę chodzić, ale ciągle krzyczy, że na dworze zimno, że zima stulecia — mówiła, odgrzewając jedzenie dla dwójki.

A żebyś wiedziała, że zimno — potwierdził Mard Geer, wyjmując sztućce z szuflady. Nastawił również wodę w czajniku. — Herbata? — zaproponował Levy.

Bawarkę poproszę. Niby mówią, że to zdrowe. Nie wiem, ale chyba każde świństwo wypiję, żeby tylko Gajeel dał mi spokój. — Znów parsknęła śmiechem.

A gdzie twój Romeo, tak w ogóle? — zainteresował się Zeref. Gdyby był, pewnie już wyszedłby wyglądać Levy, skoro zniknął, to pewnie Lucy wzięła go ze sobą. A nie, to chyba z Jellalem pojechała. Wysłali mojego Romeo gdzie indziej.

Do klubu jakiegoś. Mają się tam spotkać z jakimś klientem czy coś. Ichiyą? — próbowała przypomnieć sobie imię. — Tak mi się wydaje. Zajmuje się chłop... no... trochę...

Prostytucją? — Mard Geer nie bał się wypowiedzieć słowa, które miała na myśli Levy.

Trochę tak i nie, bo żigolakiem jest. Podobno niektórzy sypiają z klientkami, ja tam nie wiem. — Wzruszyła ramionami. — No wiecie, Loki tam też pracował.

Loki? — spytali równocześnie.

Tak, dokładnie. Pracował przecież jako żigolak. Teraz po znajomości próbują coś załatwić.

Zeref posmutniał... Kogo jeszcze Lucy wykorzysta, by dopiąć swego? Ile jeszcze brakuje, by stała się swoim dziadkiem?

Położył Augusta w foteliku i powygłupiał się jeszcze chwilę przed nim, żeby uspokoił się na parę minut. Potem znowu zwrócił się do Levy:

I nie przeszkadza ci, że Gajeel pracuje dla Lucy, że jest...

Nie — odpowiedziała szybko. — W zasadzie teraz nie. Na początku byłam troszkę zła, ale przecież umówiłam się z nim, nie z Acnologią. Nie warto myśleć. Warto działać. Pozbyłam się długów, mam przed sobą spokojne życie i planuję wziąć kredyt na rozkręcenie działalności. — Poklepała się dumnie po piersi.

Aż umieram z ciekawości — odparł Mard Geer, nie szczędząc złośliwości.

Okrutny. — Klepnęła go w ramię. — Nie mniej, chodzi o przeniesienie sklepu do centrum. Paru klientów mam, miło też się mieszka na odludziu, ale trzeba z czegoś żyć. Trochę mam ze sprzedaży internetowej, ale nie za dużo. Jak to się wszystko skończy, Gajeel odejdzie.

Zeref otworzył usta, by uświadomić jej prawdę, ale nie dał rady. Uśmiechnął się słabo i odwrócił, by zdusić w sobie gorzkie słowa prawdy. Nie było łatwo odejść. Odejście oznaczało zazwyczaj śmierć. Gajeel nie pracował w zwykłym zakładzie, a w mafii i to piętno pozostanie na nim do końca życia. Nie uwolnią się, chyba że wybiją wszystkich uwikłanych w ten biznes.

Planujecie coś na wieczór? — spytała jeszcze, nim wyszła z paczką krakersów.

Film — odpowiedzieli znowu w tym samym czasie.

Jak słodko, to miłego odpoczynku. — Pomachała w ich stronę.

Jedzenie się odgrzało. Mard Geer wyjął talerze, a Zeref zabrał ze sobą małego, który był od chwili podejrzanie cichy. Nie zasnął jeszcze, choć powoli przymrużał oczy, jakby miała nadejść pora do spania. Zeref nie miałby nic przeciwko.

Na szczęście mały zasnął jeszcze na jego rękach, nim doszli do pokoju.

Mard Geer odstawił jedzenie i przyszykował łóżeczko dla Augusta. Położyli go ostrożnie, by nie wybudzić, kiedy słodko ssał kciuka. Przykryli go kocykiem i zabrali posiłek do sypialni. Położyli się na łóżku, włączyli film i w końcu zabrali się za celebrowanie wymarzonego odpoczynku.

Zeref wyciągnął daleko nogi, dopiero teraz czując, jak bardzo ścierpł. I było jeszcze tak zimno. Przykryli się kocem. Mard Geer położył głowę na ramieniu Zerefa i zaczęli seans. A wraz z nim rozpętała się burza śnieżna.

Twarde kule uderzały w okna. Wiatr szalał na zewnątrz, machając drzewami, jak szmacianymi lalkami. Nie doszli nawet do sceny po pierwszych napisach, gdy światło podejrzanie mrugnęło.

Może jednak zrezygnujemy? — zaproponował Mard Geer i w tym samym czasie światło zgasło na dobre.

Tak... — Westchnął. — Zrezygnujemy. Zrezygnujemy. Oczywiście, że nie mogę mieć chwili spokoju!

Wiatr zaszumiał ostro na zewnątrz. Przez pozornie szczelne okna przedostało się chłodne powietrze.

Przykryli się szczelniej kołdrą i kocem.

Może mały zmarznie... — zaniepokoił się Zeref, spoglądając w stronę łóżeczka Augusta.

Możemy go dać tutaj? To znaczy, jeśli pan nie ma nic przeciwko?

Mówiłem ci coś o "panowaniu". Nawet nie próbuj nadszarpywać mojej cierpliwości i tak jej niewiele zostało.

Na zewnątrz znów trzasnął piorun. Zeref wyskoczył z łóżka i pognał do Augusta, który chwilę później rozpłakał się od hałasu. Przytulił go mocno do siebie, kołysząc i nucąc cichą melodię. Mard Geer parsknął śmiechem.

Jaki wredny... — skomentował Zeref. — Sam zaśpiewaj, jeśli umiesz.

Nie, wolę słuchać! — Znowu parsknął śmiechem.

To nie narzekaj. — Znów zawiało mocniej. — Skąd ta burza?

Zapowiadali zimę stulecia.

Możliwe, że nie sądziłem, że AŻ tak się sprawdzi. Przecież takiej burzy nie widziałem przez całe swoje życie. To nie jest normalne.

Jest, tylko rzadko bywa w naszych rejonach. Fiore to raczej ciepły kraj, położony nad morzem. Takie zimy są pewną anomalią — wyjaśnił pokrótce Mard Geer.

Anomalia... Krzyczeli przez ostatnie lata o globalnym ociepleniu, nie czuję go.

Ścierpły mu ręce. Augusta położył obok, ale dziecko na nowo się rozpłakało, więc w końcu ułożył go na swojej piersi. Uspokoił się w moment.

Zerefowi zrobiło się cieplej na sercu. Nie był już sam. Choć przez całe swoje życie nie doznał ciepła rodzinnego, pojawiła się okazja, by wychować dziecko i nauczyć go, czym jest prawdziwa rodzina, czym jest miłość. Pewnie wiele razy się pomyli. August pozna kiedyś prawdę o swoich rodzicach i możliwe, że już nigdy mu nie wybaczy, ale to nic nie znaczyło. Da mu tyle miłości, ile będzie potrzebował. Ucałuje tę pyzatą buzię tyle razy, aż będzie miał dosyć. Przytuli zawsze Augusta, kiedy będzie smutny.

Pogłaskał małego po główce. Odetchnął ciężko, ale ze spokojem, jakby przestał się bać burzy w ramionach Zerefa.

Czy... — odezwał się nagle Mard Geer.

Zeref mruknął.

Czy jest szansa, że go zachowasz?

Słucham?

W sensie, Augusta. Jest jeszcze mały, nie rozumie niczego. Nie będzie pamiętał ani Jude'a, ani Mavis, ale kiedyś dowie się prawdy. Tak samo jak ty, tak samo jak Lucy.

Powiem mu, kiedy przyjdzie na to czas. Nie zamierzam go okłamywać — wyznał. — To jest mój brat, ale wychowam go jak własne dziecko i... — zawahał się. Przekręcił głowę na bok i spojrzał Mard Geerowi prosto w jego ciemne oczy.

Jeszcze niewiele rozumiał, chciał być blisko przyjaciela, nawet jeśli ich relacje trochę się pokomplikowały. Był jedyną, bliską mu osobą, a teraz jeszcze do tej szalonej rodziny dołączył August.

Nie chcę, żeby to się rozpadło — powiedział nieświadomie na głos. Zacisnął usta w wąską linijkę, żałując, że nie powstrzymał się w porę. Jednak wtedy przyszło coś niespodziewanego. Ulga. Nie żałował, jedynie bał się konsekwencji decyzji.

Rozpadło? — Mard Geer otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Podniósł się i przyklęknął obok Zerefa, wpuszczając pod kołdrę zimno.

Oboje zadrżeli. Na skórze Zerefa pojawiła się gęsia skórka, więc Mard Geer szybko położył się na brzuchu i zaśmiał łagodnie, wciąż nie spuszczając wzroku z Zerefa. Patrzył na niego, jak na ukochanego, nie przyjaciela. Nie było w tym spojrzeniu drwiny, a zwyczajne ciepło, którego Zeref wcześniej nie dostrzegał. A może nie chciał?

Mard Geer kochał go. Jak członka rodziny... Nie w sposób, jaki sobie wymarzył, ale czy z tak błahego powodu należało rezygnować, a co jeśli...

Nim zdążył dokończyć myśl, Mard Geer ujął jego policzek i delikatnie pocałował w usta. Zbliżenie trwało krótko, jedynie musnął wargi Zerefa, a potem uciekł. Schował się pod kołdrę, przerażony w swoim czynem.

Zeref nie zamierzał go odrzucić. Znalazł dłoń Mard Geera i ujął ją.

Zatrząsł się ze zdziwienia. Podniósł i znowu wpuścił do środka zimno.

Oj, przestań już — wyszeptał Zeref. — Przestań, bo jest zimno, małemu też. Wróć i się połóż bliżej.

Dwa razy się nie zastanawiał. Ułożył się obok Zerefa. Jego długie włosy połaskotały w twarz Heartfilii, więc odsunął je od siebie. Gumkę do włosów zdjął, pozwalając kosmykom rozejść się we wszystkie strony.

Zeref nigdy nie widział go w rozpuszczonych włosach. Wyglądał inaczej, jak kudłaty zwierzak

Czy mogę cię pocałować? — poprosił o pozwolenie, przysuwając się jeszcze bliżej.

Chyba tak.

Mard Geer oparł się dłonią o poduszkę i przybliżył do Zerefa. Na moment jego twarz zawisła nad Zerefem w zawahaniu. Wtedy sam Zeref musnął policzek Mard Geera. Pocałowali się delikatnie, jak dwójka małych dzieci, próbująca po raz pierwszy pocałunku. Potem przerodziło się to w coś więcej. Mard Geer rozchylił swoje wargi i złapał Zerefa w łapczywym pocałunku, który wydawał się trzymać od lat.

Zeref odpowiedział mu tym samym zbliżeniem. Całował jego wargi, dziwiąc się, jak wielką satysfakcję czuje z kontaktu z Mard Geerem. Nie pojawiło się żadne obrzydzenie, żadna zła myśl. Zanurzył się w pocałunkach jak w gorącej kąpieli po ciężkim dniu.

Wtedy obudził się August. Załkał na piersi Zerefa.

Mard Geer odsunął się i poklepał dziecko po plecach. Zamruczało, przyciągnęło się, zamlaskało i zasnęło, a wraz z nim Mard Geer i Zeref.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!