ALEKSANDRA ROLAKA | Blog pisarski ~ historie autorskie i fanowskie
[HORROR, KOMEDIA] To księżyc cię zabije
[Pozory czasem mylą] Rozdział 68 Szefie
[One-shot Miraculous Lukanette] Droga ku miłości
[Pozory czasem mylą] Rozdział 67 Jestem zmęczony
LUCY
Jude strzepnął z siebie drobinki śniegu i
wszedł do pokoju. Wcisnął włącznik, próbując zapalić światło. Żarówka
zamigotała raz, a potem znów w pomieszczeniu zapanował mrok. Jude nadusił na
włącznik jeszcze raz i jeszcze, aż w końcu się poddał. Sięgnął do kieszeni po
telefon. Jego ręce trzęsły się, oczy nerwowo rozglądały po pokoju, a kiedy w
końcu chwycił komórkę, ta wyślizgnęła się spod jego palców i upadła z hukiem na
podłogę. Obudowa roztrzaskała się. Bateria wypadła ze środka i prześlizgnęła aż
pod kaloryfer.
Jude jęknął żałośnie.
[One-shot Miraculous Lukanette/Adrienette] Haute couture +18
[Pozory czasem mylą] Księga 3 "Awake and Alive" + OGŁOSZENIE
OGŁOSZENIE
[One-shot Fairy Tail Jerza] Wyruszymy w podróż razem
Erza przegładziła szkarłatne włosy i odłożyła szczotkę do włosów przed lustrem. Uśmiechnęła się niewinnie do odbicia, lecz we własnym uśmiechu dostrzegła smutek. Palcem musnęła cienkiej blizny na oku — była ledwo widoczna, rana dawno się zagoniła, ale ledwo wyczuwalna linia przypominała jej o Jellalu i więzach, jakie ich łączyły. Kiedy członkowie gildii żenili się, wychodzili za mąż, Erza tkwiła w jednym miejscu. Czesała włosy każdego dnia, czekając, lecz poranki przynosiły jedynie łzy, wieczory samotną noc. Mijały w nieustannym biegu, prześcigając się jak konie na wyścigu, by dowiedzieć się, że na końcu brakuje mety. Nikt nie wygra. Nikt nie przegra. Wyścig trwa do momentu, w którym koniec padną.
[Pozory czasem mylą] Rozdział 66 Kiedy wyjeżdżasz, to już nigdy nie wracaj
[BAEL] #34
ELIOT
Szpital zawsze przypominał jeden, wielki kocioł, ale w tym momencie już dawno z niego wykipiało. Woda lała się po bokach, zalewała całą kuchnię, naczynia, aż w końcu na samym dnie zostawała tylko skorupa z czego, co przypaliło się na dnie. Nie szło tego wyskrobać.
Eliot, rzecz jasna, nigdy nie doświadczył podobnej sytuacji, ale nie trudno mu było ją sobie wyobrazić, gdy przechodził przez zapchany korytarz. Ludzie leżeli przy ścianach, opatrywani przenośnymi nimi tubami, które były zdolne leczyć kończyny. Dzieci piszczały obejmowane przez zatroskanych rodziców, oddających kolej dla swych pociech.
Lekarz z sąsiedniego bloku wrócił z dyżuru. Dwie pielęgniarki szły za nim, trzymając na rękach niewiele naświetlacze soniczne. Mężczyzna stanął po środku korytarza. Był sporej budowy, wysoki, a rysy twarzy silne. Wyglądał na nieugiętego człowieka, który nie waha się dwa razy. Podejmuje decyzję i zgodnie z nią postępuje, prowadząc swoje działania według konkretnego planu.