[Pozory czasem mylą] Rozdział 74 Miałem przyjaciela

Zeref wyszedł spod prysznica jako pierwszy. Usiadł na skraju łóżka w jednym z pojedynczych pokoi, które wynajęli na dzień wraz z Mard Geerem, i ułożył się na nim wygodnie, w końcu czując, że żyje. Wciąż swędziało go całe ciało. Miał wrażenie, że kolejne robactwa łażą po nim, wplątują się w jego włosy, ale przecież umył się trzy razy. Nic więcej na sobie nie znalazł i tylko to go uspokajało.

Owinął się mocniej kołdrą. Nie zamierzał w żadnym wypadku wkładać na siebie ani skrawka ubrania, w którym wszedł w to skupisku robali. Woli wyjść nagi niż znowu wymiotować kwasami żołądkowymi.

Zeref? — usłyszał za drzwiami głos Jellala.

Wejdź szybko.

Jellal wpadł do pokoju. Zamknął za sobą drzwi i postawił Zerefowi pierwszy z pakunków, drugi zatrzymał. Wyjął z pierwszego świeże ubrania wraz z bielizną, kurtkę oraz dwie butelki wody. Kanapką podrzucił. Zeref ani moment się nie zastanawiał tylko chwycił ją i zjadł do połowy w kilka sekund. Jego żołądek w końcu się zapchał. Minęło uczucie głodu. Odetchnął z ulgą. Nigdy wcześniej z taką przyjemnością nie zjadł taniej kanapki z baru, w której brakowało wędliny, warzyw i zasadzie składała się z samej bułki i odrobiny masła.

Gdzieś ty tu kupił? — spytał Jellala, kończąc jeść.

Gdzie? — zdziwił się. — W pobliskim sklepiku. Innych nie mieli, więc proszę, nie narzekaj. A poza tym, co się stało? Mard strasznie okroił historię i coś zrozumiałem o jakiś robalach czy coś...

Zeref zamarł nad ostatnim kawałkiem kanapki. Otarł twarz na samo wspomnienie o tym domu na nowo zrobiło mu się niedobrze.

Jak to się w ogóle stało? — wyszeptał, kręcąc głową. Wypił na raz jedną butelkę wody. — Pojechaliśmy do matki Mavis, wyznać jej prawdę.

Geniusz — skomentował sarkastycznie Jellal.

Dziękuję. Tak samo twoja współpraca z Grayem okazała się wielce przydatna.

Każdy ma prawo do pomyłki — zauważył, podchodząc do okna motelu.

Zgadzam się, więc pojechaliśmy. Normalnie rozmawialiśmy i wtedy zauważyłem, że w domu jest zimno. Chciałem tylko tej kobiecie zrobić herbatę. W kuchni zobaczyłem robactwo. Potem już było coraz gorzej.

Jellal parsknął śmiechem.

Nie mów, że znaleźliście ciało? — spytał, nadal się podśmiewając. Uśmiech mu zgasł, gdy Zeref nieznacznie skinął głową. — Nie mów... — Usiadł na łóżku. — Naprawdę znaleźliście ciało?

Tak... — potwierdził, łapiąc się za obolałą głowę.— To było straszne. Pewnie jej mąż. Nie wiem, nie chcę wiedzieć. Chcę zapomnieć. Niedobrze mi jest na myśl, że w ogóle to widziałem, że... Ech... Nie mam sił...

Wziął ubrania i poszedł się przebrać do łazienki. Usłyszał tylko trzask drzwi. Jellal pewnie wyszedł zanieść rzeczy Mard Geerowi. Biedak sam siedział zmarznięty w pokoju.

Ubrał się. Spodnie okazały się lekko za luźne, zwisały mu w pasie, ale machnął tylko ręką. Przynajmniej płaszcz pasował. Był ciepły, z futerkiem. W zimowe dni idealny. Nawet nie próbował pytać za ile kupił, założył, że zdobył dla nich rzeczy z bazarku.

Kiedy skończył, wyszedł do pokoju Mard Geera. Bez pukania wszedł do środka.

Lucy wie? — zwrócił się do Jellala.

O czym konkretnie? — odpowiedział złośliwie pytaniem.

Zeref zmarszczył czoło ze złości. Akurat w tym momencie nie miał ochoty się drażnić.

Przepraszam, przepraszam, już mówię. — Jellal przełknął napój energetyczny. — Lucy wie. Niekoniecznie jestem pewien skąd, ale się dowiedziała. Prosiła przekazać, że ma ciebie dosyć i żebyś sie zastanowił, czy na pewno chcesz postępować w ten sposób? Obiecałem, że przekażę. No trudno, może cię nie zabije. Choć jest wściekła. Tego nic i nikt nie ukryje.

Jest wściekła, bo znowu ją zostawiłem i okłamałem — burknął, a potem usiadł obok Mard Geera. — Ona nie nadaje się na kolejnego Agnologię — stwierdził cicho, nawet jeśli nikt ich nie podsłuchiwał.

Jellal parsknął złowieszczym śmiechem.

Ho, ho, czyżbym wyczuwał, że planujesz przejąć jej rolę? — Usiadł przy ścianie i zaczął bacznie przyglądać się Zerefowi.

Planuję? — Podniósł brew ze zdziwienia. — Jellalu, ja chcę jedynie wyrwać się z tego piekła. Myślałem, że to jest coś dla mnie, ale w rzeczywistości mam ochotę po prostu uciec. Ja... — urwał, zdając sobie sprawę, że i tak zbyt wiele wypaplał.

Pamiętał rozmowę, którą odbył z Lucy przed rokiem, kiedy Gajeel tańczył na stole, śpiewając, a on marzył sobie o rodzinie, własnym domie i normalnej pracy. Nawet nie skończył szkoły, ale z dobrymi referencjami poradziłby sobie. Dziecko już ma, małego Augusta, któremu odebrał i matkę, i ojca. I Mard Geera... Popatrzył na przyjaciela. Czy wyruszyłby z nim? Zamieszkał wspólnie? Czy po tym wyzwaniu miłości zamierzał się oddalić, kiedy to wszystko się skończy?

Czego chcę? — spytał na głos.

Na pewno ci nie odpowiem na to pytanie, ale za to na inne znam odpowiedź — wtrącił Jellal. — Jeśli nie wrócisz do Lucy, ona chyba rozwiąże wszystkie twoje problemy. — Kończąc, uśmiechnął się złośliwie.

Równocześnie wstali z Mard Geerem. Wzięli tylko dokumenty ze swoich starych ubrań, a resztę rzucili do łazienki. Zanim zapłacili, poprosili, by jak najszybciej je stamtąd zabrać. Recepcjonistka chyba zrozumiała, bo wypluła gumę i wyszła na chwile do pokoju służbowego. Pożyczyli jeszcze przenośny odkurzacz i na szybko posprzątali auto, wydłubując z siedzeń ostatnie robaki. Potem ruszyli w stronę rezydencji.

Zeref pogłośnił lokalne radio. Odczekał chwilę, aż pojawiły się w stacji wiadomości.

"Makabryczne odkrycie. Morderstwo czy przedwczesna śmierć? Na to pytanie policja spróbuje odpowiedzieć w najbliższych dniach" — zaczął prezenter. — "Na skraju Crocus, w cichej i spokojnej okolicy dwójka młodych mężczyzn odkryła zwłoki. Zwłoki, które jak sie okazało, zajęły larwy. Nie wiadomo jeszcze jak długo ciało rozkładało się w mieszkaniu...".

Mard Geer wyłączył radio.

Dojechali do rezydencji. Na placu przed parkingiem czekała na niego Lucy, ubrana w prosty, czarny kombinezon i równie czarny welon. Loki nawet trzymał jej parasol o tym samym kolorze. Wysiedli z Mard Geerem i oddali kluczyki od samochodu Gajeelowi, który wyszarpał je i schował głęboko do kieszeni.

Zapadła długa, niezręczna cisza, w trakcie której wszyscy czekali, aż druga osoba się odezwie. Lucy uderzyła w końcu laską o chodnik i machnęła na Zerefa, aby wszedł za nią do środka.

Odwrócił się na moment, nim podążył za nią. Ściemniało się. Podejrzanie się ściemniało. Ciemność nie zapowiadała nadchodzącej nocy, a niebezpieczną burzę, która zmierzała znad wschodu. Wiatr stawał się coraz silniejszy, a pierwsze płaty śniegu zaczęły opadać z nieba.

Uciekł szybko do środka i zaryglował drzwi, licząc, że nie wyłączą prądu, a burza ominie ich. Jednak były to tylko pobożne życzenia, które chwile później przeistoczyły się w szalejący wiatr.

Pierwszy podmuch otworzył nieszczelne okno. Parę osób podbiegło do niego zaryglowało szybko, choć śnieg zdążył się już wedrzeć do środka. Zeref nawet nie myślał o zdejmowaniu płaszcza, tak samo reszta.

Poszli za Lucy, w stronę kuchni, a przynajmniej tak początkowo sądził, bo później zmienili kierunek. Zeszli do piwnic, do zamkniętych pomieszczeń na klucz, które w dawnych czasach służyły za cele więzienne dla nieposłusznych niewolników z czasów kolonializmu. Słyszał, że podobno praprapradziadek Lucy tak mocno ukochał sprowadzanie niewolników, że każdego roku skupował całe statki. Kobiety gwałcił każdej nocy w obecności mężów, dzieci przybijał do płotu, a mężczyzn kastrował. Późniejsze legendy głosiły, że gdzieś pod nową częścią rezydencji, wylaną przez prapradziadka Lucy spoczywały setki zwłok.

Nikt nie odważył się nigdy ich odszukać.

Jednak w piwnicach nadal było czuć odór śmierci. Krew wsiąkła głęboko w kamień i kiedy Zeref dotknął jednego z nich, wydawało mu się, że ten brudzi mu palce. W czterech ścianach zamarły krzyki, jęki i płacze, ale najgorsze były dzwoniące klucze. Echo odbijało dźwięk. Każdy kto znajdował się za tymi drzwiami, słyszał nadchodzącego oprawcę. Kulił się w kącie i czekał na to, co ma go spotkać. To dzwonienie odbijało się w uszach, męczyło, prawie bolało...

Lucy położyła dłoń na ramieniu Zerefa.

Nie chciałam się stać taka jak oni... — wyznała nagle. — Chciałam, żeby mógł ojciec przeżył i zapłacił za swoje zbrodnie w inny sposób, ale zabiłeś go.

Zabiłem, bo dobrze wiesz, co zrobił z Mavis... — wyrwało mu się.

Tak, słyszałam. — Pochyliła głowę ze wstydu. — Był potworem. I to od wielu lat. Jak on mógł? Przecież ona była młodsza ode mnie... Sama... — Złapała się za ramię i zadrżała. — Sama przez to zaczęłam się zastanawiać, czy i mnie dziwnie nie dotykał, ale Jude nie sadzał mnie nawet na swoje kolana. Brzydził się mną. Brzydził się moją matką. A ja brzydzę się nim jeszcze bardziej...

Co ty wiesz o obrzydzeniu? — wtrącił się teraz Mard Geer.

Waż na...

... słowa? — przerwał podirytowanemu Lokiemu. — Tak, muszę na nie ważyć, bo jestem nikim. Tutaj jednak wszyscy jesteśmy nikim. Nikt nas tutaj nie podsłucha, ale i nie uratuje.

Co masz na myśli? — spytała szybko Lucy, wychodząc przed Mard Geera. Spojrzała mu prosto w twarz.

Chodzi o to, że coraz więcej złego wychodzi na jaw. Kilka dni, a zdążyliśmy dowiedzieć się, że Jude był pedofilem, złodziejem, oszustem i gwałcicielem, a to tylko zbrodnie jednego człowieka.

Nadal nie rozumiem...

W zasadzie Zeref również nie pojmował, dokąd zmierza Mard Geer, ale cierpliwie czekał.

Chodzi o to, że w momencie, kiedy prawda wyjdzie na jaw, ty staniesz się jej ofiarą. Kiedy wyjdzie prawda o Acnologii, ty przegrasz. Kiedy poznają, jaka jest Layla, i ciebie obarczą winą. Bo nie pozwolę, by Zeref cierpiał. — Pokręcił głową. — Za dużo już przeżył.

A więc dlaczego pojechaliście do Mavis? — zdziwiła się.

Ponieważ kiedy prawda wyjdzie na jaw, ona wyzna, że to dziecko z gwałtu przyjechało do niej, nie córka Jude'a — dokończył z uśmiechem na twarzy. — Oto mi chodzi, myśl, Lucy. Dobrze wiesz, że odwrócę się od ciebie, kiedy będzie źle, tak jak przy tym pożarze, ale... — urwał na moment, a potem dokończył: — nikt nie stanie po twojej stronie, kiedy zrobi się źle. Zeref dobrze zrobił, zabijając Jude'a. Jednak to ty powinnaś podjąć taką decyzję. Nikt nie będzie zgadzał sie z twoimi postanowieniami, jeśli okażesz słabość.

Zeref zacisnął usta, nie pozwalając sobie na to, by w tym momencie się odezwać. Mard Geer już zbyt wiele zdradził, ale z tym "wiele" zgadzał się.

Lucy nie skomentowała wypowiedzi. Machnęła, żeby Loki w końcu otworzył jedne z drzwi. Pozwoliła, żeby Zeref wszedł do środka jako pierwszy, potem za nim podążyła. Drzwi zostawiła lekko uchylone.

Po środku ciemnego pokoju, do którego wpadała niewielka łuna światła z okienka nad nimi, leżał Jude. Okryty był białym prześcieradłem, nawet na twarzy i mimo że panował na dole chłód, to nadal dało się wyczuć swąd rozkładającego się ciała. Zeref zasłonił się szalikiem, Lucy nie zareagowała.

Sporo organów poszło do szpitala. Podobno już trzy osoby przeszły pomyślnie operację. — Uśmiechnęła się. — Wierzę w rację Mard Geera, ale i wierzę w swoje widzimisię. Jeśli się im nie postawię, wtedy będę słaba.

Zeref zacisnął pięść ze złości. Podszedł do ciała Jude i odsłonił jego twarz. Lucy zakręciło się w głowie. Podparła się o Lokiego na trzęsących się nogach. Jednak nie zemdlała tym razem, co Zeref uznał za niezwykły postęp.

Właśnie o tym mówię. Masz być silna, a mdlejesz na widok ciała własnego ojca, który nie dość, że gwałcił przez lata dziecko, traktował cię jak zero, w ogóle nie kochał, a na dodatek, tak jeszcze ci przypomnę, że... — Zeref zniżył głos — przez niego zostałaś porwana. Przez jego oszustwa.

Nie jestem potworem.

Happy zabiłaś bez żadnych wyrzutów — przypomniał jej, a wraz z tym odwrócił się i wyszedł, pozostawiając Lucy samą z Lokim. — Wracam do Magnolii — poinformował ją w ostatniej chwili.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!